wtorek, 30 czerwca 2015

(84) 10. Cody & Zaskoczenie

*Narrator*
W sali Laury siedział Cody. - Proszę cię, nie mów Rossowi o tym, że jestem chora. - Poprosiła chłopaka mając nadzieję, że ten jej nie wyda.
- A niby czemu miałbym mu tego nie mówić? - Zapytał retorycznie. - Przecież jeśli mu to powiem to na pewno cię zostawi i zniszczę życie wam obojgu. Do ciebie osobiście nic nie mam, ale jeśli jest okazja abym zniszczył mu życie to z niej skorzystam. - Dokończył pewny siebie.
- Ty się wcale nie zmieniłeś. Wszystko co mówisz Rossowi o tym, że może na ciebie liczyć jest zwykłym kłamstwem. Jesteś potworem! - Powiedziała ze łzami w oczach. Chłopak tylko zbliżył swoją twarz do jej, aby ta spojrzała mu w oczy.
- Nie zapominaj kochana, że ty też go zraniłaś jak wybrałaś mnie. Pfff, tak łatwo było ci ściemnić, że nie umiem bez ciebie żyć. Byłaś wtedy taka naiwna. - Powiedział nie spuszczając z niej wzroku.
- Myślisz, że tego nie wiem? Żałuję tego każdego dnia, ale nie możesz mu tego powiedzieć, proszę cię. - Powiedziała mając w oczach łzy.
- Haha, chyba śnisz. Powiem mu to jeszcze dziś, a on cię znienawidzi i zostawi. Żegnam. - Powiedział i po prostu wyszedł z sali nawet nie zauważywszy Rikera i Van. Laura złapała kurczowa poduszkę i przyulając się do niej zaczęła płakać. Miała wrażenie, że zaraz posypie się jej cały świat. Wiedziała już, że Ross ją zostawi i do tego znienawidzi, a tego nie chciała. Wolałaby już umrzeć niż czuć, że chłopak jej nienawidzi z całego serca.
- Lau? - Usłyszała nagle nieśmiały damski głos. Szybko spojrzała w stronę drzwi, przetarła oczy i dostrzegła Rika i Nessę.
- Co wy to robicie? - Zapytała z pretensjami, jednak w jej głosie można było wyczuć także odrobinę wdzięczności. Jej starsza siostra nic nie odpowiedziała tylko usiadła na łóżku siostry i ją przytuliła.
- My... - Zaczął nieśmiało blondyn, a nastolatka spojrzała na niego co dodało mu odwagi. - My wiemy, że jesteś chora i słyszeliśmy całą rozmowę. Musisz jednak wiedzieć, że jestem pewien, że Ross cię nie zostawi. Będzie chciał nawet do ciebie przyjechać zobaczysz. - Powiedział i się lekko uśmiechnął, aby młoda Marano poczuła się lepiej. Ta lekko odsunęła się od siostry i spojrzała na nią.
- Van, wybacz, ale tyle bym dała żeby teraz na twoim miejscu siedział Ross. Jeśli się dowie to trudno, może mnie zostawić, nie chcę żeby przez moją chorobę rezygnował z marzeń. Ale wolałabym żeby się nie dowiedział, bo wolę mieć nadzieję, że gdy wyzdrowieję będę mogła do niego pojechać i go przytulić. Proszę was, obiecajcie, że nikomu nie powiecie o mojej chorobie. - Rzekła po czym zamilkła na chwilę.
- Ale.. - Powiedzieli w tym samym czasie.
- Proszę... - Wyszeptała niemalże.
- Ehh, dobrze, ale i tak uważam, że inni, szczególnie Ross, powinni poznać prawdę i to od ciebie. - Wyznała Vanessa.
- Wiem, ale i tak pewnie się dzisiaj dowie. - Powiedziała i posmutniała, a reszta ją przytuliła. Od razu poczuła się troche lepiej Przyjaciele siedzieli z nią do 19, jednak potem przyszła pielęgniarka i poinformowała gości, że pacjentka musi odpocząć, ale mogą ją odwiedzić za dwa dni. Para pożegnała się z dziewczyną całusem w policzek, a sami udali się do samochodu.
- Jak się czujesz? - Zapytał Rik w czasie podróży.
- Jest okej. - Powiedziała na odchodne jego towarzyszka. Przez resztę drogi oboje milczeli. Van była zamyślona, a Riker nie chciał jej przeszkadzać, bo tak naprawdę sam nie wiedział co może w tej sytuacji jej powiedzieć, aby poczuła się lepiej. Nie chciał zrobić z siebie idioty. Po kilku minutach zaparkował auto pod domem i oboje wysiedli. - No to... pa. - Powiedziała szatynka.
- Papa. - Pożegnał się dziewczyną i udał do drzwi swojej willi.
- Rik? - Usłyszał nagle gdy łapał za klamkę. Odwrócił się w stronę dziewczyny, a ta nic nie mówiąc podbiegła do niego i z całych swoich sił się w niego wtuliła. Ten odwzajemnił gest. Wiedział bowiem, że dziewczynie potrzebne jest teraz w wsparcie. Całemu temu zdarzeniu przypatrywał się Ross, który stał oparty o pobliskie drzewo, tak, że para go nie widziała, i uśmiechnął się ze wzruszenia. - Dziękuję, tego właśnie potrzebowałam. Dzięki, że jesteś. - Powiedziała Van gdy lekko się od siebie odsunęli. Patrzyli sobie w oczy, a ich twarze dzieliły milimetry.
- Jestem i zawsze będę. - Powiedział po czym się uśmiechnął, a szatynka oczywiście odwzajemniła jego gest. Ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Już miał nastąpić pocałunek gdy nagle drzwi od domu się otworzyły a z nich wybiegł Rocky niosący Ella przerzuconego przez ramię, a za nim wściekła Rydel. Na szczęście nie zauważyli w pierwszej chwili Rikera i Van, którzy zdążyli już szybko od siebie odskoczyć.
- Boszz, Rocky rozwaliłeś taką romantyczną akcję. - Powiedział pod nosem Ross nadal stojąc pod drzewem.
- To ja już pójdę. - Powiedziała Van i nie czekając na reakcję najstarszego Lyncha udała się do swojego domu.
- Rocky oddaj mi Ella. - Powiedziała wkurzona Rydel.
- No dobra, masz, ciężki się już robił. - Powiedział i postawił chłopaka na ziemi. Ell tylko podszedł do swojej dziewczyny i objął ją ramieniem, a ta go w tali. Cała czwórka weszła do domu.
- Mam chorą rodzinę, ale za to ich kocham. - Powiedział Ross sam do siebie i ruszył w stronę drzwi. Po chwili znalazł się w domu. Wszyscy siedzieli w salonie poza Cody'm, więc chłopak poszedł do pokoju, w którym spał, jednak tam go nie zastał. Oprócz tego na łóżku leżała kartka. Blondyn wziął ją do rąk i zaczął czytać.
Dzięki przyjacielu za gościnność, było super, jednak muszę was opuścić. Moje mieszkanie jest już wyremontowane, więc wracam do siebie.
Trzymaj się, Cody.”
Dziwnie się poczuł, tak jakby się z tego cieszył. Sam w to nie wierzył, ale rzeczywiście tak było. Ross cieszył się, że Cody już u nich nie będzie mieszkał. Sam nie wiedział dlaczego, ale tak właśnie było. Nagle poczuł, że jest głodny, więc udał się do kuchni i zrobił sobie dwie kanapki i zieloną herbatę. Z tym zestawem udał się do salonu i usiadł na fotelu podwijając nogi, a jedzenie i picie stawiając na szklanym stoliku obok.
- O Ross, dobrze, że jesteś. Jak tam? - Zapytał Riker.
- A daj spokój, miałem dzisiaj spotkanie z tym dyrektorem, a potem nagrywałem piosenki. Padnięty jestem. - Powiedział po czym wziął łyka herbaty. Starszy brat przyglądał mu się jeszcze chwilę.
- Rozmawiał z tobą może Cody? - Zapytał niepewnie.
- Nie, nie miał okazji, cały dzień byłem zajęty, a on był na kręglach z przyjaciółmi, a jak wróciłem do domu to znalazłem tylko kartkę, że wraca do domu, bo już mu się remont mieszkania skończył. A czemu pytasz? - Powiedział po czym zaczął konsumować kanapkę.
- A nie tak tylko pytam... Zaraz, Cody wrócił do siebie? - Zapytał, aby się upewnić.
- No tak. - Powiedział bez entuzjazmu blondyn na co wszyscy się uśmiechnęli, a Ross nie miał chumoru, aby o to pytać, więc zajął się oglądaniem filmu pt. „Szybcy i wściekli 7”. Pomimo, że bardzo lubił ową serię, nie mógł się na niej skupić. Przez cały seans co jakiś czas zerkał na telefon. Od rana już czekał na jakiś znak życia od Laury. Bardzo się o nią martwił. Dzwonił do niej tyle razy, ale pomyślał, że skoro nie odbiera to poczeka aż dziewczyna sama się do niego odezwie, jednak jak na razie bezskutecznie. Nagle poczuł, że jego telefon zaczyna wibrować. Szybko spojrzał na wyświetlacz, ale gdy dostrzegł, że dzwoni do niego Vanessa a nie Lau, lekko się rozczarował, ale mimo wszystko postanowił odebrać. Wstał z fotela i znajdują się w kuchni odebrał połączenie od dziewczyny.
- Halo, Ross? - Powiedziała nieśmiało.
- Tak, co jest? Coś z Laurą? - Zapytał zaniepokojny.
- Nie, no co ty? Dzwoniła do mnie przed chwilą i powiedziała, że jest u babci w Las Vegas.
- Mogę do niej zadzwonić?
- Wiesz co? Lepiej nie, ona jest zmęczona i musi odpocząć, więc lepiej kiedy indziej.
- Ehh no dobra, ale wszystko u niej dobrze?
- Tak, nie martw się. Ja już muszę lecieć, więc trzymaj się. Papa.

- Pa. - Dziewczyna się rozłączyła a Ross smutny wrócił do salonu. Resztę wieczoru rodzina Lynchów oglądała seans, a po nim wszyscy poszli spać i tak skończył się kolejny dzień z życia głównych bohaterów.

***********
Ulala, witajcie. Bardzo długo mnie nie było, ale wracam do was z dawką nowych i większych wrażeń. Wczoraj jakoś tak mnie wzięło na pisanie i w ciągu jakiś 5 godzin napisałam już 3 rozdziały, a dzisiaj biorę się za kolejne. Jak pewnie wiecie ta historia powoli dobiega końca, ale spokojnie niedługo po zakończeniu tej, będziecie mogli już czytać moje nowe opowiadanie (LINK). Przy okazji chciałabym wam życzyć udanych i bezpiecznych wakacji. Nie żałujcie żadnego dnia i wykorzystujcie go jak tylko możecie. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba i cieszycie się z mojego powrotu.


Całuski :* Marta Lynch.

8 komentarzy:

  1. W końcu:D rozdział mega jak zwykle :) mam nadzieję że niedługo dodasz nexta:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście dawno nie było rozdziału... Od 1 kwietnia, więc musiałam przeczytać jeszcze raz poprzedni...
    Rozdział ciekawy :)
    Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale jakoś nie miałam czasu.
    Pozdrawiam i czekam na next :)
    P.S. Zapraszam do mnie na http://youlovewhoyoulove.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej uwielbiam czytac twojego bloga i kazdy rozdzial jest genialny zycze ci duzo weny i cierpliwosci do napisania tylko mam nadzieje ze nie bedzie jeszcze epilogu?
    Ross Lynch: co sadzisz o swoim zyciu i o Laurze Marano??
    Laura Marano: co sadzisz o swoim zyciu i o Ross Lynch??
    Rodzina Rossa Lyncha: co sadzisz o Ross Lynch i Laura Marano ?
    Rodzina Laura Marano: co sadzisz o Laura Marano i Ross Lynch?

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział zajebisty < 3
    No Rozdziału długo nie było, to prawda, ale ważne że jest.
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Coody ty małpo! >.< Nie cierpie gościa ;-;
    Rozdział cudny
    Cody złyyy
    xD
    Czekam na kolejny rozdział <3

    ♥ Aleks ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział
    czekam na next ☺ ☺ ☺ ☺

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja Pierdziele !!!!!!! Ile można czekać na następny rozdział dziewczyno !!!! Rok czekałam potem napisałaś 2 czy 1 rozdział i zadowolona a potem nie piszesz weź
    się ogarnij a nie !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I LEPIEJ TO PRZECZYTAJ

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na waszej opinii, więc pozostawcie po sobie ślad w formie komentarza. ;-)