„Już
wolę wpaść pod pędzący pociąg niż go nieszczerze przeprosić.”
- Ross Lynch.
*Oczami narratora.*
Dziś już nadszedł czas na
przeprowadzkę rodziny Lynch. Wszystkie ich rzeczy były spakowane, a
nowe meble kupione i postawione w nowym domu. Nikt z rodzeństwa nie
wiedział dokładnie jak będzie wyglądał ich pokój, ale zdali się
na gust rodziców. Ross był chyba tym wszystkim najbardziej
zestresowany, ciągle chodził nerwowy po pokoju, albo nie mógł
usiedzieć na jednym miejscu. W końcu nadeszła wyczekiwana przez
wszystkich godzina (9:00). Wszystkie rzeczy były już spakowane do
zamówionej trzy dni temu ciężarówki, która właśnie przed
chwilą odjechała wraz z Rikerem i ojcem dzieci - Markiem. Reszta
rodziny pojechała samochodem, który prowadziła Stormie. Dystans
nie był jakiś długi, bo było to zaledwie kilkaset metrów, ale
prawie wszyscy uparli się, aby jechać samochodem. Na miejsce
dotarli po pięciu minutach. Podjechali pod całkiem duży dom, który
miał jedno piętro i parter. Weszli do niego i już od progu zdołali
wypowiedzieć jedynie krótkie „wow!”. Każdy poszedł we
wskazany przez rodziców kierunek, w którym miał swój pokój.
Rydel miała białe ściany, Riker czerwono-białe, Ross
niebiesko-białe, Ryland czerwone, a Rocky szaro-białe. Każdemu z
nich podobał się ich pokój. Wzięli do rąk kartony i zaczęli się
rozpakowywać. Skończyli po 2 godzinach. Ross jako, że był ciekawy
co jeszcze kryje jego nowy dom, otworzył drzwi obok tych przez,
które wychodzi ze swojego pokoju i ujrzał po drugiej stronie
ustronną łazienkę. Był pod wrażeniem. - „Teraz już nie muszę
czekać aż moje rodzeństwo skończy się myć.” - Pomyślał. Zadowolony
zszedł na dół do salonu, a tam zastał swoich rodziców.
- I jak Ross, podoba ci się nowy dom?
- Zapytała Stormie.
- Bardzo. - Odpowiedział blondyn.
- A to jeszcze nie wszystko Ross, chodź, musisz coś zobaczyć. - Powiedział Mark i razem ze swoją żoną
zaprowadził brązowookiego w głąb domu. Tam w trójkę podeszli do
drzwi, których chłopak wcześniej nie zauważył. Mark otworzył je
i weszli po schodach. Na górze było małe pomieszczenie, a w
ścianie na wprost drzwi była duża szyba, z kolei obok nich
znajdowały się kolejne drzwi. Małżeństwo pokazało chłopakowi,
aby je otworzył, więc on tak zrobił. Gdy znalazł się w środku
wręcz oniemiał. Bez słowa wrócił do rodziców i ich mocno
uściskał. Zadowoleni wrócili do salonu gdzie byli już pozostali.
Wspólnie usiedli na kanapie i oglądali „Marzenia i sny”. Mniej
więcej w połowie seansu po całym domu rozległ się dźwięk
dzwonka do drzwi. Rossowi jako jedynemu chciało się wstać, więc
to właśnie on otworzył drewniane wrota. Po drugiej stronie
dostrzegł Laurę i jej rodzinę.
- Dzień dobry, razem z moją rodziną
chciałam was powitać w...... Ross, ale co ty tutaj robisz? -
Zapytała zaskoczona szatynka.
- No, mieszkam. To jest ta
niespodzianka, o której ci wczoraj pisałem. - Powiedział blondyn
jakby to było oczywiste.
- To super, teraz mamy do siebie o
wiele bliżej.
- Tak...... zapraszam do nas. - Blondyn
otworzył szerzej drzwi, aby goście mogli wejść, a oni tak
uczynili. Jego rodzina przywitała się z rodziną Marano, a Ross i
Laura nie chcieli im przeszkadzać, więc poszli do nowego pokoju
blondyna.
- Wow, ale się tutaj urządziłeś. -
Powiedziała szatynka podziwiając pomieszczenie.
- Wiem, mi też się tutaj podoba. -
Laura jeszcze przez jakiś czas podziwiała pokój brązowookiego.
Była nim tak zauroczona, że nawet nie zauważyła, że jej chłopak
usiadł na kanapie i był mocno przybity. Dopiero po dłuższej
chwili to zauważyła.
- Co się stało Ross? - Zapytała
stając przed nim i patrząc mu w oczy. On na początku nic nie
odpowiedział tylko złapał brązowooką w tali i posadził na
swoich kolanach. Tym razem zdobył się na odwagę i powiedział
Laurze co czuje.
- Laura spójrz mi w oczu i powiedz czy
mnie kochasz.
- Ross, ale o co chodzi? - Zapytała.
- Nie pytaj tylko zrób to, proszę.
- Ok. - Dziewczyna spojrzała mu w oczy
i rzekła zupełnie szczerze i w pełni świadoma swoich słów. -
Kocham cię i nie mogę bez ciebie żyć. Wiem, że jesteśmy bardzo
młodzi, ale czuję, że to właśnie ty jesteś miłością mojego
życia.
- To słodkie, że tak mówisz. -
Powiedział blondyn i czule pocałował wybrankę swego serca.
- Ale widzę, że nadal coś cię
gryzie. - Powiedziała gdy skończyli się całować. - Nie musisz mi
o tym mówić, ale wiedz, że mi możesz powiedzieć wszystko........
Chodzi o Cody'ego?
- Tak, on wczoraj przyszedł do mojego
domu gdy byłem u ciebie i podał się za mojego przyjaciela. Owinął
sobie moją rodzinę wokół palca do tego stopnia, że mi nie
uwierzyli. Jeszcze w dodatku umówili się z nim na jutro w moim
domu, a ja muszę go znosić, bo kazali mi jutro tu zostać.
- Spokojnie Ross, wszystko będzie
dobrze, zobaczysz. - Rzekła szatynka i na pocieszenie go przytuliła.
On sam też odwzajemnił ten gest. Rodzina Marano gościła u państwa
Lynch do 21:00. Gdy opuścili ich dom, Ross szybko się umył i
jeszcze szybciej położył się na łóżko. - „Jutro muszę znów
spotkać się ze swoim największym wrogiem, czy może być jeszcze
gorzej?” - Z tą właśnie myślą zasnął.
*Oczami Rossa.*
Następnego dnia obudziłem się
wyjątkowo szybko, nawet jak na mnie, bo już o 5:00. Zwykle, nawet w
weekendy, wstaję o 6:00, a najpóźniej o 6:30. Dzisiaj będę
musiał stanąć oko w oko z moim największym wrogiem Cody'm. Boję
się tylko, że przez niego znów będę cierpieć. Dzisiejszego
ranka wstałem dość niechętnie, co było do mnie nie podobne, bo
zazwyczaj wstaję z łóżka rześki i gotowy do życia, ale dzisiaj
było zupełnie inaczej. Na samą myśl o tym fałszywym draniu, krew
mnie zalewa. Jeszcze będę musiał dzisiaj siedzieć przy tym samym
stole co on i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
No, ale cóż, zrobię to dla rodziny, która i tak mi nie wierzy,
ale trudno, postaram się jakoś przeżyć i może sami przejrzą na
oczy, że Cody jest fałszywym manipulantem. Kończąc moje refleksje
na temat jego osoby, podszedłem do szafy i wybrałem ubrania na
dzisiaj. Trzymając je w rękach wszedłem do mojej nowej łazienki.
Tam wziąłem dłuższy, ale orzeźwiający prysznic i przebrałem
się w wybrany ubiór. Po wykonaniu tych wszystkich czynności,
łącznie z umyciem zębów, zszedłem na dół. Szybkim krokiem
wszedłem do kuchni i zrobiłem sobie kanapkę z serem i pomidorem.
Miałem jeszcze dużo czasu, bo reszta mojej rodziny w weekend na
ogół wstaje mniej więcej o 7:30, a teraz jest 5:30. Zjadłem
śniadanie i posprzątałem po sobie. Z braku jakiegokolwiek
normalnego zajęcia poszedłem wypróbować studio nagraniowe. Gdy
skończyłem była 7:00, więc zaraz wszyscy powinni wstać. Szybko
poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie. Po 30 minutach siedzieli
obok mnie wszyscy członkowie mojej jakże szalonej rodzinki, nawet
Ellington zdążył już przyjść. - Ross, mam nadzieję, że
będziesz się zachowywał odpowiednio gdy przyjdzie do nas Cody. -
Powiedziała nagle moja mama, a mi na samo wspomnienie jego imienia
zrobiło się niedobrze.
- Jasne mamo, ale najpierw ogolę się
na łyso. - Powiedziałem pół żartem, pół serio.
- Ross! Proszę cię, nie wiem o co wam
poszło, ale zachowuj się w jego towarzystwie jak należy i jak
tylko nas odwiedzi masz go przeprosić za swoje ostatnie zachowanie.
- Nie no, tego już za wiele, muszę jakoś zareagować. Wstałem z
kanapy i tak uczyniłem.
- A za co niby mam go przepraszać? Za
to, że powiedziałem prawdę?
- Ross! Przeprosisz go i bez dyskusji!
- Wtrącił się mój zdenerwowany już tata.
- Nie ma mowy, już
wolę wpaść pod pędzący pociąg niż go nieszczerze przeprosić.
- O co ci chodzi Ross, co? Co ty do
niego masz? Przecież Cody jest miły, zabawny, kulturalny...... -
Zaczął Riker, ale mu przerwałem.
- I fałszywy jak opalenizna wampira.
Czy wy jesteście aż tak ślepi i nie widzicie, że on was
wszystkich oszukuje?
- Ross przestań! - Powiedzieli wszyscy
niczym grecki chór.
- On taki nie jest. - Powiedział
Ryland.
- Właśnie! - Wszyscy przyznali mu
rację.
- Serio? To czemu powiedział wam na
samym początku, że jest moim przyjacielem chociaż w rzeczywistości
wcale tak nie jest? - Raczej stwierdziłem niż zapytałem.
- Bo może on traktuje cię jak
przyjaciela i chce się z tobą zaprzyjaźnić, a ty to wszystko za
bardzo komplikujesz. - Powiedział dotychczas milczący Rocky.
- Dobra, skoro jesteście mądrzejsi to
proszę, wierzcie mu i nabierajcie się na te jego bajeczki wyssane
prosto z palca, ale mnie w to nie mieszajcie. - Powiedziałem i
złapałem za klamkę od drzwi wejściowych.
- Ross, gdzie idziesz? - Zapytała
Rydel.
- Jak najdalej od was. Dajcie znać jak
ten wasz „szczery do bólu” Cody sobie pójdzie. - Powiedziałem
i opuściłem naszą posesję. Szedłem powoli w kierunku centrum. W
czasie drogi oglądałem idących przechodniów. Każdy z nich był
uśmiechnięty, a ja jedyny nie miałem powodu do radości. W tak
krótkim czasie straciłem radość do życia, a to wszystko przez
jedną osobę imieniem Cody. Szedłem przed siebie ignorując
próbującą się do mnie dodzwonić rodzinę. W tej chwili nie
miałem ochoty z nimi rozmawiać. Po kilkunastu minutach doszedłem
do centrum, a tam skręciłem w ulicę „Palm Street”. Podszedłem
do domu z numerem „11” i zapukałem do drzwi wejściowych. Już
po chwili ujrzałem przed sobą moją przyjaciółkę Olivię Holt. -
Hej Liv, mogę wejść? - Zapytałem z nadzieją w głosie, a
dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko wpuściła mnie do środka.
Korzystając z okazji przekroczyłem próg domu i wszedłem do
salonu. Zauważyłem tam Leo. - Hej Leo. - Powiedziałem.
- Cześć Ross. - Odpowiedział.
Usiadłem obok niego na kanapie, a już po chwili dołączyła do nas
Olivia. - Co się stało? - Zapytał mój przyjaciel.
- Wybaczcie, że tak tutaj wpadam bez
zapowiedzi, ale nie mam gdzie iść. Cody zaraz przychodzi do mnie do
domu, a ja dodatkowa pokłóciłem się z rodziną. - Wiedziałem, że
mogę im powiedzieć całą prawdę, bo oni, tak samo jak ja, znali
Cody'ego i wiedzieli do czego może być zdolny.
- A o co poszło? - Zapytała wyraźnie
zaciekawiona blondynka, więc opowiedziałem im wszystko z
najdrobniejszymi szczegółami. Chwilę potem milczeliśmy, aż
panującą ciszę przerwała brązowooka. - Powinieneś tam wrócić
i pokazać mu, że nie jesteś taki słaby jak uważa.
- Właśnie Ross, nie pozwól, aby taki
ktoś jak on kierował twoim życiem. - Dodał Leo.
- Wiecie co? Macie rację, wrócę tam
i pokażę, że jestem twardy. - Podziękowałem im za wsparcie i
wyszedłem z domu mojej przyjaciółki. Rozmowa z tą dwójką
uświadomiła mi jedną rzecz, a mianowicie to, że nie ważne co się
stanie, nie poddam się bez walki. „Cody Christian, myślisz, że
wygrałeś? Błąd, właśnie się podniosłem po twoim pierwszym
ciosie i oddam ci sto razy mocniejszym.” - Pomyślałem i nagle
zreflektowałem się, że stoję już pod drzwiami wejściowymi do
mojego domu. Z lekkim zawahaniem, ale w końcu złapałem za klamkę
i otworzyłem je. Zwinnym krokiem wszedłem do środka, a tam
zastałem moją rodzinę i oczywiście JEGO. Siedział przy stale na
miejscu, które ja zawsze zajmuję, choć były jeszcze wolne
miejsca. - Cześć. - Powiedziałem od niechcenia i skierowałem się
w stronę schodów, aby pójść się przebrać.
- Ross, zaczekaj. - Powiedziała mama,
a ja momentalnie stanąłem nieruchomo w miejscu. Odwróciłem się
przodem do blondynki, a ona zaczęła mówić. - Zanim pójdziesz,
przeprosisz Cody'ego za swoje ostatnie zachowanie. - Powiedziała
ciszej, abym tylko ja ją usłyszał.
- Mamo doskonale wiesz co o tym
wszystkim myślę. - Odpowiedziałem.
- A ty wiesz, że to jest masz gość i
kultura wymaga, abyś go przeprosił.
- Ok, ale zrobię to, bo jetem
wychowany, a nie dlatego, że chcę. - W końcu się zgodziłem, ale
po chwili uznałem, że to może być doskonała okazja na pokazanie
prawdziwego oblicza Cody'ego. Wszedłem do kuchni, gdzie aktualnie
się znajdował, a za mną szła cała zaciekawiona rodzina i Ell. -
Hej Cody. - Zacząłem. - Kazano mi cię przeprosić, a ja choć tego
nie chcę, zrobię to, bo w przeciwieństwie do ciebie jestem dobrze
wychowany. - Powiedziałem i miałem w nosie, że inni mnie widzą i
słyszą.
- Ross! - Upomniała mnie moja mama,
ale ja pomimo tego kontynuowałem.
- Przepraszam...... Przepraszam, że ja
przepraszam cię za powód, który nie istnieje, a ty i tak ich
okłamujesz. Przepraszam, że inni mi nie wieżą, bo ty wcisnąłeś
im tą starą jak świat bajeczkę skrzywdzonego przez los
chłopczyka, a oni ci uwierzyli. Przepraszam, ale wiesz kogo? Samego
siebie. - Dokończyłem i nie zważając na nic wróciłem do swojego
pokoju. Tam opadłem na łóżko i bez celu patrzyłem w sufit. Po
kilkunastu minutach dostałem SMS'a od dobrze znanego mi nadawcy.
Oczywiście był nim Cody Christian. „Jeszcze pożałujesz
tego, że śmiałeś zadrzeć ze mną. Twoja rodzina już mnie woli
od ciebie, czyli zostali tylko przyjaciele, fani i twoja dziewczyna.”
Szybko
odpisałem mu co o tym wszystkim myślę. „Myślisz,
że się ciebie boję? Mylisz się, moi przyjaciele, fani i Laura na
pewno nie nabiorą się na twoje bajeczki.” Telefon
położyłem na parapet, a sam wszedłem do łazienki i wpuściłem
wodę do wanny. Tym razem postawiłem na długą kąpiel, aby
wszystkie złe myśli uleciały ze mnie niczym wiatr. Po 30 minutowej
orzeźwiającej kąpieli, wyszedłem i przebrany w piżamę położyłem
się na łóżko. Nawet nie wiem kiedy ze zmęczenia zasnąłem. Nie
wiedziałem nawet, że następnego dnia spotka mnie wielki zawód na
moich przyjaciołach.
*W
następnym rozdziale.*
Następuje
jeden z najważniejszych dni dla Rossa – zawody karate. Bardzo mu
na nich zależy i zaprasza swoich przyjaciół, którzy obiecują
przyjść. W czasie drogi do dojo cała trójka spotyka kogoś kto
bardzo miesza w ich planach. Kogo spotkają przyjaciele? Czy pojawią
się na zawodach, aby wspierać Rossa? Odpowiedzi znajdziecie w
następnym rozdziale.
*******
Hej wam, rozdział dodaję trochę wcześniej, bo o 17:30 idę do ratusza na przedstawianie wystawiane przez Polaków, Francuzów i Ukrainców. Będzie po Angielsku, więc muszę się wsłuchać.
Całuski ;-* Marta Lynch.
P. S. Nowy rozdział pojawi się w piątek 18.10, a wy nie zapomnijcie o jutrzejszej akcji na Twitterze.
Może dodasz kolejny rozdział, no nie wiem... może jutro.? :3 a jak nie to w czwartek.? :3 Plooooosie :3 Super rozdział.! Z resztą jak wszystkie ^_^ Czekam z NIECIERPLIWOŚCIĄ na next :>
OdpowiedzUsuńEj sorry ale nie ma mnie wtedy a specjalnie zakładałam konto. Na tt. Rozdział super. Nie nawidze tego Cod ' iego
OdpowiedzUsuńBOSKI
OdpowiedzUsuńcudowny jak zawsze czekam na next :)
OdpowiedzUsuńP.S. Ania
Usuńpewnie Cody.. jak ja go nie lubię
OdpowiedzUsuńSuper rozdział szkoda tylko że Ross i Laura zerwą przez tego kolesia... ale przynajmniej nie bedzię nudno oczywisicie teraz tez nie bo rozdziały są ciekawe
OdpowiedzUsuńświetny*-*
OdpowiedzUsuńJeśli chcecie, aby R5 wygrało, głosujcie: http://polls.j-14.com/polls/432854 ;)
kiedy kolejny? nie chcę żeby coś się popsuło między nimi
OdpowiedzUsuńIle jest rozdziałów w 2 sezonie ?
OdpowiedzUsuńgłosuje też w osobnych kategoriach na Ross Lynch i Laura Marano
OdpowiedzUsuńZajebisty. Czekam na nexta. Zapraszam do mnie http://ificantbewithyou.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń