*Narrator*
Następnego dnia jako pierwsza obudziła
się Laura. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na zegarek, który
wskazywał dopiero 5:00, jednak nie czuła zmęczenia. Nie miała też
siły leżeć bez ruchu na łóżku ukochanego, więc wstała nie
chcąc go budzić szybko opuściła jego pokój. Już po chwili
cicho pokonując schody znalazła się w kuchni. Nalała sobie trochę
soku pomidorowego i wypiła zawartość szklanki jednym tchem.
Odłożywszy szklankę do zmywarki spojrzała na świat przez okno.
Momentalnie zapragnęła znaleźć się po drugiej stronie szyby więc
wyszła przez szklane drzwi na końcu domu na taras, z którego
skręcało się na basen. Usiadła na zimnych cementowych schodach
podkulając nogi i splatając je rękami. Patrząc przed siebie
myślała. Właściwie to o czym? Trudno jednoznacznie określić.
Jej myśli wypełniało wiele rzeczy m.in. było to jej przyszłe
dziecko oraz Ross. Tak naprawdę bała się powiedzieć mu, że jest
w ciąży. Czemu? Sama nie wiedziała dlaczego, ale bała się, że
chłopak przestraszy się odpowiedzialności i zwyczajnie ją
zostawi. Mimo iż wiedziała, że Lynch nie jest taki to w głębi
duszy ogromnie obawiała się jego reakcji. Odwlekała w czasie
powiedzenie mu prawdy chociaż zdawała sobie sprawę, że nie jest
to słuszne. Za każdym razem wymyślała coraz to nowy powód, przez
który nie podzieliła się z ojcem jej dziecka tak ważną
informacją. Tym ostatnim było to, iż nie chciała chłopaka
dodatkowo stresować przed trasą koncertową. - „Już i tak ma
dużo na głowie.” - Usprawiedliwiała swoje poczynania. Tak
naprawdę nikt oprócz niej samej nie wiedział o przyszłym
potomstwie, co bardzo jej ciążyło, bo chciała się komuś
zwierzyć ze swoich obaw, problemów, ale nie wiedziała jak i z kim
rozpocząć takową rozmowę. Wtem jakby za dotknięciem magicznej
różdżki, poczuła przyjemne ciepło spadające na jej ramiona. Po
chwili zreflektowała się, że owym ciepłem jest po prostu koc,
którym ktoś ją przykrył. Szybko odwróciła głowę, by dostrzec
swojego wybawiciela, którym okazała się być Stormie – mama
Rossa. - Co tak sama siedzisz, Lau? - Zapytała kobieta siadając
obok nastolatki.
- Nie mogę spać. - Powiedziała
zatajając resztę prawdy.
- Laura, widzę, że coś cię od
jakiegoś czasu gryzie. Możesz mi zaufać i się zwierzyć. Jeśli
nie chcesz to nie powiem Rossowi o naszej rozmowie, nie musisz się o
to bać. - Starała się przekonać nastolatkę.
- Sama nie wiem. - Zawahała się nie
chcąc niepotrzebnie martwić kobiety.
- Lau, daj sobie pomóc. - Brnęła
dalej w swoje przekonania. Laura poczuła, że ta nie odpuści. W
głębi duszy cieszyło ją zmartwienie mamy jej chłopaka i czuła,
że nie wytrzyma trzymając tego dłużej w sobie. Postanowiła więc
zwierzyć się kobiecie ze wszystkiego.
- Ja... - Zaczęła, jednak zawahała
się przez chwilę. - Jestem w ciąży. - Powiedziała szybko niczym
karabin maszynowi. - Nikt o tym nie wie, nawet Ross. Ja... nie
wytrzymuję dłużej ukrywając to. - Wydusiła spuszczając głowę
jednocześnie ukrywając ją w dłoniach. Starsza blondynka spojrzała
na jej zasłoniętą twarz nie mając pojęcia co może powiedzieć.
Szybko przeanalizowała słowo po słowie wydobyte przed z chwilą z
ust nastolatki nie wiedząc co z tą wiedzą zrobić. Była w szoku,
tak wielkim, że czuła jak paraliż przeszywa całe jej ciało.
Uznała, że w tej sytuacji najlepsze będzie milczenie.
- Który to miesiąc, tydzień? -
Rzekła w końcu, a dziewczyna na te słowa podniosła głowę i
spojrzała brązowookiej w oczy.
- Trzeci tydzień. - Powiedziała z
ewidentnymi łzami w oczach.
- Będę babcią. - Powiedziała
rozanielona chcąc podnieść dziewczynę na duchu. - Powinnaś
powiedzieć o tym Rossowi. - Dokończyła przytulając nastolatkę. -
I swoim rodzicom rzecz jasna. - Dodała szybko dla pewności. Laura
zdziwiona jej gestem przytuliła się do niej, jednakże dopiero po
chwili. Momentalnie poprawił jej się humor, bo wiedziała, że ma
na kogo liczyć.
- Dziękuję, że mnie pani wysłuchała.
- Powiedziała uśmiechając się do niej.
- Nie ma sprawy, w końcu Ross cię
bardzo kocha, a więc jesteś dla nas jak rodzina. - Rzekła czyniąc
to samo co jej przedmówczyni.
- To ja może pójdę na górę. -
Wyszeptała nieśmiało.
- Jasne, idź. - Odpowiedziała
odsuwając się by nastolatka mogła spokojnie przejść. Dziewczyna
podniosła się i otulając kocem weszła z powrotem do rezydencji.
Powoli stąpając po podłodze weszła na piętro, a stamtąd weszła
do pokoju przedostatniego Lyncha. Powoli podeszła do łóżka
chłopaka i stanęła przy jego krawędzi poprawiając poduszkę.
- Gdzie byłaś? - Zapytał Ross mając
początkowo zamknięte oczy. Przestraszyło to nastolatkę, gdyż
myślała, że chłopak jeszcze śpi.
- Poszłam się napić. - Odpowiedziała
po czym uśmiechnęła się chcąc uwiarygodnić swoją wersję
zdarzeń. Ten tylko podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał
na nią zaspanymi oczami. Dopiero teraz oboje zreflektowali się, że
jest zaledwie 5:45. Chłopak przez chwilę milczał, aż nagle złapał
ją za dłonie i pociągnął w swoją stronę, a gdy znajdowała się
już wystarczająco blisko objął ją szybko w talii i przerzucił
delikatnie na łóżko tak, że po chwili znajdował się nad nią
podpierając swoje ciało rękami. Dziewczyna patrzyła na niego z
iskierkami w oczach. Nikomu z nich nie chciało się spać. Wręcz
przeciwnie, byli rozbudzeni samym patrzeniem na siebie.
- Kocham cię. - Powiedział zbliżają
twarz do ukochanej.
- Ja ciebie też kocham. -
Odpowiedziała i pocałowała usta chłopaka. Ten jedną ręką
odgarnął kosmyk włosów, który opadł szatynce na lewe oko, a
drugą podpierał się przemieszczając ciężar ciała na lewą rękę.
Laura z kolei lekko się podniosła i pocałowała chłopaka, co ten
rzecz jasna odwzajemnił.
<Kilka godzin później>
Rodzina Lynch oraz Ratliff i Laura
jedli obiad śmiejąc się przy tym i żartując. Rozmawiali głównie
o trasie, ale nie obyło się też bez drobnych dygresji. Pani Lynch
tym razem zrobiła kurczaka z pure i brokułami. Każdy nałożył
sobie po garści, jednak Laura za dyskretną namową Stormie nałożyła
sobie więcej warzyw, gdyż jak wiadomo wpływa to lepiej na rozwój
dziecka. Nastolatka w końcu czuła się dobrze, nie bała się. Po
rozmowie ze starszą, doświadczoną kobietą wiedziała, że ma na
kim polegać i nie jest sama w tym wszystkim. Po skończonym posiłku
Ross porwał swoją wybrankę za rękę i zaprowadził do własnego
pokoju. Tam para usiadła na łóżku i przytulili się do siebie. -
Ross... - Zaczęła nieśmiało nastolatka.
- Tak? - Zapytał spoglądając na nią.
- Chciałbyś mieć ze mną dzieci? -
Wypaliła nagle nie przemyślawszy tego.
- Lau, oczywiście, że tak, ale
jeszcze młodzi jesteśmy. Mamy dużo czasu. Kiedyś w przyszłości,
kto wie, może będziemy mieli kilkanaście małych potomków. A
czemu pytasz? - Mówił nie zdając sobie sprawy, iż tymi słowami
rani swą ukochaną. Gdyby wiedział jaka jest prawda nigdy nie
poszczyciłby się na takie słowa.
- A nic. Tak jakoś mnie wzięło. -
Powiedziała czując smutek, jednak uśmiechnęła się by ukryć
przed chłopakiem ból. Chciała wykrzyczeć w tej chwili, że jest w
ciąży, że blondyn będzie ojcem, ale coś jej na to nie pozwalało.
Jakaś wewnętrzna siła jakby trzymała ją za gardło i zabraniała
zabrać głos, wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo. Dziewczyna
jednak nic nie zrobiła poza przytuleniem się do ukochanego.
Wtuliła głowę w jego tors i cicho, bezgłośnie zaszlochała,
jednak po chwili otarła łzy, tak że nie było po nich jakiegokolwiek
śladu.
<Kilka dni później>
Ostatni dzień wolności, jutro
początek trasy. Dzisiaj był wyjątkowo zabiegany dzień. Ostatnie
pakowanie, ćwiczenia oraz wiele, wiele innych. I dla samej Laury ten
dzień był bardzo stresujący. Ross zaproponował jej, aby poszli do
kina tego ostatniego dnia przed wyjazdem, jednak dziewczyna odmówiła
mówiąc, że musi załatwić bardzo ważną sprawę. Umówili się więc na następny dzień tuż przed wyjazdem.
Młoda Marano opowiedziała o ciąży swojej rodzinie. Ci, ku jej
zdziwieniu, zaczęli jest gratulować i cieszyć się z kolejnego
dziedzica. - „Więc został tylko Ross.” - Przeszło szatynce
przez myśl po konfrontacji z rodzicami i siostrą. - „I jego
rodzina, rzecz jasna.” - Sprostowała po chwili. Dzisiaj była
umówiona z lekarzem, aby zrobić badania kontrolne i sprawdzić czy
ciąża rozwija się prawidłowo. Zabrała ze sobą Vanessę, która
bardzo chciała dotrzymać jej towarzystwa. Siostry już o 11:50
znalazły się pod gabinetem. Po chwili zjawił się również
lekarz. Laura kazała starszej siostrze poczekać, a sama weszła do
pomieszczenia wraz z lekarzem.
- Proszę się położyć i podwinąć
bluzkę. - Poprosił lekarz, a 19-latka szybko wykonała polecenie.
Ten posmarował jej brzuch przezroczystą gęstą substancją i
przejechał po skórze rączką od maszyny USG. Z zaciekawieniem i w
milczeniu spoglądał w monitor patrząc co się na nim wyświetla.
Po chwili skończył myjąc rączkę i dając nastolatce papier, aby
wytarła swój brzuch. Ta uczyniła to po czym usiadła zrzucając
nogi z łóżka.
- I jak, panie doktorze? - Zapytała w
końcu czując, że cisza panująca w gabinecie jest wręcz nie do
zniesienia.
- Wszystko jest w jak najlepszym
porządku. Pani ciąży nic nie zagraża. - Odpowiedział zapisując
dane w papierach.
- Czy ja mogę prosić o zdjęcia z USG? - Zapytała nieśmiała podchodząc do biurka lekarza.
- Oczywiście, proszę chwilę
poczekać. - Powiedział i wyszedł na chwilę z gabinetu. Wrócił
po kilku minutach ze wspomnianymi zdjęciami. - Oto pani syn. - Dodał
wręczając jej fotografie.
- Syn? Ojciec dziecka bardzo się
ucieszy. - Rzekła zadowolona. - I ja też. - Dodała szybko i
schowała zdjęcia do torebki. - Panie doktorze? - Zapytała
przypominając sobie o istotnej sprawie. - Czy mogę jutro jechać z
moim chłopakiem w trasę? Nie zaszkodzi to dziecku? - Zapytała.
- Nie widzę przeciwwskazań. -
Powiedział po chwili zastanowienia. - Tylko proszę na siebie
uważać, nie przemęczać się i ograniczać. - Dokończył naprędce.
- Dobrze, czy to już wszystko?
- Tak, może pani iść, gdyby się coś
działo proszę dzwonić.
- Dobrze, do widzenia.
- Do widzenia. - Nastolatka szybko
zniknęła za drzwiami pomieszczenia witając się z siostrą.
Opowiedziała jej o wszystkim i ruszyły w stronę domu. Laura będąc
już w pokoju sprawdziła czy spakowała wszystko co najistotniejsze.
Dołożyła tylko paszport z biletem do Włoch, a konkretniej Rzymu,
bo tam R5 rozpoczynało swoją europejską trasę, oraz swoją
ulubioną książkę, do której włożyła zdjęcia z USG. Oprócz
tego w torbie podręcznej znalazł się też telefon, portfel,
słuchawki z MP4, chusteczki i kilka innych podręcznych gadżetów.
Tego dnia Laura zdążyła jeszcze spotkać się z Rossem i pójść
z nim na spacer. Pożegnali się długim pocałunkiem i uściskiem.
Nastolatka ok. 21 umyta i przebrana w piżamę weszła pod kołdrę
upewniając się czy ustawiła budzik. Położyła głowę na
poduszce i momentalnie zasnęła, gdyż następnego dnia trzeba było
wstać o 4:00.
************
Jest i on. Nówka sztuka rozdział. Jak wam się podoba? Nie zawiodłam was? Następny nie wiem kiedy się pojawi, ale to dlatego, że muszę nadrobić zaległości z następnymi rozdziałami. Komentujcie śmiało i wyrażajcie swoje opinie.
Jest i on. Nówka sztuka rozdział. Jak wam się podoba? Nie zawiodłam was? Następny nie wiem kiedy się pojawi, ale to dlatego, że muszę nadrobić zaległości z następnymi rozdziałami. Komentujcie śmiało i wyrażajcie swoje opinie.
Madame Lynch