*Narrator*
W sali Laury siedział Cody. - Proszę
cię, nie mów Rossowi o tym, że jestem chora. - Poprosiła chłopaka
mając nadzieję, że ten jej nie wyda.
- A niby czemu miałbym mu tego nie
mówić? - Zapytał retorycznie. - Przecież jeśli mu to powiem to
na pewno cię zostawi i zniszczę życie wam obojgu. Do ciebie
osobiście nic nie mam, ale jeśli jest okazja abym zniszczył mu
życie to z niej skorzystam. - Dokończył pewny siebie.
- Ty się wcale nie zmieniłeś.
Wszystko co mówisz Rossowi o tym, że może na ciebie liczyć jest
zwykłym kłamstwem. Jesteś potworem! - Powiedziała ze łzami w
oczach. Chłopak tylko zbliżył swoją twarz do jej, aby ta
spojrzała mu w oczy.
- Nie zapominaj kochana, że ty też go
zraniłaś jak wybrałaś mnie. Pfff, tak łatwo było ci ściemnić,
że nie umiem bez ciebie żyć. Byłaś wtedy taka naiwna. -
Powiedział nie spuszczając z niej wzroku.
- Myślisz, że tego nie wiem? Żałuję
tego każdego dnia, ale nie możesz mu tego powiedzieć, proszę cię.
- Powiedziała mając w oczach łzy.
- Haha, chyba śnisz. Powiem mu to
jeszcze dziś, a on cię znienawidzi i zostawi. Żegnam. - Powiedział
i po prostu wyszedł z sali nawet nie zauważywszy Rikera i Van.
Laura złapała kurczowa poduszkę i przyulając się do niej zaczęła
płakać. Miała wrażenie, że zaraz posypie się jej cały świat.
Wiedziała już, że Ross ją zostawi i do tego znienawidzi, a tego
nie chciała. Wolałaby już umrzeć niż czuć, że chłopak jej
nienawidzi z całego serca.
- Lau? - Usłyszała nagle nieśmiały
damski głos. Szybko spojrzała w stronę drzwi, przetarła oczy i
dostrzegła Rika i Nessę.
- Co wy to robicie? - Zapytała z
pretensjami, jednak w jej głosie można było wyczuć także
odrobinę wdzięczności. Jej starsza siostra nic nie odpowiedziała
tylko usiadła na łóżku siostry i ją przytuliła.
- My... - Zaczął nieśmiało blondyn,
a nastolatka spojrzała na niego co dodało mu odwagi. - My wiemy, że
jesteś chora i słyszeliśmy całą rozmowę. Musisz jednak
wiedzieć, że jestem pewien, że Ross cię nie zostawi. Będzie
chciał nawet do ciebie przyjechać zobaczysz. - Powiedział i się
lekko uśmiechnął, aby młoda Marano poczuła się lepiej. Ta lekko
odsunęła się od siostry i spojrzała na nią.
- Van, wybacz, ale tyle bym dała żeby
teraz na twoim miejscu siedział Ross. Jeśli się dowie to trudno,
może mnie zostawić, nie chcę żeby przez moją chorobę rezygnował
z marzeń. Ale wolałabym żeby się nie dowiedział, bo wolę mieć
nadzieję, że gdy wyzdrowieję będę mogła do niego pojechać i go
przytulić. Proszę was, obiecajcie, że nikomu nie powiecie o mojej
chorobie. - Rzekła po czym zamilkła na chwilę.
- Ale.. - Powiedzieli w tym samym
czasie.
- Proszę... - Wyszeptała niemalże.
- Ehh, dobrze, ale i tak uważam, że
inni, szczególnie Ross, powinni poznać prawdę i to od ciebie. -
Wyznała Vanessa.
- Wiem, ale i tak pewnie się dzisiaj
dowie. - Powiedziała i posmutniała, a reszta ją przytuliła. Od
razu poczuła się troche lepiej Przyjaciele siedzieli z nią do 19,
jednak potem przyszła pielęgniarka i poinformowała gości, że
pacjentka musi odpocząć, ale mogą ją odwiedzić za dwa dni. Para
pożegnała się z dziewczyną całusem w policzek, a sami udali się
do samochodu.
- Jak się czujesz? - Zapytał Rik w
czasie podróży.
- Jest okej. - Powiedziała na odchodne
jego towarzyszka. Przez resztę drogi oboje milczeli. Van była
zamyślona, a Riker nie chciał jej przeszkadzać, bo tak naprawdę
sam nie wiedział co może w tej sytuacji jej powiedzieć, aby poczuła się lepiej. Nie chciał zrobić z siebie idioty. Po kilku minutach zaparkował
auto pod domem i oboje wysiedli. - No to... pa. - Powiedziała szatynka.
- Papa. - Pożegnał się dziewczyną i
udał do drzwi swojej willi.
- Rik? - Usłyszał nagle gdy łapał
za klamkę. Odwrócił się w stronę dziewczyny, a ta nic nie mówiąc
podbiegła do niego i z całych swoich sił się w niego wtuliła.
Ten odwzajemnił gest. Wiedział bowiem, że dziewczynie potrzebne
jest teraz w wsparcie. Całemu temu zdarzeniu przypatrywał się
Ross, który stał oparty o pobliskie drzewo, tak, że para go nie
widziała, i uśmiechnął się ze wzruszenia. - Dziękuję, tego
właśnie potrzebowałam. Dzięki, że jesteś. - Powiedziała Van
gdy lekko się od siebie odsunęli. Patrzyli sobie w oczy, a ich
twarze dzieliły milimetry.
- Jestem i zawsze będę. - Powiedział
po czym się uśmiechnął, a szatynka oczywiście odwzajemniła jego
gest. Ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Już miał
nastąpić pocałunek gdy nagle drzwi od domu się otworzyły a z
nich wybiegł Rocky niosący Ella przerzuconego przez ramię, a za
nim wściekła Rydel. Na szczęście nie zauważyli w pierwszej
chwili Rikera i Van, którzy zdążyli już szybko od siebie odskoczyć.
- Boszz, Rocky rozwaliłeś taką
romantyczną akcję. - Powiedział pod nosem Ross nadal stojąc pod
drzewem.
- To ja już pójdę. - Powiedziała
Van i nie czekając na reakcję najstarszego Lyncha udała się do
swojego domu.
- Rocky oddaj mi Ella. - Powiedziała
wkurzona Rydel.
- No dobra, masz, ciężki się już
robił. - Powiedział i postawił chłopaka na ziemi. Ell tylko
podszedł do swojej dziewczyny i objął ją ramieniem, a ta go w
tali. Cała czwórka weszła do domu.
- Mam chorą rodzinę, ale za to ich
kocham. - Powiedział Ross sam do siebie i ruszył w stronę drzwi.
Po chwili znalazł się w domu. Wszyscy siedzieli w salonie poza
Cody'm, więc chłopak poszedł do pokoju, w którym spał, jednak tam
go nie zastał. Oprócz tego na łóżku leżała kartka. Blondyn
wziął ją do rąk i zaczął czytać.
„Dzięki przyjacielu
za gościnność, było super, jednak muszę was opuścić. Moje
mieszkanie jest już wyremontowane, więc wracam do siebie.
Trzymaj się, Cody.”
Dziwnie się poczuł, tak jakby się z tego cieszył. Sam w to nie wierzył, ale rzeczywiście tak było. Ross cieszył się, że Cody już u nich nie będzie mieszkał. Sam nie wiedział dlaczego, ale tak właśnie było. Nagle poczuł, że jest głodny, więc
udał się do kuchni i zrobił sobie dwie kanapki i zieloną herbatę.
Z tym zestawem udał się do salonu i usiadł na fotelu podwijając
nogi, a jedzenie i picie stawiając na szklanym stoliku obok.
- O Ross, dobrze, że jesteś. Jak tam?
- Zapytał Riker.
- A daj spokój, miałem dzisiaj
spotkanie z tym dyrektorem, a potem nagrywałem piosenki. Padnięty
jestem. - Powiedział po czym wziął łyka herbaty. Starszy brat
przyglądał mu się jeszcze chwilę.
- Rozmawiał z tobą może Cody? -
Zapytał niepewnie.
- Nie, nie miał okazji, cały dzień
byłem zajęty, a on był na kręglach z przyjaciółmi, a jak
wróciłem do domu to znalazłem tylko kartkę, że wraca do domu, bo
już mu się remont mieszkania skończył. A czemu pytasz? -
Powiedział po czym zaczął konsumować kanapkę.
- A nie tak tylko pytam... Zaraz, Cody
wrócił do siebie? - Zapytał, aby się upewnić.
- No tak. - Powiedział bez entuzjazmu
blondyn na co wszyscy się uśmiechnęli, a Ross nie miał chumoru,
aby o to pytać, więc zajął się oglądaniem filmu pt. „Szybcy i
wściekli 7”. Pomimo, że bardzo lubił ową serię, nie mógł się na niej skupić. Przez cały seans co jakiś czas zerkał na
telefon. Od rana już czekał na jakiś znak życia od Laury. Bardzo
się o nią martwił. Dzwonił do niej tyle razy, ale pomyślał, że
skoro nie odbiera to poczeka aż dziewczyna sama się do niego
odezwie, jednak jak na razie bezskutecznie. Nagle poczuł, że jego telefon zaczyna wibrować. Szybko
spojrzał na wyświetlacz, ale gdy dostrzegł, że dzwoni do niego
Vanessa a nie Lau, lekko się rozczarował, ale mimo wszystko
postanowił odebrać. Wstał z fotela i znajdują się w kuchni
odebrał połączenie od dziewczyny.
- Halo, Ross? - Powiedziała nieśmiało.
- Tak, co jest? Coś z Laurą? -
Zapytał zaniepokojny.
- Nie, no co ty? Dzwoniła do mnie
przed chwilą i powiedziała, że jest u babci w Las Vegas.
- Mogę do niej zadzwonić?
- Wiesz co? Lepiej nie, ona jest
zmęczona i musi odpocząć, więc lepiej kiedy indziej.
- Ehh no dobra, ale wszystko u niej
dobrze?
- Tak, nie martw się. Ja już muszę
lecieć, więc trzymaj się. Papa.
- Pa. - Dziewczyna się rozłączyła a
Ross smutny wrócił do salonu. Resztę wieczoru rodzina Lynchów
oglądała seans, a po nim wszyscy poszli spać i tak skończył się
kolejny dzień z życia głównych bohaterów.
***********
Ulala, witajcie. Bardzo długo mnie nie było, ale wracam do was z dawką nowych i większych wrażeń. Wczoraj jakoś tak mnie wzięło na pisanie i w ciągu jakiś 5 godzin napisałam już 3 rozdziały, a dzisiaj biorę się za kolejne. Jak pewnie wiecie ta historia powoli dobiega końca, ale spokojnie niedługo po zakończeniu tej, będziecie mogli już czytać moje nowe opowiadanie (LINK). Przy okazji chciałabym wam życzyć udanych i bezpiecznych wakacji. Nie żałujcie żadnego dnia i wykorzystujcie go jak tylko możecie. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba i cieszycie się z mojego powrotu.
Całuski :* Marta Lynch.
W końcu:D rozdział mega jak zwykle :) mam nadzieję że niedługo dodasz nexta:)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście dawno nie było rozdziału... Od 1 kwietnia, więc musiałam przeczytać jeszcze raz poprzedni...
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy :)
Przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale jakoś nie miałam czasu.
Pozdrawiam i czekam na next :)
P.S. Zapraszam do mnie na http://youlovewhoyoulove.blogspot.com.
Hej uwielbiam czytac twojego bloga i kazdy rozdzial jest genialny zycze ci duzo weny i cierpliwosci do napisania tylko mam nadzieje ze nie bedzie jeszcze epilogu?
OdpowiedzUsuńRoss Lynch: co sadzisz o swoim zyciu i o Laurze Marano??
Laura Marano: co sadzisz o swoim zyciu i o Ross Lynch??
Rodzina Rossa Lyncha: co sadzisz o Ross Lynch i Laura Marano ?
Rodzina Laura Marano: co sadzisz o Laura Marano i Ross Lynch?
Rozdział zajebisty < 3
OdpowiedzUsuńNo Rozdziału długo nie było, to prawda, ale ważne że jest.
Czekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
Coody ty małpo! >.< Nie cierpie gościa ;-;
OdpowiedzUsuńRozdział cudny
Cody złyyy
xD
Czekam na kolejny rozdział <3
♥ Aleks ♥
Czekam na next
OdpowiedzUsuńSuper rozdział
OdpowiedzUsuńczekam na next ☺ ☺ ☺ ☺
Ja Pierdziele !!!!!!! Ile można czekać na następny rozdział dziewczyno !!!! Rok czekałam potem napisałaś 2 czy 1 rozdział i zadowolona a potem nie piszesz weź
OdpowiedzUsuńsię ogarnij a nie !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! I LEPIEJ TO PRZECZYTAJ