piątek, 18 października 2013

(53) 17. Zawody & Wielkie rozczarowanie.

Razem z pojedynczą łzą spłynęła także nadzieja, nadzieja, którą chłopak miał głęboko w swoim sercu, nadzieja, że jego przyjaciele jeszcze się pojawią.” - Marta Lynch.
*Oczami narratora.*
Dzisiaj jest, jak zwykle piękny, dzień w Los Angeles. Temperatura w cieniu przekracza 20 stopni celsjusza. Wszystko wskazuje na to, że ten dzień należy do najpiękniejszych, ale jednak kryje się za tym wszystkim coś więcej. Nikt nawet nie przypuszcza, że ten z pozoru udany dzień zmieni relacje całej czwórki naszych głównych bohaterów. Ross wstał o 6:00 i zadowolony podszedł do szafy. Był to bowiem jeden z najważniejszych dni w jego życiu, bo to właśnie dzisiaj miały się odbyć zawody karate, w których oczywiście brał udział. Wybrał odpowiednie ubrania i przebierając się wcześniej w łazience zszedł do kuchni zrobić sobie kanapkę. Ze zrobionym posiłkiem wszedł z powrotem do swojego królestwa, ponieważ wolał ominąć pouczającej rozmowy ze strony rodziców, której tematem byłoby na 100% jego wczorajsze zachowanie. Szybko zjadł swoje śniadanie i wziął do rąk nową gitarę, ponieważ miał jeszcze ponad godzinę do wyjścia, więc mógł to zrobić w spokoju. Od kilku dni po jego głowie chodziła jedna melodia, ale nie miał czasu jej zagrać, więc dlatego zrobił to dzisiaj. Po chwili łącznie z muzyką można było usłyszeć także melodyjny śpiew chłopaka. Ross od zawsze miał tak, że gdy miał już gotową melodię znacznie łatwiej szło mu z tekstem. Może to dlatego, że wtedy już wiedział jakiej będzie ona tonacji. Wbrew jego nastrojowi napisał wesołą balladę. Jej tekst oczywiście zapisał w śpiewniku. Gdy schował zeszyt do szuflady biurka była już 7:25, więc chwycił plecak z książkami i zszedł na dół. Widok tam zastany wcale go nie zaskoczył, ale też nie zadowolił. O tuż, przy stole w jadalni razem z jego rodziną siedział nie kto inny jak Cody. - Może niech go jeszcze adoptują. - Szepnął z wyczuwalną ironią w głosie. Nikt z rodziny go nie zauważył, bo każdy był zajęty prowadzeniem, według nich, ciekawej konwersacji na temat aktorstwa i muzyki, którą tworzy „R5” z gościem ich domu. Ross korzystając z okazji niepostrzeżenie wyszedł z domu i zapukał do drzwi wejściowych do domu Laury. Już po chwili pojawiła się przed nim szatynka. - Hej, idziemy? - Zapytał uśmiechając się promiennie.
- Tak. - Odpowiedziała dziewczyna i odwzajemniła jego gest. - Ross? - Zaczęła w czasie drogi, a chłopak na nią spojrzał. - Kiedy możemy przećwiczyć piosenkę na lekcję muzyki? - Zapytała z wyczuwalnym zaciekawieniem w głosie.
- Może być jutro, bo dzisiaj o 17 mam zawody?
- Ok, to przećwiczymy ją jutro, a dzisiaj masz zawody z karate?
- Tak i to jest dla mnie bardzo ważne, więc chciałbym, abyś ty, Calum i Raini na nie przyszli, bo moja rodzina o tym nie wie i lepiej będzie jak się nie dowie.
- Ok, na sto procent przyjdziemy i będziemy cię wspierać. - Powiedziała i pocałowała swojego chłopaka w policzek. Nie zauważyli nawet, że dotarli już do szkoły. Weszli do budynku, wyciągnęli potrzebne książki z szafek i ruszyli na pierwszą lekcję jaką była historia muzyki. Na następnej przerwie Ross i Laura szukali swoich przyjaciół, aby przekazać im nowinę. Znaleźli ich dopiero na ganku przy szkole gdzie siedzieli na ławce pod drzewem i przytulali się do siebie. Blondyn pewnym krokiem podszedł do nich, a jego dziewczyna uczyniła to samo.
- Cześć. - Powiedział brązowooki. - Dzisiaj o 17 w dojo „Czarne Smoki” w centrum odbędą się zawody karate, w których będę brał udział. To jest dla mnie bardzo ważne i dlatego chciałbym, abyście na nie przyszli. Czułbym się wtedy pewniej, a wy przy okazji zobaczylibyście na co mnie stać. To co, przyjdziecie?
- Jasne. - Odpowiedzieli jednocześnie, a chłopak ze szczęścia ich przytulił. Całą czwórką poszli na lekcje, ale nawet nie wiedzieli, że całą tą rozmowę słyszał największy manipulant w szkole, a oczywiście mowa tu o Cody'm Christianie. - „To dla ciebie jeden z najważniejszych dni, prawda? Skoro tak to ja sprawię, że nigdy go nie zapomnisz.” - Pomyślał i uśmiechając się cwaniacko ruszył na kolejną lekcję jaką była gra na instrumentach. Dalsze lekcje trwały bez większych przygód. Dla Rossa było dziwne, że Cody nie odezwał się do niego nawet jednym złośliwym słowem, ale prawda była taka, że on w myślach obmyślał plan ośmieszenia blondyna. Brązowooki wrócił do domu z dodatkowych zajęć o 15:30, a w domu zastał swojego wroga, który tego dnia kończył lekcje godzinę wcześniej niż on. Ross nie chcąc kłopotów, wziął z pokoju torbę i wyszedł z domu bez słowa. Po drodze kupił sobie wodę mineralną niegazowaną i bułkę w sklepie spożywczym, aby mieć siły na zawody. Po kilku minutach przekroczył próg dojo „Czarne smoki”. W oddali zobaczył swojego sensei'a Ryana rozmawiającego z Olivią i Leo.
- Ross, jak dobrze, że jesteś. - Powiedział mężczyzna gdy ten znalazł się obok nich. - Przebierz się w to kimono i coś zjedz. Widzimy się tutaj za dziesięć minut. - Powiedział i wręczył mu strój. On go wziął i poszedł się przebrać. Na podkoszulkę założył górę, a na dół spodnie. Górę przewiązał swoim czarnym pasem. W całości prezentował się doskonale. Wyjął z torby jeszcze wcześniej kupione produkty i zaczął konsumować bułkę i popijać ją wodą. Zjadł pieczywo, a wodę wypił do połowy. Butelkę zakręcił i wyszedł z nią z przebieralni. Z powrotem podszedł do Ryana.
- Jestem gotowy. - Rzekł
- To świetnie, teraz się rozgrzej, bo za 40 minut zaczynają się zawody, ktoś przyjdzie cię wspierać?
- Tak, moi przyjaciele obiecali, że przyjdą. - Powiedział i zaczął się rozgrzewać.

<Tymczasem przed domem Laury.>
Calum i Raini przyszli po swoją przyjaciółkę o 16:20. Z domu dziewczyny do dojo idzie się spacerkiem około 15-20 minut, a chcieli jeszcze porozmawiać z chłopakiem, więc woleli być tam przed czasem niż się spóźnić. Calum w imieniu wszystkich napisał Rossowi SMS'a obwieszczającego, że właśnie są w drodze na zawody. Szli ciągle przy tym rozmawiając. W pewnej chwili podszedł do nich Cody, który zrobił to tylko dlatego, że nie chciał dopuścić, aby trójka stojących przed nim nastolatków dotarła na zawody. - Hej wam. - Powiedział zaskakująco miło.
- Raczej nie powinniśmy z tobą rozmawiać. - Powiedział Calum, a dziewczyny przyznały mu rację. Bez dalszych refleksji odeszli od niego, jednak ten ich zatrzymał.
- Wiem, że Ross opowiedział wam o mnie te wszystkie okropieństwa, ale ja już nie chcę taki być. Chcę się zmienić i móc się z wami zaprzyjaźnić. - Powiedział i posmutniał. Każdy kto go znał wiedział doskonale, że właśnie w tej chwili kłamie. Przyjaciele, jednak nie zdążyli poznać go zbyt dobrze i mu uwierzyli. Chociaż nawet nie wiedzieli, że popełnili największy błąd, za który przyjdzie im w może nie tak dalekiej przyszłości zapłacić. Dali się nabrać na skruszony i z pozoru szczery smutek, który tak naprawdę jest tylko „dobrą miną do złej gry”.
- Skoro tak to ci pomożemy, ale nie nie dzisiaj, bo teraz się spieszymy. - Wyjaśniła wyraźnie wzruszona Laura.
- Wiem, że idziecie wspierać Rossa, ale jest dopiero 16:30, a stąd do dojo idzie się 5 minut, więc może pójdziemy na chwilę do kawiarni. - Cody doskonale wiedział, że przyjaciele jego wroga mają miękkie serce, więc prędzej czy później zgodzą się na jego propozycję.
- No nie wiem. - Powiedzieli jednocześnie.
- Nie dajcie się prosić, to tylko dziesięć minut, a potem was puszczę. - Dalej próbował ich przekonać, a oni w końcu mu ulegli.
- Ok. - Powiedzieli jednocześnie. Weszli do kawiarni stojącej obok centrum handlowego. Usiedli przy jednym z wolnych stolików i już po kilku minutach delektowali się szarlotką i sokiem owocowym. Całej czwórce rozmawiało się tak dobrze, że zupełnie stracili poczucie czasu. Przez cały ten czas Cody robił wszystko, aby tylko nie spojrzeli na zegarek. Laura, Calum i Raini nawet nie zdawali sobie sprawy z tego, że w tej samej chwili kilka metrów dalej w dojo „Czarne Smoki” ich najlepszy przyjaciel traci zmysły, bo oni jeszcze się nie pojawili. Był smutny, ale też jednocześnie zdenerwowany zawodami. Dojo do którego Ross zaledwie kilka dni temu wrócił, pokładało w nim wielkie nadzieje. Wiedzieli, że chłopak ich nie zawiedzie i pokona wszystkich swoich przeciwników. Teraz Ross nie mógł od nikogo usłyszeć słów otuchy. Faktem jest, że Leo, Olivia, Ryan i kilka innych osób życzyło mu powodzenia, ale dla niego to nie to samo. On wolał usłyszeć to od swoich najlepszych przyjaciół, którzy jeszcze do niedawna nie wiedzieli o jego talencie do sztuk walki. Z każdą minutą, która przybliżała wszystkich do rozpoczęcia zawodów, Ross czuł coraz większy strach, wywołany brakiem przyjaciół. - „A co jeśli coś im się stało? - Przeszło mu przez myśl, ale po chwili całkowicie usunął ją ze swoich myśli. - Nawet tak nie mów, nic im nie jest, pewnie się spóźnią, w końcu nigdy cię nie zawiedli. Na pewno przyjdą. Na pewno.” - Wmawiał sobie, ale za każdym kolejnym razem gdy to sobie powtarzał powoli przestał w to wierzyć. Myślał, że cały ten strach zniknie wraz z rozpoczęciem się zawodów, ale tak się nie stało. Razem z pojedynczą łzą spłynęła także nadzieja, nadzieja którą chłopak miał głęboko w swoim sercu, nadzieja, że jego przyjaciele jeszcze się pojawią. Nigdy się nie spóźniali, więc Ross wiedział, że już nie przyjdą. - „To dla mnie jeden z najważniejszych dni w życiu, a oni tak porostu mnie wystawili? Nie chcę ich znać.” - Pomyślał i próbując się otrząsnąć wstał z ławki i skierował się w stronę maty, bo właśnie miał walczyć z jakimś ciemnoskórym chłopakiem. Karate wymaga całkowitego skupienia, więc Ross pozostawił wszystkie zmartwienia i żal poza matą, a skupiając się na walce wygrał pierwszą walkę. Wygrana go jednak wcale nie cieszyła, bardziej zastanawiał się na tym gdzie mogą być jego przyjaciele. Zawody trwały jeszcze do 19:00. Ross miał powód do świętowania, bo wygrał każdą walkę i dostał za to medal. On jednak zaraz po przebraniu się w ubrania, w których przeszedł i zarzuceniu torby przez ramię wyszedł z dojo przybity. Wyszedł z centrum handlowego i nadal ze spuszczoną głową szedł przed siebie. W pewnym momencie na chwilę podniósł głowę i tak jakoś wyszło, że spojrzał w swoją lewą stronę. To co tam zobaczył sprawiło, że poczuł, że jego oczy się zaszkliły, jednak za wszelką cenę próbował powstrzymać się od płaczu. Za szybą przy jednym ze stolików zobaczył bowiem swoich przyjaciół, całych i zdrowych, jednak byli oni w towarzystwie Cody'ego. - „Najpierw obiecali, że przyjdą, a potem się nie pojawiają. Gdy ja się o nich martwię, oni siedzą sobie w kawiarni kilka metrów od dojo w towarzystwie JEGO. Ale czy ja się smucę? Nie, ależ skąd.” - Pomyślał. Spojrzał jeszcze raz na przyjaciół, którzy byli wyraźnie zajęci rozmową z wrogiem ich przyjaciela i pogrążając się w smutku wrócił do domu. Dopiero gdy upadł na swoje łóżko dał upust zbierającym się od kilku minut pod powiekami łzom. Najbardziej bolało go to, że jego przyjaciele dali się nabrać na zagrania Cody'ego. - „Pewnie słyszał moją rozmowę z przyjaciółmi o zawodach i stąd się o tym dowiedział. Jestem pewien, że zrobił to wszystko specjalnie.” - Przeszło mu przez myśl. Jego przemyślenia przerwał SMS. Jak się potem okazało od Laury. - Super, teraz sobie o mnie przypomnieli? - Szepnął sam do siebie z nutką ironii w głosie. Mimo wszystko otworzył wiadomość i przeczytał umieszczony w niej tekst. „Ross, bardzo cię przepraszamy, że nie było nas na zawodach, które były dla ciebie bardzo ważne. W czasie drogi do dojo weszliśmy na chwilę do kawiarni i była jakaś awaria, że nie można było otworzyć drzwi i nie było też zasięgu.” - Aha i jeszcze kłamią, no ładnie. - Powiedział do siebie i szybko odpisał na wiadomość. „Aha, czyli Cody pomagał wam znaleźć zasięg. No popatrz, a myślałem, że on tego nie umie. Po co wam te kłamstwa? Hm? Już i tak wystarczająco cierpię, bo zostawiliście mnie w ten bardzo ważny dla mnie dzień, a wy mi jeszcze dokładacie. Ale nie martwcie się, Cody na pewno was przyjmie z otwartymi ramionami. Możecie się śmiało z nim przyjaźnić, bo ja już nie chcę was znać.” Po wysłaniu wiadomości wyłączył telefon i znów dał się ponieść uczuciom. Łzy spływały po jego policzkach niczym rwący potok. W tej chwili czuł się bezbronny i niechciany. Przez czyny jednej osoby cierpiał bardziej niż gdy dowiadywał się, że wszystkie jego dziewczyny go zdradziły z tą samą osobą, która nim gardziła i poniżała na każdym kroku. Blondyn nie wiedział jednak, że to dopiero początek jego cierpienia. Prawdziwe piekło dopiero się zbliża. Po kilku godzinach płaczu usnął z wycieńczenia nawet się wcześniej nie myjąc.
*W następnym rozdziale.*
Calum, Laura i Raini próbują wszystkiego, aby Ross im wybaczył, jednak on za bardzo cierpi. Tego samego dnia Cody mówi rodzinie chłopak o kradzieży, której dopuścił się Ross. Czy Ross ucierpi jeszcze bardziej? Czy Cody mówił prawdę? Odpowiedzi pojawią się w następnym rozdziale.
**********
Hejka, to ja. Tęskniliście? Heh. Dzisiaj mam wyśmienity humor, bo dostałam super dwie 5 i jedną 5-, choć myślałam, że zasługuję ledwo na tróję. Jak widać życie potrafi zaskakiwać. Nie przedłużając, mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu, bo już nie długo stanie się coś spektakularnego.
Całuski ;-* Marta Lynch.
P. S. Następny rozdział w poniedziałek (21.10.13)

13 komentarzy:

  1. Hymmmmm ... nie no spoko , albo nie ! Jednak nie jest spoko !! To juz sie robi nudne ... !! Ross caly czas wyje jak baba ... tak wlasnie! Z zywiolowego zabawneko pelnego zycia zrobilas babe bekse z humorkami !! Nawet ja tak sie nie zachowuje ( a jestem dziewczyna i to mega humorzasta) a on do jasnej ciasnej to chlopak !! Wiec robisz ze swoich opowiedan juz jest take co badz... no ale to twoje opowiadanie ... ~ pozdro~ krytyk blogerowy PATKA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw naucz się poprawnie pisać zanim będziesz hejtować, przepraszam-krytykować:) Trochę szacunku do autorek, albo konstruktywna krytyka, jeśli w ogóle wiesz co to oznacza;)

      Usuń
  2. Super rozdział kiedy kolejny kocham laure i rossa

    OdpowiedzUsuń
  3. BOSKI ale umocnij rossa niech nie ryczy

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. to trochę staje się nudne na serio nudne !!!!!!!!!!!! nie chce cię urazić ale na serio po międy Lau a Rossem nic nudyyyyyyyyyyyyyyyyyyy

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam sie z powyższymi komentarzami. Nuda, ale możesz jakoś umocnić Rossa i dać mu jakiś plan na zemste :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietny szkoda ze taki smutny

    OdpowiedzUsuń
  8. NUDAA nie masz talentu nawet odrobinki w małym paluszku kurde Ross cały czas ryczy jak baba a ja jestem dziewczyną i tak nie robie za kilka rozdziałów będzie płakał jak zobaczy małego pająka albo złamie musie paznokiec lepiej skończ to pisać bo taka nuda ze aż szkoda to czytać

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział boski !
    Jest jednak jeszcze jedno "ale". Ross jest taki bezradny i bezsilny. Niech się zemści i pokaże że nie da się tak upokarzać, niech pokarze, że nie jest bezsilny, niech pokarze że z nim nie należy zadzierać! Ja nawet tyle nie płacze co on hah, a czasami to naprawdę mam masę powodów :D

    OdpowiedzUsuń
  10. super czekam na next

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na waszej opinii, więc pozostawcie po sobie ślad w formie komentarza. ;-)