*Ross*
Gdy doleciałem do „Miasta Aniołów”
było już rano. Biegiem opuściłem lotnisko i udałem się do domu.
Na szczęście nikogo tam nie było. - „Pewnie pojechali do Laury”.
- Pomyślałem i wszedłem na górę. Walizki szybko włożyłem do
szafy, a plecak włożyłem pod biurko. Do kieszeni spodni włożyłem
portfel i upewniając się, że wszystko mam wyszedłem z domu
zamykając drzwi na klucz. Chociaż w Los Angeles jest dużo szpitali
pomyślałem, że Laura będzie w tym najbliższym. Po drodze
wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem jej największy bukiet
najpiękniejszych kwiatów. Z owym prezentem udałem się do
najbliższego szpitala. Mimo pośpiechu szedłem spokojnie, aby nie
zniszczyć bukietu. W recepcji zapytałem gdzie leży Laura
przedstawiając się jako jej chłopak i udałem się na 2 piętro.
Gdy wysiadłem z windy dostrzegłem tam moją rodzinę i rodzinę
Laury. Szybko więc założyłem kaptur i zasłoniłem twarz kwiatami
mając nadzieję, że nikt mnie zbyt wcześnie nie rozpozna, a
następnie ruszyłem przed siebie. - Kwiaty dla panny Marano. -
Powiedziałem nie swoim głosem, a reszta o dziwo o nic nie pytała.
Przez łodygi widziałem jak Riker otwiera mi drzwi do sali w której
leżała Laura, więc wszedłem do środka.
- Tylko cicho proszę, bo Lau śpi. -
Powiedział i zamknął za mną drzwi. Powoli podszedłem do łóżka
Laury. Na szafce akurat stał pusty wazon. Wsadziłem do niego kwiaty,
a w łazience dziewczyny szklane naczynie napełniłem wodą. Następnie
postawiłem wszystko z powrotem na stolik. Mogłem się teraz
spokojnie przyjrzeć Lau – mojej najsłodszej i najwspanialszej
Lau. Była teraz taka urocza i jednocześnie bezbronna. Jej brązowe
włosy nadal miały ten sam blask co zawsze i można było dostrzec,
że pojedyncze kosmyki delikatnie opadały na jej bladziutką twarz.
Była o wiele chudsza niż jeszcze kilka dni temu, ale dla mnie i tak
nadal była najpiękniejsza na świecie.
- Kocham cię. - Wyszeptałem do jej
ucha, a na jej ustach złożyłem delikatny pocałunek. Po chwili
poczułem, że dziewczyna zaczyna go odwzajemniać, a na szyi mogłem
poczuć jej zimne ręce. Przyciągnęła mnie bliżej do siebie
nie przestając całować. Nie pozostawałem jej dłużny. Stałem nad
nią podpierając się rękami o łóżko tak, że ona znajdował się
centralnie pod moim ciałem. Całowaliśmy się kilka minut aż w
końcu zabrakło nam powietrza w płucach, więc odsunęliśmy się
od siebie by zaczerpnąć tlenu.
- Wiedziałam, że to ty. Twoich
pocałunków nie da się podrobić. Rozpoznałabym jej nawet po
śmieci. I też cię kocham. - Powiedziała po czym mnie przytuliła
co oczywiście odwzajemniłem. - Ale co tutaj robisz? - Zapytała
przypominając sobie, że wyjechałem.
- Wróciłem, bo znalazłem to. -
Pokazałem jej kartkę, którą zgubiła. - I zdałem sobie sprawę,
że jest coś na czym zależy mi bardziej niż muzyce. - Dokończyłem.
- Co takiego?
- Ty. Nie mogę bez ciebie żyć.
- Ja bez ciebie też, ale... nie jesteś
zły?
- Na początku trochę byłem, ale
przeszło mi, bo wiem jak musiałaś cierpieć. Ale teraz jestem i
daj mi buziaka, bo tak cholernie za tobą tęskniłem. - Powiedziałem
i się na nią „rzuciłem” oczywiście uważając, aby się jej
nic nie stało. Znów czule się pocałowaliśmy, a między
pocałunkami Laura śmiała się, bo łaskotałem ją przy tym. Nagle
usłyszeliśmy, że do pokoju wchodzi Vanessa z Rikerem.
- Co tu się dzieje? - Zapytała
niezadowolona Van. - Laura tylko mi nie mów, że zdradzasz Rossa. -
Powiedziała jeszcze bardziej wkurzona. Nastolatka spojrzała na
mnie, a ja puściłem jej oczko. Wiedziała co ma mówić. Dobrze, że
siedziałem tyłem do gości i miałem na głowie kaptur. Dzięki
temu nie rozpoznali mnie, chociaż sam nie wiem czemu, ale mniejsza z
tym. Laura tylko uśmiechnęła się do Van i Rika, wstała z łóżka
i usiadła mi na kolanach po czym czule pocałowała w usta.
- A co macie jakiś problem? -
Powiedziała ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Chłopak ledwo co wyjechał, a ty mu
takie rzeczy robisz? Co z tego, że jesteś chora dzwonię mu
wszystko powiedzieć. - Powiedział zdenerwowany Riker i wyszedł z
Vanessą z sali, a ja po ich wyjściu nie wytrzymałem i wybuchłem
śmiechem.
- Byłaś świetna kochanie. -
Powiedziałem i pocałowałem swoją dziewczynę.
- Wiem misiek. - Odpowiedziała mi i
odwzajemniła gest jeszcze bardziej niż przedtem. Po chwili poczułem
wibracje w telefonie – był to oczywiście Riker. Niechętnie
przerwaliśmy czynność, ale Lau nadal siedziała mi na kolanach.
- Słucham cię, Rikusiu. - Przywitałem
brata na co Lau zaczęła się cicho śmiać tak, aby chłopak nie
był w stanie jej usłyszeć.
- Nie mów tak do mnie. Muszę ci coś
powiedzieć. Chodzi o Laurę. - Powiedział niepewnie.
- O Laurę? - Zapytałem patrząc na
nią. - Nie musisz nic mówić, wiem o wszystkim. Lau kocha mnie i
nie może beze mnie żyć tak jak ja bez niej. - Rzekłem na co
dziewczyna się wzruszyła i pocałowała mnie w policzek.
- Ale...
- Nie kończ tylko mnie posłuchaj.
Wróć do Lau i powiedz „jestem frajer i dałem się nabrać.”.
- Ale...
- Zrób to.
- No dobra. - Powiedział i się
rozłączył. Lau szybko zeszła z moich kolan i usiadła z powrotem
na łóżku ja za to stanąłem na drzwiami i czekałem na naszą
„ofiarę”. Nie musieliśmy długo czekać, bo blondyn pojawił
się już po chwili.
- Laura ja... - Zaczął lecz nie mógł
nic z siebie wykrztusić. Pomyślał, że daliśmy mu już
wystarczającą nauczkę, więc ściągnąłem kaptur, po cichu
podszedłem do swojego brata i opierając się o niego ramieniem
spojrzałem na niego.
- No dalej dobrze ci idzie. Wykrztuś
to. - Powiedziałem i razem z Laurą zaczęliśmy się śmiać.
- To byłeś ty? - Powiedział i
spojrzał na mnie.
- Tak, a to nauczka za to, że nie
powiedzieliście mi o Lau. - Puściłem do niego oczko, a on niemal
zdębiał.
- Kiedy wróciłeś? Skąd wiesz? -
Zapytał nadal nie wierząc w moją obecność w Los Angeles, więc
opowiedziałem mu wszystko, a on pogratulował mi rozsądnego wyboru i
pożegnawszy się z nami wyszedł z sali. Wiem, że poszedł
powiedzieć o wszystkim reszcie. Ja za to podszedłem do Laury i
złapałem ją za rękę.
- Podobają ci się kwiaty? - Zapytałem
przypominając sobie o ich istnieniu. Dziewczyna odwróciła się w
ich stronę i zlustrowała je wzrokiem.
- Są piękne. Zawsze wiesz co kupić.
- Powiedziała patrząc mi w oczy.
- Zawsze wiesz co zrobić bym stracił
dla ciebie głowę.
- A co robię?
- Po prostu jesteś, tutaj, w tej
chwili, patrzysz mi w oczy z tą miłością i radością. Tęskniłem
za tobą Laura. - Powiedziałem po czym ją przytuliłem.
- Ja za tobą też. Moje życie bez
ciebie jest pozbawione sensu. Nie chcę żebyśmy kiedyś się
rozstali, nie chcę tego. Nie przeżyłabym wtedy. - Wzruszyło mnie
to, ale najważniejsze, że mówiła szczerze.
- Mogę ci obiecać tutaj, w tym
miejscu, że już zawsze będziemy razem. Jeśli nasza miłość
zwyciężyła po tych wszystkich przeszkodach i ironiach losu to
tym bardziej będzie wygrywać do końca wbrew wszelkim złudzeniom.
Nie ważne co zgotuje nam los czy przeznaczenie, ona zawsze zwycięży
i pozwoli nam być razem już na zawsze. - Po tych słowach
dziewczyna nie wytrzymała i wpiła się w moje usta splatając swoje
ręce wokół mojej szyi. Ja za to złapałem ją w tali i
przyciągnąłem bliżej siebie. Dawno nie było mi tak dobrze jak
teraz. Tęskniłem za tymi chwilami, gdy nic poza mną i Laurą się
nie liczyło. Z Marano spędziliśmy uroczy dzień mimo iż była w
szpitalu. Po południu przyszedł lekarz i dał Lau kolejną dawkę chemioterapii. Czuła się dobrze, przynajmniej tak twierdziła.
Lekarz powiedział nam, że wyniki po każdym kolejnym badaniu są
już coraz lepsze, więc niedługo Laura powinna wrócić do pełni
zdrowia. Wieczorem kazałem dziewczynie odpocząć obiecując, że
przyjdę rano. W końcu zgodziła się mnie puścić. Pożegnałem
się z nią czułym pocałunkiem i udałem do domu. Było po 21 gdy
dotarłem do domu.
- Aloha rodzinko! - Krzyknąłem na
wejściu. Słysząc rozmowy w kuchni udałem się właśnie w tym
kierunku.
- Ross! - Krzyknęli wszyscy niczym
grecki chór i zaczęli mnie przytulać.
- Spokojnie, spokojnie. Nigdzie się
nie wybieram. - Powiedziałem na co wszyscy się zaśmialiśmy. O dziwo
nie pytali mnie czemu wróciłem i jak się dowiedziałem o Laurze.
Widocznie Riker im wszystko powiedział. To dobrze, nie miałbym siły
na opowiadanie tego jeszcze raz byłem zbyt zmęczony. Za dużo
wrażeń jak na jeden dzień. - Ja już lecę spać, branoc. - Powiedziałem wychodząc z kuchni
- Dobranoc. - Usłyszałem w odpowiedzi.
Szybko się umyłem i wskoczyłem do łóżka. Już po chwili
zasnąłem.
*************
Hejoł, kto oprócz mnie nie chce iść jutro do szkoły? Nie wiem jak wy, ale ja nie chcę iść akurat do tej konkretnej szkoły, no ale... Pociesza mnie myśl, że jeszcze jeden jedyny rok i wolność. :D. Podoba wam się rozdział, a może jest zbyt dziecinny albo coś? Piszcie śmiało jakie są wasze opinie. Następny rozdział pojawi się w sobotę lub niedzielę, bo muszę ogarnąć szkołę i nadrobić pisanie rozdziałów do obu historii. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. Życzę wam powodzenia w nowym roku szkolnym.
Madame Lynch.
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńKochana nie tylko ty ie chcesz wracać do szkoły. Ale rok, potem dalej. Damy radę. Weekend nie długo :P
Czekam na next <3
PS. Zapraszam Cię na moje blogi, które obecnie mają zawieszkę, ale na pierwszym blogu/linku pojawił się rozdział. Mam nadzieje, że kiedyś zajrzysz.
* http://nic-nie-jest-wiadomo-r5laurainni.blogspot.com/
* http://nic-nie-jest-wiadomo-r5laurainni.blogspot.com/
* http://raura-romeoijuliawpolczesnahistoria.blogspot.com/
Możesz mi wierzyć, że nie chce iść do szkoły. Nawet za największe skarby świata. Rozdział zajebisty < 3 Ciesze się , że Ross i Lau znowu są razem w LA:)
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzekaam na neext :D
Ja tam się na szkołę cieszę ;) w końcu znajomych zobaczę i wgl :)
Ale do tego mam jutro rozpoczęcie roku w skzole muzycznej o siedemnastej ;-; ze szkoły do szkoły... XD
Jeszcze raz:
Świetnyy, czekamm <3
Cudny rozdział,tylko pliss nie zabijaj jej,niech chemioterapia czy coś pomoże ...nie zabijaj jej ani żadnego z nich :) niech z Lau będzie dobrze bardzo dobrze niech wyzdrowieje prześpią się ze sobą i Lau zajdzie w ciążę :D heh ja to mam wymagania heh.Rozdział cudowny <33,czekam na nexta
OdpowiedzUsuńpozdrawiam moniaa
Naprawdę świetny blog, i nie rozłączaj mi Raury bo zabije! XD A tak wogóle to zapraszam do mnie : http://laura-marano-i-r5.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń