*Austin*
Rano wstałem zupełnie nieświadomy
tego co przyniesie mi dzisiejszy dzień. Poprzedniego dnia bardzo
późno w nocy dotarliśmy na uczelnie, więc poszedłem spać. Mam
tu swój mały pokój, w którym mieszkam sam. Zegarek wskazywał
6:00, więc do śniadania zostały mi jeszcze dwie godziny. Szybko
się ogarnąłem zakładając wczorajsze spodnie, czarne conversy i
granatową koszulkę z pionową flagą USA. Do tego przygotowałem
sobie niebieską bluzę z kapturem. Szybko się rozpakowałem i akurat gdy
skończyłem została minuta do ósmej. Założyłem wcześniej
przygotowaną bluzę i podszedłem do drzwi. Zamknąłem pokój na
klucz i udałem się na stołówkę. Dzisiaj serwowali jajecznicę,
dwa plastry bekonu i kompot z truskawek. Wziąłem zasłużony
posiłek i udałem się do wolnego stolika. Usiadłem i zacząłem
konsumować ciepły posiłek. - Przepraszam... wolne? - Usłyszałem głos za plecami. Odwróciłem się, aby zobaczyć do kogo on należy i
zobaczyłem wysokiego bruneta o niebieskich oczach. Styl miał
sportowy, ale jednocześnie elegancki.
- Proszę. - Powiedziałem i wskazałem
na wolne krzesło.
- Jestem Kevin. - Przedstawił się i
podał mi rękę abym ją uścisnął.
- Ross. - Odpowiedziałem i
odwzajemniłem gest.
- Miło mi, jesteś tutaj nowy?
- Tak. Dzisiaj jest mój pierwszy
dzień. - Rozmawialiśmy przez całe śniadanie. W pewnej chwili
Kevin odwrócił się do mnie i zaczął gestykulować opowiadając o
przygodzie swojego życia. Krótko mówiąc – total nuda. Nagle
niechcący strącił szklankę z kompotem, której zawartość
wylądowała centralnie na moich spodniach.
- O jezu przepraszam cię, to było
niechcący. - Rzekł przestraszony łapiąc się za głowę.
- Kev, nic się nie stało. Odniesiesz
talerze? Pójdę się przebrać
- Jasne brat nie ma sprawy. - Wstałem
z krzesła i udałem się do pokoju. Z szafy wybrałem moje granatowe
rurki z dziurami na kolanach, a brudne odłożyłem w kąt
przekładając wcześniej z nich telefon i klucze. Sprawdziłem czy
jeszcze coś jest w pozostałych kieszeniach i nagle natknąłem się
na kartkę złożoną na cztery.
- To ta co ją znalazłem na lotnisku.
- Powiedziałem sam do siebie, sam nie wiem nawet czemu ją wziąłem.
Chyba jakoś tak wyszło i już. Spojrzałem na zegarek, do zajęć
zostały mi jeszcze dwie godziny. Usiadłem więc na łóżku,
rozłożyłem kartkę i zacząłem czytać tekst na niej umieszczony.
Już wiedziałem, że nie będzie to nic nieznacząca treść.
<Tymczasem u Laury>
- Lau jak się czujesz? - Zapytała
zmartwiona Vanessa siedząc przy swojej siostrze na łóżku
szpitalnym.
- Jest okej. - Powiedziała patrząc
ślepo przed siebie.
- Powtarzasz to od wczoraj, ale ja
wiem, że to nieprawda. Proszę cię, powiedz co się dzieje, wczoraj
przez całą podróż milczałaś. Lau, co się dzieje? - Zmartwiona
siostra nie dawała za wygraną, wiedziała doskonale, że coś trapi
jej młodszą siostrę i bardzo chciała się dowiedzieć co.
- Wiesz co? Nie sądziłam, że będę
się tak czuła gdy Ross wyjedzie do Nowego Yorku.
- Czyli jak?
- Teraz czuję pustkę, jakby coś we
mnie umarło, rozumiesz? Bez niego nic nie ma sensu, mój świat nie
istnieje. Odkąd wyjechał mam ochotę płakać, ale w sumie nie wiem
czy dlatego, że wyjechał, czy dlatego, że za nim tęsknię, czy
może dlatego, że nie umiem bez niego żyć. Nic już nie rozumiem.
On był moją nadzieją, siłą, motywacją do walki. Gdy nie ma go,
nie ma tego wszystkiego. Van... - W tym miejscu na chwilę przerwała
nie będąc pewną czy powinna kontynuować. W końcu jednak odważyła
się przemówić. - Ja nie mam już siły na walkę z tą cholerną
białaczką. - Na samą myśl po policzku nastolatki spłynęło
kilka łez. Vanessa przytuliła ją i głaskała pocieszająco po
głowie.
- Nie mów tak. Jesteś silną
dziewczyną. Dasz sobie radę. Ross wróci, sama dobrze to wiesz.
Przecież nie wyjeżdża na zawsze. Jeszcze go zobaczysz, wierz mi. -
Powiedziała i pocałowała siostrę w blade czoło. Szatynka po
chwili poczuła się lepiej. Już wiedziała, że będzie walczyć z
chorobą i nie podda się puki jej nie pokona. Bezgraniczna miłość
do Rossa pozwalała jej wierzyć jednocześnie przytrzymując ją
przy życiu. Dzisiaj dostała pierwszą dawkę chemioterapii. Jeśli
jej stan się poprawi, jutro dostanie kolejną i tak codziennie aż
do całkowitego wyzdrowienia dziewczyny. Jak na razie nic nie
wskazywało na to, aby Laurze potrzebna była większa dawka chemii
lub, aby podnieść jej stopień do drugiego. Jak na razie czuła się
dobrze, ale wiadomo jak to jest z chorobami, w każdym momencie mogła
jej się pogorszyć, więc lekarze jak i również ona sama musieli
być na to przygotowani. Czy się bała? Oczywiście, to przecież
normalne, ale starała się nie myśleć o strachu jaki w niej
siedział. Gdy myślała o Rossie automatycznie przechodził jej ból
i strach. To zabawne jak ten chłopak na nią działał. Wystarczyła
jedna myśl, aby się uspokoiła, uśmiechnęła. Laura dobrze
wiedziała, że to ten jedyny. Jej serce biło tylko dla niego, była
bezgranicznie zakochana w blondynie, zresztą ze wzajemnością. Ta
dwójka nie widziała poza sobą świata, a każdy kto tylko ich znał
doskonale wiedział, że będą ze sobą jeszcze długi, długi czas.
Jednak czy odległość ich nie poróżni? Czy nie stracą głowy dla
kogoś innego? Tego nikt nie wie, ale jeśli to prawdziwa miłość to przetrwa
choćby musieli czekać na siebie całą wieczność. Laura
rozmawiała z Vanessą bardzo długo, ale gdy poczuła się zmęczona
zasnęła śniąc o swoim księciu z bajki.
<Wracając do Rossa>
„Drogi pamiętniku
Van – moja siostra kochana nie przyniosła mi jeszcze mojego pamiętnika, więc chwilowo
piszę moje uczucia tutaj – na tej pojedynczej kartce. Będę ją
nosić zawsze ze sobą, aby przypominała mi co mnie kiedyś
spotkało. Jestem teraz w szpitalu. Niedawno wykryto u mnie
białaczkę. Lekarz mówi, że da się to wyleczyć, ale ja i tak się
boję. Długo ukrywałam to przed wszystkimi, ale wkrótce
dowiedziała się o tym Vanessa i Riker, więc postanowiłam nie
ukrywać tego. Pozwoliłam im, aby powiedzieli reszcie i tak
dowiedzieli się moi rodzice i rodzina Lynch, jednak poza Rossem. Nie
chciałam żeby on wiedział. Za bardzo mi na nim zależy. Poza tym
on ma marzenia – studia na najlepszej muzycznej uczelni w USA, a
gdybym mu powiedziała mógłby zostać ze mną z litości, a tego
bym sobie nie wybaczyła. Cody też się dowiedział o mojej chorobie
sama nie wiem jak. Chciał powiedzieć o tym Rossowi, ale w sumie nie
wiem czemu tego nie zrobił. Jednak zabolały mnie jego słowa
„powiem mu, a on cię znienawidzi i zostawi”, tak cholernie
zabolało. Jakby ktoś właśnie wbił mi nóż w serce.
Dzień po wyjeździe
Rossa mam mieć pierwszą dawkę chemii, a jak na razie dają mi
leki przygotowujące do tego. Do tego codziennie mam badania. Lekarze
dają mi 95% szans na przeżycie, więc nie jest tak źle. Na
szczęście mam dla kogo walczyć – Rossa. Tak bardzo go kocham.
Love Laura.”
Zabolało, tak cholernie zabolało.
Jakby ktoś wyrwał mi serce bez znieczulenia. Oni wszyscy wiedzieli,
a mi nie powiedzieli? Wkurzony wstałem z łóżka, nie panowałem
teraz nad sobą. - Cholera. - Powiedziałem i z całej siły walnąłem
z pięści w ścianę, aby się choć trochę wyżyć. Moja ręka
była czerwona, ale nie myślałem już o bólu. Trochę mi przeszło.
Tak naprawdę nie byłem zły ani na Laurę, ani na moją rodzinę.
Byłem zły na siebie. Jak ja mogłem tego nie zauważyć? Przecież
to niemożliwe żeby z Las Vegas nie mogła zadzwonić chociaż raz,
była blada na lotnisku i ledwo co chodziła. Jaki ja byłem głupi.
Boże, muszę to teraz rozkręcić. Jeszcze ten Cody, od początku mu
nie ufałem do końca i moja rodzina miała rację, on się ani
trochę nie zmienił. Chyba zbytnio było mi go żal, że tego nie
dostrzegałem. Szybko się spakowałem i wyszedłem z pokoju.
Zamykając za sobą drzwi udałem się do pokoju dyrektora. -
Rezygnuję. - Powiedziałem kładąc mu klucze na biurku. Mężczyzna
widocznie nie spodziewał się tego, bo spojrzał na mnie ze
zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Ale czemu? Źle ci tutaj? - Pytał.
- Nie, skądże? Tutaj jest świetnie,
ale zrozumiałem, że jest coś co liczy się dla mnie bardziej niż
muzyka i dla niej jestem w stanie z niej zrezygnować – rodzina i
przyjaciele. Przykro mi, ale nie wiedzę siebie w tym miejscu. - Wyjaśniłem.
- Dobrze, rozumiem, ale popełniasz
wielki błąd. - Powiedział pewny siebie i wstał.
- Może i tak, ale jakoś nie żałuję,
do widzenia. - Powiedziałem zadziornie i odwracając się napięcie
złapałem za walizki i plecak i wyszedłem z gabinetu. Pewnym
krokiem podążałem w stronę drzwi wyjściowych. Ani przez chwilę
się nie wahałem. Doskonale wiedziałem co się dla mnie naprawdę
liczy. Była to Laura. Marzyłem tylko o tym, by przytulić ją i
znów poczuć ten czarujący zapach perfum, które dałem jej na 16
urodziny. Spod uczelni zadzwoniłem po taksówkę, która przyjechała
po 10 minutach. Na moje polecenie kierowca zawiózł mnie na
lotnisko. Płacąc resztkami drobnych pieniędzy w portfelu, wyjąłem
bagaże z bagażnika i biegiem udałem się do kasy. Na szczęście
udało mi się kupić bilet na ostatni dzisiaj lot do LA. Na
spokojnie usiadłem w poczekalni i wyczekiwałem rozpoczęcia się
odprawy. W końcu się doczekałem i po kilku minutach siedziałem
wygodnie w samolocie. Po krótkim czasie maszyna wzbiła się w
powietrze. Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.
*******
Hej, hej, co tam ludziska? Podoba wam się rozdział? Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Moim zdaniem jest trochę nudny, bo nic się nie dzieje, ale spokojnie. W 14. będzie się działo! Zapraszam do komentowania, bo stanowi to dla mnie motywacje i chęć do działania.
Madame Lynch
Cudowny rozdział :) Ross zrezygnował i wrócił do Laury <3 fajnie jeśli od razu z lotniska do niej pójdzie do szpitala przytuli mocno i pocałuje :* hehe nie mogę się doczekać nexta <3
OdpowiedzUsuńmonia
Cudowny<3 Ale to slodkie:) Ross zrezygnowal ze swoich marzen i wrocil do Laury! Tak!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Pozdrawiam:*
Twoja Czekoladka♥
Kurde, chyba rycze :') Ona walczy już tylko dla Rossa :') To takie słodkie :) Piękny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na next :D Życzę weny c:
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńSłodkie, że Ross zrezygnował swoje marzenia dla rodziny, ale głównie dla Lau <3
Czekam na next <33 :**
Super czekam na next kiedy badz wyrozumiała i weź wstaw jutro ale w sobotę proszę cię na kolanach błagam proszę no ja tak bardzo chce wiedzieć co dalej blagammmmmmm plissssssssssssssssssss
OdpowiedzUsuńKocha. Tego bloga ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Cudowny *.* Jak słodko. Ross zrezygnował dla Laury <3.
OdpowiedzUsuńDodaj szybko 14 :)
Czekam z niecierpliwością:*