piątek, 15 stycznia 2016

(98) 24. Odliczanie & Dziwna rozmowa

*Narrator*
Następnego dnia jako pierwsza obudziła się Laura. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na zegarek, który wskazywał dopiero 5:00, jednak nie czuła zmęczenia. Nie miała też siły leżeć bez ruchu na łóżku ukochanego, więc wstała nie chcąc go budzić szybko opuściła jego pokój. Już po chwili cicho pokonując schody znalazła się w kuchni. Nalała sobie trochę soku pomidorowego i wypiła zawartość szklanki jednym tchem. Odłożywszy szklankę do zmywarki spojrzała na świat przez okno. Momentalnie zapragnęła znaleźć się po drugiej stronie szyby więc wyszła przez szklane drzwi na końcu domu na taras, z którego skręcało się na basen. Usiadła na zimnych cementowych schodach podkulając nogi i splatając je rękami. Patrząc przed siebie myślała. Właściwie to o czym? Trudno jednoznacznie określić. Jej myśli wypełniało wiele rzeczy m.in. było to jej przyszłe dziecko oraz Ross. Tak naprawdę bała się powiedzieć mu, że jest w ciąży. Czemu? Sama nie wiedziała dlaczego, ale bała się, że chłopak przestraszy się odpowiedzialności i zwyczajnie ją zostawi. Mimo iż wiedziała, że Lynch nie jest taki to w głębi duszy ogromnie obawiała się jego reakcji. Odwlekała w czasie powiedzenie mu prawdy chociaż zdawała sobie sprawę, że nie jest to słuszne. Za każdym razem wymyślała coraz to nowy powód, przez który nie podzieliła się z ojcem jej dziecka tak ważną informacją. Tym ostatnim było to, iż nie chciała chłopaka dodatkowo stresować przed trasą koncertową. - „Już i tak ma dużo na głowie.” - Usprawiedliwiała swoje poczynania. Tak naprawdę nikt oprócz niej samej nie wiedział o przyszłym potomstwie, co bardzo jej ciążyło, bo chciała się komuś zwierzyć ze swoich obaw, problemów, ale nie wiedziała jak i z kim rozpocząć takową rozmowę. Wtem jakby za dotknięciem magicznej różdżki, poczuła przyjemne ciepło spadające na jej ramiona. Po chwili zreflektowała się, że owym ciepłem jest po prostu koc, którym ktoś ją przykrył. Szybko odwróciła głowę, by dostrzec swojego wybawiciela, którym okazała się być Stormie – mama Rossa. - Co tak sama siedzisz, Lau? - Zapytała kobieta siadając obok nastolatki.
- Nie mogę spać. - Powiedziała zatajając resztę prawdy.
- Laura, widzę, że coś cię od jakiegoś czasu gryzie. Możesz mi zaufać i się zwierzyć. Jeśli nie chcesz to nie powiem Rossowi o naszej rozmowie, nie musisz się o to bać. - Starała się przekonać nastolatkę.
- Sama nie wiem. - Zawahała się nie chcąc niepotrzebnie martwić kobiety.
- Lau, daj sobie pomóc. - Brnęła dalej w swoje przekonania. Laura poczuła, że ta nie odpuści. W głębi duszy cieszyło ją zmartwienie mamy jej chłopaka i czuła, że nie wytrzyma trzymając tego dłużej w sobie. Postanowiła więc zwierzyć się kobiecie ze wszystkiego.
- Ja... - Zaczęła, jednak zawahała się przez chwilę. - Jestem w ciąży. - Powiedziała szybko niczym karabin maszynowi. - Nikt o tym nie wie, nawet Ross. Ja... nie wytrzymuję dłużej ukrywając to. - Wydusiła spuszczając głowę jednocześnie ukrywając ją w dłoniach. Starsza blondynka spojrzała na jej zasłoniętą twarz nie mając pojęcia co może powiedzieć. Szybko przeanalizowała słowo po słowie wydobyte przed z chwilą z ust nastolatki nie wiedząc co z tą wiedzą zrobić. Była w szoku, tak wielkim, że czuła jak paraliż przeszywa całe jej ciało. Uznała, że w tej sytuacji najlepsze będzie milczenie.
- Który to miesiąc, tydzień? - Rzekła w końcu, a dziewczyna na te słowa podniosła głowę i spojrzała brązowookiej w oczy.
- Trzeci tydzień. - Powiedziała z ewidentnymi łzami w oczach.
- Będę babcią. - Powiedziała rozanielona chcąc podnieść dziewczynę na duchu. - Powinnaś powiedzieć o tym Rossowi. - Dokończyła przytulając nastolatkę. - I swoim rodzicom rzecz jasna. - Dodała szybko dla pewności. Laura zdziwiona jej gestem przytuliła się do niej, jednakże dopiero po chwili. Momentalnie poprawił jej się humor, bo wiedziała, że ma na kogo liczyć.
- Dziękuję, że mnie pani wysłuchała. - Powiedziała uśmiechając się do niej.
- Nie ma sprawy, w końcu Ross cię bardzo kocha, a więc jesteś dla nas jak rodzina. - Rzekła czyniąc to samo co jej przedmówczyni.
- To ja może pójdę na górę. - Wyszeptała nieśmiało.
- Jasne, idź. - Odpowiedziała odsuwając się by nastolatka mogła spokojnie przejść. Dziewczyna podniosła się i otulając kocem weszła z powrotem do rezydencji. Powoli stąpając po podłodze weszła na piętro, a stamtąd weszła do pokoju przedostatniego Lyncha. Powoli podeszła do łóżka chłopaka i stanęła przy jego krawędzi poprawiając poduszkę.
- Gdzie byłaś? - Zapytał Ross mając początkowo zamknięte oczy. Przestraszyło to nastolatkę, gdyż myślała, że chłopak jeszcze śpi.
- Poszłam się napić. - Odpowiedziała po czym uśmiechnęła się chcąc uwiarygodnić swoją wersję zdarzeń. Ten tylko podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na nią zaspanymi oczami. Dopiero teraz oboje zreflektowali się, że jest zaledwie 5:45. Chłopak przez chwilę milczał, aż nagle złapał ją za dłonie i pociągnął w swoją stronę, a gdy znajdowała się już wystarczająco blisko objął ją szybko w talii i przerzucił delikatnie na łóżko tak, że po chwili znajdował się nad nią podpierając swoje ciało rękami. Dziewczyna patrzyła na niego z iskierkami w oczach. Nikomu z nich nie chciało się spać. Wręcz przeciwnie, byli rozbudzeni samym patrzeniem na siebie.
- Kocham cię. - Powiedział zbliżają twarz do ukochanej.
- Ja ciebie też kocham. - Odpowiedziała i pocałowała usta chłopaka. Ten jedną ręką odgarnął kosmyk włosów, który opadł szatynce na lewe oko, a drugą podpierał się przemieszczając ciężar ciała na lewą rękę. Laura z kolei lekko się podniosła i pocałowała chłopaka, co ten rzecz jasna odwzajemnił.

<Kilka godzin później>
Rodzina Lynch oraz Ratliff i Laura jedli obiad śmiejąc się przy tym i żartując. Rozmawiali głównie o trasie, ale nie obyło się też bez drobnych dygresji. Pani Lynch tym razem zrobiła kurczaka z pure i brokułami. Każdy nałożył sobie po garści, jednak Laura za dyskretną namową Stormie nałożyła sobie więcej warzyw, gdyż jak wiadomo wpływa to lepiej na rozwój dziecka. Nastolatka w końcu czuła się dobrze, nie bała się. Po rozmowie ze starszą, doświadczoną kobietą wiedziała, że ma na kim polegać i nie jest sama w tym wszystkim. Po skończonym posiłku Ross porwał swoją wybrankę za rękę i zaprowadził do własnego pokoju. Tam para usiadła na łóżku i przytulili się do siebie. - Ross... - Zaczęła nieśmiało nastolatka.
- Tak? - Zapytał spoglądając na nią.
- Chciałbyś mieć ze mną dzieci? - Wypaliła nagle nie przemyślawszy tego.
- Lau, oczywiście, że tak, ale jeszcze młodzi jesteśmy. Mamy dużo czasu. Kiedyś w przyszłości, kto wie, może będziemy mieli kilkanaście małych potomków. A czemu pytasz? - Mówił nie zdając sobie sprawy, iż tymi słowami rani swą ukochaną. Gdyby wiedział jaka jest prawda nigdy nie poszczyciłby się na takie słowa.
- A nic. Tak jakoś mnie wzięło. - Powiedziała czując smutek, jednak uśmiechnęła się by ukryć przed chłopakiem ból. Chciała wykrzyczeć w tej chwili, że jest w ciąży, że blondyn będzie ojcem, ale coś jej na to nie pozwalało. Jakaś wewnętrzna siła jakby trzymała ją za gardło i zabraniała zabrać głos, wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. Dziewczyna jednak nic nie zrobiła poza przytuleniem się do ukochanego. Wtuliła głowę w jego tors i cicho, bezgłośnie zaszlochała, jednak po chwili otarła łzy, tak że nie było po nich jakiegokolwiek śladu.


<Kilka dni później>
Ostatni dzień wolności, jutro początek trasy. Dzisiaj był wyjątkowo zabiegany dzień. Ostatnie pakowanie, ćwiczenia oraz wiele, wiele innych. I dla samej Laury ten dzień był bardzo stresujący. Ross zaproponował jej, aby poszli do kina tego ostatniego dnia przed wyjazdem, jednak dziewczyna odmówiła mówiąc, że musi załatwić bardzo ważną sprawę. Umówili się więc na następny dzień tuż przed wyjazdem. Młoda Marano opowiedziała o ciąży swojej rodzinie. Ci, ku jej zdziwieniu, zaczęli jest gratulować i cieszyć się z kolejnego dziedzica. - „Więc został tylko Ross.” - Przeszło szatynce przez myśl po konfrontacji z rodzicami i siostrą. - „I jego rodzina, rzecz jasna.” - Sprostowała po chwili. Dzisiaj była umówiona z lekarzem, aby zrobić badania kontrolne i sprawdzić czy ciąża rozwija się prawidłowo. Zabrała ze sobą Vanessę, która bardzo chciała dotrzymać jej towarzystwa. Siostry już o 11:50 znalazły się pod gabinetem. Po chwili zjawił się również lekarz. Laura kazała starszej siostrze poczekać, a sama weszła do pomieszczenia wraz z lekarzem.
- Proszę się położyć i podwinąć bluzkę. - Poprosił lekarz, a 19-latka szybko wykonała polecenie. Ten posmarował jej brzuch przezroczystą gęstą substancją i przejechał po skórze rączką od maszyny USG. Z zaciekawieniem i w milczeniu spoglądał w monitor patrząc co się na nim wyświetla. Po chwili skończył myjąc rączkę i dając nastolatce papier, aby wytarła swój brzuch. Ta uczyniła to po czym usiadła zrzucając nogi z łóżka.
- I jak, panie doktorze? - Zapytała w końcu czując, że cisza panująca w gabinecie jest wręcz nie do zniesienia.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pani ciąży nic nie zagraża. - Odpowiedział zapisując dane w papierach.
- Czy ja mogę prosić o zdjęcia z USG? - Zapytała nieśmiała podchodząc do biurka lekarza.
- Oczywiście, proszę chwilę poczekać. - Powiedział i wyszedł na chwilę z gabinetu. Wrócił po kilku minutach ze wspomnianymi zdjęciami. - Oto pani syn. - Dodał wręczając jej fotografie.
- Syn? Ojciec dziecka bardzo się ucieszy. - Rzekła zadowolona. - I ja też. - Dodała szybko i schowała zdjęcia do torebki. - Panie doktorze? - Zapytała przypominając sobie o istotnej sprawie. - Czy mogę jutro jechać z moim chłopakiem w trasę? Nie zaszkodzi to dziecku? - Zapytała.
- Nie widzę przeciwwskazań. - Powiedział po chwili zastanowienia. - Tylko proszę na siebie uważać, nie przemęczać się i ograniczać. - Dokończył naprędce.
- Dobrze, czy to już wszystko?
- Tak, może pani iść, gdyby się coś działo proszę dzwonić.
- Dobrze, do widzenia.

- Do widzenia. - Nastolatka szybko zniknęła za drzwiami pomieszczenia witając się z siostrą. Opowiedziała jej o wszystkim i ruszyły w stronę domu. Laura będąc już w pokoju sprawdziła czy spakowała wszystko co najistotniejsze. Dołożyła tylko paszport z biletem do Włoch, a konkretniej Rzymu, bo tam R5 rozpoczynało swoją europejską trasę, oraz swoją ulubioną książkę, do której włożyła zdjęcia z USG. Oprócz tego w torbie podręcznej znalazł się też telefon, portfel, słuchawki z MP4, chusteczki i kilka innych podręcznych gadżetów. Tego dnia Laura zdążyła jeszcze spotkać się z Rossem i pójść z nim na spacer. Pożegnali się długim pocałunkiem i uściskiem. Nastolatka ok. 21 umyta i przebrana w piżamę weszła pod kołdrę upewniając się czy ustawiła budzik. Położyła głowę na poduszce i momentalnie zasnęła, gdyż następnego dnia trzeba było wstać o 4:00.
************
Jest i on. Nówka sztuka rozdział. Jak wam się podoba? Nie zawiodłam was? Następny nie wiem kiedy się pojawi, ale to dlatego, że muszę nadrobić zaległości z następnymi rozdziałami. Komentujcie śmiało i wyrażajcie swoje opinie.
Madame Lynch