środa, 30 grudnia 2015

(97) 23. Przygotowania & Plany

<Trzy tygodnie później>
*Narrator*
Został jeszcze tylko jeden tydzień do trasy R5. Mimo to przygotowania szły w zaparte. Codzienne próby, telefony to tylko namiastka tego co działo się od kilku dni. Życie rodziny Lynch było od 21 dni podporządkowane tylko i wyłącznie trasie. Ciągle jakieś poprawki, dopiski, plany. Temu wszystkiemu nie było widać końca. I dzisiaj R5 od rana ćwiczyli w garażu piosenki, które planowali zaśpiewać podczas trasy. W pewnej chwili do zespołu dołączyła Laura, która nie chcąc im przeszkadzać usiadła na nieużywanym pudle wzmacniającym i przysłuchiwała się słowom, które właśnie wydobywały się z ust jej ukochanego. - You're looking right in my eyes,
And I know that you're lying
When you say that you're mine
And there's no body else.
But even when we fight,
I can't stop from loving you. - Zaśpiewał patrząc jej głęboko w oczy. W tej chwili świat kompletnie przestał istnieć. Widział tylko ją siedzącą na wprost niego ubraną w piękną zwiewną kwiecistą sukienkę, długi biały sweter z dużymi kieszeniami oraz trampki w tym samym kolorze. Patrzyła na niego tymi, według niego, pięknymi brązowymi jak czekolada oczami. Kochał w nie patrzeć, gdyż widział w nich olbrzymią miłość jaką darzyła go ukochana. Po tej piosence akurat mieli przerwę, więc po ostatnim wersie muzyka ucichła, a każdy przywitał się z Laurą.
- Za tydzień trasa, denerwujesz się? - Zapytała Laura siadając ukochanemu na kolana, oplatając w tym samym czasie ręce wokół jego szyi.
- Nie, coś ty? Kocham występować, więc zero stresu. - Rzekł pewnie i zbliżył się do ukochanej. W garażu nikogo nie było, więc czuli się bardziej komfortowo.
- Dziękuję, że mogę z tobą jechać. - Powiedziała uśmiechając się, co chłopak błyskawicznie odwzajemnił.
- To ja dziękuję, że będę miał wszystkie najważniejsze dla mnie osoby tuż obok siebie. - Mówił po czym złożył na jej ustach delikatny acz namiętny pocałunek.
- Kocham cię, Rossy. - Powiedziała.
- Kocham cię, Lu. - Patrzyli sobie głęboko w oczy. Mogliby tak trwać w nieskończoność, jednak wszystko co dobre i piękne kiedyś niestety musi dobiec końca. I tak było i tym razem. Laura słysząc zbliżające się kroki wstała z kolan ukochanego i usiadła na swoim wcześniejszym miejscu. Ten z kolei podszedł do mikrofonu zakładając na ramię gitarę i wyczekiwał pozostałych członków zespołu. Ci pojawili się dosłownie po kilku sekundach. Wszyscy zajęli swoje miejsca i zaczęli grać bardzo energicznie. Ross cały czas patrzył Laurze w oczy. Za każdym razem gdy to robił czuł, że jest w stanie zrobić wszystko. Ta miłość ogromnie uskrzydlała zarówno jego jak i ją.
- Rocky, co ty robisz?! Graj na akordach do „Smile”, a nie „One Last Dance”!!! - Wygarnął Riker młodszemu bratu.
- Człowieku nie bulwersuj się tak. Jeden akord mi się pomylił, a ty od razu pretensje!!! - Wściekł się szatyn.
- Ej, Riker, Rocky spokojnie! Po prostu zagrajmy to jeszcze raz i tyle, a nie robicie niepotrzebną spinę. - Uspokajał ich Ross czując rozgoryczenie zaistniałą sytuacją.
- Ross ma rację, pokażcie, że jesteście dorośli, a nie zachowujecie się jak dzieci. - Przyznała rację blondynowi jego starsza siostra – Rydel wstydząc się przed przyjaciółką za braci.
- No dobra, przepraszam. - Powiedział nieśmiało najstarszy wyciągając do długowłosego rękę.
- Ja też przepraszam. - Odpowiedział ściskając dłoń brata na zgodę. Zespół po chwili skupił się na graniu i śpiewaniu zupełnie zapominając o wcześniejszym niekomfortowym wydarzeniu. Grali do południa, a po próbie każdy poszedł coś załatwić. Rydel udała się z Ellingtonem na zakupy, Rocky i Riker pojechali do kina, a Ryland z kolei pojechał do kolegi. Nawet rodzice rodzeństwa wybrali się na randkę do wykwintnej restauracji. Ross, korzystając z nieobecności rodziny, postanowił wraz z Laurą, że zostaną u niego w domu. Para już po chwili znalazła się w salonie i usiedli na kanapie przed 50 calowym telewizorem. Wybrali film „Zakochani w Paryżu”. Laura ustawiała seans w czasie gdy młody Lynch robił w kuchni popcorn.
- Kochanie, co chcesz do picia? - Krzyknął blondyn z kuchni.
- Sok pomarańczowy! - Odkrzyknęła szatynka siedząc już na sofie. Z fotela obok zgarnęła koc i przykryła się nim chcąc zakryć swoje ciało. Sama nie wiedziała czemu, ale odkąd dowiedziała się, że jest w ciąży starała się jak najbardziej zakryć swój brzuch. Czuła, że wszyscy patrzą na, jej zdaniem, coraz większy brzuch, a przecież w prawie 1 miesiącu nic nie było widać. Ross już po chwili powrócił do ukochanej z tacką, na której ustawił dwie miski z popcornem i dwie szklanki soku pomarańczowego.
- Zimno ci? - Zapytał troskliwie, odstawiając tackę i siadając obok dziewczyny.
- Nie, tak tylko się przykryłam. - Sprostowała uśmiechając się przy tym po czym położyła chłopakowi na ramieniu głowę, a ten objął ją silną ręką. Oboje poczuli się jak w niebie. Blondyn włączył film i po chwili oboje wgłębili się w puszczony seans zapominając o bożym świecie.
*Ross*
Po skończonym filmie dostrzegłem, że Lau zasnęła w moich ramionach. Powoli więc wstałem i biorąc ją na ręce ostrożnie udałem się z nią w kierunku mojego pokoju. Tam ułożyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą po czym zamknąłem drzwi i zszedłem do salonu. Tam posprzątałem i zaniosłem wszystko do kuchni. Szybko pozmywałem i wróciłem do pomieszczenia z telewizorem. Zająłem wygodne miejsce na kanapie i włączyłem TV. Akurat załapałem się na jakiś film, więc oglądałem go bez większych emocji, gdyż nic innego mnie nie zaciekawiło. Patrząc w zmieniające się obrazy w telewizorze jakoś wzięło mnie na refleksje. Zastanawiało mnie co by się stało gdybym właściwie nie zamieszkał w LA. Nie zagrałbym w A&A przez co nie byłbym sławny, nie poznałbym tych ludzi co teraz, nie zaszedłbym tak daleko i – co najważniejsze – nie poznałbym Laury. Mojej kochanej Lau, dla której jestem w stanie oddać wszystko, nawet życie. Zdecydowanie moje życie byłoby o wiele gorsze niż teraz. Kto wie, czy nie stoczyłbym się psychicznie albo, co gorsze, nie poznałbym jakiegoś złego towarzystwa, które przeciągnęłoby mnie na złą stronę. Ewidentnie Laura pomogła mi uwierzyć w miłość na wieki i uczyniła mój świat piękniejszym. Jest tą jedyną, z którą chciałbym być do końca mych dni. Chcę dzielić z nią każdy dzień, każdą godzinę, minutę, sekundę mojego życia. Chcę widzieć jak dorastają nasze dzieci, słuchać jak opowiadają o pierwszych miłościach, pocałunkach, randkach. Chcę dzielić się z nimi cząstką siebie. Miłość moja i Laury jest na tyle silna, że wierzę, iż na bank przetrwa jeszcze wieki. Spotkaliśmy na swej drodze już tyle przeszkód, murów, ale mimo wszystko zawsze wychodziliśmy w tego cało, choć czasem po dłuższym czasie, ale za każdym razem silniejsi i mądrzejsi kochając się coraz bardziej. Gdy na nią parzę wiem, że jest najlepszym co mnie w życiu spotkało i nie wyobrażam sobie żeby miało jej pewnego dnia zabraknąć. Chcę by była ze mną do śmierci, a nawet dłużej, najlepiej całą wieczność. Wiem, że to właśnie ona jest moją pierwszą, a zarazem ostatnią prawdziwą i szczerą miłością.
Moje przemyślenia przerwała owa pięknooka szatynka, która jakby na zawołanie pojawiła się na schodach niedaleko mnie i patrzyła swoim ślicznymi ślepiami na mnie w zupełnej ciszy. - Ross... - Zaczęła nieśmiało, a ja zerwałem się z kanapy i powoli podchodziłem do niej. - Mogę u ciebie dzisiaj zanocować? - Zapytała tonem jakby zapytała o najgorszą rzecz.
- Jasne, kochanie. - Powiedziałem będąc już tuż obok niej po czym pocałowałem ją w czoło. - Przynieść ci z domu jakieś rzeczy? - Zapytałem.
- Jakbyś mógł. - Poprosiła. - Jakąś piżamę, kosmetyki, ciuchy na jutro itd. - Powiedziała wręczając mi klucze do swojego mieszkania.
- Dobrze, kotku, a ty lepiej idź się umyć, bo widzę, że zmęczona jesteś, a ja za chwilkę przyjdę. - Rzekłem schodząc po stopniach.
- Dobrze, tylko wracaj szybko. - Odpowiedziała po chwili znikając za ścianą. Po chwili opuściłem moją rezydencję i po chwili znalazłem się po drugiej stronie mało ruchliwej dziś ulicy. Włożyłem odpowiedni klucz do zamka i przekręciłem go. Po chwili znalazłem się w środku.
- Dzień dobry. - Powiedziałem widząc panią Ellen schodzącą po schodach.
- Witaj Ross, a gdzie Laura? - Zapytała stojąc już na wprost mnie.
- U mnie. Dzisiaj u mnie nocuje, oczywiście jeśli nie mają państwo nic przeciwko.
- Ależ nie ma problemu. - Powiedziała uśmiechając się.
- Dobrze, dziękuję. To ja wezmę tylko jej rzeczy i już mnie nie ma. - Powiedziałem wymijając rodzicielkę mojej dziewczyny i udałem się na górę. Już po chwili znalazłem się w pokoju ukochanej i spakowałem do torby z szafy potrzebne jej rzeczy. Zamknąłem torbę rozglądając się czy aby na pewno wszystko zabrałem. Gdy upewniłem się, że mam wszystko wyszedłem z pokoju i krzycząc krótkie „Do widzenia!” opuściłem dom. Po chwili znalazłem się z powrotem w mojej willi. Wszedłem na piętro gdzie znajdowała się łazienka i zapukałem.
- Proszę. - Usłyszałem cichy, niemal nie słyszalny głos. Nacisnąłem klamkę i po chwili znalazłem się w pomieszczeniu. Zobaczyłem tam Laurę, która w szlafroku, należącym do niej (kiedyś go zostawiła) stała przed lustrem i suszyła swoje mokre włosy ręcznikiem. Gdy tylko dostrzegła mnie w lustrze uśmiechnęła się do mnie. Postawiłem torbę z jej własnością przy drzwiach zamykając je wcześniej po czym zacząłem się do niej zbliżać. Kiedy byłem już wystarczająco blisko zsunąłem lekko
szlafrok z jej prawego ramienia i złożyłem na jej delikatnej i ciepłej jeszcze szyi pocałunek. Laura od razu po tym odchyliła lekko głowę bym mógł czynić to dalej. Tak też zrobiłem. Już po chwili całowałem całą jej szyję po czym przeszedłem w stronę ramion zsuwając przy tym  jej szlafrok jeszcze bardziej. - Uwielbiam gdy doprowadzasz mnie do takiego stanu. - Powiedziała jęcząc nieco z rozkoszy jednocześnie odwracając się do mnie przodem. Oplotła ręce wokół mojej szyi i delikatnie wpiła się w moje usta. To był nieśmiały, acz namiętny i czuły pocałunek. Po chwili złapałem ją za uda i posadziłem na umywalce. Całowaliśmy się jeszcze bardziej namiętnie. Szatynka rozchyliła lekko nogi bym mógł stanąć pomiędzy nimi. Wsunąłem dłonie pod jej szlafrok zatrzymując się na plecach. Po chwili dziewczyna pozbyła się większości mojego stroju. Miałem na sobie tylko dolną jego część. Po chwili się od niej odsunąłem.
- Przebierz się i wróć do mojego pokoju. Przygotuję ci dodatkową poduszkę. - Powiedziałem i jak gdyby nigdy nic wyszedłem z „pokoju czystości”. Wróciłem do własnego królestwa i wyjąłem spod łóżka dwie duże poduszki i koc jakby Laurze było w nocy zimno. Po tej czynności zszedłem na dół, aby nalać sobie wody do szklanki, gdyż nagle zaczęło mnie suszyć w gardle. Będąc w kuchni postawiłem na blacie pustą butelkę i napełniłem ją przezroczystą cieczą krojąc dodatkowo dwa plastry świeżo umytej cytryny. Nie przepadałem nigdy za suchym smakiem samej wody, więc zawsze wzbogacałem ją o cytrynę, ogórka czy sok lub syrop. Napój wypiłem jednym duszkiem i odstawiłem puste naczynie do zmywarki, a plastry cytrusa wrzuciłem do śmietnika. W tej samej chwili usłyszałem jak frontowe drzwi domu się otwierają, więc wyjrzałem zza framugi. To moja rodzina właśnie wróciła do mieszkania.
- Hej. - Powiedziałem tylko gdy mnie dostrzegli.
- Cześć. - Przywitali się niemal w tym samym czasie. Jako pierwszy do kuchni wszedł Rocky, który jako „wiecznie głodny człowiek” niemal rzucił się na bezbronną lodówkę i wyjął z niej kilka wczorajszych tostów i sok jabłkowy. Po chwili dołączył do niego Riker, który uczynił to samo co rodzony brat. Ostatnia weszła do pomieszczenia mama.
- Mamo... - Zacząłem, a gdy ta na mnie spojrzała kontynuowałem. - Laura dzisiaj u mnie nocuje, dobrze? - Zapytałem dla formalności, gdyż doskonale wiedziałem jaka będzie odpowiedź mojej rodzicielki.
- Nie ma sprawy, synku. - Powiedziała czochrając moje niedawno ułożone włosy i wyszła z kuchni zabierając wcześniej jabłko. Szybko poprawiłem swoją blond-czuprynę i wróciłem na górę, jednakże zamiast iść od razu do pokoju, skręciłem do łazienki w celu umycia się. Wykonałem wszystkie „formalności” i przebrany w piżamę z napisem „Superman” na klacie wszedłem do mojego pokoju. Zastałem tam Laurę oglądającą kolekcję naszych zdjęć na szafce przy oknie. Stała do mnie tyłem, więc postanowiłem to wykorzystać. Cicho niczym snajper podszedłem do niej i pocałowałem w policzek przytulając ją od tyłu.
- Co tak długo? Tęskniłam. - Powiedziała wtulając się we mnie.
- Obowiązki. - Zażartowałem i przytuliłem ją jeszcze mocniej do siebie. Nasze ciała idealnie do siebie przylegały. Po chwili ją puściłem i okręciłem w swoją stronę. - Nie jesteś zmęczona? - Zapytałem patrząc szatynce w oczy.
- Jestem. - Powiedziała ziewając. Pociągnąłem ją w stronę łóżka, że już po sekundzie leżeliśmy na nim oboje. Młoda Marano położyła mi głowę na torsie a ja objąłem ją ramieniem przykrywając nasze ciała kołdrą.
- Kocham cię. - Wyszeptałem po chwili do jej ucha, jednak ona mi już nie odpowiedziała. Zasnęła, a po chwili i ja dołączyłem do niej.
*********
Jest drugi rozdział. Jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach swoje opinie, bo lubię mieć motywację.
Madame Lynch

(96) 22. Kolacja & Strach

*Laura*
Obudziłam się dopiero następnego dnia. Czułam się już lepiej, ale nadal byłam w szoku po wczorajszej informacji. Powoli przeciągnęłam się na łóżku i wstałam. Wzięłam ciuchy i bieliznę i weszłam do łazienki. Nabrałam wody do wanny i ściągając ubrania weszłam do niej. Położyłam się czując jak przyjemne ciepło oblewa mnie z każdej strony. Położyłam głowę na oparciu i odpłynęłam. Nie myślałam w tej chwili o niczym. Kąpiąc się czułam jak zmywa się ze mnie każde zmartwienie, stres, strach. Wyszłam z wanny w dobrym humorze i nadzieją na dobre czasy. W głębi duszy po raz pierwszy od czasu wyników badań zaczęłam się cieszyć z tego, że jestem w ciąży. Mam 19 lat, ale mimo to cieszę, że za 9-10 miesięcy zostanę mamą. Muszę tylko powiedzieć o tym Rossowi. Ubrałam bieliznę i ubrania i wyszłam z łazienki. Udałam się do kuchni, a tam zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Szybko spożyłam posiłek i wyszłam z domu. Już po chwili byłam po drugiej stronie ulicy i podeszłam do drzwi domu państwa Lynch. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, a już po chwili pojawiła się w nich pani Stormie. - Dzień dobry. - Przywitałam się.
- Witaj Laura. - Odpowiedziała uroczo. - Ross siedzi w ogrodzie. - Dodała wiedząc o co mi chodzi. Podziękowałam, weszłam do mieszkania i udałam się w kierunku ogrodu wcześniej witając się z Rylandem i panem Markiem, którzy w kuchni nalewali picie do dzbanka. Po chwili znalazłam się za domem. Akurat w ogrodzie siedziała cała rodzina. Rydel siedziała na huśtawce wtulając się w Ellingtona. Obok niej siedział Rocky. Riker siedział przy grillu na fotelu ogrodowym, a Ross na wprost niego dzięki czemu był do mnie ustawiony plecami. Oprócz tego były wolne jescze trzy miejsca – dwuosobowa kanapa i pojedynczy fotel. Dałam przyjaciołom znak, aby nic nie mówili blondynowi i powoli podeszłam do niego i od tyłu dłońmi zakryłam mu oczy.
- Zgadnij kto to. - Powiedziałam zmieniając nieco głos.
- Laura. - Powiedział i bez zbędnych słów po prostu odwrócił się do mnie i łapiąc w talii pociągnął w swoją stronę tak, że w ułamku sekundy wylądowałam na jego kolanach. Nawet nie zdążyłam zareagować. Spojrzałam mu w oczy, a ten delikatnie musnął moje usta. Podkuliłam nogi i położyłam głowę na jego piersi. Ten za to oplótł swoje ręce wokół mojej tali.
- Jesteście słodcy, aż mi się rzygać chce. - Powiedział Rocky i zaczął się śmiać z Rikerem, na co wytknęłam mu język sprawiając, że ten się uciszył od razu. Słyszałam tylko jak Rydel zaśmiała się cicho. Po chwili wrócili do nas państwo Lynch i Ryland. Postawili na stoliku poncz w dzbanku wraz z szklankami oraz ciastka. Nalałam do dwóch szklanek ponczu i wzięłam na talerzyk kilka ciastek. Z tym zestawem wróciłam do Rossa i usiadłam mu na kolanach wręczając szklankę z napojem i kładąc sobie talerzyk na brzuchu. Piłam poncz zagryzając ciastkami patrząc jak Rocky, Riker i Ryland wygłupiają się w rytm puszczonej muzyki. Wywijali przy tym nieźle bioderkami. Gdy nasze naczynia się opróżniły odstawiłam je na stolik i wtuliłam się w tors mojego chłopaka. Potrzebowałam tego ciepła. Mimowolnie nawet nie zauważyłam kiedy lego dłoń wylądowała na moim brzuchu. Przeszedł mnie wtedy przyjemny dreszczyk, bo przypomniałam sobie o moim przyszłym potomstwie, które z każdym dniem coraz bardziej we mnie rośnie. Cieszy mnie bardzo ta wiadomość, jednak nadal zwlekałam z poinformowaniem Rossa. Wolałabym poczekać aż będziemy zupełnie sami. Wtedy będzie bardziej stosownie.
- Kocham cię. - Wyszeptał mi do ucha.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałam i wtuliłam się w niego mocniej.
- Dasz się zaprosić dzisiaj na kolację? - Powiedział słodko. Spojrzałam mu w oczy jakbym szukała w nich potwierdzenia przed chwilą usłyszanych słów.
- Oczywiście, że tak, kochanie. - Powiedziałam i przytuliłam go co oczywiście odwzajemnił. Podczas grilla bawiliśmy się świetnie. Nie obyło się bez żartów i wygłupów. Do domu wróciłam dopiero o 19, lecz tylko na chwilę by się przebrać. Ubrałam niedawno kupioną błękitną sukienkę, czarną skórzaną kurtkę i czarne baletki. Lekko się pomalowałam a włosy związałam w dobieranego z tyłu kłosa. Spojrzałam w lustro psikając się ulubionymi perfumami i wyszłam z pokoju chowając do kieszeni pieniądze oraz telefon. Rzuciłam rodzicom krótkie „idę” i wyszłam z domu. Przed budynkiem już czekał na mnie blondyn. Był bardzo przystojny. Miał na sobie czarne rurki, białą koszulę, czarne conversy i czarną skórzaną kurtkę. Szybko do niego podbiegłam i wpiłam się w jego usta. Ten przyciągnął mnie bliżej do siebie i ze zdwojoną mocą oddał gest.
- Pięknie wyglądasz. - Powiedział lustrując mnie wzrokiem.
- Ty też niczego sobie. - Odpowiedziałam śmiejąc się, na co blondyn uczynił to samo. Objęliśmy się i udaliśmy do restauracji, w której Ross zarezerwował nam stolik. Byliśmy tam po kilku minutach. Zajęliśmy miejsca i zamówiliśmy posiłek. Ja zdecydowałam się na naleśniki ze szpinakiem i latte, a Ross kurczaka z pure i latte. Dania były wyborne.
- Kotek, spróbuj tego. - Powiedział zgarniając na widelec odrobinę kurczaka i ziemniaków zbliżając go w moim kierunku szybko otworzyłam usta i wzięłam kęs.
- Mmm, świetne. - Skomentowałam. - A spróbuj to. - Powiedziałam podając mu kawałek mojego dania.
- Pyszne. - Powiedział. Gdy zjedliśmy, a kelner odniósł puste talerze Ross złapał mnie za ręce i położył je na stole.
- Lau, mamy za miesiąc trasę po Europie. Pojedziesz z nami? - Zaproponował nagle, co mnie z początku zdziwiło, ale po chwili ucieszyła mnie ta propozycja.
- Oczywiście, Rossy. - Odpowiedziałam nachylając się nad stolikiem w stronę chłopaka.
- W końcu nie będziemy musieli się rozstawać. - Rzekł i uczynił to co ja składając na moich ustach słodki acz czuły pocałunek. Randka była świetna, aż zupełnie zapomniałam o tym co powinnam powiedzieć Lynchowi. Jeszcze mam na to czas. Wracając ciągle przytulaliśmy się do siebie nie odrywając naszych ciał od siebie ani na moment. - Lau..? - Zaczął niepewnie chłopak zatrzymując się i patrząc mi w oczy.
- Co jest? - Zapytałam zaniepokojona.
- To dla ciebie – Powiedział wręczając mi małe granatowe pudełeczko. Aż zaniemówiłam. Otworzyłam je i wyciągnęłam zawartość. Był to piękny złoty naszyjnik z napisem „Ross”. - Żebyś pamiętała, że zawsze będę przy tobie. - Dokończył.

- Jest piękny, dziękuję. - Powiedziałam wzruszona i mocno wtuliłam się w chłopaka. Ten, gdy tylko się od siebie odsunęliśmy, założył mi go na szyję i pocałował w policzek. Czułam się jak w niebie. Wokół nas panowała ciemność, ale mimo to byłam w stanie dostrzec pojawiający się na jego twarzy uśmiech. Do domów wracaliśmy wyjątkowo długo. Może dlatego, że wcale nam się nie spieszyło i często zatrzymywaliśmy się po drodze. Dopiero grubo po godzinie 22 znalazłam się pod drzwiami własnego domu. Pożegnałam się z ukochanym czułym pocałunkiem i weszłam do domu. Wszyscy już spali, więc zamknęłam drzwi wejściowe na zamek i po cichu weszłam na górę. Umyłam się i przebrana w piżamę weszłam do łóżka. Po kilku minutach zasnęłam z szerokim uśmiechem na ustach.
********
Zabijcie mnie. Wróciłam po długiej nieobecności. Dodatkowo korzystając z okazji chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego w 2016 roku. Spotkania świetnych ludzi, spełnienia marzeń i czego tam sobie zapragniecie. Za chwilę dodam następny rozdział, bo chyba tak lepiej. A wy jak sądzicie? Wolicie żebym rzadziej wstawiała rozdziały, a po dwa? Czy częściej po jednym?
Madame Lynch

poniedziałek, 30 listopada 2015

(95) 21. Cała prawda & Rozwiązanie

*Narrator*
Laura obudziła się dopiero po 30 minutach od utracenia przytomności. Z początku nie wiedziała gdzie się znajduje, ale szybko zreflektowała się, że jest to szpital. Od razu zaczęła sobie przypominać co się właściwie stało. Pamiętała wszystko, nagły ból brzucha, zawroty głowy i utrata przytomności. Nadal nie czuła się za dobrze, ale mimo to poprawiła szpitalną kołdrę i usiadła na łóżku. Po chwili do sali wszedł lekarz. - Pani Marano, dobrze, że odzyskała pani przytomność. Dobrze się pani czuje? - Zapytał doktor stając koło łóżka.
- Już lepiej, panie doktorze. - Powiedziała nastolatka i poprawiła szpitalną kołdrę.
- Pamięta pani co się stało?
- Tak, byłam z przyjaciółmi na zakupach i idąc parkiem nagle się słabo poczułam i zemdlałam. - Streściła pokrótce brązowowłosa.
- Dobrze. Mam dla pani pewną wiadomość. Ale musi mi pani najpierw odpowiedzieć na pytanie.
- Dobrze, proszę więc pytać.
- Wymiotowała pani ostatnio i była głodniejsza niż zwykle?
- Tak, ale co to może znaczyć panie doktorze?
- Znaczy to tyle, że jest pani w 1 tygodniu ciąży. - Poinformował ją lekarz i wyszedł z sali. Dziewczyna była szoku. W ciąży? Nigdy wcześniej nie zastanawiała się nad potomkami. Wiedziała, że ma jeszcze na to czas. A tymczasem zaszła w ciąże? Laura odkryła nakrycie łóżka i odsłoniła swój brzuch. Delikatnie go pogłaskała po czym westchnęła. Znów przykryła się kołdrą i przytuliła się do niej. Następnie położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Choć nie była zmęczona, zasnęła błyskawicznie. Obudziła się dopiero gdy do sali wszedł lekarz. - Ja tylko na chwilę, myślałem, że pani nie śpi. - Tłumaczył się mężczyzna.
- Coś się stało? - Zapytała niepewnie.
- Nie, ależ skąd? Mam tylko wypis dla pani. - Powiedział i wręczył Marano kartkę. - Proszę się zgłosić do mnie za 3 tygodnie. Wtedy będę mógł wykonać niezbędne badania. - Powiedział.
- Dobrze, dziękuję. - Odpowiedziała dziewczyna i powoli wstała udając się z rzeczami do łazienki. Ubrała tą samą bluzę co wcześniej tylko zamiast jeansów włożyła na siebie czarne kupione wcześniej leginsy. Było jej tak o wiele wygodniej. Nowe ubrania wpakowała do torby, którą kupiła zostawiając tylko 2 reklamówki z butami. Poprawiła fryzurę i wyszła z ubikacji. Na korytarzu zastała nadal czekających Rydel i Ellingtona. Dziewczyna, gdy tylko spostrzegła szatynkę, zerwała się z miejsca i podbiegłszy do niej mocno przytuliła, co nastolatka szybko odwzajemniła. Po chwili podszedł do nich Ratliff i przytulił obie dziewczyny.
- Boże, już się obawiałam, że coś ci się stanie. Ross nigdy by mi tego nie wybaczył. - Powiedziała blondynka mając w oczach łzy.
- Spokojnie Delly, już jest dobrze. - Odpowiedziała dziewczyna. - Możecie mnie odprowadzić do domu? Muszę się zdrzemnąć. - Dodała.
- To może przyjdziesz co nas? - Zaproponował Ell.
- Dziękuję, ale nie. Zmęczona jestem i potrzebuję ciszy i spokoju. - Powiedziała i poszła w stronę drzwi. Para po chwili do niej dołączyła. Laura przez całą drogę milczała. Rydellington chcieli już coś powiedzieć, ale uznali, że jest zmęczona i pewnie dlatego nic nie mówi. Młoda Marano cały czas myślała o maleńkiej istocie, która powoli w niej rosła. Zastanawiała się jak powiedzieć to Rossowi, bo przecież musiał wiedzieć. Obiecała mu, że nigdy więcej go nie okłamie. Zaczęło do niej docierać dlaczego od tygodnia chodziła głodna, przytyła, mdlała i miała wahania nastroju. To wszystko, bo była w ciąży. Wiedziała, że teraz będzie częściej miewała poranne mdłości, będzie osłabiona i z miesiąca na miesiąc coraz więcej ważyła. Nim się spostrzegła doszła do domu. Pożegnała się z przyjaciółmi i weszła do domu. Pozostali mieszkańcy zdążyli już wrócić z zakupów. Laura bez słowa pobiegła na górę i zamknęła się w pokoju. Rzeczy rzuciła w kąt pomieszczenia. Nawet bez przebierania się wskoczyła do łóżka i momentalnie zasnęła.
<Tymczasem u Rossa>
Prawie najmłodszy Lynch siedział w swoim pokoju. Niedawno wrócił z galerii handlowej. Był tam nie bez przyczyny. Od dawna polował na pewien prezent dla swojej wybranki aż w końcu udało mu się go pozyskać. Nie był najtańszy, ale dla niego nie liczyła się gotówka tylko uśmiech na twarzy ukochanej. Schował go głęboko w szafie, bo chciał go dać w odpowiednim momencie. Istotnie ważną rzeczą było również dla niego, aby nikt tego nie znalazł. Zamknął dobrze mebel i wyszedł z pokoju. Po chwili znalazł się w kuchni. Ponieważ był głodny, zrobił sobie kanapki i przygotował zieloną herbatę z maliną. Z tym daniem udał się do salonu. Był sam w pomieszczeniu. Spokojnie usiadł na kanapie i zaczął spożywać posiłek kiedy nagle do pokoju wbiegł Rocky i Ratliff.
- Ross jedz to szybko, za 5 minut mamy próbę. - Powiedział uradowany Rocky.
- Już idę. - Powiedział. Przyjaciele zeszli do sali prób, a Ross szybko zjadł posiłek i jeszcze szybciej wypił napój. Już po kilku minutach znalazł się w pomieszczeniu i wziął do ręki gitarę. Wszyscy stanęli przed mikrofonami i grając na sprzętach zaczęli śpiewać. Próba trwała dość długo, bo oprócz śpiewania zespół omawiał także sprawy nadchodzącej trasy koncertowej. Doszli do wniosku, że skoro Ross nigdzie nie wyjeżdża dobrym pomysłem będzie pojechać w kolejną trasę. Ustalili, że już jutro ją ogłoszą, a odbędzie się za miesiąc. Wszystko mieli już doskonale zaplanowane – miasta jakie odwiedzą, daty koncertów. Wszystko udało im się załatwić w przeciągu pół dnia. Ross w końcu zrobił się senny, więc wszedł się umyć i w piżamie poszedł spać. Po chwili zasnął.
**************
Rozdział jako tako się klei. Co myślicie? Jak bardzo słaby jest? Pewnie się tego spodziewaliście nieprawdaż? Zapraszam was ciepło do komentowania.
Madame Lynch

(94) 20. Dziwne zachowanie & Niewiedza

*Laura*
Dzień po ślubie wszyscy odprowadziliśmy nasze małżeństwo na lotnisko, bo stamtąd wybierają się na Hawaje na miesiąc miodowy. Gdy odlecieli wróciliśmy do domów. Dopiero późnym wieczorem ok. 22 znalazłam się umyta we własnym łóżku. Położyłam się i spokojnie zasnęłam. Jednakże w środku nocy zbudził mnie ogromny ból brzucha. Zrobiło mi się strasznie niedobrze, więc szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Tam zwymiotowałam. Czułam się potwornie. Bolał mnie brzuch, głowa i do tego jeszcze wymiotowałam. - „Może się czymś zatrułam.” - Pomyślałam. - „Albo zaszkodziła mi zbyt duża ilość jedzenia.” - Przeszło mi przez myśl. Gdy wymioty ustąpiły spłukałam wodę i wróciłam po cichu do pokoju zgarniając po drodze miskę w razie ewentualnych nawrotów wymiotów. Gdy położyłam się do łóżka zreflektowałam się, że jest 6:25, a wydawało mi się, że jest dopiero grubo po północy. Położyłam głowę na poduszce i przykrywszy się kołdrą zamknęłam oczy. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza. Obudziłam się dopiero o 10:00. Spojrzałam na telefon, a tam 1 nieodebrany sms. Szybko weszłam w aplikacje sms'ową i odczytałam wiadomość.
- „Lau, pojechaliśmy po zakupy. Chcieliśmy cię wziąć ze sobą, ale jeszcze spałaś. Miałaś miskę przy łóżku, więc pewnie w nocy wymiotowałaś. Weź może idź z tym do lekarza, bo to może być coś poważnego. Miłego dnia, córeczko.” - Napisała moja mama. Wiem, że z tym wymiotowaniem to nic takiego, więc po co mam iść i tracić czas u lekarza, skoro wiem, że powiedziałby to samo co ja? Zrobię sobie ciepłą ziołową herbatę, zjem śniadanie i na pewno samo przejdzie. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Weszłam do kuchni i przygotowałam napój oraz jajecznicę. W końcu usiadłam przy stole i szybko skonsumowałam posiłek oraz wypiłam herbatę. Przez te poranne wymioty byłam wykończona, więc też byłam głodna. Zjadłam jeszcze 2 tosty z serem i kawałek pizzy z lodówki. Gdy się już najadłam wróciłam do pokoju i przebrałam się w ubrania na wyjście, bo umówiłam się z Rydel i jej chłopakiem do kawiarni. Miał iść z nami też Ross, ale musiał odebrać jakieś ważne papiery. Postanowiłam ubrać się w zwykłą szarą bluzę z nadrukiem i czarne rurki. Do tego dopasowałam białe krótkie converse i czarne solarki. Włosy związałam w dobieranego warkocza z tyłu głowy i zrobiłam małe czarne kreski pod oczami. Spojrzałam na zegarek, trzeba było już wychodzić, więc schowałam do kieszeni telefon, portfel i chusteczki. Wyszłam z domu i zamknęłam go na klucz, po czym schowałam je do kieszeni spodni. Spokojnym krokiem podążyłam w stronę umówionej kawiarni. Nosiła ona nazwę Starbuck. Picie było tam nie do opisania. Uwielbiam spotykać się tam ze znajomymi. To idealne miejsce do rozmów i spotkań. Gdy byłam już przed drzwiami kawiarni, dostrzegłam przez witrynę Ella i Rydel. Weszłam do środka i podeszłam do nich.
- Hej. - Powiedziałam. Oboje wstali. Rydel do mnie podeszła i przywitałyśmy się całusem w policzek. Tak samo było z Ellingtonem. Usiadłam na wprost pary i zamówiłam mój ulubiony napój, czyli frappucino. - Jak tam wam się układa? - Zapytałam ciekawa.
- A dobrze. - Opowiedziała Delly i się uśmiechnęła.
- Lepiej być nie mogło. - Dopowiedział Ratliff i objął swoją dziewczynę. Wyglądali razem tak słodko. Zupełnie jak ja i Ross. Szkoda, że go tutaj nie ma. Tęsknię za nim chociaż nie widziałam go zaledwie od wczoraj. Rozmawiałam z Rydellington o wielu sprawach. Poruszaliśmy wiele różnych tematów. Świetnie mi się z nimi rozmawiało. Na moment nie myślałam o Rossie. Gdy wszystko wypiliśmy, zapłaciliśmy z zamówienia, a ja pociągnęłam ich w stronę pobliskiej galerii handlowej, ponieważ nagle naszła mnie ochota na zakupy. Przyjaciele zgodzili się bez problemu. Rydel powiedziała nawet, że i tak miała przy okazji kupić sobie nowe buty i sukienkę. Całą trójką poszliśmy do najbliższego sklepu. Ellington usiadł na kanapie, bo jak twierdził nie chciał nic kupować. Jednak Rydel w końcu przekonała go żeby chociaż zobaczył co jest ciekawego. Nie myliła się, po chwili chłopak wszedł do przebieralni z kilkoma ubraniami. Mi bardzo spodobały się błękitne baletki i czarne koturny oraz czarna sukienka, zielone rurki, kwiecista luźna tunika i niebieska bluza. Poszłam do przebieralni i kolejno przymierzałam każdy z ciuchów. Co dziwne nie mogłam wejść w wybrane rurki. Ściągnęłam je i popatrzyłam na dolne kończyny i przejrzałam się w lustrze.
- Dziwne, kiedy ja przytyłam? - Powiedziałam do siebie i zaczęłam się zastanawiać. Po chwili doszło do mnie, że przecież ostatnio jem bardzo dużo i na pewno to się odbiło na mojej wadze. Tyle, że to nie moja wina, że jestem wiecznie głodna. - Od jutro muszę zacząć dbać o siebie. - Rzekłam cicho. Spodnie odłożyłam na krzesło, a przymierzyłam resztę. Po kilku minutach zdecydowałam się na dwie pary butów, kwiecistą tunikę i niebieską bluzę. Z wybranymi ubraniami wyszłam z przymierzalni i zauważyłam, że wyszli także moi przyjaciele. Odwiesiłam niepotrzebne ubrania i podeszłam do kasy zgarniając jeszcze czarne leginsy. Przy ladzie udało mi się jeszcze dorzucić świetną jasnobrązową dużą torbę, czarny lakier i złoty naszyjnik ze znakiem nieskończoności. Zapłaciłam za wszystko i trzymając w rękach torby czekałam na ławce przed sklepem na Rydellington.
- O widzę, że ktoś tu był na zakupach. - Powiedział jakiś głos z kpiną. W tej samej chwili ujrzałam przed sobą... Cody'ego.
- A ty nadal w L.A.? Czego ode mnie chcesz? - Powiedziałam zdenerwowana wstając.
- Od ciebie nic, po prostu uwielbiam wkurzać ludzi. - Zaśmiał się cwaniacko.
- Super, a teraz idź stąd. - Zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Cody bez słowa odszedł, nie wiedziałam jak mam to odebrać. Z jednej strony cieszyło mnie, że bez większej kłótni po prostu sobie poszedł, ale z drugiej obawiałam się, że może coś wymyślić, bo mimo wszystko wiedziałam, że do wielu jest zdolny. Moje myśli przerwali Rydel i Ellington, którzy wyszli ze sklepu. Ryd miała 4 torby, a jej ukochany 2. Ustaliliśmy, że pójdziemy odnieść zakupy do domów. Szliśmy spacerkiem przy ruchliwych ulicach Los Angeles. Nie śpieszyło nam się. Chcieliśmy nacieszyć się swoim towarzystwem. Ratliff wziął od Delly dwie torby i złapał za rękę. Para szła tuż obok mnie.
- Lu? - Zapytała nagle Rydel wychylając się zza swojego chłopaka. Spojrzałam na nią. - Co sobie ciekawego kupiłaś? - Dodała.
- Kwiecistą tunikę, niebieską bluzę, błękitne baletki, czarne koturny, czarne leginsy, czarny lakier, złoty naszyjnik i torbę. A wy? - Odpowiedziałam.
- Ja dwie sukienki, jedną niebieską, drugą różową, niebieskie szpilki, brązowe koturny, czarną torbę, jeansy i złotą tunikę. - Rzekła dumnie.
- A ja trzy koszule, dwie pary spodni i zegarek. - Powiedział Ellington i pocałował Rydel w policzek. Szliśmy właśnie parkiem. Rozkoszowałam się świeżym powietrzem. Czułam jak delikatne podmuchy wiatru lekko rozwiewają moje włosy. Uśmiech widniał na mojej twarzy, jednak w pewnej chwili nagle znikł. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Czułam jak nagle świat zaczyna wirować. Ostatnie co pamiętam to, że straciłam przytomność, a potem widziałam już tylko ciemność.
*Narrator*

Rydel i Ellington nagle spostrzegli, że z ich przyjaciółką nie dzieje się najlepiej. Ledwo szła i się chybotała. Już chcieli zapytać czy czuje się dobrze, kiedy nagle dziewczyna zemdlała. Ellington zdążył ją złapać i wziąć na ręce. Rydel chwyciła wszystkie ich torby i para udała się z dziewczyną do szpitala. Martwili się o Laurę i nie chcieli, by coś złego się jej stało. Już po dziesięciu minutach znaleźli się w placówce. Młoda Marano nadal nie odzyskiwała przytomności, więc lekarz postanowił przewieść ją na sale i jak najszybciej zrobić wszystkie potrzebne badania. Para natomiast niecierpliwie usiadła w poczekalni rejestrując nastolatkę. Ich zmartwienie rosło coraz bardziej, a najgorsze było dla nich to, że nie mogą być teraz przy niej i wspierać. Rydel wymyślała wszystkie najgorsze scenariusze m.in. o powrocie choroby, ale Ellington starał się ją uspokoić. Oboje wyczekiwali na ciąg dalszy sprawy.
**************
Witajcie, ale dawno mnie tu nie było. Przepraszam was, ale miałam ogromny zawrót głowy. W ogóle pamiętacie jeszcze o mnie? Mam dla został rekompensatę w formie dwóch rozdziałów. Kolejny za chwilkę. Co sądzicie o rozdziale? Podoba się? 
Madame Lynch

niedziela, 25 października 2015

(93) 19. Uroczystość & Komplikacje

*Narrator*
Wreszcie nadszedł ten upragniony przez wszystkich, a szczególnie parę narzeczonych, dzień – ślub Raini i Caluma. To właśnie tego dnia panna Rodriguez stanie na ślubnym kobiercu ze swoim narzeczonym i momentalnie stanie się panią Worthy. Młoda para jest pewna swej miłości i wiedzą, że chcą spędzić ze sobą resztę życia. Oczywiście ich przyjaciele oraz rodzina wspierają parę w tych poczynaniach. Szczególnie Ross i Laurą są do ich dyspozycji, bo w końcu są ich świadkami. Raini zadbała jednak o to, by druhny miały jak najpiękniejsze suknie, ale również by nie odwracały uwagi gości od siebie. Uwielbiała bowiem być w centrum zainteresowania i czuć się jak prawdziwa gwiazda. Zamówiła przyjaciółkom piękne błękitne sukienki z przyczepionym różowym kwiatem do piersi. Każdej z nich bardzo się podobały. Do tego pozwoliła im dodać buty i uczesanie według własnego uznania. Dziewczyny jednak umówiły się, że każda z nich założy czarne koturny. Do tego Laura rozpuściła sobie włosy, a Rydel również je rozpuściła oraz wyprostowały. Vanessa z kolei związała włosy w eleganckiego wysokiego koka. Każda z nich zrobiła sobie lekkie kreski i dosłownie musnęła usta różową szminką. Dziewczyny siedziały gotowe w małym pomieszczeniu do makijażu, a Raini była jeszcze nie gotowa.
- Laura jak jesteś głodna to powiedz, a załatwię ci żebyś zjadła tego konia co Raini i Calum nim pojadą na wesele. - Zaśmiała się starsza Marano patrząc jak jej młodsza siostra siedzi na fotelu i zjada jednego pączka za drugim.
- Właśnie. - Powiedziała Rydel. - Zostaw miejsce na tort. - Dokończyła po czym, tak samo jak jej starsza przyjaciółka, zaśmiała się.
- Nie wiem o co wam chodzi. Po prostu głodna jestem, bo śniadania nie jadłam. - Powiedziała. Dziewczyny tylko popatrzyły na nią z politowaniem po czym pociągnęły za ręce w stronę wyjścia. W kościele o 12:00 byli już wszyscy. Goście czekali tylko na parę młodą. Po chwili dało się dostrzec Caluma. Chłopak pewnym krokiem podążył w kierunku ołtarza. Stanął obok księdza i tak jak reszta oczekiwał na pojawienie się panny młodej. Już po kilku chwilach na kościelnym korytarzy pojawiła czarnowłosa w pięknej śnieżnobiałej długiej sukni ze swoim tatą u boku. Calum wręcz nie mógł oderwać od niej wzroku. Z resztą, nie był jedyny. Wszystkich gości oczarowała dotąd niezauważalna uroda dziewczyny. Pan Rodriguez zaprowadził córkę tuż pod same schody sceny. Tam rozstał się z nią i usiadł w pierwszym rzędzie tuż obok swojej żony. Dziewczyna natomiast podeszła do ołtarza i stanęła obok księdza. Para młoda odwróciła się do siebie twarzą i dali znak księdzu, aby zaczął.
- Moi mili, zebraliśmy się tutaj, by połączyć wieńcem małżeńskim pana Caluma Worthy i panią Raini Rodriguez. Czy ty, Raini Rodriguez, bierzesz tego oto Caluma Worthy za męża? - Zapytał biskup.
- Tak, biorę. - Odpowiedziała dziewczyna.
- Czy ślubujesz mu miłość i wierność oraz to, że nie opuścisz go aż do śmierci? - Zapytał znów.
- Tak, ślubuję. - Odrzekła znów i założyła rudzielcowi obrączkę na palec.
- Czy ty...? - Zwrócił się tym razem do chłopaka. - Calumie Worthy, bierzesz tą oto Raini Rodriguez za żonę? - Zapytał.
- Tak, biorę. - Odpowiedział, spojrzał na dziewczynę po czym jego oczy z powrotem utkwiły w księdzu.
- Czy ślubujesz jej miłość, wierność i to, że nie opuścisz jej aż do śmierci? - Zapytał biskup.
- Tak, ślubuję. - Odpowiedział i założył czarnowłosej obrączkę na palec.
- Co bóg połączył człowiek niech nie rozdziela. Jesteście teraz na kolejnej, zupełnie nowej drodze życia, oby wam się wspólnie wiodło jeszcze lepiej niż osobno. Ogłaszam was mężem i żoną, możesz pocałować pannę młodą. - Wypowiedział ksiądz, a Worthy wykonał jego polecenia. Świeżo upieczone małżeństwo na oczach wszystkich złączyło się w czułym pocałunku, a w kościele rozległy się gromkie brawa. Wszystki wstali klaszcząc. Po chwili z głośników poleciała muzyka z małżeństwo wyszło trzymając się pod ramię z kościoła. W jego ślady poszli Ross z Laurą, Rydel z Ellingtonem oraz Vanessa z Rikerem. Chwilę za nimi wyszli również goście. Przed kościołem czekała na małżeństwo i świadków wynajęta wcześnie bryczka z dwoma końmi. Cała ósemka usiadła na siedzeniach i ruszyli w stronę wynajętego domu weselnego. Pozostali goście wybrali się tam samochodami. Gdy małżeństwo dojechało, w domu byli już wszyscy goście. Każdy powitał ich brawami. Raini weszła na scenę i powitała wszystkich po czym podziękowała za przybycie. Nie obyło się też bez wyznania miłości mężowi. Po przemowie dziewczyna odwróciła się i z krawędzi sceny rzuciła bukietem kwiatów, który wręczyli jej wcześniej rodzice. Bukiet złapała Rydel, do której po chwili podszedł Ellington i pocałował namiętnie. Od razu wszyscy goście zaczęli się bawić. Pojedynczo każdy z nich wchodził i gratulował parze. W końcu nadeszła chwila krojenia wielkiego tortu. Każdy dostał kawałek i mógł usiąść przy nakrytym pięknie stole. Raini i Calum usiedli razem ze swoimi rodzinami, Rydel z Ratliffem rodzeństwem i Vanessą. Tylko Laura nie chciała do nich dołączyć i usiadła przy oddzielnym stoliku na końcu sali. Zjadła tort z apetytem, a że była jeszcze głodna to skosztowała również wielu przygotowanych przekąsek. W pewnej chwili Ross się nią zaniepokoił, więc podszedł do stolika i usiadł obok niej.
- Co tutaj tak sama siedzisz? - Zapytał obejmując ją ramieniem, jednak ta tylko się od niego odsunęła strącając jego rękę. - Co jest? - Zapytał zaskoczony.
- Nic. - Odpowiedziała na odczepnego z domieszką sarkazmu, jednak blondyn to wyczuł.
- Proszę cię, powiedz. - Ciągnął dalej.
- Ross nic się nie stało! - Krzyknęła zdenerwowana i pośpiesznie wstała.
- Ale powiedz mi co ci jest. Inaczej byś się tak nie zachowała. - Rzekł. - Lau... - Zaczął, złapał dziewiętnastolatkę za policzek i chciał pocałować, ale ta strząsnęła jego rękę.
- Idź do swojej rodziny! Tam jest twoje miejsce! Ja nie chcę z tobą gadać! - Krzyczała i zdenerwowana pobiegła do łazienki. Ross z kolei stał w tym samym miejscu jak słup soli nie mając pojęcia co zrobić. Próbował szybko przeanalizować co mógł zrobić źle i o co dziewczyna może mieć do niego pretensje. W głowie miał setki, może nawet tysiące różnych pomysłów, ale zawsze z żadnego nic nie wynikało. Nie miał więc pojęcia dlaczego jego dziewczyna ma do niego żal.
- Ross? Wszystko gra? - Zapytał znajomy głos. Był to Ellington. - Widzieliśmy jak się pokłóciliście. - Dodał.
- Nie, Ell nic nie gra. Chciałem z Lau miło spędzić wesele, a tym czasem okazuje się, że ona nie chce ze mną nawet rozmawiać, a ja nie mam pojęcia dlaczego. Nawet nie powiedziała dlaczego tylko wygarnęła mi i wyszła. - Wyżalił się przyjacielowi blondyn.
- No cóż, takie już są kobiety. Czasem nie da się ich zrozumieć. - Pocieszał chłopaka przyjaciel.
- Może i racja. Mam nadzieję, że szybko jej przejdzie.
- Na pewno. - Starszy poklepał nastolatka po plecach i obaj wrócili do stołu. Cała 7 rozmawiała o wszystkim i o niczym, jednak ze względu na Rossa woleli nie poruszać tematu Laury, chociaż bardzo ich ciekawił powód jej zachowania.
Tymczasem brązowowłosa 19-latka siedziała w łazience i płakała. Wypłakiwała wszystkie żale. Czuła złość na samą siebie za wygarnięcie Rossowi. Wcale tak nie myślała, a nawet przeciwnie. Chciała z nim porozmawiać, przytulać, całować. Chciała jego bliskości, ale w tamtej chwila nie była sobą. Po chwili przestała płakać, poprawiła makijaż, przebrała się i wróciła na salę w kwiecistej zwiewnej sukience. Uśmiechnęła się i pewnym krokiem podążyła w kierunku swojego ukochanego. Z głośników leciała akurat miłosna ballada, więc nieco przyspieszyła kroku. - Mogę prosić pana do tańca? - Zapytała siedzącego Lyncha. Ten odwrócił się do niej i spojrzał w oczy. Gdy zreflektował się, że to jego dziewczyna momentalnie wstał.
- A nie zrobisz już awantury bez powodu? - Zapytał podejrzliwie.
- Nie, obiecuję. - Powiedziała i nie czekając na reakcję blondyna pociągnęła go w stronę parkietu. Zaplotła mu ręce wokół szyi, a ten złapał ją w talii i lekko przyciągnął do siebie. Teraz para kołysała się w rytm spokojnej muzyki przytulając się do siebie. - Ross, ja... - Zaczęła i odsunęła się lekko swoją twarz na co ten spojrzał jej w oczy. - przepraszam cię, nie chciałam tego powiedzieć. Chyba po prostu mam zły dzień.Cały ten stres związany ze ślubem i w ogóle, chyba źle na mnie wpływa.  - Powiedziała smutna i spuściła głowę. Blondyn podniósł jej podbródek.
- Przeprosiny przyjęte. - Powiedział i się uśmiechnął. Po chwili Laura uczyniła to samo. - Jesteś piękna gdy się uśmiechasz. - Powiedział i pocałował dziewczynę co oczywiście odwzajemniła. W tym samym czasie na scenę weszła Rydel wraz z Rikerem, Rockym i Ellingtonem. Rocky i Riker grali na gitarze, a Rydel i Ellington zaczęli śpiewać piosenkę dla świeżego małżeństwa. Ross i Laura dobrze ją znali, więc blondyn splótł ich ręce i pociągnął szatynkę w stronę sceny. Objął ją i zaprowadził na scenę. Szybko udało mu się ją przekonać, aby zaśpiewała z nimi. Po chwili w sali dało się słyszeć śpiew całej szóstki. Widzowie, a szczególnie małżeństwo byli zafascynowani występem i z rytmem poklaskiwali. Chyba nie było osoby, której nie podobałby się występ. Wszyscy bawili się do białego rana, więc śmiało można zaliczyć samo wesele jak i ślub do tych udanych.
*****************
Witajcie, w końcu udało mi się dodać rozdział. Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że chociaż trochę przypadł wam do gustu. Zapraszam do komentowania.
P.S. Mam do was ogromną prośbę. Ma ktoś z was pomysł na temat felietonu? Potrzebuję na środę. Z góry dziękuję za propozycje.
Madame Lynch

sobota, 17 października 2015

(92) 18. Podróż & Wieczór

* Laura *
Rano obudziłam się o dziwo przed Rossem. Nie chcąc go obudzić powoli wstałam z łóżka i ubrałam na siebie pierwsze co znalazłam na ziemi. Jak się po chwili okazało była to koszula Rossa. Była dla mnie trochę za duża, ale to jedyne co miałam pod ręką. Pocałowałam delikatnie ukochanego w czoło, a sama po cichu wyszłam z pokoju udając się do kuchni. Chciałam dzisiaj zrobić mu taką samą niespodziankę jaką on mi zrobił wczoraj, czyli śniadanie do łóżka. Wybrałam jajecznicę, więc w „Rossowej” koszuli podeszłam do kuchenki z patelnią i zaczęłam smażyć jajka. W pewnej chwili poczułam jak ktoś przytula mnie od tyłu i kładzie mi głowę na ramieniu. - Uroczo wyglądasz w mojej koszuli, słonko. - Usłyszałam szept, który bez wątpienia należał do mojego chłopaka. - Powinnaś zostawić gotowanie mnie. - Dokończył, na co ja odwróciłam się do niego twarzą w twarz. Teraz mogłam go zobaczyć całego. Miał na sobie tylko żółte bokserki z napisem w kaczuszki, które sama mu kupiłam na jedną z rocznic. Ciężko było się nie rozpraszać przez jego mięśnie.
- Uważasz, że źle gotuję? - Zapytałam.
- Nie, gotujesz świetnie, ale to ja tu jestem mężczyzną i to ja powinienem gotować do swojej kobiety. - Rzekł pewny siebie.
- Nic mi się nie stanie jak od czasu do czasu ja coś przygotuję. Nie musisz aż tak o mnie dbać. - Powiedziałam.
- Nie muszę, ale chcę i będę. - Odpowiedział i pocałował mnie w policzek. Odwróciłam się z powrotem w stronę patelni i drewnianą łyżką przewracałam jajka. Ross stanął za mną bardzo blisko i jedną dłonią złapał moją dłoń z przyrządem, a drugą położył mi na brzuchu. Pozwolił mi kierować. Już po chwili jajecznica była gotowa. Ross nakrył do stołu i w międzyczasie przygotował gorącą kawę. Nałożyłam każdemu z nas jajecznicę i oboje usiedliśmy przy stole. Spałaszowaliśmy posiłek w ciszy, a potem poszliśmy oglądać telewizję.

* Narrator *
<Kilka dni później>
Już jutro odbędzie się wielka uroczystość. Raini Rodriguez wyjdzie za mąż za Caluma Worthy. Ich przyjaciele z Los Angeles już z samego rana wsiedli do samochodu Lynchów. Był to taki mini bus, więc spokojnie pomieścili się wszyscy. Bagaże schowali do bagażnika i już o 6:00 ruszyli spod domu Lynchów. - Lau jak się czujesz? - Zapytał zmartwiony Ross obejmując swoją dziewczynę. Od pewnego czasu dziewczyny zdawała się być niemrawa, a dzisiaj skarżyła się na ból głowy i brzucha. Wiedziała, że to od stresu.
- Lepiej. - Odpowiedziała i wtuliła się w blondyna po czym zasnęła. Przyjaciele jechali do Nowego Jorku kilka godzin co jakiś czas robiąc krótkie przerwy na toaletę lub zakup czegoś. Gdy dojechali na miejsce Laura wciąż spała, więc Ross wziął ją na ręce i zaniósł do jednego z hotelowych pokoi, który im przydzielono. Położył ją na sypialnym łóżku i przykrył kołdrą po czym sam udał się po ich bagaże. Wrócił po chwili z trzema walizkami i dwiema torbami. W pewnym momencie dostrzegł, że jego ukochana się obudziła. - Ross, gdzie my jesteśmy? - Wydukała niemrawo.
- W hotelu w Nowym Jorku, skarbie. Dojechaliśmy 10 minut temu. - Odpowiedział.
- I ja przez cały ten czas spałam? - Ożywiła się i usiadła na łóżku. - Gdzie Calum i Raini? - Dokończyła.
- Nie wiem, może ich poszukamy?
- Dobrze. - Para wyszła z pokoju i od razu zaczęła poszukiwania. W końcu znaleźli dwójkę swoich przyjaciół na ławce przed wejściem do hotelu. Para obejmowała się i oglądała chmury na niebie. Gdy tylko dostrzegli Rossa i Laurę natychmiast wstali i cała czwórka się przytuliła. Chwilę porozmawiali aż w końcu rozdzielili się. Dziewczyny poszły w stronę domu panny młodej, a chłopacy w stronę kręgielni. Dzisiaj bowiem miał odbyć się wieczór panieński Raini oraz wieczór kawalerski Caluma. Laura i Raini umówiły się z Rydel i Vanessą pod domem Rodriguez. A Ross i Calum zaprosili na kręgielnie rodzeństwo Lyncha oraz Ellingtona. Obie grupy spotkały się równo o 19 i zaczęły się dwie imprezy.
<U pogardy>
Jako, że Laura była świadkową Raini, do jej obowiązków należała większość rzeczy. Było to między innymi zorganizowanie pannie młodej niezapomnianego wieczoru panieńskiego, który miał być dla niej ostatnią nocą przed zawarciem związku małżeńskiego, który miał stanowić dla pary młodej kolejny etap w ich życiu. Młoda Marano i tym razem nie zawiodła swojej przyjaciółki. Zabrała trójkę dziewczyn do jednego z najlepszych klubów w NYC. Sala, do której weszły była wynajęta specjalnie dla dziewczyn. Na podwyższeniu stał już DJ grając jedną z piosenek, a na parkiecie tańczyło już kilkanaście osób. Wszystkich Raini doskonale znała, byli to jej znajomi, których Lau zaprosiła nie mówiąc o tym Rodriguez. Czarnowłosą bardzo ucieszyła wizyta przyjaciół, ponieważ bardzo ich lubiła i podchodziła z olbrzymim sentymentem do wspomnień z ich udziałem. Rozmawiała z każdym tańcząc przy tym w rytm klubowej muzyki. Wszyscy goście bawili się fantastycznie, ale najważniejsze dla Lu był uśmiech panny młodej, który mówił sam za siebie. Wiedziała, że spełniła swoje zadanie.
- Dobra laski, zagrajmy w butelkę. - Zaproponowała Rydel gdy weszły do pomieszczenia, aby odpocząć chwilę od tańca, a dziewczyny się zgodziły. Cztery przyjaciółki usiadły w kole i położyły na środku okręgu szklaną butelkę. Pierwsza zakręciła Raini. Wypadło na Rydel. - Pytanie dawaj. - Powiedziała od razu blondynka.
- Zdradziłabyś Ella z największym przystojniakiem na ziemi? - Wypaliła Rodriguez.
- Nie, dla mnie to on jest najprzystojniejszy na świecie. - Odpowiedziała młoda Lynch. Rydel wzięła do ręki butelkę i zakręciła nią. Tym razem wypadło na Laurę.
- Wyzwanie. - Rzekła szatynka.
- Zadzwoń do Rossa i powiedz mu, że poznałaś kogoś i już go nie kochasz. - Rozkazała brązowooka, a Laura spojrzała na nią z przerażeniem.
- Ostro. - Powiedziały Van i Raini.
- Okej, zrobię to, ale jak nie będzie się do mnie odzywał to będzie to twoja wina Dells. - Zagroziła najmłodsza. Laura wyjęła z kieszeni telefon i drżącym ruchem wybrała numer ukochanego, który po chwili odebrał połączenie. Dziewczyna dała na głośny, aby słyszały to pozostałe dziewczyny.
- Hej, kotek, co jest? - Zaczął rozmowę chłopak.
- Rossy, muszę ci coś powiedzieć. - Powiedziała nieśmiało.
- A więc mów. - Zaniepokoił się. Dziewczyna nie była pewna, więc spojrzała na Rydel. Ta gestem ręki zachęcała ją do dalszej rozmowy, więc dziewczyna wzięła głęboki wdech.
- Poznałam kogoś i już cię nie kocham. - Powiedziała na jednym tchu. W tle dało się usłyszeć oklaski, więc Ross już wiedział co jest grane.
- Dobrze, to pa. - Powiedział i się rozłączył, a dziewczyny w szoku patrzyły na siebie i zastanawiały się co dalej. Nagle wszystkie usłyszały dźwięk sms'a. To Ross napisał Lau wiadomość.
- Czytaj na głos. - Rozkazała Rydel, a dziewczyna wykonała jej polecenie.
- Musiałabyś spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że mnie nie kochasz bym ci uwierzył. Wykonałaś wyzwanie, ale i tak mnie kochasz. Ja ciebie również. Miłego wieczoru myszko. - Przeczytała 19-latka, a jej przyjaciółki aż się wzruszyły. Nastolatka szybko odpisała chłopakowi - „Kocham cię najbardziej na świecie i tęsknię. Do jutra misiu.”. Po wszystkim dziewczyny wróciły na parkiet i resztę wieczoru spędziły na wygłupianiu się, śmianiu i tańczeniu. To była dla nich niezapomniana noc.
<U Caluma>

Ross musiał zrobić to samo co Laura, ale on wybrał inne atrakcje. Najpierw zabrał przyjaciół do kręgielni, zaraz potem na pizzę. Na sam koniec jednak udali się do małego klubu na przedmieściach gdzie Rossowi udało się zorganizować występ ulubionego zespołu Caluma – The Vamps. Na całe szczęście byli winni blondynowi przysługę, więc mogli wepchnąć występ dla pana młodego w napięty harmonogram. Gdy tylko rudzielec ich zobaczył zaniemówił z wrażenia. Podziękował Rossowi i przez resztę wieczoru wszyscy bawili się w rytm muzyki The Vamps i pijąc małe ilości alkoholu. Zabawa była przednia, a wszyscy goście zadowoleni. Ross i tym razem nie zawiódł swojego przyjaciela, a jego rodzina i przyjaciel żartowali, że jak będą brali ślub to zgłoszą się do niego, aby zorganizował im wieczór kawalerski.
*********************
Hej wam, przepraszam, że tak długo nie nie było rozdziału, ale nie miałam zbytnio czasu go dodać. Jak wam się podoba? Historia powoli nabiera rozpędu, więc małymi kroczkami zbliżamy się do WIELKIEGO FINAŁU, ale spokojnie. Jeszcze trochę. A potem zupełnie nowa historia.
Madame Lynch

sobota, 3 października 2015

(91) 17. Śniadanie do łóżka & Namiętność

UWAGA! Rozdział zawiera sceny erotyczne, czytasz go na własną odpowiedzialność!
*Laura*
Rano obudziłam się leżąc ledwo przykryta w poprzek łóżka. Nie było przy mnie Rossa. Na początku bardzo się przestraszyłam, ale słysząc kroki na schodach szybko się uspokoiłam. Położyłam się na plecach i przykryłam kołdrą. Po chwili w sypialni zjawił się mój ukochany z tacką w rękach. Miał na niej dwa talerze naszych ulubionych naleśników z nutellą i bitą śmietaną oraz, z tego co wywnioskowałam po zapachu, dwa kubki gorącej czekolady. - Kto zrobił śniadanie do łóżka dla najpiękniejszej dziewczyny na świecie? - Zapytał retorycznie. Jaki on jest kochany, prawdziwy skarb z tego Lyncha.
- No nie wiem, nie wiem. - Zaczęłam się z nim droczyć. - Może mój jedyny i najwspanialszy chłopak? - Powiedziałam cwaniacko.
- Zgadłaś! - Odpowiedział i postawił tackę z jedzeniem na szafce nocnej, a sam usiadł na łóżku obok mnie.
- Serio? To muszę do niego zadzwonić i mu podziękować. - Droczyłam się z blondynem i złapałam za komórkę próbując w ten sposób uwiarygodnić moje zamierzenie. Ten tylko spojrzał na mnie złowrogim spojrzeniem i odwrócił się plecami informując w ten sposób, że się na mnie obraził. Zrobiło mi się go szkoda, więc szybko wstałam z łóżka i stanęłam przed nim. On jednak nawet nie zareagował. Opuszkami palców delikatnie podniosłam jego podbródek tak, aby spojrzał mi w oczy. - Oj, nie gniewaj się już na mnie. Wiesz przecież, że kocham tylko ciebie. - Rzekłam patrząc mu prosto w oczy. W każdym moim słowie było 100%. Brązowooki na chwilę spuścił głowę, ale zaraz znów na mnie spojrzał. Bez słowa złapał mnie za ręce i mocno przyciągnął do siebie. Siedziałam na nim teraz okrakiem, a on jeździł delikatnie dłońmi po moich plecach, że aż przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. Po chwili pocałował mnie namiętnie. Sama nie pozostawałam mu dłużna i oddawałam każdy jego pocałunek z tą samą siłą.
- Wcale nie byłem zły, wiem, że mnie kochasz. Ja ciebie też. - Powiedział gdy skoczyliśmy i pocałował mnie w czoło. Wtuliłam się w jego tors. Biło od niego takie duże ciepło, że wiedziałam, że nikt nie byłby w stanie nawet troszeczkę zastąpić mi tego bezpieczeństwa jakie daje mi Ross. Po chwili oboje usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy pałaszować nasz posiłek. Był wręcz rewelacyjny. Ross to urodzony kucharz. - Poczekaj. - Powiedział w pewnej chwili. - Masz na ustach trochę bitej śmietany. - Dokończył i złożył na moich wargach słodki pocałunek. Po chwili oddalił swoją twarz od mojej i uśmiechnął się. - No i proszę, ani śladu. - Rzekł, a ja poczułam jak się rumienię. Mimo, że jestem z nim już jakiś czas, nadal mi się to od czasu do czasu zdarzało. - Jesteś mega słodka kiedy się zawstydzasz. - Powiedział głaszcząc mój policzek.
- Weź, bo się jeszcze zakocham. - Zażartowałam.
- I tak wiem, że już za późno. - Odpowiedział mi tym samym i puścił przy tym oczko.
- Masz rację. - Zgodziłam się z jego słowami i się do niego uśmiechnęłam, co chłopak oczywiście odwzajemnił.
- Co ty na to byśmy poszli się kąpać w jeziorze? - Zaproponował na co szybko odpowiedziałam przytakując głową. - Okej, to idź się przebrać, a ja będę czekać na dole z ręcznikami. - Dodał po czym wyszedł z sypialni. Szybko wstałam z łóżka i stanęłam przed szafą.
- Co by tu ubrać? - Zapytałam samą siebie. W końcu wybrałam różowy strój kąpielowy z górą bez ramiączek, a na to przyodziałam krótką zwiewną białą sukienkę z prześwitującą górą. Na nogi z kolei wsunęłam różowe japonki. Poprawiłam włosy i biorąc komórkę do ręki zeszłam na dół. Będąc już prawie na parterze usłyszałam, że Ross rozmawia przez telefon. Schodząc obiło mi się o uszy kilka słów.
- Moim zdaniem powinieneś się z nią umówić. Mówię ci, przełam lody, zaryzykuj. Jak już to zrobisz, daj znać czy zaiskrzyło. Pa. - Powiedział i się rozłączył. Po chwili mnie dostrzegł i stanął przede mną. Był bez koszulki, aż mnie zatkało. Dość dawno nie widziałam jego gołej klaty, a teraz widzę, że jego muskulatura jest jeszcze większa niż wcześniej. - Pięknie wyglądasz. - Powiedział, podszedł do mnie i delikatnie musnął moje usta, co gwałtownie wyrwało mnie z transu. Spojrzałam mu w oczy i się uśmiechnęłam, co oczywiście odwzajemnił. W jednej ręce trzymał trzy ręczniki, a drugą objął mnie w tali. Położyłam mu głowę na piersi i tak wyszliśmy na dwór. Ross zaprowadził mnie w kierunku mostku i tam na piasku imitującym mini plażę rozłożył największy ręcznik. Położył tam swój telefon i przykrył ręcznikami. Ja uczyniłam to samo. Mimo iż na naszej półkuli panowała zima, w Los Angeles i okolicach było bardzo ciepło, tak jak przez cały rok. Szybko zdjęłam sukienkę i klapki pozostawiając na sobie mój różowy strój kąpielowy, Ross z kolei ściągnął same klapki zostając w kąpielówkach. Spojrzałam na niego, a ten podszedł do mnie i wpił się w moje usta. Czułam jego ciepłe dłonie na moich plecach. Oczywiście odwzajemniałam jego pocałunki i splotłam swoje ręce wokół jego szyi. W pewnej chwili zabrakło mi gruntu pod nogami i poczułam, że mam nogi w powietrzu. Z początku myślałam, że mi się zdawało, ale od razu po tym dostrzegłam, że się nie myliłam i rzeczywiście unoszę się nad ziemią. Od razu skapnęłam się, że to sprawka Rossa. Chłopak wykorzystał moją nieuwagę i pociągnął w stronę jeziora. Krzyczałam, aby mnie puścił, ale on nie reagował na moje prośby. Już po chwili poczułam na sobie zimną taflę wody. W tej samej chwili znalazłam się pod powierzchnią wody. Gdy tylko się ocknęłam, wstałam na równe nogi i z wyrzutem spojrzałam na Rossa. Ten tylko z uśmiechem podszedł do mnie i chciał mnie pocałować, ale ja odwróciłam głowę. - Ej, kotek. - Powiedział, ale ja byłam nieugięta. Odwróciłam się do niego plecami nie chcąc patrzeć w te czekoladowe hipnotyzujące ślepia. On jednak objął mnie od tyłu i położył głowę na moim prawym ramieniu. - Przepraszam, kochanie. - Wyszeptał mi czuło do ucha. Zmiękłam, nie mogłam się na niego dłużej gniewać, nie potrafiłam, więc odpuściłam. Odwróciłam się do niego twarzą i bez słowa wtuliłam swoją mokrą głowę w jego wilgotną pierś. Ross przytulił mnie mocno i pocałował we włosy. Oboje przeszliśmy na ręcznik i wtuleni w siebie się na nim położyliśmy. Leżałam mając głowę na torsie blondyna, a ten położył swoją dłoń na moich plecach poniżej tali.
- Kochasz mnie? - Zapytałam chłopaka robiąc z palców ludzika, który chodził po jego brzuchu i klatce.
- Oczywiście, najbardziej na świecie. - Odpowiedział mi.
- Z kim rozmawiałeś wcześniej przez telefon? - Zapytałam przypominając sobie wcześniejszą sytuację.
- Z Rikerem, doradzałem mu, aby umówił się w końcu z twoją siostrą.
- Żartujesz! - Powiedziałam i usiadłam na ręczniku, aby widzieć twarz blondyna. - Twój brat i moja siostra? - Rzekłam uśmiechając się.
- Tak, chyba ja jako pierwszy zauważyłem istniejącą pomiędzy nimi chemię.
- Riker i Vanessa! Riker i Vanessa! - Zaczęłam krzyczeć uradowana. - Rikessa! Rikessa! - Kontynuowałam.
- Czekaj! - Przerwał mi blondyn. - Rikessa? To połączenie imienia Riker i Vanessa? - Zapytał.
- Tak, kochanie. - Odpowiedziałam.
- A więc kim my będziemy? - Zapytał cwaniacko i zbliżył się do mnie.
- No nie wiem, nie wiem. Raurą? - Zapytałam niepewnie.
- Raura? Hmmm... Podoba mi się. - Odpowiedział, a ja go pocałowałam. Siedzieliśmy na ręczniku aż do późnego wieczoru obejmując siebie nawzajem. Gdy zrobiło nam się chłodno weszliśmy do domu. Ross zrobił nam herbatę i poszliśmy do sypialni. Siedząc na łóżku dużo rozmawialiśmy. Tematem było wszystko, ale także nic. Poruszaliśmy wiele aspektów. Dużo też wspominaliśmy. Rozmawialiśmy też o ślubie Raini i Caluma, który odbędzie się za tydzień w jednym z nowojorskich kościołów. Cała moja rodzina i Rossa jest zaproszona na tą uroczystość. Bardzo cieszymy się ze szczęścia naszych przyjaciół i życzymy im jak najlepiej.
- Wiesz co? - Rzekłam do Rossa, a ten spojrzał na mnie, więc kontynuowałam. - Pasuje mi twoje nazwisko, prawda? - Dokończyłam
- Laura Lynch? Haha, oczywiście. Może w przyszłości staniesz się Panią Lynch. - Powiedział i się zaśmiał po czym mnie pocałował, odwzajemniłam jego gest. Całowaliśmy się czule i namiętnie. Złapałam Rossa za szyję i przyciągnęłam delikatnie w swoją stronę, że teraz znajdował się nade mną. - Lau? - Powiedział niepewnie gdy na chwilę się ode mnie oderwał.
- Jak byłam w szpitalu to mi coś obiecałeś, pamiętasz? - Rzekłam śmiejąc się lekko.

- Pamiętam. - Odpowiedział i bez zbędnych słów zaczął całować moją szyję. Czułam jego ciepłe wargi na mojej delikatnej skórze. Przeszedł mnie gwałtowny, acz delikatny i przyjemny dreszcz. Już po chwili Ross pozbył się mojej białej sukienki. Całował mnie po brzuchu i szyi, a ja czułam motyle w brzuchu. Wiedziałam, że mogę mu się całkowicie oddać, a on będzie w stosunku do mnie delikatny i czuły. Szybkim i zwinnym ruchem ściągnęłam z niego kąpielówki, a on cały mój strój kąpielowy. Oboje byliśmy już całkiem nadzy, więc rozchyliłam lekko nogi, a blondyn powoli się do mnie zbliżył. Po krótkiej chwili poczułam jak we mnie wchodzi. Cicho jęknęłam z podniecenia, a on całował mnie coraz namiętniej. Czułam jak jego dłonie błądzą po całym moim ciele od ud po same łopatki. Jego pocałunki dało się wyczuć w każdym miejscu mojego ciała. Podniecał mnie. Ten dreszczyk jaki we mnie wywoływał tylko jeszcze bardziej mnie pobudzał. Dochodząc delikatnie muskał wargami moje piersi. Było mi tak przyjemnie, że rękami głaskałam jego plecy oraz włosy. Nie chciałam, aby przerywał, więc tylko zachęcałam go do dalszego działania poprzez całowanie go po szyi. Widać podobała mu się ta opcja, bo ani na chwilę nie przestał. Czułam się jak w niebie. Kochaliśmy się bardziej namiętnie niż wtedy pierwszy raz w sylwestra. W końcu, na moje nieszczęście blondyn doszedł, więc przestał we mnie wchodzić. Jednakże widząc mój smutek zaczął pieścić moje ciało i muskać skórę. Gdy skończył namiętnie pocałował mnie w usta i delikatnie przejechał dłonią po mojej skórze od uda aż po szyję. Odwzajemniłam jego pocałunek i zarzuciłam ręce na szyję. Czułam się tak dobrze. Jego miłość do mnie oblewała mnie z każdej możliwej strony, a w sercu czułam pożądanie. Olbrzymie pożądanie do jego osoby. Pragnęłam go każdą cząstką mojego ciała. Pragnęłam jego bliskości. Już dawno chciałam znów poczuć jego ciepłą skórę i dzisiaj w końcu się tego doczekałam. Cieszy mnie to niezmiernie, bo bardzo kocham tego blond-szaleńca. Wtuliłam się w młodego Lyncha, a on pocałował mnie w czoło i przykrył nas kołdrą. Słuchając bicie jego serca momentalnie znalazłam się w objęciach Morfeusza szczęśliwa jak nigdy.
************
Jak wam się podoba rozdział? Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam kiedy go wstawić. Jak wrażenia po koncercie? Kto z was był? Według mnie było mega, o wiele lepiej niż rok temu tylko szkoda, że krócej i bez autografów. Korzystając z okazji, zdradzę wam, że z okazji 100 rozdziału coś się w nim wydarzy, jakiś przełom, ale nie zdradzę co. To pozostanie tajemnicą. Dowiecie się za 9 rozdziałów, ale szykujcie się na wiele nowych wątków i duży przełom. 
Madame Lynch

poniedziałek, 21 września 2015

(90) 16. Księżniczka & Trasa

*Narrator*
Poprzedniego dnia Laura dostała kolejną dawkę chemioterapii. Wszystko wskazywało na to, że wyzdrowiała, ale lekarze woleli wypuścić ją dopiero dzisiaj, aby przez noc mieć ją pod stałą kontrolą. Od rana siedział u niej Ross i jak zwykle ją wspierał. Gdy lekarz udał się po wypis, chłopak pakował rzeczy nastolatki, a ta w tym czasie poszła się przebrać. Blondyn szybko uporał się z ubraniami szatynki, a ta, gdy wróciła, schowała do torby jeszcze szczotkę do włosów, perfumy i tusz do rzęs, które zabrała ze sobą do łazienki. - Pięknie wyglądasz. - Powiedział brązowooki i pocałował dziewczynę w usta.
- Dziękuję. - Odpowiedziała i pogłębiła pocałunek. Laura faktycznie wyglądała niczego sobie. Miała na sobie czarne rurki i czerwoną bluzkę z białym napisem „LOVE”. Na to założyła czarną skórzaną kurkę. Na nogach z kolei widniały jej czerwone koturny. Po chwili lekarz wrócił i wręczył Laurze wypis i życząc jej zdrowia udał się do swojego gabinetu. - Chodźmy. - Powiedziała do chłopaka i pociągnęła go za rękę. Ten szybko złapał torbę i podążył za dziewczyną. W recepcji nastolatka dała wypis i po kilku minutach para opuściła szpital trzymając się za ręce.
- Ej kochanie, nie tak szybko. - Powiedział blondyn, a dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. Ten tylko podszedł do niej bliżej i szybko wziął na ręce niczym pan młody swoją żonę tuż po ślubie.
- Ross, co ty...? - Chciała dokończyć, ale chłopak jej przerwał.
- Jesteś moją księżniczką, a księżniczki zasługują na specjalne traktowanie. - Powiedział i spojrzał jej w oczy. Już nie musiał jej przekonywać, była mu całkowicie oddana.
- Niech ci będzie. - Odpuściła i przytuliła się do niego. Blondyn niósł ją aż do jej domu. Grzecznie zapukał nadal trzymając Laurę na rękach. Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich pani Ellen – mama Laury.
- Lau, kochanie, wróciłaś. - Rzekła uradowana kobieta. Ross ją postawił na ziemi, a nastolatka nic nie odpowiedziała tylko przytuliła się do rodzicielki. - Wyzdrowiałaś? - Zapytała kobieta gdy puściła córkę.
- Tak, mamo. - Potwierdziła i weszła do domu ciągnąc za sobą Rossa. W domu Laura przywitała się jeszcze z Vanessą i ojcem, a po chwili pociągnęła Rossa do swojego pokoju. Ten choć był zdezorientowany, dotrzymywał jej kroku. Laura puściła Rossa dopiero gdy znaleźli się w jej pokoju.
- Co ty...? - Zaczął, lecz nastolatka mu przerwała. Gwałtownie wyrwała torbę z jego ręki i rzuciła gdzieś w kąt pomieszczenia. Po tej czynności podeszła do niego i zarzucając ręce na szyi namiętnie pocałowała. Chłopak, choć początkowo oszołomiony, niemal od razu odwzajemnił pocałunek. Dziewczyna nadal się z nim całując zaprowadziła go w stronę łóżka i gdy znajdowali się już wystarczająco blisko nastolatka lekko popchnęła swojego chłopaka, aby ten usiadł na łóżku. Sama usiadła na jego kolanach okrakiem i ponownie wpiła się w jego usta. Jej dłonie błądziły po torsie chłopaka. W końcu znalazła upragnione guziki i delikatnie zaczęła rozpinać koszulę blondyna. - Stop! - Przerwał jej czynność. - Nie tutaj, nie teraz. Twoi rodzice są w domu. Jeszcze tu wejdą i co będzie? - Zapytał Ross ostrożnie, nie chcąc zdenerwować dziewczyny.
- Przyznaj, że po prostu tego nie chcesz, bo już drugi raz się wykręcasz. - Powiedziała i posmutniała. Ross złapał jej podbródek i podniósł, aby mogła spojrzeć mi w oczy.
- Już raz to robiliśmy i było świetnie. Tak samo jak ty chciałbym przeżyć to jeszcze nie raz. Znam takie jedno super miejsce za miastem. Możemy tam pojechać dzisiaj na weekend co ty na to? - Zaproponował dziewczynie.
- Świetny pomysł. - Odpowiedziała.
- To ja pójdę do domu, a ty się spakuj. Przyjdę po ciebie za trzy godziny, dobra?
- Dobrze, kochanie. - Ross pożegnał się ze swoją ukochaną i wrócił do domu. Laury rodzice pozwolili jej wyjechać. Ufali Rossowi, wiedzieli, że jest rozsądny. Z przekonaniem państwa Lynch też nie było trudno. Od razu się zgodzili. Dodatkowo okazało się, że R5 znów zacznie trasę. Pomyśleli, że skoro Ross nigdzie nie wyjeżdża, nic nie stoi na przeszkodzie, aby mogli koncertować. Para zakochanych nastolatków po trzech godzinach spotkała się ponownie i już po chwili jechali infiniti chłopaka w omówione wcześniej miejsce. Dotarli tam po kilkunastu minutach. Był to drewniany domek za miastem położony tuż przy jeziorze. Ross często tam jeździł z rodziną gdy był młodszy, dlatego to miejsce dużo dla niego znaczyło. Teraz przywiózł tutaj Laurę, bo chciał się z nią podzielić tym miejscem. Chciał żeby było ono również ich miejscem. Kochał ją najbardziej na świecie i nie wyobrażał sobie życia bez niej.
- Jak ci się podoba, kotku? - Zapytał blondyn gdy znaleźli się w domku.
- Tu jest pięknie. - Powiedziała i wtuliła się w ukochanego. Oboje poszli do sypialni i rozpakowali swoje rzeczy. Dziewczynie zajęło to trochę dłużej, dlatego Ross poszedł do kuchni i przygotował dla nich makaron spaghetti w sosie serowym i do tego świeże brokuły. Laura gdy tylko uporała się z rozpakowywaniem udała się do kuchni i podchodząc do swojego ukochanego objęła go od tyłu w tali. Ten się do niej odwrócił siadając na blacie i złapał jej ręce. Patrzyli sobie w oczy, ale dziewczynie to nie wystarczało. Uwolniła dłonie z dłoni chłopaka i oplotła mu ręce wokół szyi, a ten objął ją w tali i przybliżył bliżej siebie. Pocałował dziewczynę namiętnie i czule jednocześnie. Para całowała się dobrych kilka minut, ale niestety musieli się od siebie oderwać, bo obiad się zagotował i musieli już zasiąść do stołu. Tak też zrobili. Jedząc rozmawiali o wszystkim, ale jednocześnie też o wszystkim. Nie obyło się również bez śmiechów. - Kocham cię. - Powiedziała szatynka gdy się trochę opanowała i spojrzała na blondyna.
- Ja też cię kocham, słońce. - Odpowiedział i się szeroko uśmiechnął, co brązowooka odwzajemniła. Patrzyli sobie w oczy z miłością i pożądaniem. Oboje zapragnęli swojej bliskości każdą, nawet najmniejszą, cząsteczką ciała. - Może pójdziemy na mostek? - Zaproponował. - Niedługo będzie zachód słońca, a oboje wiemy, że to piękny widok. - Dokończył i czekał na odpowiedź ukochanej.
- Jasne. - Odrzekła uradowana propozycją. Oboje wstali od stołu. Posprzątali po sobie i udali się na mostek biorąc wcześniej koc. Po chwili siedzieli już na drewnianym mini molo. Siedzieli wtuleni w siebie mocząc stopy w chłodnej wodzie. Było im teraz dobrze. Nagle poczuli, że cały świat przestaje istnieć, byli tylko oni. Oboje doskonale wiedzieli, że za żadne skarby nie zamieniliby tej chwili na żadną inną. Było niesamowicie, można nawet powiedzieć, że idealnie. Siedzieli tak kilka godzin w zupełnej ciszy, ale była to miła cisza. Mimo wszystko czas upłynął dość szybko, więc w końcu znaleźli się umyci w sypialni. Przykryli się kołdrą i wtuleni w siebie zasnęli.
*******************
Hejka, rozdział dzisiaj taki jakiś krótki i nijaki, ale musiałam jakoś połączyć wątki. Następny rozdział w czwartek albo sobotę, jeszcze nie wiem. Jednakże jeśli będzie dużo komentarzy to bardziej mnie zmotywujecie! A tak z innej beczki... muszę wam się pochwalić, że moja drużyna na zawodach z piłki nożnej dzisiaj zdobyła 1 miejsce w mieście, więc w piątek jedziemy na powiaty. :D
Madame Lynch

środa, 9 września 2015

(89) 15. Telefon & Wspólna noc

*Narrator*
Była 2 w nocy, a Ross nie mógł zasnąć. Leżał na łóżku i patrząc nieprzytomnie na sufit myślał o Laurze. Tak bardzo chciałby żeby teraz była przy nim. Ile on dałby żeby choć przez chwilę móc poczuć dotyk jej delikatnej skóry. Patrząc na sufit usłyszał wibracje. Złapał za komórkę leżącą na stoliku obok łóżka i dostrzegł, że dzwoni do niego Laura. - „O wilku mowa.” - Pomyślał. Od razu nacisnął zieloną słuchawkę.
- Lau? Co jest, coś się stało? - Zapytał.
- Wszystko gra. Obudziłam cię? - Powiedziała.
- Nie, jakoś nie mogę zasnąć.
- Ja też. Szkoda, że cię tu nie ma.
- Jak dasz mi 30 minut to zjawię się najszybciej jak mogę.
- Ale lepiej idź spać.
- Bez ciebie nie zasnę, a z tobą owszem.
- No dobra to czekam. - Powiedziała i się rozłączyła. Ross szybko przebrał się w strój codzienny, a na to założył kurtkę i czapkę. Ostrożnie zszedł po schodach, aby nikogo nie obudzić i po cichu zamknął drzwi. Teraz już pośpiesznie udał się do szpitala. Był tam już po chwili. Szybko znalazł salę Laury i wszedł do środka. - Ross. - Powiedziała uradowana rozkładając ręce, a ten podszedł do niej i ją przytulił. - Tęskniłam. - Powiedziała.
- Ja też. - Odpowiedział i usiadł na łóżku dziewczyny nadal trzymając jej dłoń. - Czemu nie możesz spać? - Zapytał wyraźnie przejęty. - Powinnaś teraz odpoczywać. - Dodał.
- Śniłeś mi się wiesz?
- Haha i dlatego nie możesz zasnąć?
- Nie, po prostu myślałam o tobie i zastanawiałam się jaka byłam głupia, że bałam się, że mnie zostawisz. - Powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza. Ross szybko nachylił się w stronę dziewczyny i opuszkiem palca ją starł po czym spojrzał jej głęboko w oczy.
- Spokojnie, co było nie wróci. Chodźmy dalej. Co ci się śniło? - Zapytał z nieukrywanym zaciekawieniem. Dziewczyna wyprostowała plecy i zaczęła opowiadać.
- Śniło mi się, że mieliśmy szczęśliwą rodzinę i byliśmy razem już na zawsze.
- Super sen.
- Serio?
- Tak. Pamiętaj, wszystko się może zdążyć. - Laura spojrzała nieśmiało na Rossa, ale ten dostrzegł czego chciała. Bez wahania spełnił jej pragnienie namiętnie całując. Dziewczyna odwzajemniła go na tyle mocno, na ile pozwalały jej siły. Usiadła na kolanach chłopaka okrakiem co nie było łatwe bo dziewczyna miała na sobie tylko szpitalną „sukienkę”, ale nie wstydziła się swojej nagości przed Rossem. Ufała mu. Nadal go całując próbowała rozpiąć jego koszulę, jednak ten złapał jedną dłonią jej ręce. - Lau. Jesteśmy w szpitalu. Poza tym jesteś chora. Nie chcę ci tym zaszkodzić, ale obiecuję ci, że jak tylko stąd wyjdziesz to pojedziemy gdzieś i spędzimy razem ile tylko będziesz chciała. Dobrze? - Dziewczyna niechętnie się zgodziła.
- Dobrze. Ale pocałować mnie chyba możesz.
- Jasne, kotku. - Jak chciała tak zrobił. Całowali się kilka minut aż zabrakło im powietrza w płucach. Potem Laura zeszła z kolan ukochanego i położyła się na łóżku robiąc obok siebie miejsce.
- Połóż się obok mnie. - Poprosiła wskazując wolne miejsce. Chłopak spojrzał na nią, a następnie zdjął buty i w koszuli i spodniach położył się obok swojej wybranki. Ta położyła mu głowę na torsie, aby mogła posłuchać bicia serca, a rękę położyła na brzuchu chłopaka. Blondyn objął ją ramieniem i przykrył kołdrą. W takiej właśnie pozycji zasnęli.
*Laura*
Obudziły mnie promienie słoneczne wdzierające się do sali, które padały centralnie na moją twarz. Podniosłam trochę głowę i zobaczyłam śpiącego Rossa. On tak słodko wyglądał. Taki bezbronny i słodki, ale jednocześnie straszliwie pociągający. Nie chciałam go obudzić, więc delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć i wstałam z łóżka. Ostrożnie przykryłam Rossa szpitalną pościelą i po cichu wyszłam z sali. Udałam się do łazienki, a tam załatwiłam swoje potrzeby po czym umyłam ręce. W trakcie tej ostatniej czynności spojrzałam w lustro. Nie wyglądałam aż tak źle, jednak mimo wszystko poprawiłam włosy i wyszłam z łazienki. Po drodze spotkałam mojego lekarza prowadzącego. - Laura, jak dobrze, że cię widzę. - Powiedział. - Mam dla ciebie świetną wiadomość. - Dodał i spojrzał na kartkę, którą trzymał w ręce. - Jutro będziemy mogli się wypisać, bo z badań wynika, że jeśli jeszcze dzisiaj podamy ci chemię to będzie to ostatnia dawka i całkowicie wyzdrowiejesz. - Bardzo się ucieszyłam. To świetna wiadomość.
- Boże, ale się cieszę. Dziękuję. - Powiedziałam ze łzami w oczach i pobiegłam do sali. Jak weszłam Ross już nie spał tylko siedział na łóżku i widocznie czekał na mnie. Ja tylko podbiegłam na niego i rzuciłam mu się na szyję.
- Lau? Co się stało? - Zapytał widocznie zmartwiony. - Czemu płaczesz? - Dodał.
- To łzy szczęścia, głupku ty. Lekarz powiedział, że jutro mnie wypiszą, a dzisiaj dostanę ostatnią dawkę chemioterapii. Tak się cieszę. - Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej.
- Ja też, kochanie. Mega się cieszę, że już jutro będę miał cię tylko dla siebie. - Powiedział jak zwykle uwodzicielsko i pocałował mnie w policzek. - Będziesz zła jak na godzinkę skoczę do domu coś zjeść? - Zapytał, a ja przecząco pokiwałam głową. Chłopak pocałował mnie na pożegnanie i biorąc swoje ubrania opuścił salę. Ja natomiast także poczułam się głodna, więc wzięłam pieniądze z szafki i skoczyłam do automatu gdzie kupiłam sobie kanapkę, a w drugim gorącą czekoladę. Z tym zestawem wróciłam do sali i zaczęłam spokojnie spożywać posiłek.
<Tymczasem u Rossa>
Byłem przed domem po kilku minutach. Wszedłem do domu i zauważyłem, że wszyscy siedzą w salonie. - Ross, gdzieś ty był? - Zapytał tata, a reszta na mnie spojrzała.
- U Laury, a gdzie indziej mogłem być? Przyszedłem tylko coś zjeść i spadam. - Rzekłem wymijająco i udałem się do kuchni. Tam zrobiłem sobie kanapkę.
- Jak się czuje Laura? - Usłyszałem za plecami. Odwróciłem się, a przede mną stał Riker.
- Jest coraz lepiej, jutro powinni ją wypisać. - Powiedziałem z nadzieją w oczach po czym wziąłem gryza kanapki.
- To świetnie, bardzo się cieszę.
- Nie wątpię, ale wtedy rzadziej będziesz widywał się z Vanessą. - Rzekłem i puściłem mu oczko. Od dawna chciałem z nim o tym pogadać, ale zawsze nie było czasu ani okazji. Riker spojrzał na mnie zdziwiony i chyba nie wiedział co powiedzieć. Postanowiłem więc go wyręczyć. - Przecież widzę, że coś między wami jest. To w jaki sposób na siebie patrzycie, jak się peszycie gdy macie zostać sami. Poza tym widziałem wasz niedoszły pocałunek. Przyznaj sam przed sobą, że się w niej zakochałeś. - Powiedziałem pewny siebie.
- To nieprawda. Nie kocham jej. - Odrzekł zdenerwowany i jednocześnie speszony.
- Też tak kiedyś mówiłem o Lau, a teraz widzisz do czego doszliśmy.
- Z nami jest inaczej. Tylko się przyjaźnimy. Skończ ten temat. - Powiedział i wyszedł z kuchni.
- Jeszcze przyznasz mi rację. - Zdążyłem powiedzieć. Szybko dokończyłem jedzenie kanapki i zmierzyłem w kierunku drzwi. Pożegnałem się z rodziną i szybkim krokiem dotarłem do szpitala. Po chwili znalazłem się pod salą Laury, ale to co tam zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Lau nie była sama. Był z nią Cody. Widocznie się kłócili, bo chłopak strasznie gestykulował, a na twarzy Lau malował się gniew. Nie chciałem się wtrącać, ale gdy usłyszałem jak Cody obraża Lau nie wytrzymałem.
- Jesteś żałosna. Spójrz na siebie. Kto by cię chciał. Wyglądasz jak upiór z opery. Dziwię się, że Ross jeszcze z tobą nie zerwał. Na pewno jest z tobą z litości, bo kto by cię chciał!! - Krzyczał jej prosto w twarz co mnie wkurzyło totalnie. Nikt nie będzie obrażał mojej dziewczyny.
- Nie masz prawa tak o niej mówić, rozumiesz? Nikt nie ma! Jedyną żałosną osobą jesteś tutaj ty, bo tak ściemniasz, że się zmieniłeś, a tak naprawdę wbijasz nóż w plecy. - Powiedziałem zdenerwowany wchodząc do sali.
- Odezwał się święty. - Odpowiedział mi.
- Nie jestem święty, nawet się za takiego nie uważam, ale wybaczyłem ci. Haha, teraz tego cholernie żałuję. Widocznie za bardzo było mi cię żal. Wyjdź stąd i zostań moich przyjaciół w spokoju.
- Dobrze odejdę, ale pamiętaj. Laura cię już raz zdradziła, a ten kto zdradził raz, bez wahania będzie robił to zawsze. - Powiedział i wyszedł. Spojrzałem na Laurę.
- Nic ci nie jest? - Zapytałem na co ona pokiwała twierdząco głową.
- Ross, ja już nigdy cię nie zdradzę. - Powiedziała prawie płacząc. Doskonale wiedziałem, że mówi prawdę. Znam ją przecież na wylot i wiem kiedy kłamie.

- Wiem, wierzę ci, kochanie. - Powiedziałem i przytuliłem ją, co odwzajemniła. Następnie pocałowałem ją w czoło, a ona jakby w odpowiedzi wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Cieszyłem się, że jestem teraz przy niej, a nie w NY. Tutaj jest idealnie i nikt nie ma prawa nic zmieniać. No chyba, że się da na lepsze.
***********
No i w końcu!!! Nareszcie udało mi się dodać 15 rozdział. Zdecydowanie za dużo szkoły i problemów, mówię wam. :( Jak wam się podoba? Następny najwcześniej w weekend, ale jeszcze nie znam dokładnej daty.
Madame Lynch

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

(88) 14. Powrót & Prezent

*Ross*
Gdy doleciałem do „Miasta Aniołów” było już rano. Biegiem opuściłem lotnisko i udałem się do domu. Na szczęście nikogo tam nie było. - „Pewnie pojechali do Laury”. - Pomyślałem i wszedłem na górę. Walizki szybko włożyłem do szafy, a plecak włożyłem pod biurko. Do kieszeni spodni włożyłem portfel i upewniając się, że wszystko mam wyszedłem z domu zamykając drzwi na klucz. Chociaż w Los Angeles jest dużo szpitali pomyślałem, że Laura będzie w tym najbliższym. Po drodze wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem jej największy bukiet najpiękniejszych kwiatów. Z owym prezentem udałem się do najbliższego szpitala. Mimo pośpiechu szedłem spokojnie, aby nie zniszczyć bukietu. W recepcji zapytałem gdzie leży Laura przedstawiając się jako jej chłopak i udałem się na 2 piętro. Gdy wysiadłem z windy dostrzegłem tam moją rodzinę i rodzinę Laury. Szybko więc założyłem kaptur i zasłoniłem twarz kwiatami mając nadzieję, że nikt mnie zbyt wcześnie nie rozpozna, a następnie ruszyłem przed siebie. - Kwiaty dla panny Marano. - Powiedziałem nie swoim głosem, a reszta o dziwo o nic nie pytała. Przez łodygi widziałem jak Riker otwiera mi drzwi do sali w której leżała Laura, więc wszedłem do środka.
- Tylko cicho proszę, bo Lau śpi. - Powiedział i zamknął za mną drzwi. Powoli podszedłem do łóżka Laury. Na szafce akurat stał pusty wazon. Wsadziłem do niego kwiaty, a w łazience dziewczyny szklane naczynie napełniłem wodą. Następnie postawiłem wszystko z powrotem na stolik. Mogłem się teraz spokojnie przyjrzeć Lau – mojej najsłodszej i najwspanialszej Lau. Była teraz taka urocza i jednocześnie bezbronna. Jej brązowe włosy nadal miały ten sam blask co zawsze i można było dostrzec, że pojedyncze kosmyki delikatnie opadały na jej bladziutką twarz. Była o wiele chudsza niż jeszcze kilka dni temu, ale dla mnie i tak nadal była najpiękniejsza na świecie.
- Kocham cię. - Wyszeptałem do jej ucha, a na jej ustach złożyłem delikatny pocałunek. Po chwili poczułem, że dziewczyna zaczyna go odwzajemniać, a na szyi mogłem poczuć jej zimne ręce. Przyciągnęła mnie bliżej do siebie nie przestając całować. Nie pozostawałem jej dłużny. Stałem nad nią podpierając się rękami o łóżko tak, że ona znajdował się centralnie pod moim ciałem. Całowaliśmy się kilka minut aż w końcu zabrakło nam powietrza w płucach, więc odsunęliśmy się od siebie by zaczerpnąć tlenu.
- Wiedziałam, że to ty. Twoich pocałunków nie da się podrobić. Rozpoznałabym jej nawet po śmieci. I też cię kocham. - Powiedziała po czym mnie przytuliła co oczywiście odwzajemniłem. - Ale co tutaj robisz? - Zapytała przypominając sobie, że wyjechałem.
- Wróciłem, bo znalazłem to. - Pokazałem jej kartkę, którą zgubiła. - I zdałem sobie sprawę, że jest coś na czym zależy mi bardziej niż muzyce. - Dokończyłem.
- Co takiego?
- Ty. Nie mogę bez ciebie żyć.
- Ja bez ciebie też, ale... nie jesteś zły?
- Na początku trochę byłem, ale przeszło mi, bo wiem jak musiałaś cierpieć. Ale teraz jestem i daj mi buziaka, bo tak cholernie za tobą tęskniłem. - Powiedziałem i się na nią „rzuciłem” oczywiście uważając, aby się jej nic nie stało. Znów czule się pocałowaliśmy, a między pocałunkami Laura śmiała się, bo łaskotałem ją przy tym. Nagle usłyszeliśmy, że do pokoju wchodzi Vanessa z Rikerem.
- Co tu się dzieje? - Zapytała niezadowolona Van. - Laura tylko mi nie mów, że zdradzasz Rossa. - Powiedziała jeszcze bardziej wkurzona. Nastolatka spojrzała na mnie, a ja puściłem jej oczko. Wiedziała co ma mówić. Dobrze, że siedziałem tyłem do gości i miałem na głowie kaptur. Dzięki temu nie rozpoznali mnie, chociaż sam nie wiem czemu, ale mniejsza z tym. Laura tylko uśmiechnęła się do Van i Rika, wstała z łóżka i usiadła mi na kolanach po czym czule pocałowała w usta.
- A co macie jakiś problem? - Powiedziała ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Chłopak ledwo co wyjechał, a ty mu takie rzeczy robisz? Co z tego, że jesteś chora dzwonię mu wszystko powiedzieć. - Powiedział zdenerwowany Riker i wyszedł z Vanessą z sali, a ja po ich wyjściu nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem.
- Byłaś świetna kochanie. - Powiedziałem i pocałowałem swoją dziewczynę.
- Wiem misiek. - Odpowiedziała mi i odwzajemniła gest jeszcze bardziej niż przedtem. Po chwili poczułem wibracje w telefonie – był to oczywiście Riker. Niechętnie przerwaliśmy czynność, ale Lau nadal siedziała mi na kolanach.
- Słucham cię, Rikusiu. - Przywitałem brata na co Lau zaczęła się cicho śmiać tak, aby chłopak nie był w stanie jej usłyszeć.
- Nie mów tak do mnie. Muszę ci coś powiedzieć. Chodzi o Laurę. - Powiedział niepewnie.
- O Laurę? - Zapytałem patrząc na nią. - Nie musisz nic mówić, wiem o wszystkim. Lau kocha mnie i nie może beze mnie żyć tak jak ja bez niej. - Rzekłem na co dziewczyna się wzruszyła i pocałowała mnie w policzek.
- Ale...
- Nie kończ tylko mnie posłuchaj. Wróć do Lau i powiedz „jestem frajer i dałem się nabrać.”.
- Ale...
- Zrób to.
- No dobra. - Powiedział i się rozłączył. Lau szybko zeszła z moich kolan i usiadła z powrotem na łóżku ja za to stanąłem na drzwiami i czekałem na naszą „ofiarę”. Nie musieliśmy długo czekać, bo blondyn pojawił się już po chwili.
- Laura ja... - Zaczął lecz nie mógł nic z siebie wykrztusić. Pomyślał, że daliśmy mu już wystarczającą nauczkę, więc ściągnąłem kaptur, po cichu podszedłem do swojego brata i opierając się o niego ramieniem spojrzałem na niego.
- No dalej dobrze ci idzie. Wykrztuś to. - Powiedziałem i razem z Laurą zaczęliśmy się śmiać.
- To byłeś ty? - Powiedział i spojrzał na mnie.
- Tak, a to nauczka za to, że nie powiedzieliście mi o Lau. - Puściłem do niego oczko, a on niemal zdębiał.
- Kiedy wróciłeś? Skąd wiesz? - Zapytał nadal nie wierząc w moją obecność w Los Angeles, więc opowiedziałem mu wszystko, a on pogratulował mi rozsądnego wyboru i pożegnawszy się z nami wyszedł z sali. Wiem, że poszedł powiedzieć o wszystkim reszcie. Ja za to podszedłem do Laury i złapałem ją za rękę.
- Podobają ci się kwiaty? - Zapytałem przypominając sobie o ich istnieniu. Dziewczyna odwróciła się w ich stronę i zlustrowała je wzrokiem.
- Są piękne. Zawsze wiesz co kupić. - Powiedziała patrząc mi w oczy.
- Zawsze wiesz co zrobić bym stracił dla ciebie głowę.
- A co robię?
- Po prostu jesteś, tutaj, w tej chwili, patrzysz mi w oczy z tą miłością i radością. Tęskniłem za tobą Laura. - Powiedziałem po czym ją przytuliłem.
- Ja za tobą też. Moje życie bez ciebie jest pozbawione sensu. Nie chcę żebyśmy kiedyś się rozstali, nie chcę tego. Nie przeżyłabym wtedy. - Wzruszyło mnie to, ale najważniejsze, że mówiła szczerze.
- Mogę ci obiecać tutaj, w tym miejscu, że już zawsze będziemy razem. Jeśli nasza miłość zwyciężyła po tych wszystkich przeszkodach i ironiach losu to tym bardziej będzie wygrywać do końca wbrew wszelkim złudzeniom. Nie ważne co zgotuje nam los czy przeznaczenie, ona zawsze zwycięży i pozwoli nam być razem już na zawsze. - Po tych słowach dziewczyna nie wytrzymała i wpiła się w moje usta splatając swoje ręce wokół mojej szyi. Ja za to złapałem ją w tali i przyciągnąłem bliżej siebie. Dawno nie było mi tak dobrze jak teraz. Tęskniłem za tymi chwilami, gdy nic poza mną i Laurą się nie liczyło. Z Marano spędziliśmy uroczy dzień mimo iż była w szpitalu. Po południu przyszedł lekarz i dał Lau kolejną dawkę chemioterapii. Czuła się dobrze, przynajmniej tak twierdziła. Lekarz powiedział nam, że wyniki po każdym kolejnym badaniu są już coraz lepsze, więc niedługo Laura powinna wrócić do pełni zdrowia. Wieczorem kazałem dziewczynie odpocząć obiecując, że przyjdę rano. W końcu zgodziła się mnie puścić. Pożegnałem się z nią czułym pocałunkiem i udałem do domu. Było po 21 gdy dotarłem do domu.
- Aloha rodzinko! - Krzyknąłem na wejściu. Słysząc rozmowy w kuchni udałem się właśnie w tym kierunku.
- Ross! - Krzyknęli wszyscy niczym grecki chór i zaczęli mnie przytulać.
- Spokojnie, spokojnie. Nigdzie się nie wybieram. - Powiedziałem na co wszyscy się zaśmialiśmy. O dziwo nie pytali mnie czemu wróciłem i jak się dowiedziałem o Laurze. Widocznie Riker im wszystko powiedział. To dobrze, nie miałbym siły na opowiadanie tego jeszcze raz byłem zbyt zmęczony. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. - Ja już lecę spać, branoc. - Powiedziałem wychodząc z kuchni
- Dobranoc. - Usłyszałem w odpowiedzi. Szybko się umyłem i wskoczyłem do łóżka. Już po chwili zasnąłem.
*************
Hejoł, kto oprócz mnie nie chce iść jutro do szkoły? Nie wiem jak wy, ale ja nie chcę iść akurat do tej konkretnej szkoły, no ale... Pociesza mnie myśl, że jeszcze jeden jedyny rok i wolność. :D. Podoba wam się rozdział, a może jest zbyt dziecinny albo coś? Piszcie śmiało jakie są wasze opinie. Następny rozdział pojawi się w sobotę lub niedzielę, bo muszę ogarnąć szkołę i nadrobić pisanie rozdziałów do obu historii. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. Życzę wam powodzenia w nowym roku szkolnym. 
Madame Lynch.