środa, 30 grudnia 2015

(97) 23. Przygotowania & Plany

<Trzy tygodnie później>
*Narrator*
Został jeszcze tylko jeden tydzień do trasy R5. Mimo to przygotowania szły w zaparte. Codzienne próby, telefony to tylko namiastka tego co działo się od kilku dni. Życie rodziny Lynch było od 21 dni podporządkowane tylko i wyłącznie trasie. Ciągle jakieś poprawki, dopiski, plany. Temu wszystkiemu nie było widać końca. I dzisiaj R5 od rana ćwiczyli w garażu piosenki, które planowali zaśpiewać podczas trasy. W pewnej chwili do zespołu dołączyła Laura, która nie chcąc im przeszkadzać usiadła na nieużywanym pudle wzmacniającym i przysłuchiwała się słowom, które właśnie wydobywały się z ust jej ukochanego. - You're looking right in my eyes,
And I know that you're lying
When you say that you're mine
And there's no body else.
But even when we fight,
I can't stop from loving you. - Zaśpiewał patrząc jej głęboko w oczy. W tej chwili świat kompletnie przestał istnieć. Widział tylko ją siedzącą na wprost niego ubraną w piękną zwiewną kwiecistą sukienkę, długi biały sweter z dużymi kieszeniami oraz trampki w tym samym kolorze. Patrzyła na niego tymi, według niego, pięknymi brązowymi jak czekolada oczami. Kochał w nie patrzeć, gdyż widział w nich olbrzymią miłość jaką darzyła go ukochana. Po tej piosence akurat mieli przerwę, więc po ostatnim wersie muzyka ucichła, a każdy przywitał się z Laurą.
- Za tydzień trasa, denerwujesz się? - Zapytała Laura siadając ukochanemu na kolana, oplatając w tym samym czasie ręce wokół jego szyi.
- Nie, coś ty? Kocham występować, więc zero stresu. - Rzekł pewnie i zbliżył się do ukochanej. W garażu nikogo nie było, więc czuli się bardziej komfortowo.
- Dziękuję, że mogę z tobą jechać. - Powiedziała uśmiechając się, co chłopak błyskawicznie odwzajemnił.
- To ja dziękuję, że będę miał wszystkie najważniejsze dla mnie osoby tuż obok siebie. - Mówił po czym złożył na jej ustach delikatny acz namiętny pocałunek.
- Kocham cię, Rossy. - Powiedziała.
- Kocham cię, Lu. - Patrzyli sobie głęboko w oczy. Mogliby tak trwać w nieskończoność, jednak wszystko co dobre i piękne kiedyś niestety musi dobiec końca. I tak było i tym razem. Laura słysząc zbliżające się kroki wstała z kolan ukochanego i usiadła na swoim wcześniejszym miejscu. Ten z kolei podszedł do mikrofonu zakładając na ramię gitarę i wyczekiwał pozostałych członków zespołu. Ci pojawili się dosłownie po kilku sekundach. Wszyscy zajęli swoje miejsca i zaczęli grać bardzo energicznie. Ross cały czas patrzył Laurze w oczy. Za każdym razem gdy to robił czuł, że jest w stanie zrobić wszystko. Ta miłość ogromnie uskrzydlała zarówno jego jak i ją.
- Rocky, co ty robisz?! Graj na akordach do „Smile”, a nie „One Last Dance”!!! - Wygarnął Riker młodszemu bratu.
- Człowieku nie bulwersuj się tak. Jeden akord mi się pomylił, a ty od razu pretensje!!! - Wściekł się szatyn.
- Ej, Riker, Rocky spokojnie! Po prostu zagrajmy to jeszcze raz i tyle, a nie robicie niepotrzebną spinę. - Uspokajał ich Ross czując rozgoryczenie zaistniałą sytuacją.
- Ross ma rację, pokażcie, że jesteście dorośli, a nie zachowujecie się jak dzieci. - Przyznała rację blondynowi jego starsza siostra – Rydel wstydząc się przed przyjaciółką za braci.
- No dobra, przepraszam. - Powiedział nieśmiało najstarszy wyciągając do długowłosego rękę.
- Ja też przepraszam. - Odpowiedział ściskając dłoń brata na zgodę. Zespół po chwili skupił się na graniu i śpiewaniu zupełnie zapominając o wcześniejszym niekomfortowym wydarzeniu. Grali do południa, a po próbie każdy poszedł coś załatwić. Rydel udała się z Ellingtonem na zakupy, Rocky i Riker pojechali do kina, a Ryland z kolei pojechał do kolegi. Nawet rodzice rodzeństwa wybrali się na randkę do wykwintnej restauracji. Ross, korzystając z nieobecności rodziny, postanowił wraz z Laurą, że zostaną u niego w domu. Para już po chwili znalazła się w salonie i usiedli na kanapie przed 50 calowym telewizorem. Wybrali film „Zakochani w Paryżu”. Laura ustawiała seans w czasie gdy młody Lynch robił w kuchni popcorn.
- Kochanie, co chcesz do picia? - Krzyknął blondyn z kuchni.
- Sok pomarańczowy! - Odkrzyknęła szatynka siedząc już na sofie. Z fotela obok zgarnęła koc i przykryła się nim chcąc zakryć swoje ciało. Sama nie wiedziała czemu, ale odkąd dowiedziała się, że jest w ciąży starała się jak najbardziej zakryć swój brzuch. Czuła, że wszyscy patrzą na, jej zdaniem, coraz większy brzuch, a przecież w prawie 1 miesiącu nic nie było widać. Ross już po chwili powrócił do ukochanej z tacką, na której ustawił dwie miski z popcornem i dwie szklanki soku pomarańczowego.
- Zimno ci? - Zapytał troskliwie, odstawiając tackę i siadając obok dziewczyny.
- Nie, tak tylko się przykryłam. - Sprostowała uśmiechając się przy tym po czym położyła chłopakowi na ramieniu głowę, a ten objął ją silną ręką. Oboje poczuli się jak w niebie. Blondyn włączył film i po chwili oboje wgłębili się w puszczony seans zapominając o bożym świecie.
*Ross*
Po skończonym filmie dostrzegłem, że Lau zasnęła w moich ramionach. Powoli więc wstałem i biorąc ją na ręce ostrożnie udałem się z nią w kierunku mojego pokoju. Tam ułożyłem ją na łóżku i przykryłem kołdrą po czym zamknąłem drzwi i zszedłem do salonu. Tam posprzątałem i zaniosłem wszystko do kuchni. Szybko pozmywałem i wróciłem do pomieszczenia z telewizorem. Zająłem wygodne miejsce na kanapie i włączyłem TV. Akurat załapałem się na jakiś film, więc oglądałem go bez większych emocji, gdyż nic innego mnie nie zaciekawiło. Patrząc w zmieniające się obrazy w telewizorze jakoś wzięło mnie na refleksje. Zastanawiało mnie co by się stało gdybym właściwie nie zamieszkał w LA. Nie zagrałbym w A&A przez co nie byłbym sławny, nie poznałbym tych ludzi co teraz, nie zaszedłbym tak daleko i – co najważniejsze – nie poznałbym Laury. Mojej kochanej Lau, dla której jestem w stanie oddać wszystko, nawet życie. Zdecydowanie moje życie byłoby o wiele gorsze niż teraz. Kto wie, czy nie stoczyłbym się psychicznie albo, co gorsze, nie poznałbym jakiegoś złego towarzystwa, które przeciągnęłoby mnie na złą stronę. Ewidentnie Laura pomogła mi uwierzyć w miłość na wieki i uczyniła mój świat piękniejszym. Jest tą jedyną, z którą chciałbym być do końca mych dni. Chcę dzielić z nią każdy dzień, każdą godzinę, minutę, sekundę mojego życia. Chcę widzieć jak dorastają nasze dzieci, słuchać jak opowiadają o pierwszych miłościach, pocałunkach, randkach. Chcę dzielić się z nimi cząstką siebie. Miłość moja i Laury jest na tyle silna, że wierzę, iż na bank przetrwa jeszcze wieki. Spotkaliśmy na swej drodze już tyle przeszkód, murów, ale mimo wszystko zawsze wychodziliśmy w tego cało, choć czasem po dłuższym czasie, ale za każdym razem silniejsi i mądrzejsi kochając się coraz bardziej. Gdy na nią parzę wiem, że jest najlepszym co mnie w życiu spotkało i nie wyobrażam sobie żeby miało jej pewnego dnia zabraknąć. Chcę by była ze mną do śmierci, a nawet dłużej, najlepiej całą wieczność. Wiem, że to właśnie ona jest moją pierwszą, a zarazem ostatnią prawdziwą i szczerą miłością.
Moje przemyślenia przerwała owa pięknooka szatynka, która jakby na zawołanie pojawiła się na schodach niedaleko mnie i patrzyła swoim ślicznymi ślepiami na mnie w zupełnej ciszy. - Ross... - Zaczęła nieśmiało, a ja zerwałem się z kanapy i powoli podchodziłem do niej. - Mogę u ciebie dzisiaj zanocować? - Zapytała tonem jakby zapytała o najgorszą rzecz.
- Jasne, kochanie. - Powiedziałem będąc już tuż obok niej po czym pocałowałem ją w czoło. - Przynieść ci z domu jakieś rzeczy? - Zapytałem.
- Jakbyś mógł. - Poprosiła. - Jakąś piżamę, kosmetyki, ciuchy na jutro itd. - Powiedziała wręczając mi klucze do swojego mieszkania.
- Dobrze, kotku, a ty lepiej idź się umyć, bo widzę, że zmęczona jesteś, a ja za chwilkę przyjdę. - Rzekłem schodząc po stopniach.
- Dobrze, tylko wracaj szybko. - Odpowiedziała po chwili znikając za ścianą. Po chwili opuściłem moją rezydencję i po chwili znalazłem się po drugiej stronie mało ruchliwej dziś ulicy. Włożyłem odpowiedni klucz do zamka i przekręciłem go. Po chwili znalazłem się w środku.
- Dzień dobry. - Powiedziałem widząc panią Ellen schodzącą po schodach.
- Witaj Ross, a gdzie Laura? - Zapytała stojąc już na wprost mnie.
- U mnie. Dzisiaj u mnie nocuje, oczywiście jeśli nie mają państwo nic przeciwko.
- Ależ nie ma problemu. - Powiedziała uśmiechając się.
- Dobrze, dziękuję. To ja wezmę tylko jej rzeczy i już mnie nie ma. - Powiedziałem wymijając rodzicielkę mojej dziewczyny i udałem się na górę. Już po chwili znalazłem się w pokoju ukochanej i spakowałem do torby z szafy potrzebne jej rzeczy. Zamknąłem torbę rozglądając się czy aby na pewno wszystko zabrałem. Gdy upewniłem się, że mam wszystko wyszedłem z pokoju i krzycząc krótkie „Do widzenia!” opuściłem dom. Po chwili znalazłem się z powrotem w mojej willi. Wszedłem na piętro gdzie znajdowała się łazienka i zapukałem.
- Proszę. - Usłyszałem cichy, niemal nie słyszalny głos. Nacisnąłem klamkę i po chwili znalazłem się w pomieszczeniu. Zobaczyłem tam Laurę, która w szlafroku, należącym do niej (kiedyś go zostawiła) stała przed lustrem i suszyła swoje mokre włosy ręcznikiem. Gdy tylko dostrzegła mnie w lustrze uśmiechnęła się do mnie. Postawiłem torbę z jej własnością przy drzwiach zamykając je wcześniej po czym zacząłem się do niej zbliżać. Kiedy byłem już wystarczająco blisko zsunąłem lekko
szlafrok z jej prawego ramienia i złożyłem na jej delikatnej i ciepłej jeszcze szyi pocałunek. Laura od razu po tym odchyliła lekko głowę bym mógł czynić to dalej. Tak też zrobiłem. Już po chwili całowałem całą jej szyję po czym przeszedłem w stronę ramion zsuwając przy tym  jej szlafrok jeszcze bardziej. - Uwielbiam gdy doprowadzasz mnie do takiego stanu. - Powiedziała jęcząc nieco z rozkoszy jednocześnie odwracając się do mnie przodem. Oplotła ręce wokół mojej szyi i delikatnie wpiła się w moje usta. To był nieśmiały, acz namiętny i czuły pocałunek. Po chwili złapałem ją za uda i posadziłem na umywalce. Całowaliśmy się jeszcze bardziej namiętnie. Szatynka rozchyliła lekko nogi bym mógł stanąć pomiędzy nimi. Wsunąłem dłonie pod jej szlafrok zatrzymując się na plecach. Po chwili dziewczyna pozbyła się większości mojego stroju. Miałem na sobie tylko dolną jego część. Po chwili się od niej odsunąłem.
- Przebierz się i wróć do mojego pokoju. Przygotuję ci dodatkową poduszkę. - Powiedziałem i jak gdyby nigdy nic wyszedłem z „pokoju czystości”. Wróciłem do własnego królestwa i wyjąłem spod łóżka dwie duże poduszki i koc jakby Laurze było w nocy zimno. Po tej czynności zszedłem na dół, aby nalać sobie wody do szklanki, gdyż nagle zaczęło mnie suszyć w gardle. Będąc w kuchni postawiłem na blacie pustą butelkę i napełniłem ją przezroczystą cieczą krojąc dodatkowo dwa plastry świeżo umytej cytryny. Nie przepadałem nigdy za suchym smakiem samej wody, więc zawsze wzbogacałem ją o cytrynę, ogórka czy sok lub syrop. Napój wypiłem jednym duszkiem i odstawiłem puste naczynie do zmywarki, a plastry cytrusa wrzuciłem do śmietnika. W tej samej chwili usłyszałem jak frontowe drzwi domu się otwierają, więc wyjrzałem zza framugi. To moja rodzina właśnie wróciła do mieszkania.
- Hej. - Powiedziałem tylko gdy mnie dostrzegli.
- Cześć. - Przywitali się niemal w tym samym czasie. Jako pierwszy do kuchni wszedł Rocky, który jako „wiecznie głodny człowiek” niemal rzucił się na bezbronną lodówkę i wyjął z niej kilka wczorajszych tostów i sok jabłkowy. Po chwili dołączył do niego Riker, który uczynił to samo co rodzony brat. Ostatnia weszła do pomieszczenia mama.
- Mamo... - Zacząłem, a gdy ta na mnie spojrzała kontynuowałem. - Laura dzisiaj u mnie nocuje, dobrze? - Zapytałem dla formalności, gdyż doskonale wiedziałem jaka będzie odpowiedź mojej rodzicielki.
- Nie ma sprawy, synku. - Powiedziała czochrając moje niedawno ułożone włosy i wyszła z kuchni zabierając wcześniej jabłko. Szybko poprawiłem swoją blond-czuprynę i wróciłem na górę, jednakże zamiast iść od razu do pokoju, skręciłem do łazienki w celu umycia się. Wykonałem wszystkie „formalności” i przebrany w piżamę z napisem „Superman” na klacie wszedłem do mojego pokoju. Zastałem tam Laurę oglądającą kolekcję naszych zdjęć na szafce przy oknie. Stała do mnie tyłem, więc postanowiłem to wykorzystać. Cicho niczym snajper podszedłem do niej i pocałowałem w policzek przytulając ją od tyłu.
- Co tak długo? Tęskniłam. - Powiedziała wtulając się we mnie.
- Obowiązki. - Zażartowałem i przytuliłem ją jeszcze mocniej do siebie. Nasze ciała idealnie do siebie przylegały. Po chwili ją puściłem i okręciłem w swoją stronę. - Nie jesteś zmęczona? - Zapytałem patrząc szatynce w oczy.
- Jestem. - Powiedziała ziewając. Pociągnąłem ją w stronę łóżka, że już po sekundzie leżeliśmy na nim oboje. Młoda Marano położyła mi głowę na torsie a ja objąłem ją ramieniem przykrywając nasze ciała kołdrą.
- Kocham cię. - Wyszeptałem po chwili do jej ucha, jednak ona mi już nie odpowiedziała. Zasnęła, a po chwili i ja dołączyłem do niej.
*********
Jest drugi rozdział. Jak wam się podoba? Piszcie w komentarzach swoje opinie, bo lubię mieć motywację.
Madame Lynch

(96) 22. Kolacja & Strach

*Laura*
Obudziłam się dopiero następnego dnia. Czułam się już lepiej, ale nadal byłam w szoku po wczorajszej informacji. Powoli przeciągnęłam się na łóżku i wstałam. Wzięłam ciuchy i bieliznę i weszłam do łazienki. Nabrałam wody do wanny i ściągając ubrania weszłam do niej. Położyłam się czując jak przyjemne ciepło oblewa mnie z każdej strony. Położyłam głowę na oparciu i odpłynęłam. Nie myślałam w tej chwili o niczym. Kąpiąc się czułam jak zmywa się ze mnie każde zmartwienie, stres, strach. Wyszłam z wanny w dobrym humorze i nadzieją na dobre czasy. W głębi duszy po raz pierwszy od czasu wyników badań zaczęłam się cieszyć z tego, że jestem w ciąży. Mam 19 lat, ale mimo to cieszę, że za 9-10 miesięcy zostanę mamą. Muszę tylko powiedzieć o tym Rossowi. Ubrałam bieliznę i ubrania i wyszłam z łazienki. Udałam się do kuchni, a tam zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Szybko spożyłam posiłek i wyszłam z domu. Już po chwili byłam po drugiej stronie ulicy i podeszłam do drzwi domu państwa Lynch. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, a już po chwili pojawiła się w nich pani Stormie. - Dzień dobry. - Przywitałam się.
- Witaj Laura. - Odpowiedziała uroczo. - Ross siedzi w ogrodzie. - Dodała wiedząc o co mi chodzi. Podziękowałam, weszłam do mieszkania i udałam się w kierunku ogrodu wcześniej witając się z Rylandem i panem Markiem, którzy w kuchni nalewali picie do dzbanka. Po chwili znalazłam się za domem. Akurat w ogrodzie siedziała cała rodzina. Rydel siedziała na huśtawce wtulając się w Ellingtona. Obok niej siedział Rocky. Riker siedział przy grillu na fotelu ogrodowym, a Ross na wprost niego dzięki czemu był do mnie ustawiony plecami. Oprócz tego były wolne jescze trzy miejsca – dwuosobowa kanapa i pojedynczy fotel. Dałam przyjaciołom znak, aby nic nie mówili blondynowi i powoli podeszłam do niego i od tyłu dłońmi zakryłam mu oczy.
- Zgadnij kto to. - Powiedziałam zmieniając nieco głos.
- Laura. - Powiedział i bez zbędnych słów po prostu odwrócił się do mnie i łapiąc w talii pociągnął w swoją stronę tak, że w ułamku sekundy wylądowałam na jego kolanach. Nawet nie zdążyłam zareagować. Spojrzałam mu w oczy, a ten delikatnie musnął moje usta. Podkuliłam nogi i położyłam głowę na jego piersi. Ten za to oplótł swoje ręce wokół mojej tali.
- Jesteście słodcy, aż mi się rzygać chce. - Powiedział Rocky i zaczął się śmiać z Rikerem, na co wytknęłam mu język sprawiając, że ten się uciszył od razu. Słyszałam tylko jak Rydel zaśmiała się cicho. Po chwili wrócili do nas państwo Lynch i Ryland. Postawili na stoliku poncz w dzbanku wraz z szklankami oraz ciastka. Nalałam do dwóch szklanek ponczu i wzięłam na talerzyk kilka ciastek. Z tym zestawem wróciłam do Rossa i usiadłam mu na kolanach wręczając szklankę z napojem i kładąc sobie talerzyk na brzuchu. Piłam poncz zagryzając ciastkami patrząc jak Rocky, Riker i Ryland wygłupiają się w rytm puszczonej muzyki. Wywijali przy tym nieźle bioderkami. Gdy nasze naczynia się opróżniły odstawiłam je na stolik i wtuliłam się w tors mojego chłopaka. Potrzebowałam tego ciepła. Mimowolnie nawet nie zauważyłam kiedy lego dłoń wylądowała na moim brzuchu. Przeszedł mnie wtedy przyjemny dreszczyk, bo przypomniałam sobie o moim przyszłym potomstwie, które z każdym dniem coraz bardziej we mnie rośnie. Cieszy mnie bardzo ta wiadomość, jednak nadal zwlekałam z poinformowaniem Rossa. Wolałabym poczekać aż będziemy zupełnie sami. Wtedy będzie bardziej stosownie.
- Kocham cię. - Wyszeptał mi do ucha.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałam i wtuliłam się w niego mocniej.
- Dasz się zaprosić dzisiaj na kolację? - Powiedział słodko. Spojrzałam mu w oczy jakbym szukała w nich potwierdzenia przed chwilą usłyszanych słów.
- Oczywiście, że tak, kochanie. - Powiedziałam i przytuliłam go co oczywiście odwzajemnił. Podczas grilla bawiliśmy się świetnie. Nie obyło się bez żartów i wygłupów. Do domu wróciłam dopiero o 19, lecz tylko na chwilę by się przebrać. Ubrałam niedawno kupioną błękitną sukienkę, czarną skórzaną kurtkę i czarne baletki. Lekko się pomalowałam a włosy związałam w dobieranego z tyłu kłosa. Spojrzałam w lustro psikając się ulubionymi perfumami i wyszłam z pokoju chowając do kieszeni pieniądze oraz telefon. Rzuciłam rodzicom krótkie „idę” i wyszłam z domu. Przed budynkiem już czekał na mnie blondyn. Był bardzo przystojny. Miał na sobie czarne rurki, białą koszulę, czarne conversy i czarną skórzaną kurtkę. Szybko do niego podbiegłam i wpiłam się w jego usta. Ten przyciągnął mnie bliżej do siebie i ze zdwojoną mocą oddał gest.
- Pięknie wyglądasz. - Powiedział lustrując mnie wzrokiem.
- Ty też niczego sobie. - Odpowiedziałam śmiejąc się, na co blondyn uczynił to samo. Objęliśmy się i udaliśmy do restauracji, w której Ross zarezerwował nam stolik. Byliśmy tam po kilku minutach. Zajęliśmy miejsca i zamówiliśmy posiłek. Ja zdecydowałam się na naleśniki ze szpinakiem i latte, a Ross kurczaka z pure i latte. Dania były wyborne.
- Kotek, spróbuj tego. - Powiedział zgarniając na widelec odrobinę kurczaka i ziemniaków zbliżając go w moim kierunku szybko otworzyłam usta i wzięłam kęs.
- Mmm, świetne. - Skomentowałam. - A spróbuj to. - Powiedziałam podając mu kawałek mojego dania.
- Pyszne. - Powiedział. Gdy zjedliśmy, a kelner odniósł puste talerze Ross złapał mnie za ręce i położył je na stole.
- Lau, mamy za miesiąc trasę po Europie. Pojedziesz z nami? - Zaproponował nagle, co mnie z początku zdziwiło, ale po chwili ucieszyła mnie ta propozycja.
- Oczywiście, Rossy. - Odpowiedziałam nachylając się nad stolikiem w stronę chłopaka.
- W końcu nie będziemy musieli się rozstawać. - Rzekł i uczynił to co ja składając na moich ustach słodki acz czuły pocałunek. Randka była świetna, aż zupełnie zapomniałam o tym co powinnam powiedzieć Lynchowi. Jeszcze mam na to czas. Wracając ciągle przytulaliśmy się do siebie nie odrywając naszych ciał od siebie ani na moment. - Lau..? - Zaczął niepewnie chłopak zatrzymując się i patrząc mi w oczy.
- Co jest? - Zapytałam zaniepokojona.
- To dla ciebie – Powiedział wręczając mi małe granatowe pudełeczko. Aż zaniemówiłam. Otworzyłam je i wyciągnęłam zawartość. Był to piękny złoty naszyjnik z napisem „Ross”. - Żebyś pamiętała, że zawsze będę przy tobie. - Dokończył.

- Jest piękny, dziękuję. - Powiedziałam wzruszona i mocno wtuliłam się w chłopaka. Ten, gdy tylko się od siebie odsunęliśmy, założył mi go na szyję i pocałował w policzek. Czułam się jak w niebie. Wokół nas panowała ciemność, ale mimo to byłam w stanie dostrzec pojawiający się na jego twarzy uśmiech. Do domów wracaliśmy wyjątkowo długo. Może dlatego, że wcale nam się nie spieszyło i często zatrzymywaliśmy się po drodze. Dopiero grubo po godzinie 22 znalazłam się pod drzwiami własnego domu. Pożegnałam się z ukochanym czułym pocałunkiem i weszłam do domu. Wszyscy już spali, więc zamknęłam drzwi wejściowe na zamek i po cichu weszłam na górę. Umyłam się i przebrana w piżamę weszłam do łóżka. Po kilku minutach zasnęłam z szerokim uśmiechem na ustach.
********
Zabijcie mnie. Wróciłam po długiej nieobecności. Dodatkowo korzystając z okazji chciałabym wam życzyć wszystkiego najlepszego w 2016 roku. Spotkania świetnych ludzi, spełnienia marzeń i czego tam sobie zapragniecie. Za chwilę dodam następny rozdział, bo chyba tak lepiej. A wy jak sądzicie? Wolicie żebym rzadziej wstawiała rozdziały, a po dwa? Czy częściej po jednym?
Madame Lynch