środa, 26 sierpnia 2015

(87) 13. Kartka & Wielkie zdziwienie

*Austin*
Rano wstałem zupełnie nieświadomy tego co przyniesie mi dzisiejszy dzień. Poprzedniego dnia bardzo późno w nocy dotarliśmy na uczelnie, więc poszedłem spać. Mam tu swój mały pokój, w którym mieszkam sam. Zegarek wskazywał 6:00, więc do śniadania zostały mi jeszcze dwie godziny. Szybko się ogarnąłem zakładając wczorajsze spodnie, czarne conversy i granatową koszulkę z pionową flagą USA. Do tego przygotowałem sobie niebieską bluzę z kapturem. Szybko się rozpakowałem i akurat gdy skończyłem została minuta do ósmej. Założyłem wcześniej przygotowaną bluzę i podszedłem do drzwi. Zamknąłem pokój na klucz i udałem się na stołówkę. Dzisiaj serwowali jajecznicę, dwa plastry bekonu i kompot z truskawek. Wziąłem zasłużony posiłek i udałem się do wolnego stolika. Usiadłem i zacząłem konsumować ciepły posiłek. - Przepraszam... wolne? - Usłyszałem głos za plecami. Odwróciłem się, aby zobaczyć do kogo on należy i zobaczyłem wysokiego bruneta o niebieskich oczach. Styl miał sportowy, ale jednocześnie elegancki.
- Proszę. - Powiedziałem i wskazałem na wolne krzesło.
- Jestem Kevin. - Przedstawił się i podał mi rękę abym ją uścisnął.
- Ross. - Odpowiedziałem i odwzajemniłem gest.
- Miło mi, jesteś tutaj nowy?
- Tak. Dzisiaj jest mój pierwszy dzień. - Rozmawialiśmy przez całe śniadanie. W pewnej chwili Kevin odwrócił się do mnie i zaczął gestykulować opowiadając o przygodzie swojego życia. Krótko mówiąc – total nuda. Nagle niechcący strącił szklankę z kompotem, której zawartość wylądowała centralnie na moich spodniach.
- O jezu przepraszam cię, to było niechcący. - Rzekł przestraszony łapiąc się za głowę.
- Kev, nic się nie stało. Odniesiesz talerze? Pójdę się przebrać
- Jasne brat nie ma sprawy. - Wstałem z krzesła i udałem się do pokoju. Z szafy wybrałem moje granatowe rurki z dziurami na kolanach, a brudne odłożyłem w kąt przekładając wcześniej z nich telefon i klucze. Sprawdziłem czy jeszcze coś jest w pozostałych kieszeniach i nagle natknąłem się na kartkę złożoną na cztery.
- To ta co ją znalazłem na lotnisku. - Powiedziałem sam do siebie, sam nie wiem nawet czemu ją wziąłem. Chyba jakoś tak wyszło i już. Spojrzałem na zegarek, do zajęć zostały mi jeszcze dwie godziny. Usiadłem więc na łóżku, rozłożyłem kartkę i zacząłem czytać tekst na niej umieszczony. Już wiedziałem, że nie będzie to nic nieznacząca treść.
<Tymczasem u Laury>
- Lau jak się czujesz? - Zapytała zmartwiona Vanessa siedząc przy swojej siostrze na łóżku szpitalnym.
- Jest okej. - Powiedziała patrząc ślepo przed siebie.
- Powtarzasz to od wczoraj, ale ja wiem, że to nieprawda. Proszę cię, powiedz co się dzieje, wczoraj przez całą podróż milczałaś. Lau, co się dzieje? - Zmartwiona siostra nie dawała za wygraną, wiedziała doskonale, że coś trapi jej młodszą siostrę i bardzo chciała się dowiedzieć co.
- Wiesz co? Nie sądziłam, że będę się tak czuła gdy Ross wyjedzie do Nowego Yorku.
- Czyli jak?
- Teraz czuję pustkę, jakby coś we mnie umarło, rozumiesz? Bez niego nic nie ma sensu, mój świat nie istnieje. Odkąd wyjechał mam ochotę płakać, ale w sumie nie wiem czy dlatego, że wyjechał, czy dlatego, że za nim tęsknię, czy może dlatego, że nie umiem bez niego żyć. Nic już nie rozumiem. On był moją nadzieją, siłą, motywacją do walki. Gdy nie ma go, nie ma tego wszystkiego. Van... - W tym miejscu na chwilę przerwała nie będąc pewną czy powinna kontynuować. W końcu jednak odważyła się przemówić. - Ja nie mam już siły na walkę z tą cholerną białaczką. - Na samą myśl po policzku nastolatki spłynęło kilka łez. Vanessa przytuliła ją i głaskała pocieszająco po głowie.
- Nie mów tak. Jesteś silną dziewczyną. Dasz sobie radę. Ross wróci, sama dobrze to wiesz. Przecież nie wyjeżdża na zawsze. Jeszcze go zobaczysz, wierz mi. - Powiedziała i pocałowała siostrę w blade czoło. Szatynka po chwili poczuła się lepiej. Już wiedziała, że będzie walczyć z chorobą i nie podda się puki jej nie pokona. Bezgraniczna miłość do Rossa pozwalała jej wierzyć jednocześnie przytrzymując ją przy życiu. Dzisiaj dostała pierwszą dawkę chemioterapii. Jeśli jej stan się poprawi, jutro dostanie kolejną i tak codziennie aż do całkowitego wyzdrowienia dziewczyny. Jak na razie nic nie wskazywało na to, aby Laurze potrzebna była większa dawka chemii lub, aby podnieść jej stopień do drugiego. Jak na razie czuła się dobrze, ale wiadomo jak to jest z chorobami, w każdym momencie mogła jej się pogorszyć, więc lekarze jak i również ona sama musieli być na to przygotowani. Czy się bała? Oczywiście, to przecież normalne, ale starała się nie myśleć o strachu jaki w niej siedział. Gdy myślała o Rossie automatycznie przechodził jej ból i strach. To zabawne jak ten chłopak na nią działał. Wystarczyła jedna myśl, aby się uspokoiła, uśmiechnęła. Laura dobrze wiedziała, że to ten jedyny. Jej serce biło tylko dla niego, była bezgranicznie zakochana w blondynie, zresztą ze wzajemnością. Ta dwójka nie widziała poza sobą świata, a każdy kto tylko ich znał doskonale wiedział, że będą ze sobą jeszcze długi, długi czas. Jednak czy odległość ich nie poróżni? Czy nie stracą głowy dla kogoś innego? Tego nikt nie wie, ale jeśli to prawdziwa miłość to przetrwa choćby musieli czekać na siebie całą wieczność. Laura rozmawiała z Vanessą bardzo długo, ale gdy poczuła się zmęczona zasnęła śniąc o swoim księciu z bajki.
<Wracając do Rossa>
Drogi pamiętniku
Van – moja siostra kochana nie przyniosła mi jeszcze mojego pamiętnika, więc chwilowo piszę moje uczucia tutaj – na tej pojedynczej kartce. Będę ją nosić zawsze ze sobą, aby przypominała mi co mnie kiedyś spotkało. Jestem teraz w szpitalu. Niedawno wykryto u mnie białaczkę. Lekarz mówi, że da się to wyleczyć, ale ja i tak się boję. Długo ukrywałam to przed wszystkimi, ale wkrótce dowiedziała się o tym Vanessa i Riker, więc postanowiłam nie ukrywać tego. Pozwoliłam im, aby powiedzieli reszcie i tak dowiedzieli się moi rodzice i rodzina Lynch, jednak poza Rossem. Nie chciałam żeby on wiedział. Za bardzo mi na nim zależy. Poza tym on ma marzenia – studia na najlepszej muzycznej uczelni w USA, a gdybym mu powiedziała mógłby zostać ze mną z litości, a tego bym sobie nie wybaczyła. Cody też się dowiedział o mojej chorobie sama nie wiem jak. Chciał powiedzieć o tym Rossowi, ale w sumie nie wiem czemu tego nie zrobił. Jednak zabolały mnie jego słowa „powiem mu, a on cię znienawidzi i zostawi”, tak cholernie zabolało. Jakby ktoś właśnie wbił mi nóż w serce.
Dzień po wyjeździe Rossa mam mieć pierwszą dawkę chemii, a jak na razie dają mi leki przygotowujące do tego. Do tego codziennie mam badania. Lekarze dają mi 95% szans na przeżycie, więc nie jest tak źle. Na szczęście mam dla kogo walczyć – Rossa. Tak bardzo go kocham.
Love Laura.”
Zabolało, tak cholernie zabolało. Jakby ktoś wyrwał mi serce bez znieczulenia. Oni wszyscy wiedzieli, a mi nie powiedzieli? Wkurzony wstałem z łóżka, nie panowałem teraz nad sobą. - Cholera. - Powiedziałem i z całej siły walnąłem z pięści w ścianę, aby się choć trochę wyżyć. Moja ręka była czerwona, ale nie myślałem już o bólu. Trochę mi przeszło. Tak naprawdę nie byłem zły ani na Laurę, ani na moją rodzinę. Byłem zły na siebie. Jak ja mogłem tego nie zauważyć? Przecież to niemożliwe żeby z Las Vegas nie mogła zadzwonić chociaż raz, była blada na lotnisku i ledwo co chodziła. Jaki ja byłem głupi. Boże, muszę to teraz rozkręcić. Jeszcze ten Cody, od początku mu nie ufałem do końca i moja rodzina miała rację, on się ani trochę nie zmienił. Chyba zbytnio było mi go żal, że tego nie dostrzegałem. Szybko się spakowałem i wyszedłem z pokoju. Zamykając za sobą drzwi udałem się do pokoju dyrektora. - Rezygnuję. - Powiedziałem kładąc mu klucze na biurku. Mężczyzna widocznie nie spodziewał się tego, bo spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Ale czemu? Źle ci tutaj? - Pytał.
- Nie, skądże? Tutaj jest świetnie, ale zrozumiałem, że jest coś co liczy się dla mnie bardziej niż muzyka i dla niej jestem w stanie z niej zrezygnować – rodzina i przyjaciele. Przykro mi, ale nie wiedzę siebie w tym miejscu. - Wyjaśniłem.
- Dobrze, rozumiem, ale popełniasz wielki błąd. - Powiedział pewny siebie i wstał.
- Może i tak, ale jakoś nie żałuję, do widzenia. - Powiedziałem zadziornie i odwracając się napięcie złapałem za walizki i plecak i wyszedłem z gabinetu. Pewnym krokiem podążałem w stronę drzwi wyjściowych. Ani przez chwilę się nie wahałem. Doskonale wiedziałem co się dla mnie naprawdę liczy. Była to Laura. Marzyłem tylko o tym, by przytulić ją i znów poczuć ten czarujący zapach perfum, które dałem jej na 16 urodziny. Spod uczelni zadzwoniłem po taksówkę, która przyjechała po 10 minutach. Na moje polecenie kierowca zawiózł mnie na lotnisko. Płacąc resztkami drobnych pieniędzy w portfelu, wyjąłem bagaże z bagażnika i biegiem udałem się do kasy. Na szczęście udało mi się kupić bilet na ostatni dzisiaj lot do LA. Na spokojnie usiadłem w poczekalni i wyczekiwałem rozpoczęcia się odprawy. W końcu się doczekałem i po kilku minutach siedziałem wygodnie w samolocie. Po krótkim czasie maszyna wzbiła się w powietrze. Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.
*******
Hej, hej, co tam ludziska? Podoba wam się rozdział? Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Moim zdaniem jest trochę nudny, bo nic się nie dzieje, ale spokojnie. W 14. będzie się działo! Zapraszam do komentowania, bo stanowi to dla mnie motywacje i chęć do działania.
Madame Lynch

6 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :) Ross zrezygnował i wrócił do Laury <3 fajnie jeśli od razu z lotniska do niej pójdzie do szpitala przytuli mocno i pocałuje :* hehe nie mogę się doczekać nexta <3
    monia

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny<3 Ale to slodkie:) Ross zrezygnowal ze swoich marzen i wrocil do Laury! Tak!
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam:*
    Twoja Czekoladka♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde, chyba rycze :') Ona walczy już tylko dla Rossa :') To takie słodkie :) Piękny rozdział ;)
    Czekam na next :D Życzę weny c:

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :*
    Słodkie, że Ross zrezygnował swoje marzenia dla rodziny, ale głównie dla Lau <3
    Czekam na next <33 :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Super czekam na next kiedy badz wyrozumiała i weź wstaw jutro ale w sobotę proszę cię na kolanach błagam proszę no ja tak bardzo chce wiedzieć co dalej blagammmmmmm plissssssssssssssssssss
    Kocha. Tego bloga ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny *.* Jak słodko. Ross zrezygnował dla Laury <3.
    Dodaj szybko 14 :)
    Czekam z niecierpliwością:*

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na waszej opinii, więc pozostawcie po sobie ślad w formie komentarza. ;-)