środa, 30 października 2013

(57) 21. Wsparcie & Zmiana.

"Cierpienie, samotność i żal, te wszystkie rzeczy były mi jeszcze tak niedawno zupełnie odległe i obce. Teraz są one dla mnie zwykłą, szarą codziennością. " Ross Lynch.
*Oczami Laury.*
Gdy Ross wyszedł nie wiedziałam co zrobić. Przez jakiś czas patrzyłam w miejsce, w którym jeszcze nie tak dawno stał blondyn. Jestem najgorszą osobą na świecie, zdradziłam go i to w dodatku z jego największym wrogiem. Nie chciałam tego, ale byłam zbyt oszołomiona żeby wykonać jakikolwiek ruch. Po chwili podeszła do mnie Olivia, a jej mina nie zdradzała żadnych emocji.
- Zrobiłaś coś czego Ross chciał za wszelką cenę uniknąć. - Powiedziała, a ja nic nie mówiąc zaniosłam się płaczem i wybiegłam z sali prób, a potem ze szkoły. W domu byłam po pięciu minutach. Wpadłam do niego jak torpeda i nie zważając na pytania rodziców typu „I co, Ross do nas dzisiaj przyjdzie?”, „Córciu, czemu płaczesz?” wbiegłam po schodach do pokoju. Opadłam na łóżko i dałam zbierającym się przez kilka minut pod moimi powiekami łzom swobodnie spływać. Byłam nieszczęśliwa, bo przez moją głupotę straciłam osobę, którą w końcu naprawdę i szczerze kochałam. Temu jestem winna tylko i wyłącznie ja, bo to ja mówiłam Rossowi, że Cody się zmienił choć znałam go ledwo kilka tygodni, a on całe życie. To ja uległam Cody'emu i z nim zaśpiewałam chociaż doskonale wiedziałam, że na jego miejscu powinien być Ross, a co najważniejsze, to ja nic nie zrobiłam gdy wróg Rossa mnie pocałował. Temu wszystkiemu jestem winna ja, nikt inny, tylko ja. Płakałam jeszcze jakiś czas aż usłyszałam, że do pokoju ktoś wchodzi.
- Odejdźcie, chcę zostać sama. - Powiedziałam nawet nie odwracając się w stronę gości.
- Lauruniu, kochanie, jeśli nam powiesz co się stało, będzie ci lepiej. - Usłyszałam ciepły matczyny głos. Usiadłam na łóżku i odwróciłam się w stronę całej trójki.
- Obiecujesz? - Zapytałam bardzo cicho, ale na tyle głośno, aby to usłyszała.
- Oczywiście. - Potwierdziła i usiadła obok mnie, po prawej stronie.
- Powiedz o co chodzi, coś z tobą i Rossem? - Zapytała Vanessa i zrobiła to co mama tylko, że ona zajęła miejsce po mojej lewej stronie.
- Tak, chodzi o zdradę. - Rzekłam, co widocznie zdenerwowało mojego tatę.
- Zabiję gnoja, zaufałem mu, a on tak perfidnie cię potraktował? Nie daruję mu. - Powiedział i już miał wyjść z pokoju, ale ja szybko krzyknęłam.
- Tato, on mnie nie zdradził! - Po tych słowach zastygł w miejscu i odwrócił się w moją stronę nie wiedząc o co chodzi. - To ja go zdradziłam. - Powiedziałam ciszej i z wstydu spuściłam głowę.
- Ale jak to się stało? - Zapytała moja rodzicielka, a ja spojrzałam na nią wzrokiem pełnym poczucia winy i żalu. Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam mojej rodzinie wszystko z najmniejszymi szczegółami. W czasie mówienia nie obyło się z mojej strony bez uronienia kilku słonych łez. Z każdym następnym słowem czułam coraz większe poczucie winy i złość na samą siebie. Gdy skończyłam to pełne uczuć i łez opowiadanie, rozpłakałam się jeszcze bardziej niż na samym początku. Moja mama i siostra przytuliły mnie, chcąc pocieszyć, jednak nic tym nie wskórały. Teraz tylko jedno, nawet krótkie, słowo wydobyte z ust Rossa i skierowane do mnie poprawiłoby mi humor.
- Laura, będzie dobrze, zobaczysz. Jeszcze kiedyś będziecie szczęśliwym małżeństwem z gromadką dzieci. - Powiedział tata chcąc mnie jakoś pocieszyć, ale jemu też to nie wyszło.
- Możecie mnie zostawić samą? - Poprosiłam, a wszyscy jak na zawołanie wyszli z mojego pokoju. Wyjęłam z szuflady pamiętnik z długopisem i zaczęłam w nim pisać.
Drogi pamiętniku!
Dzisiaj jest najgorszy dzień w całym moim życiu, ponieważ zdradziłam chłopaka, który był dla mnie najważniejszy i czuję, że jest miłością mojego życia. Nie chciałam tego pocałunku z Cody'm, ale byłam zbyt oszołomiona, aby się sprzeciwić. Wiem, że ta wymówka jest bezsensowna, ale to prawda. Jedyną osobą, z którą chcę się całować jest Ross. Do Cody'ego nic nie czuję i nic tego nie zmieni. Chyba nic nie sprawi, że poczuję się lepiej. Jestem temu wszystkiemu winna tylko ja. No nic muszę kończyć, bo wpadłam na pomysł, który pewnie innym się nie spodoba.
Love Laura.
Gdy skończyłam schowałam zeszyt z powrotem i podeszłam do szafy. - „Pora się zmienić.” - Pomyślałam i wyjęłam wybrany strój, a następnie poszłam z nim do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic i przebrałam się ubranie. Uczesałam włosy i pozwoliłam im opadać na plecy. Zrobiłam sobie makijaż, który był inny niż wszystkie, był mocniejszy i bardziej wyzywający. Spojrzałam na swoje
odbicie w lustrze i doznałam szoku. - „Oto nowa ja.” - Pomyślałam i wróciłam do pokoju. Stamtąd wzięłam czarną torebkę i włożyłam do niej telefon, portfel i pudełko gum do żucia, przy czym jedną wzięłam do buzi. Torebkę przerzuciłam sobie przez ramię i wyszłam z pomieszczenia.
*Oczami Rossa.*
Czy mieliście czasem tak, że w jednej krótkiej chwili przestało wam na czymkolwiek zależeć? Ja właśnie tak mam. Przez jeden głupi, może nieodwzajemniony, ale zawsze pocałunek straciłem osobę, na której mi zależało. Ciągle myślę o tym co zrobiła Laura i nadal nie mogę pojąć co spowodowało, że nawet go nie odepchnęła. Nie ma chwili, w której nie zadawałbym sobie jednego ważnego i podstawowego pytania. - „Czy ona mnie już nie kocha?” - W tamtej chwili gdy zobaczyłem ich razem, coś we mnie pękło, bez wątpienia było to zaufanie, którym darzyłem Laurę. Teraz wydaje mi się, że nigdy nie zaufam nikomu. Za dużo w życiu przecierpiałem, aby jeszcze mi dokładano. Zawsze w dzieciństwie gdy czułem wewnętrzny ból słyszałem od rodziców - „Bez odrobiny cierpienia nie zaznasz prawdziwego szczęścia.” - Zgadzam się z tą interesującą i pouczającą ideą, ale co oznacza ta „odrobina”? Teraz gdy cierpię po raz enty w życiu nie ma przy mnie osoby, która chociaż by mnie wysłuchała. Po przeżyciu w swoim jakże jeszcze krótkim i niedoświadczonym jeszcze życiu przyzwyczaiłem się do cierpieniu w samotności, ale to cierpienie jest zupełnie inne od poprzednich. Przez jedną osobę straciłem rodzinę, przyjaciół i dziewczynę, z którą w końcu miałem szansę zacząć wszystko od nowa. No nic, mam chociaż nadzieję, że Cody jest zadowolony ze swojego sukcesu, który osiągnął ludzkim nieszczęściem. Wczoraj był najgorszy dzień w moim życiu, ale wydarzenia jakie wtedy miały miejsce pomogły mi napisać nową piosenkę. Szkoda tylko, że musiałem tak bardzo cierpieć, aby mieć pomysł na nowy tekst. Aby choć trochę poprawić sobie humor, wszedłem do studia nagraniowego, wziąłem gitarę, włączyłem nagrywanie i zacząłem grać na instrumencie. Już po chwili z moich ust wydobyły się słowa odzwierciedlające moje uczucia.
Samotność wciąż mnie dotyka.
Nie chcę i nie potrafię tak dłużej żyć.
Moje serce cierpi, wiem! Twoje też.
Wiem, że ci jest ciężko.
Tak jak ja, tracisz nadzieję.
Czy znajdę tam ciebie?
Wiesz, tego nie wiem.
Każdego dnia wciąż błądzę w myślach.
Każdego dnia walczę z samotnością.
Chciałbym cię mieć w ramionach i być otulony miłością.
Jestem sam, a na to nie zasługuję, mam już tego dość.
Wiesz, fatalnie się czuję.
To najgorsze gdy nie ma tej osoby, przy której świat wyglądałby inaczej.
Te słowa teraz pisane w bólu. Proszę cię, daj mi tą szansę. X2

Ref: Chcę mieć kogoś, kto będzie dla mnie wsparciem.
W życiu tak bardzo często przegrywałem na starcie.
O tym wszystkim teraz mówię otwarcie!
Wciąż żyję sam aż serce ściska, kiedy miłość była tak bliska.
To wszystko było chwilą, zostało wspomnieniem.
Piszę o tym co jest moim cierpieniem.

Siedzisz sam otoczony ścianami, żyjesz w tym momencie tymi wspomnieniami.
Odczuwam jej brak lecz nie chcę być z taką
co jest zakłamana i mówi, że mnie kocha, a tak naprawdę jest zupełnie inaczej.
Nie chce takiej! Co ma tylko pieniądz i szaleństwo w oczach,
miłość to dla mnie najważniejsze co może być.
Chcę powiedzieć jej jak wiele dla mnie znaczy.
Szukam cię, wypatruje jak gwiazdy na niebie lecz nie wiem czy cię znajdę.
Jesteś tylko gdzieś tam w moich marzeniach.
Szukam tej miłości, chyba za bardzo tego chcę.
Ale chcę odnaleźć to szczęście pośród zwykłych szarych dni.

Ref: Chcę mieć kogoś, kto będzie dla mnie wsparciem.
W życiu tak bardzo często przegrywałem na starcie.
O tym wszystkim teraz mówię otwarcie!
Wciąż żyję sam aż serce ściska, kiedy miłość była tak bliska.
To wszystko było chwilą, zostało wspomnieniem.
Piszę o tym co jest moim cierpieniem.

Wciąż to nie ta. Ja to mam pecha, aż odechciewa mi się żyć.
Proszę odnajdź mnie, bo ja gdzieś się zgubiłem.
Kiedy w końcu będę szczęśliwy??
Chcę patrzeć na ciebie i wiedzieć, że mi nic nie potrzeba
A czy tak będzie to czas pokaże.
Daj mi tą szansę! Nie skreślaj mnie.
Bo Ty nie wiesz jaki jestem i nie wiesz co mam w sercu.
Ta piosenka w ogóle mi nie pomogła. Wręcz przeciwnie, dobiła mnie jeszcze bardziej niż przypuszczałem. Wyszedłem ze studia i udałem się do kuchni. Próbowałem jakoś udawać, że wszystko ze mną w porządku, bo widziałem jak Cody wchodzi do naszego domu, a nie chciałem żeby czuł radość. To, że się starałem się udawać to nie powiedziane, że mi wychodziło. Nadal miałem czerwone od płaczu poliki i oczy, włosy sterczące we wszystkie strony świata, a moje ubranie było w o wiele gorszym stanie niż u bezdomnego. - „Ciekawe czy zauważą różnicę.” - Pomyślałem i wszedłem do salonu pod pretekstem zapytania, czy jedli już śniadanie. - Hej wam. - Powiedziałem, jednak nikt, poza Cody'm mnie nie słyszał . Byli zajęci oglądaniem telewizji. - Jedliście śniadanie? - Zapytałem, ale nic nie odpowiedzieli. Widziałem jak Cody się pod nosem uśmiecha, dodatkowo był zadowolony z mojego stanu. Miałem już wrócić do pokoju, ale TEN małolat mnie zatrzymał.
- Ross myślałem, że jesteś w swoim pokoju i płaczesz do poduszki. - Powiedział Cody, a wszyscy jak na zawołanie popatrzyli na mnie przerywając oglądanie filmu. - „Świetnie, teraz to na mnie patrzycie.” - Zakpiłem z nich w myślach. Jeśli chodzi o Cody'ego to ten uśmiechał się cwaniacko. - „Ok, niech zobaczy do czego odprowadził.” - Pomyślałem.
- Ja nie wstydzę się swoich uczuć. - Powiedziałem dumnie. - I obaj doskonale wiemy, co było tego powodem.
- Serio? To raczej nie moja wina, że przyjaciele i rodzina cię opuścili, a Laura cię zdradziła. - Właśnie uderzył w mój czuły punkt. Każdy z mojej rodziny oraz Ell miał w oczach zdziwienie. Zupełnie tak jakby nie widzieli mnie kilkanaście lat i dopiero teraz dowiedzieli się jakieś tajemnicy, którą skrywałem przez cały ten czas.
- Masz rację, w końcu to nigdy nie była twoja wina. - Zakpiłem. - To ja kazałem ci tutaj przyjechać i zabrać mi rodzinę, przyjaciół i dziewczynę, masz rację........ Ale wiesz co? Nawet swojemu największemu wrogowi nie życzyłbym takiego losu, który mnie spotkał. - Powiedziałem i nie oglądając się za siebie wróciłem do pokoju. Tam wyjąłem z szafy ubrania, w których zamierzałem wyjść i udałem się z nimi do łazienki.
Wziąłem krótki orzeźwiający prysznic i założyłem na siebie ubranie. Twarz opłukałem zimną wodą, a włosy uczesałem grzebieniem. Gotowy wróciłem do pokoju, schowałem portfel i telefon do kieszeni i wyszedłem z pomieszczenia. Schodząc po schodach słyszałem jak wszyscy obecni w salonie śmieją się z komedii lecącej w telewizji. Od razu przypomniało mi się jak w zeszłym roku, gdy jeszcze nagrywaliśmy 3 sezon serialu „Austin & Ally”, w domku babci z rodzeństwem, Ell'em i Laurą oglądałem horror. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że ta szatynka, przez którą teraz cierpię na zawsze zagości w moim sercu. Ale teraz, gdy mam tego świadomość, czuję, że mój dotychczas szczęśliwy i poukładany świat właśnie legł w gruzach. Przypominając sobie wczorajszą zdradę poczułem jak zaszkliły mi się oczy. W tej chwili odechciało mi się gdziekolwiek wychodzić. Wróciłem, więc do pokoju i znów opadłszy na łóżko, zamknąłem oczy, ale nie zasnąłem. Mniej więcej po kilkunastu minutach poczułem, że ktoś siada obok mnie na łóżku. Szybko podniosłem głowę i ujrzałem nad sobą Olivię. - Hej, co tutaj robisz? - Zapytałem i usiadłem obok niej.
- Hej, chciałam zobaczyć jak się czujesz i jak na razie widzę, że chyba nie za dobrze. - Odpowiedziała i spojrzała mi w oczy. Widziałem w jej brązowych ślepiach czułość, troskę, zrozumienie i blask, którego nie dostrzegałem wcześniej. Czułem, że na prawdę jest przejęta moim stanem.
- A jak mam się czuć? Cody zabrał mi wszystko na czym mi zależało; rodzinę, przyjaciół, dziewczynę. - Powiedziałem ocierając opuszkami palców mokre policzki. - Największemu wrogowi nie życzyłbym takiego losu. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że choć bardzo bym chciał zapomnieć, nie mogę, bo gdzie nie spojrzę, widzę wczorajsze wydarzenie i śmiejącą się twarz Cody'ego w tle. Czułaś się kiedyś tak samo źle jak ja? Nie sądzę.
- Wiem Ross i nie powiem ci, że wiem co czujesz, bo nie wiem, jednak jednego jestem pewna w stu procentach, Cody jest zakłamanym i dwulicowym małolatem, a jeśli twoja rodzina i przyjaciele tego nie widzą to są ślepi. Mam nadzieję, że prędzej czy później odkryją jaki on jest i przekonają się, że to ty mówiłeś prawdę od samego początku. - Jej słowa pomogły mi spojrzeć na tą sytuację pod zupełnie innym kątem. Dzięki niej zyskałem nadzieję na lepsze czasy. Jeszcze kilka sekund temu nawet nie brałem pod uwagę, że mogę zmienić zdanie, ale po tym co powiedziała zmieniłem je o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dziękuję, dzięki tobie patrzę inaczej na tą sytuację. - Powiedziałem jednocześnie kończąc moje przemyślenia.
- Nie to ja ci dziękuję, że zawsze przy mnie jesteś i mnie wspierasz.
- Nie ma za co. - Powiedziałem i ją przytuliłem, a ona odwzajemniła ten gest. Potem jeszcze porozmawialiśmy kilka minut i się pożegnaliśmy. - Dzięki za dzisiejszą rozmowę, dała mi dużo do myślenia. - Powiedziałem gdy się żegnaliśmy.
- Nie ma za co, zawsze możesz na mnie liczyć. - Powiedziała i pocałowała mnie w policzek, po czym wyszła. Sam nie wiem czemu, ale podobał mi się jej gest. Sam nie wiem, może to dlatego, że tęsknię za Laurą. Była 20:30, więc poszedłem się umyć i przebrany w piżamę, przykryłem się kołdrą. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
*W następnym rozdziale.*

Laura zmienia się, ale na gorsze. Chcąc zapomnieć o bólu po stracie ukochanego staje się opryskliwa i zmienia swój ubiór. Czy to jeszcze nie koniec jej zmian? Co na to wszystko jej najbliżsi? Odpowiedzi poznacie w 22 rozdziale.
Premiera już: 03-11-13
************
Hej, o to nowy rozdział. Podoba wam się? Jak dla mnie jest taki nijaki, ale opinie pozostawiam wam.
Całuski ;-* Marta Lynch.

sobota, 26 października 2013

(56) 20. Kłótnia & Największy błąd.

Każdy zasługuje na drugą szansę, lecz nie każdy umie ją odpowiednio wykorzystać.” - Leo Howard.
*Oczami narratora.*
- Dryń, dryń, dryń!!! - Właśnie ten dźwięk budzika obudził brązowowłosą księżniczkę z głębokiego snu. Dziewczyna wstała z łóżka i podeszła do szafy, w której trzymała swoje ubrania i buty. Po kilku minutach wybrała odpowiedni strój do szkoły. Zaopatrzona w niego, udała się do łazienki. Tam wzięła szybki orzeźwiający prysznic i nałożyła na siebie odzienie. Potem usiadła przed toaletką i zrobiła sobie lekki, prawie niewidoczny na pierwszy rzut oka makijaż, a włosy uczesała i pozwoliła im swobodnie opadać. Nie ukrywając swojej euforii, zeszła na dół na śniadanie. Usiadła na krześle w jadalni i czekając na podanie posiłku przywitała się z tatą i starszą siostrą, którzy zdążyli do niej dołączyć. Po chwili pojawiła się także mama obu dziewczyn. Przywitała się z rodziną i podała każdemu po talerzu pięknie pachnącej i bardzo smacznej jajecznicy, a następnie sama zajęła miejsce obok swojego męża. - Laura? - Zaczął pan Damiano, a dziewczyna spojrzała na niego jednocześnie kończąc jeść śniadanie. - Może zaprosiłabyś dzisiaj do nas Rossa. Dawno go u nas nie było.
- Świetny pomysł, tato. Dzisiaj po zajęciach mam z nim próbę, więc wtedy go zaproszę, a teraz wybaczcie, ale muszę iść do szkoły. - Powiedziała i odeszła od stołu. Szybko weszła do swojego pokoju, wzięła torbę z książkami i zeszła z powrotem na dół. Pożegnawszy się z pozostałymi domownikami wyszła z domu. Szybko podbiegła do Rossa, który czekał na nią przed furtką i razem ruszyli do szkoły.
*Oczami Rossa.*
Pierwsza lekcja jaką była gra na instrumentach minęła mi spokojnie, poza tym, że cały czas dostawałem karteczki od Cody'ego. Nie chciałem ich otwierać, aby nie psuć sobie humoru, ale moją uwagę przykuła ostatnia z nich. Była, w przeciwieństwie do pozostałych, tylko lekko zwinięta co spowodowało, że było widać jakiś króciutki fragment tekstu. Pewnie zrobił to specjalnie, abym ją przeczytał, więc tak zrobiłem, bo może wtedy da mi spokój. „Nie ładnie ignorować moje wiadomości. Z tajemniczych źródeł dowiedziałem się, że pogodziłeś się z przyjaciółmi. Już moja w tym głowa, aby to długo nie potrwało. Przez jakiś czas pociesz się tym, że ich masz, bo sprawię, że zostawią cię samego jak palec.” Chciałem mu coś odpisać, ale akurat zadzwonił dzwonek oznajmujący rozpoczęcie się przerwy, co oznaczało, że wszyscy uczniowie, bez wyjątków, muszą opuścić salę. Tak też każdy z nas zrobił. Po lekcji udałem się na ganek obok szkoły i usiadłem pod drzewem, jednak po chwili musiałem wstać, bo podeszli do mnie moi przyjaciele. - Hej Ross. - Powiedział Calum w imieniu wszystkich.
- Cześć, coś się stało? - Zapytałem, gdyż wyczułem w głosie mojego rudowłosego przyjaciela podekscytowanie.
- Nic, tylko przychodzimy do ciebie, bo Cody zaprosił nas i ciebie do swojego domu. - Wyjaśniła Raini równie podekscytowana jak jej chłopak. Cała trójka zaczęła z zadowolenia podskakiwać, jednak mi nie było do śmiechu.
- Nie cieszysz się? - Zapytała Laura gdy tylko się uspokoiła.
- A z czego mam się cieszyć? Wy nadal ślepo wierzycie, że on się zmienił? A no tak, zapomniałem, przecież wy nie znacie go tak długo jak ja. - Odpowiedziałem z nieukrywanymi pretensjami.
- Ross, a ty znowu swoje. Nie możesz zaakceptować tego, że on się zmienił? - Tym razem odezwał się Calum.
- Właśnie, on chce się z tobą zaprzyjaźnić, a ty wszystko mu utrudniasz. On się zmienił, a ty albo jesteś ślepy, albo wszystkich okłamujesz. - Tym razem odezwała się Raini. Nie wytrzymałem i powiedziałem to co leży mi na sercu.
- Chcecie to ciągnąć to ok, ale radzę wam najpierw spojrzeć na siebie, bo ja jestem w stosunku do was całkowicie szczery, a wy skoro już raz mnie okłamaliście to równie dobrze mogliście to zrobić przy każdej możliwej okazji. Powiem wam jednak, że macie rację mówiąc, że byłem ślepy i głupi, bo gdzieś tam w głębi swojego serca wierzyłem, że po tym jak mnie okłamaliście zmienicie się. Możecie się z nim przyjaźnić, nie zabronię wam tego, ale gdy któregoś dnia przejrzycie na oczy, że jest zakłamanym manipulantem, nie przychodźcie do mnie i mnie nie przepraszajcie, bo nie ma szansy, że wam wybaczę. - Dokończyłem i ze łzami w oczach wróciłem do szkoły. Wyjąłem z szafki książki na zajęcia z historii muzyki i udałem się pod salę 211, w której mieliśmy mieć wspomnianą przeze mnie lekcję. Przez całe 45 minut nie mogłem się normalnie skupić na lekcji. Czego bym nie zrobił moje myśli jak bumerang wracały do dzisiejszego wydarzenia na ganku obok szkoły. - „Przyjaźnimy się już tak długo, a oni wierzą jakiemuś kłamcy, którego znają zaledwie kilka tygodni? - Pomyślałem. - Ale zaraz, zaraz. Wszystko jest tak samo jak w moim wczorajszym śnie, czyli, że to była jakiegoś rodzaju wiadomość. Teraz to ma sens, ale skoro ta kłótnia okazała się prawdą to znaczy, że dzisiaj zobaczę coś przez co będę nieszczęśliwy, tylko co to będzie?” - Byłem tak pogrążony swoimi przemyśleniami na temat mojego trudnego i wiecznie problemowego życia, że nawet nie zauważyłem, że stoi obok mnie nauczycielka.
- Ross wszystko w porządku? - Zapytała.
- Tak, przepraszam, że nie uważałem, ale po prostu się zamyśliłem to się więcej nie powtórzy, obiecuję.
- Wierzę ci, ale bardziej martwi mnie twój stan, jesteś blady jak ściana, dobrze się czujesz?
- Tak, a blady pewnie jestem, bo tutaj jest gorąco. - Powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Ok, ale jak coś będzie nie tak to mi powiedz.
- Dobrze. - Nauczycielka wróciła z powrotem do biurka i kontynuowała lekcję, a ja przez cały czas czułem na sobie wzrok każdego ucznia siedzącego w klasie, jednak starałem się to ignorować. Równo z dzwonkiem poszedłem do szafki i wrzuciłem do niej książki z pierwszej lekcji, a wyjąłem strój na zajęcia taneczne. Wszedłem do męskiej szatni i przebrałem się w przygotowane wcześniej ubranie, jednak gdy miałem już zamiar wyjść, do szatni wszedł Cody i znów przycisnął mnie do ściany. Poczułem wtedy okropny ból w okolicy nadbrzusza, ale starałem się to ukryć.
- Lynch, słyszałem, że pokłóciłeś się z przyjaciółmi o mnie. Specjalnie im powiedziałem, że was zapraszam, bo wiedziałem, że wszystko tak wyjdzie. To wszystko jest prostsze niż myślałem, a ty tracisz wszystko mówiąc prawdę, ale cóż blondasku takie jest życie, nie zawsze ma się to czego się chce. - Powiedział, puścił mnie i wyszedł, a ja nadal czułem okropny ból w okolicy nadbrzusza, ale teraz z podwójną siłą. W pewnym momencie zaczęło mi się kręcić w głowie i upadłem na podłogę. Nie wiem ile byłem nieprzytomny może kilka minut, może kilka godzin, ale na pewno był to dość długi okres czasu.
- Ross, Ross!! - Usłyszałem nagle stłumiony męski głos, który jak się domyśliłem dobiegał z szatni, w której leżałem. Był przepełniony troską, ale jednocześnie także strachem. Po „wielkiej” walce w końcu otworzyłem ociężałe powieki i mogłem dostrzec co się dzieje i kto jest właścicielem owego głosu. Zobaczyłem nad sobą nauczyciela tańca pana Charlie'go Adamsa i stojącą za nim grupę uczniów, z którymi miał mieć zajęcia. - Ross, jak dobrze, że nic ci nie jest. - Lekko się podniosłem i usiadłem na podłodze.
- Co się stało? Ostatnie co pamiętam to okropny ból w okolicy nadbrzusza, a potem zemdlałem. - Powiedziałem nadal nie wiedząc co się stało.
- Jeden z uczniów cię tutaj znalazł i mnie o tym powiadomił. Jesteś blady, masz napij się wody, dobrze ci zrobi. - Powiedział i podał mi przeźroczystą ciecz w szklance.
- Dziękuję. - Powiedziałem i wypiłem napój z wielką chęcią. Od razu poczułem się lepiej. Pewnie brzuch rozbolał mnie z tego całego stresu.
- Ok Ross, wyglądasz już lepiej, ale dla pewności wolę abyś siedział dzisiaj na zajęciach na ławce i się nie przemęczał, zrozumiałeś?
- Oczywiście. - Wstałem z podłogi i razem z uczniami i nauczycielem wszedłem do sali. Usiadłem na jednej z ławek i na wszelki wypadek postawiłem obok siebie butelkę wody. Swój wzrok skupiłem na tańczących uczniach i przyznam szczerze, że mieli potencjał. Następne lekcje mijały mi już bez żadnych przygód. Nawet Cody był dziwnie cicho. Gdy zadzwonił dzwonek oznajmujący koniec lekcji podążyłem w kierunku sali prób, w której miałem przećwiczyć piosenkę z Laurą na zajęcia muzyki.
*Oczami narratora.*
Laura już od pół godziny siedziała w sali prób, bo dzisiaj skończyła godzinę wcześniej niż jej chłopak Ross. Sprawdziła czy ma wszystko co było jej potrzebne do przećwiczenia piosenki ze swoim ukochanym. - „Nuty są, tekst jest, mam wszystko.” - Wyliczyła sobie w głowie. W pewnej chwili ktoś od tyłu zasłonił jej oczy i powiedział. - Zgadnij kto to. - Dziewczyna szybko odpowiedziała.
- Hm, ktoś kogo kocham całym swoim sercem? Ktoś kogo...... - W tej chwili urwała, bo odwróciła się i dostrzegła przed sobą... Cody'ego. - Cody? Co ty tutaj robisz? Myślałam, że to Ross.
- Jak widzisz nie jestem Rossem. Widziałem jak on wychodzi ze szkoły i chyba zapomniał o waszym spotkaniu. - Skłamał prosto w oczy.
- Co? Ale obiecał, że przyjdzie.
- Nie martw się, ja mogę z tobą zaśpiewać. - Zaproponował i zaczął grać na keyboardzie melodię do piosenki. Po chwili zaczął także śpiewać.
When you’re on your own
Drowning alone
And you need a rope that
Can pull you in
Someone’ll throw it.”
Doskonale znał ten tekst, bo ukradł go niedawno Rossowi. Laura po chwili bardziej ośmielona stanęła obok chłopaka i także zaczęła śpiewać.
And when you’re afraid
That you’re gonna break
And you need a way
To feel strong again
Someone’ll know it.”
Przez cały ten czas wyobrażała sobie, że zamiast Cody'ego śpiewa Ross i to właśnie dlatego czuła się bardziej pewnie. W tej samej chwili w jednych drzwiach pojawił się Ross, a w drugich Leo i Olivia, jednak ta dwójka ich nie zauważyła. Kontynuowali dalsze śpiewanie.
And even when it hurts the most
Try to have a little hope
That someones gonna be there
When you don’t, when you don’t
If you wanna cry I’ll be your shoulder
If you wanna laugh I’ll be your smile
If you wanna fly, I will be your sky
Anything you need, that’s what I’ll be
If you wanna climb I’ll be your ladder
If you wanna run I’ll be your road
If you want a friend, doesn’t matter when
Anything you need, that’s what I’ll be
You can come to me.”
Dalszą część piosenki dokończyła Laura.
You can come to me
Yeahhh.”
Gdy skończyła, chciała przytulić chłopaka, ale zamiast tego potknęła się o kabel i prawie przewróciła, jednak teraz dzieliły ich tylko milimetry. Chłopak widząc, że Ross obserwuje całe zajście, aby złamać mu serce, wpił się w usta szatynki. Ona była tak oszołomiona, że ani drgnęła i to właśnie spowodowało, że w blondynie coś umarło. Tym czymś było zaufanie, którym darzył dziewczynę. Po ułamku sekundy Laura zauważyła chłopaka i odrywając się od Cody'ego podbiegła do niego. - Myślałem, że jesteś inna. - Zaczął chłopak mając w oczach łzy. - Każda moja dziewczyna go całowała zanim ja to zrobiłem, ale myślałem, że z tobą będzie inaczej, że mnie kochasz.
- Ross, ale to nie tak, to on mnie pocałował.
- Oczywiście, widziałem, ale ty nawet nie zareagowałaś. Przyznaj się, że tego chciałaś.
- Ross.... - Nie dokończyła, bo chłopak jej przerwał.
- Lepiej nic już nie mów. - Po tych słowach zwrócił się do triumfującego nad jego nieszczęściem Cody'ego. - Mam nadzieję, że jesteś z ciebie zadowolony Cody. Zabrałeś mi wszystko na czym mi zależało: rodzinę, przyjaciół, dziewczynę i szacunek do samego siebie, gratuluję, dopiąłeś swego. - Powiedział i wybiegł z sali. Nie oglądają się za siebie wybiegł ze szkoły i biegiem wrócił do domu. Miał szczęście, bo akurat nikogo nie było w domu. Wpadł do swojego pokoju jak torpeda i upadł na łóżko. Dopiero teraz dał upust swoim łzom. - Najgorszy dzień w moim życiu. - Wyszeptał i pod nadmiarem dzisiejszych wydarzeń zasnął, jednak śnił mu się Cody, który cieszy się z jego nieszczęścia.
*W następnym rozdziale.*

Do załamanego Rossa przychodzi Olivia, która stara się go jakoś pocieszyć. W tym samym czasie Laura postanawia się zmienić. Czy Olivii uda się pocieszyć Rossa? A może Ross będzie w jeszcze gorszym stanie niż wcześniej? Czy Laura zmieni się na lepsze? Czy raczej na gorsze? Odpowiedzi szukajcie w następnym rozdziale.
Premiera już: 30.10.13.
***********
Witajcie, mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Wiem, że chcieliście, aby Raura była razem, ale po prostu musiałam ich rozdzielić, ale nie martwcie się, zrekompensuje wam to pod koniec sezonu mega wydarzeniem.
Całuski ;-* Marta Lynch.

wtorek, 22 października 2013

(55) 19. Odkryte miejsce & Przeprosiny.

Nie potrafię udawać, że nic się nie stało. Za bardzo mnie to boli, abym tak po prostu wam wszystko wybaczył.” - Ross Lynch.
*Oczami Rossa.*
Odwróciłem się, a tam zobaczyłem wiewiórkę. Nie wiem czemu, ale poprawiła mi humor. Szybko wstałem i zacząłem się jej przyglądać. Chyba musiała to zauważyć, bo po chwili uciekła z powrotem w krzaki. Nie mam zielonego pojęcia czemu, ale coś mi mówiło, abym poszedł tam gdzie ona. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi, że dzięki temu humor poprawi mi się jeszcze bardziej, więc bez chwili zwłoki udałem się tam gdzie wcześniej nazywana przez wszystkich „Baśka”. Szedłem tak przez kilka minut, aż dotarłem do pięknego miejsca. Widziałem stąd całe Los Angeles i nie tylko. Usiadłem sobie na trawie i myślałem. Głównym tematem moich refleksji był Cody, ale nie chciałem sobie psuć humoru. Swój wzrok skierowałem przed siebie i podziwiałem piękny widok. Nie wiem ile tak patrzyłem przed siebie, ale skapnąłem się dopiero gdy spojrzałem na zegarek, który wskazywał....... 15:50? O nie, zaraz spóźnię się na spotkanie z Calumem. Chociaż to jemu powinno bardziej zależeć na tym, ale powinienem być tam przed czasem. Zerwałem się z miejsca i popędziłem przed siebie. Park był niewyobrażalnie daleko, ale dzięki mojej kondycji byłem tam po 10 minutach, czyli o czasie. Od razu zauważyłem rudą czuprynę przyjaciela i podszedłem do niego. - Cześć Ross. - Powiedział.
- Witaj. Jeśli chcesz mnie przekonać, abym wam wybaczył to lepiej już zacznij. - Powiedziałem prosto z mostu.
- Ok, ale nie jestem tutaj sam. - Po jego słowach zza drzew wyszła Laura i Raini. - Wiemy, że z każdym z nas umówiłeś się na spotkanie, ale pomyśleliśmy, że możemy cię przeprosić wspólnie.
- A Cody'ego z wami nie ma? - Zapytałem sarkastycznie. - Ja przez cały ten czas próbuję się postawić na waszym miejscu, ale teraz to wy postawcie się na moim. Nie jest mi łatwo wam wybaczyć, choć bardzo za wami tęsknię. Chciałbym zapomnieć o tym co było i po prostu was przytulić, ale nie mogę. Jakiś wewnętrzny głos mówi mi, że to nie jest dobra droga. Ja po prostu, nie potrafię udawać, że nic się nie stało. Za bardzo mnie to boli, abym tak po prostu wam wszystko wybaczył. To był dla mnie cios prosto w serce, ale nie to, że byliście z nim, bo tego wam nie zabronię, tylko to, że mnie okłamaliście. Jesteście dla mnie bardzo ważni, kocham was, dlatego nie jest mi łatwo odstawić tego w zapomnienie. - Powiedziałem czując ulgę. Calum, Raini i Laura musieli to zauważyć, bo bez słowa mnie przytulili. Długo zastanawiałem się czy odwzajemnić gest. Serce mówiło - „Tak, przecież tego żałują” - a rozum mówił - „Nie rób tego.” - I nagle przypomniałem sobie co sobie obiecałem jak straciłem pamięć, zawsze słuchać serca, więc tak zrobiłem i odwzajemniłem ich gest. - Dam wam ostatnią szansę, bo wierzę, że tego żałujecie. - Powiedziałem gdy się puściliśmy. Cieszyli się z tej informacji. Potem jeszcze porozmawialiśmy, a o 17:30 się rozstaliśmy. Ja wróciłem z Laurą, a Calum z Raini. Przed jej domem zadałem jej pytanie. - Chcesz może do mnie teraz wpaść?
- Jasne. - Odpowiedział i uśmiechnęła się promiennie, a ja odwzajemniłem ten gest, uśmiechając się dzisiaj pierwszy raz. Weszliśmy do mojego domu i od razu zauważyliśmy, że w jadalni siedzi moja rodzina, Ell i Cody.
- Witaj Laura. - Powiedziała moja mama, a wszyscy zrobili to samo. - Może zjesz z nami kolację? - Zapytała.
- Chętnie. - Odpowiedziała.
- To dobrze, Ross chcesz zrobić kolację dla wszystkich? - Tym razem zapytał tata.
- Chętnie. - Powiedziałem z wymuszonym uśmiechem. W duszy byłem zły na rodzinę, bo po moim ostatnim wybuchu udają, że nic się nie stało. Laura usiadła obok Cody'ego, bo tylko tam było wolne miejsce, co nie może świadczyć o niczym dobrym, a ja udałem się do kuchni zrobić posiłek. Zdecydowałem się przyrządzić pizzę z pieczarkami i serem. Po 30 minutach rozkładałem go każdemu na talerzu, jednak Cody'ego zostawiłem na sam koniec. - Jedna porcja dla kłamcy, proszę. - Powiedziałem i położyłem mu danie przed nosem. - Specjalnie dla pana zrobiona ze złości i kłamstwa. Życzę udławienia się. - Dokończyłem.
- Ross, przestań. - Upomniała mnie Rydel.
- A co, znowu mam go przepraszać za mówienie prawdy, czy przyznać się do czegoś czego nie zrobiłem? - Zapytałem z wyrzutem i spojrzałem na Christiana.
- Ross, dosyć, kolację zjesz w swoim pokoju. - Powiedział tata, ale myślał, że ja nic więcej nie odpowiem. No cóż, przeliczył się.
- I tak nie ma tu dla mnie miejsca. - Powiedziałem, a następne słowa skierowałem do Cody'ego. - Wiesz co Cody, czasami zastanawiam się skąd bierzesz te wszystkie bajeczki. Powinieneś zostać aktorem skoro każdy w nie wierzy. Tylko czemu nie jesteś taki odważny i nie pogrozisz mi przy mojej rodzinie? - Chyba go tym wkurzyłem i dobrze. Odsunął się na krześle i wstając zmierzył mnie wzrokiem.
- Nie wiem o co ci chodzi. Ja po prostu staram się być miły, a to ty wszystko komplikujesz. - Powiedział chociaż jego wzrok mówił zupełnie co innego.
- Tak, tak i to na pewno ja wszystkich okłamuję, tak? - Zapytałem ironicznie. - Wiesz co masz rację, okłamuję ich, ale zaraz to się zmieni. - Powiedziałem i skierowałem się do rodziny i przyjaciół. - Chodzę na karate i rysuję. Karate ćwiczę od 9 roku życia. Dojo było dla mnie jak mój drugi dom, ale ktoś mnie zmusił, abym odszedł. Nie dawno wróciłem, a wczoraj miałem zawody. Te rysunki, które rzekomo ukradłem są moje. - Po tym wyznaniu znów odwróciłem się do Cody'ego. - Proszę, teraz jestem zupełnie czysty, a ty nadal kłamiesz. - Na tym zakończyłem swoje pouczenia i bez jedzenia kolacji wróciłem do swojego pokoju. Opadłem na łóżko, a po jakiś 10 minutach do mojego pokoju bez pukania weszła Laura z talerzem z pizzą w ręku.
- Przyniosłam ci, bo chyba jadłeś dzisiaj tylko jabłko. - Powiedziała i usiadła obok mnie.
- Tak, dzięki. - Odpowiedziałem i pocałowałem ją w policzek. Wziąłem od niej posiłek i zacząłem go konsumować.
- To prawda? - Zapytał gdy skończyłem jeść.
- Co takiego? - Nie wiedziałem o co chodzi.
- Rysowanie i karate.
- Tak to prawda, ale nie chcę o tym mówić.
- Ok, nie chcesz to nie mów.
- Laura?
- Tak?
- Co się z nami stało?
- Nie bardzo wiem o co ci chodzi. - Wstałem i podchodząc do niej spojrzałem w jej cudne brązowe oczy. Po raz pierwszy od pojawienia się Cody'ego zapomniałem o problemach. Czułem, że cały świat przestał nagle istnieć i jestem tylko ja i ona. Teraz dzieliły nas tylko milimetry, a ja bez chwili zwłoki wpiłem się w jej usta. Widać było, że Laura była zaskoczona, ale odwzajemniła pocałunek. Brakowało mi takiej bliskości od wczoraj, ale teraz czuję, że ten pocałunek jest szczery i czuły. Całowaliśmy się kilka sekund może kilka minut, nie liczyłem, bo byłem zbyt szczęśliwy. Uśmiech jednak zszedł z mojej twarzy gdy ta piękna chwila się skończyła, a ja przypomniałem sobie o Cody'm. - Teraz już wiem o co ci chodzi. - Powiedziała i mnie przytuliła, a ja odwzajemniłem ten gest. Laura pobyła u nas jeszcze 2 godziny, a potem gdy się z nią pożegnałem wróciłem do siebie do pokoju. Potem poszedłem się umyć i przebrany w piżamę wskoczyłem do łóżka. Ze zmęczenia nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Śnił mi się koszmar, co mnie dziwi, że dopiero teraz, bo złe sny powinienem mieć codziennie od pojawienia się Cody'ego. „Pewien 17-letni blondyn idzie spokojnie do szkoły. Dochodzi tam po niecałych 5 minutach, jednak nawet nie ma pojęcia, że to będzie najgorszy dzień w jego życiu. Po odniesieniu książek do szafki udaje się na pierwszą lekcję jaką jest gra na instrumentach. Już na pierwszej przerwie kłóci się z przyjaciółmi, którzy uważają go za kłamcę. Tematem tej szybkiej wymiany zdań była zmiana zachowania największego wroga blondyna – Cody'ego. Jego przyjaciele zawzięcie uważali, że chłopak się zmienił choć nie znali go tak dobrze jak on. Chłopak z kolei uważał, że tacy ludzie jak on nigdy się nie zmieniają. W ten o to sposób rozstali się w kłótni i gniewie. To jednak nie był koniec złego dnia. Na ostatniej przerwie po lekcjach chłopaka, poszedł do jednej z sal, aby poćwiczyć piosenkę, jednak widok jaki tam zastał sprawił, że stał się najnieszczęśliwszym chłopakiem na świecie.” W tej chwili się obudziłem, ale to chyba nie był normalny koszmar tylko jakiegoś rodzaju wiadomość i pewnie muszę ją jakoś rozszyfrować, tylko jak? - „Zastanów się Ross. - Pomyślałem. - Już wiem, może to jest jakaś wiadomość, że to co było w tym śnie wydarzy się naprawdę, ale sam nie wiem.” - Nie chcąc martwić się na zapas położyłem głowę z powrotem na poduszce i momentalnie zasnąłem. Tym razem nie miałem żadnego koszmaru, ale gdybym wiedział co wydarzy się następnego dnia, nigdy bym do tego nie dopuścił.
*W następnym rozdziale.*

Sen Rossa zaczyna się spełniać. Na początku kłóci się z przyjaciółmi o Cody'ego, a potem widzi coś czego nigdy w życiu nie chciałby zobaczyć. Co takiego zobaczy Ross? Jak bardzo wpłynie to na jego psychikę? Odpowiedzi znajdziecie w 20 rozdziale.
*********
Hejka, to znowu ja. Co tam u was? Bo u mnie superancko. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba.
Całuski ;-* Marta Lynch.
P. S. Nowy rozdział dodam 26.10.13.

poniedziałek, 21 października 2013

Sprostowanie.

Od razu chciałabym podziękować za te wszystkie miłe komentarze, w których piszecie żebym nie zawieszała bloga. Jestem nimi po prostu wzruszona, bo cieszę się, że jednak komuś się moje opowiadanie podoba. Już po pierwszym komentarzu wiedziałam co zrobić, ale teraz mam już 100% pewności, że jednak nie zawieszę bloga. On za dużo dla mnie znaczy abym go tak po prostu zawiesiła. Cieszycie się? Ja bardzo.
Całuski ;-* Marta Lynch.
P. S. Pamiętajcie o akcji na tt, która trwa do środy.
P. S. 2. Nowy rozdział pojawi się 22.10.13.

sobota, 19 października 2013

Kolejna akcja!!!

UWAGA #R5ers!

W niedziele (20.10) o godzinie 18.00 na twitterze odbędzie się kolejna akacja #R5ComeToPoland. Musimy się sprężać, bo 23 października mają być wybrane państwa do trasy koncertowej w przyszłym roku, a my MUSIMY być wśród nich! Proszę, zachęcacie innych do tego spamu, podawajcie dalej, piszcie o tej akcji na tt albo blogach, SPAMUJCIE. Akcja musi się udać, to jest nasza szansa! Do dzieła! Liczę na was #R5family!

Ps. Piszcie o tej akcji na swoich blogach, tt, fb wszędzie gdzie się tylko da.Wiem, że to już kolejna taka akcja, ale musi nam się udać ściągnąć ich do Polski, a mamy już niewiele czasu, więc musimy dać z siebie więcej niż dotychczas. Niech to będzie największy i najdłuższy spam. Spamujmy jak najdłużej. Wierze w nas

(54) 18. Groźba & Kłamstwo.

Prawda nic nie kosztuje, ale czasem za kłamstwo trzeba zapłacić najwyższą możliwą cenę.” - Laura Marano.
*Oczami Rossa.*
Rano obudziłem się o 6:00. Wchodząc do łazienki zauważyłem, że jestem w fatalnym stanie. Miałem czerwone podkrążone od płaczu oczy, a włosy sterczące każdy w inną stronę. Zanim się za to wszystko zabrałem napuściłem wody do wanny i zacząłem się kąpać. Wczoraj zasnąłem z wycieńczenia, więc dopiero dzisiaj mogę się umyć. Na samą myśl o wydarzeniach z poprzedniego dnia po moich czerwonych jeszcze policzkach spłynęło kilka łez. Teraz nie cierpię, bo mnie wystawili ani, dlatego że woleli spędzić ten czas z Cody'm. Czuję ogromny ból ponieważ nie mieli dość odwagi, aby napisać mi prawdziwy powód nie pojawienia się na zawodach. Nie zmuszam ich, aby się ze mną przyjaźnili, jeżeli wolą tego kłamcę ode mnie to proszę, ale niech mają dość odwagi, aby powiedzieć mi to prosto w twarz. Najgorsze, jednak w tym wszystkim jest to, że nie umiem spojrzeć w lustro i powiedzieć, że wszystko jest w porządku, po prostu nie umiem. Kończąc przemyślenia wyjąłem korek z wanny i założyłem ubrania, które od wczoraj leżały na krześle w łazience. Podszedłem do lustra i biorąc do ręki grzebień próbowałem zapanować nad fryzurą. Z oczami nie mogłem nic zrobić, więc tylko opłukałem je zimną wodą i wsunąłem na nos okulary przeciwsłoneczne, aby choć w domu nie było widać, że płakałem. Nie wstydzę się swoich uczuć, ale pewnie dzisiaj jak zawsze zresztą będzie u nas Cody i jeśli by mnie zobaczył w takim stanie triumfowałby. Nie chce mi się dzisiaj iść do szkoły, bo będą tam też moi przyjaciele, których chyba powinienem nazwać byłymi przyjaciółmi, ale nie, nie będę taki. Pewnie po kilku dniach zmięknę i im wybaczę, choć nie chciałbym żeby tak było. Po zabraniu plecaka pełnego książek z krzesła przy biurku i telefonu z szafki nocnej, wyszedłem z pokoju. Tak jak przypuszczałem w salonie razem z moją rodziną siedział sobie nie kto inny jak Cody. Byli tak pochłonięciu oglądaniem telewizji, że nawet mnie nie zauważyli. Szybko wszedłem do kuchni. Zgarnąłem z blatu dwa jabłka i butelkę wody mineralnej, po czym opuściłem dom wychodząc tylnym wyjściem. Po zjedzeniu jabłka włączyłem telefon. Widziałem kilkanaście nieodebranych połączeń: 29 od Laury, 24 od Caluma i 20 od Raini. Dodatkowo każdy przysłał po tyle samo SMS'ów. Domyślałem się co może być w nich napisane, więc ignorując wszystkie wiadomości, wybrałem numer do Leo, bo musiałem z kimś przeprowadzić męską rozmowę, a na braci raczej nie mogłem liczyć. Już po kilku sygnałach w słuchawce usłyszałem głos przyjaciela. - Słucham?
- Hej, Leo to ja Ross. - Powiedziałem z trudem powstrzymując się od płaczu.
- O, cześć Ross, co się stało, że dzwonisz? - Wyczułem w jego głosie wyraźne zaciekawienie pomieszane z nutką zdziwienia.
- Muszę z kimś porozmawiać jak facet z facetem, a na moich braci raczej nie mogę liczyć, jesteś moją ostatnią nadzieją.
- Ok, może spotkamy się w parku za 5 minut.
- Super to ja już czekam, cześć.
- Cześć. - Rozłączyłem się i usiadłem na ławce pod drzewem w parku, w którym za niecałe 5 minut miałem się spotkać z Leo. Pojawił się obok mnie po jakiś 2 minutach. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - Zapytał siadając obok mnie.
- O Cody'm, wiem, że może cię to nie interesować, nie martw się, zrozumiem.
- Ross, no co ty, jesteśmy kumplami, możesz mi powiedzieć wszystko, a ja zawsze cię wysłucham i spróbuję pomóc tak samo jak ty mi.
- Ok, więc........ na wczorajsze zawody mieli przyjść moi przyjaciele.
- No właśnie, ale dlaczego nie przyszli?
- Bo właśnie w tym czasie gdy ja potrzebowałem ich wsparcia oni siedzieli sobie w kawiarni zaledwie kilka metrów od dojo z Cody'm, ale ja nie przez to czuję ból. Gdy wróciłem do domu, napisali mi, że...... zresztą sam zobacz. - Powiedziałem i pokazałem mu wspomniany przeze mnie SMS. - Rozumiem, że mogą woleć tego kłamcę, bo o gustach się nie dyskutuje, ale mogli chociaż wyznać mi prawdę, a nie kłamać.
- Tak mi przykro Ross. Nie umiem ci w tej sprawie doradzić, ale wiedz, że zawsze możesz liczyć na mnie i Olivię. Wierzę, że wszystko między tobą, a twoimi przyjaciółmi się wyjaśni i szybko się szczerze uśmiechniesz. - Tego mi właśnie było trzeba, wysłuchania. Nie musiał mi doradzać, wystarczyło tylko żeby mnie wysłuchał.
- Dzięki Leo, w tym momencie ty i Olivia chyba jesteście moimi jedynymi przyjaciółmi. - Powiedziałem całkiem szczerze.
- Spoko, a teraz lepiej chodźmy na zajęcia, bo jest już 7:30.
- Masz rację, chodźmy. - Wstaliśmy z ławki i udaliśmy się w kierunku budynku. Na wejściu rozeszliśmy się, bo mieliśmy szafki w dwóch innych kierunkach. Włożyłem książki i plecak do szafki i wyjąłem z niej strój na zajęcia taneczne. Gdy zamykałem szafkę pojawiła się przede mną osoba, którą najmniej chciałem widzieć. Oczywiście mowa tu o Laurze. Chciałem już odejść, ale ona złapała mnie za rękę. Odwróciłem się do niej przodem i z żalem spojrzałem w jej brązowe oczy. Choć tego nie widziała, bo nadal miałem na nosie okulary przeciwsłoneczne, moje mówiły „Co chcesz?”, ona z kolei miała przepraszający wyraz twarzy. W tej chwili chciałem ją po prostu przytulić, ale za bardzo bolało mnie wczorajsze wydarzenie, aby to zrobić.
- Ross, przepraszam cię, tak samo jak reszta za wczoraj, po prostu zagadaliśmy się z Cody'm i.... - W tym momencie jej przerwałem.
- Wolicie go ode mnie, prawda?..... No śmiało, powiedz to, pomimo tego, że jest kłamcą, uważacie go za lepszego przyjaciela.
- Ross to nie prawda. Nikt nie jest w stanie nam ciebie zastąpić, ale widać, że Cody się zmienił.
- Aha, zmienił się, a może to wy się zmieniliście, a nie on.
- Co masz na myśli?
- To, że przed jego pojawieniem się w tym mieście, nigdy mnie nie wystawiliście, a wczoraj nawet mnie okłamaliście. On zawsze taki był, ale wy nie.
- Ross przepraszamy, po prostu wiedzieliśmy, że jeśli powiemy ci prawdę będziesz na nas zły.
- Owszem, byłbym na was zły, ale kłamstwo jest dla mnie gorsze. Trzeba było powiedzieć prawdę. - Kończąc rozmowę odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę męskiej szatni, aby przebrać się w strój na lekcję tańca. Ubranie, w którym przyszedłem do szkoły oraz okulary przeciwsłoneczne powiesiłem na jednym z wieszaków, a sam przebrałem się w strój sportowy. Miałem już wychodzić, gdy nagle do szatni wszedł Cody i przycisnął mnie do ściany.
- Wiem co kombinujesz Lynch. - Powiedział jakbym go ośmieszył przed całą szkołą. - I ci się to nie uda. Wszyscy wierzą, że jestem miłym i uczynnym człowiekiem, a ciebie zaczynają brać za kłamcę i złodzieja.
- Złodzieja? - Zapytałem miłym głosem. Nie chciałem, aby ten wredny typ wyprowadził mnie z równowagi, z natury jestem bardzo cierpliwy i jeszcze nikomu się to nie udało.
- Tak półmózgu, złodzieja. W końcu to ty ukradłeś mi te rysunki. - Powiedział i wyjął z kieszeni kilka kartek papieru, na których były moje rysunki.
- To raczej ty mi je ukradłeś, a nie ja tobie.
- Brawo mądralo. - Powiedział ironicznie. - Dzisiaj będę u twojej rodziny na kolacji i wtedy wszyscy zobaczą co zrobiłeś. - Dokończył i puścił mnie tak gwałtownie, że upadłem na ławkę pod wieszakami. Już miał wyjść z szatni, ale ja wstałem na równe nogi.
- Czemu to robisz? Dobrze wiesz, że kiedyś dałem ci szansę na przyjaźń, ale jej nie chciałeś. Teraz zatruwasz mi życie, ale dlaczego? Co ja ci takiego zrobiłem?
- Urodziłeś się, a to mi wystarczyło, aby cię nienawidzić. - Powiedział nawet nie patrząc na mnie, po czym wyszedł bez słowa. Czułem, że nie mówił szczerze, wydaję mi się, że jemu chodzi o coś więcej, tylko o co? Moje przemyślenia przerwał dzwonek na pierwszą lekcję. Szybkim krokiem podszedłem pod salę taneczną, która sąsiadowała z szatniami. Po jakieś minucie przyszedł nauczyciel, otworzył drzwi do sali, a my weszliśmy za nim do środka. Lekcja minęła spokojnie, co mnie wcale nie dziwiło, bo nie musiałem na niej słuchać jak Cody podlizuje się panu Charlie'mu Adamsowi. Gdy zadzwonił dzwonek zwiastujący koniec mojej pierwszej godziny lekcyjnej, udałem się do szatni, a tam przebrałem w ubranie, które miałem na sobie gdy przyszedłem rano do szkoły. Wcześniejszy strój schowałem w reklamówce do swojej szafki i wyjąłem z niej książkę wraz z zeszytem do historii muzyki oraz piórnik. Ta przerwa trwała 10 minut, więc korzystając z tego poszedłem na ganek obok szkoły. Usiadłem na trawie pod drzewem i czując woń świeżo skoszonej trawy, oglądałem uczniów na podwórku. W penej chwili pojawiły się przede mną dwie dobrze znane mi twarze, których w tej chwili nie chciałem widzieć. Bez wątpienia byli to Calum i Raini.
- Hej Ross. - Powiedzieli jednocześnie.
- Czego ode mnie chcecie? - Zapytałem próbując powiedzieć to z wyczuwalnym wyrzutem, ale nie wiem czy coś mi z tego wyszło.
- Chcemy pogadać o wczoraj. - Wyjaśnił Calum. - Bardzo cię przepraszamy, że nie przyszliśmy.
- Spoko nie gniewam się. - Powiedziałem, a oni zaczęli się cieszyć. - Ale nadal boli mnie, że mnie okłamaliście. - Dokończyłem, a oni jak na zawołanie zastygli w miejscu. - Było powiedzieć prawdę, może byłbym na was zły, ale na pewno nie tak bardzo jak w tej chwili.
- Wybacz Ross, ale naprawdę nie chcieliśmy skłamać. A widać, że Cody się zmienił, nie znamy go zbyt dobrze, ale widać, że chce być lepszym człowiekiem. Powiedział nawet, że chce się z tobą zaprzyjaźnić.
- Tak, na pewno chcę się ze mną zaprzyjaźnić. - Powiedziałem sarkastycznie. - W jednym macie rację, nie znacie go tak długo jak ja i nie wiecie jaki on był w przeszłości. Wierzcie mi, tacy ludzie jak on nigdy się nie zmieniają. - Dokończyłem i wstałem, bo za 3 minuty miała skończyć się przerwa. Nie zważając na tą dwójkę, poszedłem w kierunku sali. Dotarłem tam po 2 minutach. Równo z dzwonkiem przyszła nauczycielka historii muzyki - pani Cleo Moon. Była to chyba jedna z najmilszych i najmłodszych nauczycielek w szkole. Zawsze pogodna i uśmiechnięta na oko 25 latka. Była wysoką blondynką o kruczoczarnych oczach. Zazwyczaj ubierała się w sukienki i płaskie buty, choć zdarzało się jej zakładać także spodnie i szpilki. Weszliśmy do klasy i zajęliśmy swoje stałe miejsca. Ja usiadłem sam w ławce na tyłach. Przez całą lekcję na mojej ławce lądowało kilkanaście karteczek i wszystkie były od Laury. Ostatnia jednak była od kogoś innego, a mianowicie Cody'ego. Otworzyłem ją, aby sprawdzić co tym razem strzeliło temu idiocie do głowy. Treść wiadomości była krótka, ale wystarczyła abym się nią „lekko” zdenerwował. „Widzę, że twoja dziewczyna się stara, a ty ją ignorujesz. Trzymaj tak dalej, a stracisz przyjaciół szybciej niż myślisz.” Po przeczytaniu tekstu, szybko wyrwałem malutki kawałem kartki z brudnopisu i napisałem na niej wiadomość do Laury. „Dam ci szansę i jeśli chcesz abym ci wybaczył spotkajmy się dzisiaj o 19 w naszym ulubionym parku.” Szybko złożyłem ją i rzuciłem na ławkę Laury. Była tym mocno zdziwiona, ale szybko mi odpisała. „Ok, na pewno będę.”. Potem widziałem jak się cieszy. Na następnych przerwach wrzuciłem do szafki Caluma i Raini karteczki z podobnym tekstem, zmieniłem tylko godzinę spotkania. Z Calumem umówiłem się o 16, a z Raini o 17:30. Wyszło, że każdy z trójki ma 1,5 godziny na wyjaśnienia, to i tak dużo, ale chciałem wiedzieć, co każde z nich ma mi do powiedzenia. Dalsze lekcje minęły jak z bicza strzelił. Nim się obejrzałem byłem już w drodze powrotnej do domu. Miałem na nosie okulary przeciwsłoneczne, bo nadal było widać moje czerwone od nocnego płaczu oczy. Dzisiaj miałem lekcje do 12:30, więc do spotkania z Calumem miałem jeszcze bardzo dużo czasu. W domu byłem równo o 13, bo poszedłem bardzo okrężną drogą. Na ogół ze szkoły do mojego domu idzie się 5-7 minut, ale potrafię iść takimi drogami, że wracam czasami przez centrum, chociaż szkoła i centrum są od mojego domu w dwóch zupełnie innych kierunkach. Wchodząc do domu byłem gotowy na najgorsze, a mówię tu o bezpodstawnym i nieprawdziwym oskarżeniu mnie o kradzież rysunków, której w rzeczywistości dokonał Cody, ale moja rodzina jest w niego zapatrzona jak w obrazek. Przecież ich „nieskazitelny i niewinny niczemu” Cody nie mógłby dokonać czegoś tak nieodpowiedniego. Błagam, ciekawe co powiedzą o nim jak odkryją jego prawdziwe oblicze. Gdy tylko przekroczyłem próg naszego miejsca zamieszkania, usłyszałem głos mojej mamy.
- Ross Shor Lynch! Co to ma znaczyć? - Po chwili pojawiła się przede mną rodzicielka, a za nią dostrzegłem resztę mojej rodziny oraz Ella i Cody'ego.
- O co chodzi mamo? - Udawałem, że nie wiem o co chodzi.
- Ty się jeszcze pytasz o co chodzi? O kradziesz, jakiej się dopuściłeś. Dzisiaj przyszedł do nas Cody i powiedział, że ukradłeś jego rysunki, na którymi się bardzo napracował. Miał je oddać na konkurs plastyczny, a gdy powiedział ci, że wie, że je zabrałeś, ty go przycisnąłeś do ściany i zacząłeś grozić. - Wow, brawa dla aktora Cody'ego za wymyślenie takiej historyjki.
- Wow, Cody myślałem, że im tą historyjkę wciśniesz w czasie kolacji, jak mnie nie będzie. - Zwróciłem się do największego kłamcy w domu.
- Ross, bądź chociaż raz konsekwentny i przyznaj się.
- Ja chociaż raz mam być konsekwentny? Zawsze brałem odpowiedzialność za swoje czyny, ale czemu teraz mam brać odpowiedzialność za jego występki? Posłuchaliście tylko tego co on powiedział i oskarżyliście mnie nie chcąc nawet posłuchać mojej wersji. - Powiedziałem co leżało mi na sercu i ruszyłem w kierunku schodów, jednak gdy wszedłem na pierwszy stopień usłyszałem głos taty.
- Ross, my to robimy, bo cię kochamy. - Teraz już nie wytrzymałem, odwróciłem się do nich i powiedziałem z wyrzutem.
- Kochacie mnie? Ok, to może powiecie mi dlaczego tak wyglądam. - Powiedziałem i zdjąłem okulary przeciwsłoneczne, które nadal na sobie miałem. W tej chwili moja rodzina zauważyła moje czerwone oczy. Nie żałowałem, że im to pokazałem, niech zobaczą jak cierpiałem wczoraj w nocy. Niech zobaczą, że wtedy potrzebowałem ich wsparcia. - Rano wyglądałem jeszcze gorzej i nie mówcie mi, że nie mieliście pojęcia, że płakałem, bo wczoraj przyszedłem do domu, gdy wy siedzieliście w salonie. Mogliście wtedy zareagować, ale nie, wy byliście zbyt zajęci planowaniem tego co zrobicie następnego dnia z waszym „nieskazitelnym” Cody'm. Tego wieczora miałem jeden z najważniejszych zawodów w moim życiu, a przyjaciele, którzy obiecali przyjść i mnie wspierać wystawili mnie, ale najgorsze jest to, że siedzieli w kawiarni kilka metrów dalej z kimś kto doskonale wiedział, że mieli mnie wspierać. Potem jeszcze mnie okłamali. Mogliście się tego wczoraj dowiedzieć, ale nie chcieliście. Może jestem egoistą, ale po prostu chcę sprawiedliwości, a wy nie wmawiajcie mi, że mnie kochacie, bo widzę, że bardziej zależy wam na tym kłamcy. Ale spokojnie, uszanuję to, tylko niech on choć raz w życiu będzie całkowicie szczery. - Dokończyłem mój monolog, a oni nawet nic nie odpowiedzieli. Ze złości, wyszedłem z domu. Nie ważne, że mnie wołali, ja szedłem przed siebie tak długo, aż doszedłem do małej polany. Usiadłem pod jednym z drzew i zwinąłem się w kłębek, jednak nie myślcie, że płakałem. Cieszyłem się, że powiedziałem im co leży mi na sercu, choć mnie zignorowali. W pewnej chwili usłyszałem szelest liści. Odwróciłem się, a tam zobaczyłem........
*W następnym rozdziale.*

Ross odkrywa coś zjawiskowego. Jest tym tak oczarowany, że prawie zapomina o spotkaniu z przyjaciółmi. Co będzie mówiło każde z nich? Czy Ross im wybaczy? Czy decyzja, którą podejmie będzie właściwa? Na odpowiedzi czekajcie na kolejnego rozdziału.
*********
Hej, postanowiłam dzisiaj wstawić rozdział, ale wiem, że nie będzie wam się podobał, bo piszę coraz gorzej. Mam jednak dla was dobrą wiadomość, zawieszam bloga, bo moje rozdziały są nudne jak flaki z olejem. Dlatego to jest mój może ostatni już wpis.
Żegnajcie Marta Lynch.

piątek, 18 października 2013

(53) 17. Zawody & Wielkie rozczarowanie.

Razem z pojedynczą łzą spłynęła także nadzieja, nadzieja, którą chłopak miał głęboko w swoim sercu, nadzieja, że jego przyjaciele jeszcze się pojawią.” - Marta Lynch.
*Oczami narratora.*
Dzisiaj jest, jak zwykle piękny, dzień w Los Angeles. Temperatura w cieniu przekracza 20 stopni celsjusza. Wszystko wskazuje na to, że ten dzień należy do najpiękniejszych, ale jednak kryje się za tym wszystkim coś więcej. Nikt nawet nie przypuszcza, że ten z pozoru udany dzień zmieni relacje całej czwórki naszych głównych bohaterów. Ross wstał o 6:00 i zadowolony podszedł do szafy. Był to bowiem jeden z najważniejszych dni w jego życiu, bo to właśnie dzisiaj miały się odbyć zawody karate, w których oczywiście brał udział. Wybrał odpowiednie ubrania i przebierając się wcześniej w łazience zszedł do kuchni zrobić sobie kanapkę. Ze zrobionym posiłkiem wszedł z powrotem do swojego królestwa, ponieważ wolał ominąć pouczającej rozmowy ze strony rodziców, której tematem byłoby na 100% jego wczorajsze zachowanie. Szybko zjadł swoje śniadanie i wziął do rąk nową gitarę, ponieważ miał jeszcze ponad godzinę do wyjścia, więc mógł to zrobić w spokoju. Od kilku dni po jego głowie chodziła jedna melodia, ale nie miał czasu jej zagrać, więc dlatego zrobił to dzisiaj. Po chwili łącznie z muzyką można było usłyszeć także melodyjny śpiew chłopaka. Ross od zawsze miał tak, że gdy miał już gotową melodię znacznie łatwiej szło mu z tekstem. Może to dlatego, że wtedy już wiedział jakiej będzie ona tonacji. Wbrew jego nastrojowi napisał wesołą balladę. Jej tekst oczywiście zapisał w śpiewniku. Gdy schował zeszyt do szuflady biurka była już 7:25, więc chwycił plecak z książkami i zszedł na dół. Widok tam zastany wcale go nie zaskoczył, ale też nie zadowolił. O tuż, przy stole w jadalni razem z jego rodziną siedział nie kto inny jak Cody. - Może niech go jeszcze adoptują. - Szepnął z wyczuwalną ironią w głosie. Nikt z rodziny go nie zauważył, bo każdy był zajęty prowadzeniem, według nich, ciekawej konwersacji na temat aktorstwa i muzyki, którą tworzy „R5” z gościem ich domu. Ross korzystając z okazji niepostrzeżenie wyszedł z domu i zapukał do drzwi wejściowych do domu Laury. Już po chwili pojawiła się przed nim szatynka. - Hej, idziemy? - Zapytał uśmiechając się promiennie.
- Tak. - Odpowiedziała dziewczyna i odwzajemniła jego gest. - Ross? - Zaczęła w czasie drogi, a chłopak na nią spojrzał. - Kiedy możemy przećwiczyć piosenkę na lekcję muzyki? - Zapytała z wyczuwalnym zaciekawieniem w głosie.
- Może być jutro, bo dzisiaj o 17 mam zawody?
- Ok, to przećwiczymy ją jutro, a dzisiaj masz zawody z karate?
- Tak i to jest dla mnie bardzo ważne, więc chciałbym, abyś ty, Calum i Raini na nie przyszli, bo moja rodzina o tym nie wie i lepiej będzie jak się nie dowie.
- Ok, na sto procent przyjdziemy i będziemy cię wspierać. - Powiedziała i pocałowała swojego chłopaka w policzek. Nie zauważyli nawet, że dotarli już do szkoły. Weszli do budynku, wyciągnęli potrzebne książki z szafek i ruszyli na pierwszą lekcję jaką była historia muzyki. Na następnej przerwie Ross i Laura szukali swoich przyjaciół, aby przekazać im nowinę. Znaleźli ich dopiero na ganku przy szkole gdzie siedzieli na ławce pod drzewem i przytulali się do siebie. Blondyn pewnym krokiem podszedł do nich, a jego dziewczyna uczyniła to samo.
- Cześć. - Powiedział brązowooki. - Dzisiaj o 17 w dojo „Czarne Smoki” w centrum odbędą się zawody karate, w których będę brał udział. To jest dla mnie bardzo ważne i dlatego chciałbym, abyście na nie przyszli. Czułbym się wtedy pewniej, a wy przy okazji zobaczylibyście na co mnie stać. To co, przyjdziecie?
- Jasne. - Odpowiedzieli jednocześnie, a chłopak ze szczęścia ich przytulił. Całą czwórką poszli na lekcje, ale nawet nie wiedzieli, że całą tą rozmowę słyszał największy manipulant w szkole, a oczywiście mowa tu o Cody'm Christianie. - „To dla ciebie jeden z najważniejszych dni, prawda? Skoro tak to ja sprawię, że nigdy go nie zapomnisz.” - Pomyślał i uśmiechając się cwaniacko ruszył na kolejną lekcję jaką była gra na instrumentach. Dalsze lekcje trwały bez większych przygód. Dla Rossa było dziwne, że Cody nie odezwał się do niego nawet jednym złośliwym słowem, ale prawda była taka, że on w myślach obmyślał plan ośmieszenia blondyna. Brązowooki wrócił do domu z dodatkowych zajęć o 15:30, a w domu zastał swojego wroga, który tego dnia kończył lekcje godzinę wcześniej niż on. Ross nie chcąc kłopotów, wziął z pokoju torbę i wyszedł z domu bez słowa. Po drodze kupił sobie wodę mineralną niegazowaną i bułkę w sklepie spożywczym, aby mieć siły na zawody. Po kilku minutach przekroczył próg dojo „Czarne smoki”. W oddali zobaczył swojego sensei'a Ryana rozmawiającego z Olivią i Leo.
- Ross, jak dobrze, że jesteś. - Powiedział mężczyzna gdy ten znalazł się obok nich. - Przebierz się w to kimono i coś zjedz. Widzimy się tutaj za dziesięć minut. - Powiedział i wręczył mu strój. On go wziął i poszedł się przebrać. Na podkoszulkę założył górę, a na dół spodnie. Górę przewiązał swoim czarnym pasem. W całości prezentował się doskonale. Wyjął z torby jeszcze wcześniej kupione produkty i zaczął konsumować bułkę i popijać ją wodą. Zjadł pieczywo, a wodę wypił do połowy. Butelkę zakręcił i wyszedł z nią z przebieralni. Z powrotem podszedł do Ryana.
- Jestem gotowy. - Rzekł
- To świetnie, teraz się rozgrzej, bo za 40 minut zaczynają się zawody, ktoś przyjdzie cię wspierać?
- Tak, moi przyjaciele obiecali, że przyjdą. - Powiedział i zaczął się rozgrzewać.

<Tymczasem przed domem Laury.>
Calum i Raini przyszli po swoją przyjaciółkę o 16:20. Z domu dziewczyny do dojo idzie się spacerkiem około 15-20 minut, a chcieli jeszcze porozmawiać z chłopakiem, więc woleli być tam przed czasem niż się spóźnić. Calum w imieniu wszystkich napisał Rossowi SMS'a obwieszczającego, że właśnie są w drodze na zawody. Szli ciągle przy tym rozmawiając. W pewnej chwili podszedł do nich Cody, który zrobił to tylko dlatego, że nie chciał dopuścić, aby trójka stojących przed nim nastolatków dotarła na zawody. - Hej wam. - Powiedział zaskakująco miło.
- Raczej nie powinniśmy z tobą rozmawiać. - Powiedział Calum, a dziewczyny przyznały mu rację. Bez dalszych refleksji odeszli od niego, jednak ten ich zatrzymał.
- Wiem, że Ross opowiedział wam o mnie te wszystkie okropieństwa, ale ja już nie chcę taki być. Chcę się zmienić i móc się z wami zaprzyjaźnić. - Powiedział i posmutniał. Każdy kto go znał wiedział doskonale, że właśnie w tej chwili kłamie. Przyjaciele, jednak nie zdążyli poznać go zbyt dobrze i mu uwierzyli. Chociaż nawet nie wiedzieli, że popełnili największy błąd, za który przyjdzie im w może nie tak dalekiej przyszłości zapłacić. Dali się nabrać na skruszony i z pozoru szczery smutek, który tak naprawdę jest tylko „dobrą miną do złej gry”.
- Skoro tak to ci pomożemy, ale nie nie dzisiaj, bo teraz się spieszymy. - Wyjaśniła wyraźnie wzruszona Laura.
- Wiem, że idziecie wspierać Rossa, ale jest dopiero 16:30, a stąd do dojo idzie się 5 minut, więc może pójdziemy na chwilę do kawiarni. - Cody doskonale wiedział, że przyjaciele jego wroga mają miękkie serce, więc prędzej czy później zgodzą się na jego propozycję.
- No nie wiem. - Powiedzieli jednocześnie.
- Nie dajcie się prosić, to tylko dziesięć minut, a potem was puszczę. - Dalej próbował ich przekonać, a oni w końcu mu ulegli.
- Ok. - Powiedzieli jednocześnie. Weszli do kawiarni stojącej obok centrum handlowego. Usiedli przy jednym z wolnych stolików i już po kilku minutach delektowali się szarlotką i sokiem owocowym. Całej czwórce rozmawiało się tak dobrze, że zupełnie stracili poczucie czasu. Przez cały ten czas Cody robił wszystko, aby tylko nie spojrzeli na zegarek. Laura, Calum i Raini nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że w tej samej chwili kilka metrów dalej w dojo „Czarne Smoki” ich najlepszy przyjaciel traci zmysły, bo oni jeszcze się nie pojawili. Był smutny, ale też jednocześnie zdenerwowany zawodami. Dojo do którego Ross zaledwie kilka dni temu wrócił, pokładało w nim wielkie nadzieje. Wiedzieli, że chłopak ich nie zawiedzie i pokona wszystkich swoich przeciwników. Teraz Ross nie mógł od nikogo usłyszeć słów otuchy. Faktem jest, że Leo, Olivia, Ryan i kilka innych osób życzyło mu powodzenia, ale dla niego to nie to samo. On wolał usłyszeć to od swoich najlepszych przyjaciół, którzy jeszcze do niedawna nie wiedzieli o jego talencie do sztuk walki. Z każdą minutą, która przybliżała wszystkich do rozpoczęcia zawodów, Ross czuł coraz większy strach, wywołany brakiem przyjaciół. - „A co jeśli coś im się stało? - Przeszło mu przez myśl, ale po chwili całkowicie usunął ją ze swoich myśli. - Nawet tak nie mów, nic im nie jest, pewnie się spóźnią, w końcu nigdy cię nie zawiedli. Na pewno przyjdą. Na pewno.” - Wmawiał sobie, ale za każdym kolejnym razem gdy to sobie powtarzał powoli przestał w to wierzyć. Myślał, że cały ten strach zniknie wraz z rozpoczęciem się zawodów, ale tak się nie stało. Razem z pojedynczą łzą spłynęła także nadzieja, nadzieja którą chłopak miał głęboko w swoim sercu, nadzieja, że jego przyjaciele jeszcze się pojawią. Nigdy się nie spóźniali, więc Ross wiedział, że już nie przyjdą. - „To dla mnie jeden z najważniejszych dni w życiu, a oni tak porostu mnie wystawili? Nie chcę ich znać.” - Pomyślał i próbując się otrząsnąć wstał z ławki i skierował się w stronę maty, bo właśnie miał walczyć z jakimś ciemnoskórym chłopakiem. Karate wymaga całkowitego skupienia, więc Ross pozostawił wszystkie zmartwienia i żal poza matą, a skupiając się na walce wygrał pierwszą walkę. Wygrana go jednak wcale nie cieszyła, bardziej zastanawiał się na tym gdzie mogą być jego przyjaciele. Zawody trwały jeszcze do 19:00. Ross miał powód do świętowania, bo wygrał każdą walkę i dostał za to medal. On jednak zaraz po przebraniu się w ubrania, w których przeszedł i zarzuceniu torby przez ramię wyszedł z dojo przybity. Wyszedł z centrum handlowego i nadal ze spuszczoną głową szedł przed siebie. W pewnym momencie na chwilę podniósł głowę i tak jakoś wyszło, że spojrzał w swoją lewą stronę. To co tam zobaczył sprawiło, że poczuł, że jego oczy się zaszkliły, jednak za wszelką cenę próbował powstrzymać się od płaczu. Za szybą przy jednym ze stolików zobaczył bowiem swoich przyjaciół, całych i zdrowych, jednak byli oni w towarzystwie Cody'ego. - „Najpierw obiecali, że przyjdą, a potem się nie pojawiają. Gdy ja się o nich martwię, oni siedzą sobie w kawiarni kilka metrów od dojo w towarzystwie JEGO. Ale czy ja się smucę? Nie, ależ skąd.” - Pomyślał. Spojrzał jeszcze raz na przyjaciół, którzy byli wyraźnie zajęci rozmową z wrogiem ich przyjaciela i pogrążając się w smutku wrócił do domu. Dopiero gdy upadł na swoje łóżko dał upust zbierającym się od kilku minut pod powiekami łzom. Najbardziej bolało go to, że jego przyjaciele dali się nabrać na zagrania Cody'ego. - „Pewnie słyszał moją rozmowę z przyjaciółmi o zawodach i stąd się o tym dowiedział. Jestem pewien, że zrobił to wszystko specjalnie.” - Przeszło mu przez myśl. Jego przemyślenia przerwał SMS. Jak się potem okazało od Laury. - Super, teraz sobie o mnie przypomnieli? - Szepnął sam do siebie z nutką ironii w głosie. Mimo wszystko otworzył wiadomość i przeczytał umieszczony w niej tekst. „Ross, bardzo cię przepraszamy, że nie było nas na zawodach, które były dla ciebie bardzo ważne. W czasie drogi do dojo weszliśmy na chwilę do kawiarni i była jakaś awaria, że nie można było otworzyć drzwi i nie było też zasięgu.” - Aha i jeszcze kłamią, no ładnie. - Powiedział do siebie i szybko odpisał na wiadomość. „Aha, czyli Cody pomagał wam znaleźć zasięg. No popatrz, a myślałem, że on tego nie umie. Po co wam te kłamstwa? Hm? Już i tak wystarczająco cierpię, bo zostawiliście mnie w ten bardzo ważny dla mnie dzień, a wy mi jeszcze dokładacie. Ale nie martwcie się, Cody na pewno was przyjmie z otwartymi ramionami. Możecie się śmiało z nim przyjaźnić, bo ja już nie chcę was znać.” Po wysłaniu wiadomości wyłączył telefon i znów dał się ponieść uczuciom. Łzy spływały po jego policzkach niczym rwący potok. W tej chwili czuł się bezbronny i niechciany. Przez czyny jednej osoby cierpiał bardziej niż gdy dowiadywał się, że wszystkie jego dziewczyny go zdradziły z tą samą osobą, która nim gardziła i poniżała na każdym kroku. Blondyn nie wiedział jednak, że to dopiero początek jego cierpienia. Prawdziwe piekło dopiero się zbliża. Po kilku godzinach płaczu usnął z wycieńczenia nawet się wcześniej nie myjąc.
*W następnym rozdziale.*
Calum, Laura i Raini próbują wszystkiego, aby Ross im wybaczył, jednak on za bardzo cierpi. Tego samego dnia Cody mówi rodzinie chłopak o kradzieży, której dopuścił się Ross. Czy Ross ucierpi jeszcze bardziej? Czy Cody mówił prawdę? Odpowiedzi pojawią się w następnym rozdziale.
**********
Hejka, to ja. Tęskniliście? Heh. Dzisiaj mam wyśmienity humor, bo dostałam super dwie 5 i jedną 5-, choć myślałam, że zasługuję ledwo na tróję. Jak widać życie potrafi zaskakiwać. Nie przedłużając, mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu, bo już nie długo stanie się coś spektakularnego.
Całuski ;-* Marta Lynch.
P. S. Następny rozdział w poniedziałek (21.10.13)

wtorek, 15 października 2013

(52) 16. Przeprowadzka & Niespodzianka.

Już wolę wpaść pod pędzący pociąg niż go nieszczerze przeprosić.” - Ross Lynch.
*Oczami narratora.*
Dziś już nadszedł czas na przeprowadzkę rodziny Lynch. Wszystkie ich rzeczy były spakowane, a nowe meble kupione i postawione w nowym domu. Nikt z rodzeństwa nie wiedział dokładnie jak będzie wyglądał ich pokój, ale zdali się na gust rodziców. Ross był chyba tym wszystkim najbardziej zestresowany, ciągle chodził nerwowy po pokoju, albo nie mógł usiedzieć na jednym miejscu. W końcu nadeszła wyczekiwana przez wszystkich godzina (9:00). Wszystkie rzeczy były już spakowane do zamówionej trzy dni temu ciężarówki, która właśnie przed chwilą odjechała wraz z Rikerem i ojcem dzieci - Markiem. Reszta rodziny pojechała samochodem, który prowadziła Stormie. Dystans nie był jakiś długi, bo było to zaledwie kilkaset metrów, ale prawie wszyscy uparli się, aby jechać samochodem. Na miejsce dotarli po pięciu minutach. Podjechali pod całkiem duży dom, który miał jedno piętro i parter. Weszli do niego i już od progu zdołali wypowiedzieć jedynie krótkie „wow!”. Każdy poszedł we wskazany przez rodziców kierunek, w którym miał swój pokój. Rydel miała białe ściany, Riker czerwono-białe, Ross niebiesko-białe, Ryland czerwone, a Rocky szaro-białe. Każdemu z nich podobał się ich pokój. Wzięli do rąk kartony i zaczęli się rozpakowywać. Skończyli po 2 godzinach. Ross jako, że był ciekawy co jeszcze kryje jego nowy dom, otworzył drzwi obok tych przez, które wychodzi ze swojego pokoju i ujrzał po drugiej stronie ustronną łazienkę. Był pod wrażeniem. - „Teraz już nie muszę czekać aż moje rodzeństwo skończy się myć.” - Pomyślał. Zadowolony zszedł na dół do salonu, a tam zastał swoich rodziców.
- I jak Ross, podoba ci się nowy dom? - Zapytała Stormie.
- Bardzo. - Odpowiedział blondyn.
- A to jeszcze nie wszystko Ross, chodź, musisz coś zobaczyć. - Powiedział Mark i razem ze swoją żoną zaprowadził brązowookiego w głąb domu. Tam w trójkę podeszli do drzwi, których chłopak wcześniej nie zauważył. Mark otworzył je i weszli po schodach. Na górze było małe pomieszczenie, a w ścianie na wprost drzwi była duża szyba, z kolei obok nich znajdowały się kolejne drzwi. Małżeństwo pokazało chłopakowi, aby je otworzył, więc on tak zrobił. Gdy znalazł się w środku wręcz oniemiał. Bez słowa wrócił do rodziców i ich mocno uściskał. Zadowoleni wrócili do salonu gdzie byli już pozostali. Wspólnie usiedli na kanapie i oglądali „Marzenia i sny”. Mniej więcej w połowie seansu po całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Rossowi jako jedynemu chciało się wstać, więc to właśnie on otworzył drewniane wrota. Po drugiej stronie dostrzegł Laurę i jej rodzinę.
- Dzień dobry, razem z moją rodziną chciałam was powitać w...... Ross, ale co ty tutaj robisz? - Zapytała zaskoczona szatynka.
- No, mieszkam. To jest ta niespodzianka, o której ci wczoraj pisałem. - Powiedział blondyn jakby to było oczywiste.
- To super, teraz mamy do siebie o wiele bliżej.
- Tak...... zapraszam do nas. - Blondyn otworzył szerzej drzwi, aby goście mogli wejść, a oni tak uczynili. Jego rodzina przywitała się z rodziną Marano, a Ross i Laura nie chcieli im przeszkadzać, więc poszli do nowego pokoju blondyna.
- Wow, ale się tutaj urządziłeś. - Powiedziała szatynka podziwiając pomieszczenie.
- Wiem, mi też się tutaj podoba. - Laura jeszcze przez jakiś czas podziwiała pokój brązowookiego. Była nim tak zauroczona, że nawet nie zauważyła, że jej chłopak usiadł na kanapie i był mocno przybity. Dopiero po dłuższej chwili to zauważyła.
- Co się stało Ross? - Zapytała stając przed nim i patrząc mu w oczy. On na początku nic nie odpowiedział tylko złapał brązowooką w tali i posadził na swoich kolanach. Tym razem zdobył się na odwagę i powiedział Laurze co czuje.
- Laura spójrz mi w oczu i powiedz czy mnie kochasz.
- Ross, ale o co chodzi? - Zapytała.
- Nie pytaj tylko zrób to, proszę.
- Ok. - Dziewczyna spojrzała mu w oczy i rzekła zupełnie szczerze i w pełni świadoma swoich słów. - Kocham cię i nie mogę bez ciebie żyć. Wiem, że jesteśmy bardzo młodzi, ale czuję, że to właśnie ty jesteś miłością mojego życia.
- To słodkie, że tak mówisz. - Powiedział blondyn i czule pocałował wybrankę swego serca.
- Ale widzę, że nadal coś cię gryzie. - Powiedziała gdy skończyli się całować. - Nie musisz mi o tym mówić, ale wiedz, że mi możesz powiedzieć wszystko........ Chodzi o Cody'ego?
- Tak, on wczoraj przyszedł do mojego domu gdy byłem u ciebie i podał się za mojego przyjaciela. Owinął sobie moją rodzinę wokół palca do tego stopnia, że mi nie uwierzyli. Jeszcze w dodatku umówili się z nim na jutro w moim domu, a ja muszę go znosić, bo kazali mi jutro tu zostać.
- Spokojnie Ross, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Rzekła szatynka i na pocieszenie go przytuliła. On sam też odwzajemnił ten gest. Rodzina Marano gościła u państwa Lynch do 21:00. Gdy opuścili ich dom, Ross szybko się umył i jeszcze szybciej położył się na łóżko. - „Jutro muszę znów spotkać się ze swoim największym wrogiem, czy może być jeszcze gorzej?” - Z tą właśnie myślą zasnął.
*Oczami Rossa.*
Następnego dnia obudziłem się wyjątkowo szybko, nawet jak na mnie, bo już o 5:00. Zwykle, nawet w weekendy, wstaję o 6:00, a najpóźniej o 6:30. Dzisiaj będę musiał stanąć oko w oko z moim największym wrogiem Cody'm. Boję się tylko, że przez niego znów będę cierpieć. Dzisiejszego ranka wstałem dość niechętnie, co było do mnie nie podobne, bo zazwyczaj wstaję z łóżka rześki i gotowy do życia, ale dzisiaj było zupełnie inaczej. Na samą myśl o tym fałszywym draniu, krew mnie zalewa. Jeszcze będę musiał dzisiaj siedzieć przy tym samym stole co on i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. No, ale cóż, zrobię to dla rodziny, która i tak mi nie wierzy, ale trudno, postaram się jakoś przeżyć i może sami przejrzą na oczy, że Cody jest fałszywym manipulantem. Kończąc moje refleksje na temat jego osoby, podszedłem do szafy i wybrałem ubrania na dzisiaj. Trzymając je w rękach wszedłem do mojej nowej łazienki. Tam wziąłem dłuższy, ale orzeźwiający prysznic i przebrałem się w wybrany ubiór. Po wykonaniu tych wszystkich czynności, łącznie z umyciem zębów, zszedłem na dół. Szybkim krokiem wszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kanapkę z serem i pomidorem. Miałem jeszcze dużo czasu, bo reszta mojej rodziny w weekend na ogół wstaje mniej więcej o 7:30, a teraz jest 5:30. Zjadłem śniadanie i posprzątałem po sobie. Z braku jakiegokolwiek normalnego zajęcia poszedłem wypróbować studio nagraniowe. Gdy skończyłem była 7:00, więc zaraz wszyscy powinni wstać. Szybko poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Po 30 minutach siedzieli obok mnie wszyscy członkowie mojej jakże szalonej rodzinki, nawet Ellington zdążył już przyjść. - Ross, mam nadzieję, że będziesz się zachowywał odpowiednio gdy przyjdzie do nas Cody. - Powiedziała nagle moja mama, a mi na samo wspomnienie jego imienia zrobiło się niedobrze.
- Jasne mamo, ale najpierw ogolę się na łyso. - Powiedziałem pół żartem, pół serio.
- Ross! Proszę cię, nie wiem o co wam poszło, ale zachowuj się w jego towarzystwie jak należy i jak tylko nas odwiedzi masz go przeprosić za swoje ostatnie zachowanie. - Nie no, tego już za wiele, muszę jakoś zareagować. Wstałem z kanapy i tak uczyniłem.
- A za co niby mam go przepraszać? Za to, że powiedziałem prawdę?
- Ross! Przeprosisz go i bez dyskusji! - Wtrącił się mój zdenerwowany już tata.
- Nie ma mowy, już wolę wpaść pod pędzący pociąg niż go nieszczerze przeprosić.
- O co ci chodzi Ross, co? Co ty do niego masz? Przecież Cody jest miły, zabawny, kulturalny...... - Zaczął Riker, ale mu przerwałem.
- I fałszywy jak opalenizna wampira. Czy wy jesteście aż tak ślepi i nie widzicie, że on was wszystkich oszukuje?
- Ross przestań! - Powiedzieli wszyscy niczym grecki chór.
- On taki nie jest. - Powiedział Ryland.
- Właśnie! - Wszyscy przyznali mu rację.
- Serio? To czemu powiedział wam na samym początku, że jest moim przyjacielem chociaż w rzeczywistości wcale tak nie jest? - Raczej stwierdziłem niż zapytałem.
- Bo może on traktuje cię jak przyjaciela i chce się z tobą zaprzyjaźnić, a ty to wszystko za bardzo komplikujesz. - Powiedział dotychczas milczący Rocky.
- Dobra, skoro jesteście mądrzejsi to proszę, wierzcie mu i nabierajcie się na te jego bajeczki wyssane prosto z palca, ale mnie w to nie mieszajcie. - Powiedziałem i złapałem za klamkę od drzwi wejściowych.
- Ross, gdzie idziesz? - Zapytała Rydel.
- Jak najdalej od was. Dajcie znać jak ten wasz „szczery do bólu” Cody sobie pójdzie. - Powiedziałem i opuściłem naszą posesję. Szedłem powoli w kierunku centrum. W czasie drogi oglądałem idących przechodniów. Każdy z nich był uśmiechnięty, a ja jedyny nie miałem powodu do radości. W tak krótkim czasie straciłem radość do życia, a to wszystko przez jedną osobę imieniem Cody. Szedłem przed siebie ignorując próbującą się do mnie dodzwonić rodzinę. W tej chwili nie miałem ochoty z nimi rozmawiać. Po kilkunastu minutach doszedłem do centrum, a tam skręciłem w ulicę „Palm Street”. Podszedłem do domu z numerem „11” i zapukałem do drzwi wejściowych. Już po chwili ujrzałem przed sobą moją przyjaciółkę Olivię Holt. - Hej Liv, mogę wejść? - Zapytałem z nadzieją w głosie, a dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko wpuściła mnie do środka. Korzystając z okazji przekroczyłem próg domu i wszedłem do salonu. Zauważyłem tam Leo. - Hej Leo. - Powiedziałem.
- Cześć Ross. - Odpowiedział. Usiadłem obok niego na kanapie, a już po chwili dołączyła do nas Olivia. - Co się stało? - Zapytał mój przyjaciel.
- Wybaczcie, że tak tutaj wpadam bez zapowiedzi, ale nie mam gdzie iść. Cody zaraz przychodzi do mnie do domu, a ja dodatkowa pokłóciłem się z rodziną. - Wiedziałem, że mogę im powiedzieć całą prawdę, bo oni, tak samo jak ja, znali Cody'ego i wiedzieli do czego może być zdolny.
- A o co poszło? - Zapytała wyraźnie zaciekawiona blondynka, więc opowiedziałem im wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Chwilę potem milczeliśmy, aż panującą ciszę przerwała brązowooka. - Powinieneś tam wrócić i pokazać mu, że nie jesteś taki słaby jak uważa.
- Właśnie Ross, nie pozwól, aby taki ktoś jak on kierował twoim życiem. - Dodał Leo.
- Wiecie co? Macie rację, wrócę tam i pokażę, że jestem twardy. - Podziękowałem im za wsparcie i wyszedłem z domu mojej przyjaciółki. Rozmowa z tą dwójką uświadomiła mi jedną rzecz, a mianowicie to, że nie ważne co się stanie, nie poddam się bez walki. „Cody Christian, myślisz, że wygrałeś? Błąd, właśnie się podniosłem po twoim pierwszym ciosie i oddam ci sto razy mocniejszym.” - Pomyślałem i nagle zreflektowałem się, że stoję już pod drzwiami wejściowymi do mojego domu. Z lekkim zawahaniem, ale w końcu złapałem za klamkę i otworzyłem je. Zwinnym krokiem wszedłem do środka, a tam zastałem moją rodzinę i oczywiście JEGO. Siedział przy stale na miejscu, które ja zawsze zajmuję, choć były jeszcze wolne miejsca. - Cześć. - Powiedziałem od niechcenia i skierowałem się w stronę schodów, aby pójść się przebrać.
- Ross, zaczekaj. - Powiedziała mama, a ja momentalnie stanąłem nieruchomo w miejscu. Odwróciłem się przodem do blondynki, a ona zaczęła mówić. - Zanim pójdziesz, przeprosisz Cody'ego za swoje ostatnie zachowanie. - Powiedziała ciszej, abym tylko ja ją usłyszał.
- Mamo doskonale wiesz co o tym wszystkim myślę. - Odpowiedziałem.
- A ty wiesz, że to jest masz gość i kultura wymaga, abyś go przeprosił.
- Ok, ale zrobię to, bo jetem wychowany, a nie dlatego, że chcę. - W końcu się zgodziłem, ale po chwili uznałem, że to może być doskonała okazja na pokazanie prawdziwego oblicza Cody'ego. Wszedłem do kuchni, gdzie aktualnie się znajdował, a za mną szła cała zaciekawiona rodzina i Ell. - Hej Cody. - Zacząłem. - Kazano mi cię przeprosić, a ja choć tego nie chcę, zrobię to, bo w przeciwieństwie do ciebie jestem dobrze wychowany. - Powiedziałem i miałem w nosie, że inni mnie widzą i słyszą.
- Ross! - Upomniała mnie moja mama, ale ja pomimo tego kontynuowałem.
- Przepraszam...... Przepraszam, że ja przepraszam cię za powód, który nie istnieje, a ty i tak ich okłamujesz. Przepraszam, że inni mi nie wieżą, bo ty wcisnąłeś im tą starą jak świat bajeczkę skrzywdzonego przez los chłopczyka, a oni ci uwierzyli. Przepraszam, ale wiesz kogo? Samego siebie. - Dokończyłem i nie zważając na nic wróciłem do swojego pokoju. Tam opadłem na łóżko i bez celu patrzyłem w sufit. Po kilkunastu minutach dostałem SMS'a od dobrze znanego mi nadawcy. Oczywiście był nim Cody Christian. „Jeszcze pożałujesz tego, że śmiałeś zadrzeć ze mną. Twoja rodzina już mnie woli od ciebie, czyli zostali tylko przyjaciele, fani i twoja dziewczyna.” Szybko odpisałem mu co o tym wszystkim myślę. „Myślisz, że się ciebie boję? Mylisz się, moi przyjaciele, fani i Laura na pewno nie nabiorą się na twoje bajeczki.” Telefon położyłem na parapet, a sam wszedłem do łazienki i wpuściłem wodę do wanny. Tym razem postawiłem na długą kąpiel, aby wszystkie złe myśli uleciały ze mnie niczym wiatr. Po 30 minutowej orzeźwiającej kąpieli, wyszedłem i przebrany w piżamę położyłem się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy ze zmęczenia zasnąłem. Nie wiedziałem nawet, że następnego dnia spotka mnie wielki zawód na moich przyjaciołach.
*W następnym rozdziale.*

Następuje jeden z najważniejszych dni dla Rossa – zawody karate. Bardzo mu na nich zależy i zaprasza swoich przyjaciół, którzy obiecują przyjść. W czasie drogi do dojo cała trójka spotyka kogoś kto bardzo miesza w ich planach. Kogo spotkają przyjaciele? Czy pojawią się na zawodach, aby wspierać Rossa? Odpowiedzi znajdziecie w następnym rozdziale.
*******
Hej wam, rozdział dodaję trochę wcześniej, bo o 17:30 idę do ratusza na przedstawianie wystawiane przez Polaków, Francuzów i Ukrainców. Będzie po Angielsku, więc muszę się wsłuchać.
Całuski ;-* Marta Lynch.
P. S. Nowy rozdział pojawi się w piątek 18.10, a wy nie zapomnijcie o jutrzejszej akcji na Twitterze.