„Wiedziałam,
że jest źle, ale nie wiedziałam, że aż tak. Straciłam wszystko,
czego od zawsze pragnęłam, przez te głupie wyniki.” - Laura
Marano.
*Oczami narratora.*
Ten dzień z pozoru wydawał się być
jednym z lepszych, ale nie dla Laury i Rossa. On poprzedniego dnia
stracił głos i nie wiedział co zrobić, aby go odzyskać, a
przecież już dzisiaj miał się odbyć koncert R5, a ją
poprzedniego dnia zawieźli do szpitala i po zrobieniu jej
szczegółowych badań oczekiwali na ich wyniki, które miały
zdiagnozować jej dolegliwości. Szatynka od 5 rano leżała w sali
segregacji i starała się być cierpliwa. Rodzice siedzieli razem z
nią. Chcieli dzwonić po Rossa, ale Laura im zabroniła mówiąc, że
sama to zrobi w odpowiednim momencie. - Wy też idźcie do domu,
poradzę sobie. - Zwróciła się do rodziców.
- Kochanie, nie zostawimy cię tutaj. -
Powiedział ojciec dziewczyny.
- Jedźcie do domu. Jestem już
dorosła, poradzę sobie. - Nadal próbowała postawić na swoim. W
końcu po kilku minutach przekonała małżeństwo do powrotu do
domu. Po kilku minutach w sali pojawił się lekarz i pokazał
nastolatce wyniki badań. - Ale to przecież niemożliwe, to musi być
jakaś pomyłka. - Powiedziała, mając w oczach łzy.
- To żadna pomyłka pani Marano,
bardzo mi przykro, ale niestety jest pani chora na białaczkę, ale
spokojnie, zrobimy co w naszej mocy, aby była pani zdrowa. -
Powiedział lekarz, jednak to wcale nie pocieszyło szatynki. Wyszedł
z sali segregacji, a dziewczyna schowała twarz w poduszkę i zaczęła
gorzko płakać. - Co teraz będzie? Ross mnie zostawi, bo przecież
nikt nie będzie z chorą dziewczyną. - Powiedziała płacząc. Całe
jej dotychczasowe życie w tym momencie przeszło jej przed oczyma.
Przypomniała się jej każda chwila spędzona z Rossem. Jej
największym strachem było to, że on ją zostawi, a nie samo
oblicze tej choroby. Zakazała lekarzowi cokolwiek mówić rodzicom i
przyjaciołom, a ten jako, że jest ona pełnoletnia, musiał się
zgodzić na jej warunki. W tym samym czasie niczego nieświadomy Ross
szedł wraz z zespołem na plac, na którym miał się odbyć
wyczekiwany przez wszystkich festiwal. Głos mu jeszcze nie powrócił,
ale mimo to zespół zdecydował się wystąpić. Postanowili, że w
razie czego, Ross będzie tylko grał, a oni będą śpiewać i grać.
W kulisach za sceną byli już o 12, a koncert miał się zacząć o
14. Ross musiał odpoczywać, aby były większe szanse na odzyskanie
jego głosu, ale niestety, tak się nie stało. Minuty mijały, a z
głosem Rossa nie było nawet o mały procencik lepiej.
- Panie i panowie, przed wami zespół
R5. - Powiedział w końcu kierujący całą uroczystością. Zespół
wszedł na scenę, a Ross był chyba najbardziej zestresowany. Zajęli
swoje miejsca i gdy mieli już zacząć grać, nagle ten sam głos
powiedział. - R5, może dacie teraz Rossowi solówkę, tak dawno nie
śpiewał sam. - Zaproponował, a to wszystko to był pomysł
Cody'ego, który stał pod sceną i rozmawiał z kierownikiem, który
okazał się być jego krewnym. Chciał, aby Ross ośmieszył się
publicznie. Tłum zaczął skandować imię blondyna, a ten nie
wiedział co zrobić.
- Wie pan, Ross.... - Zaczęła Rydel,
ale Ross przerwał jej ruchem ręki. Wziął do rąk gitarę i stanął
na samym środku sceny, a przed sobą postawił mikrofon. - Ross, co
ty......? - Zaczęła blondynka, ale tym razem przerwał jej Cody.
- Kochana, Ross wie co robi. -
Powiedział i uśmiechnął się do niej cwaniaczko.
- Tyyy. Nienawidzę cię, chcesz żeby
się ośmieszył publicznie, prawda? - Powiedziała.
- Co? Nie, ależ skąd? - Powiedział
i odszedł w idealne miejsce do obserwowania klęski Rossa Lyncha na
żywo. Blondyn zaczął powoli grać, aż robił to coraz pewniejszy
siebie. Jego rodzeństwo stało z boku i obserwowało wszystko z
wielkim strachem w oczach, obawiali się tego co się teraz stanie.
Przecież Ross stracił głos. Do końca życia, wszyscy by się z
niego śmiali. Brązowooki nadal grał, a gdy był już coraz bliżej
momentu, w którym powinien zacząć śpiewać, stało się coś
dziwnego. Ross rzucił gitarę do swojego brata – Rocky'ego, a sam
spojrzał na realizatora dźwięku i puścił mu oczko, a ten puścił
muzykę. Po chwili z ust Rossa wydobyły się słowa piosenki. On sam
był w szoku, że udało mu się zaśpiewać, a już nie wspomnę o
jego rodzeństwu i Cody'm, któremu szczęka opadła aż do samej
podłogi z wrażenia. Gdy reszta zespołu się otrząsnęła, podeszli
do swoich instrumentów i zaczęli na nich grać. Zaśpiewali
piosenki ze swojej najnowszej płyty i wszyscy bawili się tam
świetnie. Jednak nagłe uzdrowienie Rossa to nie był koniec
niespodzianek dla niego i jego rodziny. Gdy R5 po swoim koncercie na
festiwalu wchodzili do garderoby, jeden z mężczyzn podszedł do
Rossa i się przedstawił.
- Witaj, jestem Patrick Adams i jestem
dyrektorem najlepszej uczelni wyższej z wydziałem muzycznym w USA.
Wasz koncert był niezwykły, ale najbardziej podobał mi się twój
wokal. On jest idealny do naszej uczelni. Chciałbym ci zaproponować
stypendium abyś mógł się u nas kształcić w kierunku muzyki.
Zgadzasz się do nas dołączyć? - Powiedział, a ta propozycja
momentalnie zwaliła Rossa z nóg. To dla niego życiowa szansa, ale
jeszcze nie wiedział o najgorszym. Przecież, aby osiągnąć
jakikolwiek sukces trzeba wiele poświęcić i wielu się wyrzec i
tak było i w tym przypadku. - Stypendium obejmuje opłacenie
wszystkiego, 4-letnie studia, więc jest to zupełnie darmowe jak dla
ciebie. - Dodał po chwili. Blondyn patrzył na mężczyznę ze
zdziwieniem i zaskoczeniem w oczach. Z jednej strony jeszcze w to nie
dowierzał, a z drugiej nie wiedział co odpowiedzieć. Gdy już miał
coś powiedzieć, mężczyzna wziął głos za niego. - Uczelnia jest
w Nowym Jorku, więc musiałbyś wyjechać i najlepiej jeszcze przed
końcem lutego. - Rzekł i właśnie to sprawiło, że decyzja Rossa
zmieniła się o 180 stopni.
- „To dla mnie wielka szansa i
zapewne jedyna w życiu, ale nie mogę się zgodzić. Mam tutaj
rodzinę, przyjaciół, Laurę.” - Pomyślał i już miał to
powiedzieć, gdy znów przerwał mu dyrektor owej uczelni.
- Wiem, że masz tutaj rodzinę i
przyjaciół, ale pomyśl co mógłbyś robić po tych 4 latach nauki
w naszej uczelni. Twoja szansa na zapamiętanie cię do końca życia,
a nawet dłużej wzrosłaby diametralnie. Nikt już nigdy by o tobie
nie zapomniał i mógłbyś spełniać swoje marzenia bez obawy, że
nikt tego nie doceni. Wiem, że o tym marzysz, bo zawsze w wywiadach
podkreślasz jak ważne jest dążenie do spełnienia marzeń i
realizowanie swoich celów. Nie karzę ci odpowiadać teraz, ale
wiedz, że masz czas do 31 stycznia z decyzją, bo chcę wiedzieć
czy szykować dla ciebie miejsce czy przeznaczyć je dla kogoś
innego. To mój numer telefonu i jak już się zdecydujesz to dzwoń
śmiało. Jak masz pytania to też dzwoń. - Wręczył chłopakowi
wizytówkę i odszedł bez słowa. Brązowooki schował ją do
kieszeni i jakby nic się nie stało udał się do garderoby, w
której to przebrał się i zajął miejsce na widowni obok swojego
rodzeństwa. Wszyscy bawili się tam świetnie, tylko Ross dawał
wrażenie przybitego i tak było, bo nie wiedział co wybrać. Przed
nim było najtrudniejsze pytanie w życiu 'Wyjechać czy zostać?', a
on nie miał pojęcia jaka jest na nie odpowiedź, która mogłaby mu
pomóc. Gdy ktoś zapytał 'Co się stało?' on zawsze odpowiadał,
że nic tylko jest zmęczony. Festiwal skończył się około 24:00.
Rodzeństwo spakowało swoje instrumenty i ubrania i pojechali
samochodem do domu. Riker, który prowadził wyjął klucze ze
stacyjki i razem z rodzeństwem i Ell'em wziął klamoty. Weszli do
domu, zapalili światło i wszystkim poza Rosssem torby spadły z
wrażenia po tym kogo zobaczyli w swoim domu.
*W
następnym rozdziale*
Tajemniczy
gość zostaje u rodziny Lynch na dłuższy czas. Tylko Ross się z
tego cieszy i zaprasza chłopaka do swojego pokoju. Kim jest
tajemniczy gość? Czy pozostali go zaakceptują? Co doprowadziło do
tego, że nastolatek u nich zamieszkał? Odpowiedzi poznacie w
następnym rozdziale 3 sezonu tego opowiadania.
PREMIERA JUŻ WKRÓTCE.
*************
YEAH! W końcu coś wstawiłam!!!! Cieszycie się kochani? Ja bardzo. Wena mi jeszcze jako tako nie wróciła, ale udało mi się coś napisać. Podoba się? Następny rozdział nie wiem kiedy będzie, musicie być cierpliwi, ale tak będzie do wolnego, bo wtedy będę miała więcej czasu na pisanie i takie tam. Postanowiłam zmienić swoje życie, więc i rozdziały będą mam nadzieję częściej.
Całuski ;*** Marta Lynch.