*Narrator*
Poprzedniego dnia Laura dostała
kolejną dawkę chemioterapii. Wszystko wskazywało na to, że
wyzdrowiała, ale lekarze woleli wypuścić ją dopiero dzisiaj, aby
przez noc mieć ją pod stałą kontrolą. Od rana siedział u niej
Ross i jak zwykle ją wspierał. Gdy lekarz udał się po wypis,
chłopak pakował rzeczy nastolatki, a ta w tym czasie poszła się
przebrać. Blondyn szybko uporał się z ubraniami szatynki, a ta, gdy
wróciła, schowała do torby jeszcze szczotkę do włosów, perfumy i
tusz do rzęs, które zabrała ze sobą do łazienki. - Pięknie
wyglądasz. - Powiedział brązowooki i pocałował dziewczynę w
usta.
- Dziękuję. - Odpowiedziała i
pogłębiła pocałunek. Laura faktycznie wyglądała niczego sobie.
Miała na sobie czarne rurki i czerwoną bluzkę z białym napisem
„LOVE”. Na to założyła czarną skórzaną kurkę. Na nogach z kolei
widniały jej czerwone koturny. Po chwili lekarz wrócił i
wręczył Laurze wypis i życząc jej zdrowia udał się do swojego
gabinetu. - Chodźmy. - Powiedziała do chłopaka i pociągnęła go za
rękę. Ten szybko złapał torbę i podążył za dziewczyną. W
recepcji nastolatka dała wypis i po kilku minutach para opuściła
szpital trzymając się za ręce.
- Ej kochanie, nie tak szybko. -
Powiedział blondyn, a dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Ten tylko podszedł do niej bliżej i szybko wziął na ręce niczym
pan młody swoją żonę tuż po ślubie.
- Ross, co ty...? - Chciała dokończyć,
ale chłopak jej przerwał.
- Jesteś moją księżniczką, a
księżniczki zasługują na specjalne traktowanie. - Powiedział i
spojrzał jej w oczy. Już nie musiał jej przekonywać, była mu
całkowicie oddana.
- Niech ci będzie. - Odpuściła i
przytuliła się do niego. Blondyn niósł ją aż do jej domu.
Grzecznie zapukał nadal trzymając Laurę na rękach. Nagle drzwi
się otworzyły i stanęła w nich pani Ellen – mama Laury.
- Lau, kochanie, wróciłaś. - Rzekła
uradowana kobieta. Ross ją postawił na ziemi, a nastolatka nic nie
odpowiedziała tylko przytuliła się do rodzicielki. - Wyzdrowiałaś?
- Zapytała kobieta gdy puściła córkę.
- Tak, mamo. - Potwierdziła i weszła
do domu ciągnąc za sobą Rossa. W domu Laura przywitała się
jeszcze z Vanessą i ojcem, a po chwili pociągnęła Rossa do
swojego pokoju. Ten choć był zdezorientowany, dotrzymywał jej
kroku. Laura puściła Rossa dopiero gdy znaleźli się w jej pokoju.
- Co ty...? - Zaczął, lecz nastolatka
mu przerwała. Gwałtownie wyrwała torbę z jego ręki i rzuciła
gdzieś w kąt pomieszczenia. Po tej czynności podeszła do niego i
zarzucając ręce na szyi namiętnie pocałowała. Chłopak, choć
początkowo oszołomiony, niemal od razu odwzajemnił pocałunek.
Dziewczyna nadal się z nim całując zaprowadziła go w stronę
łóżka i gdy znajdowali się już wystarczająco blisko nastolatka
lekko popchnęła swojego chłopaka, aby ten usiadł na łóżku.
Sama usiadła na jego kolanach okrakiem i ponownie wpiła się w jego
usta. Jej dłonie błądziły po torsie chłopaka. W końcu znalazła
upragnione guziki i delikatnie zaczęła rozpinać koszulę blondyna.
- Stop! - Przerwał jej czynność. - Nie tutaj, nie teraz. Twoi
rodzice są w domu. Jeszcze tu wejdą i co będzie? - Zapytał Ross
ostrożnie, nie chcąc zdenerwować dziewczyny.
- Przyznaj, że po prostu tego nie
chcesz, bo już drugi raz się wykręcasz. - Powiedziała i
posmutniała. Ross złapał jej podbródek i podniósł, aby mogła
spojrzeć mi w oczy.
- Już raz to robiliśmy i było świetnie. Tak samo jak ty chciałbym przeżyć to jeszcze nie raz.
Znam takie jedno super miejsce za miastem. Możemy tam pojechać
dzisiaj na weekend co ty na to? - Zaproponował dziewczynie.
- Świetny pomysł. - Odpowiedziała.
- To ja pójdę do domu, a ty się
spakuj. Przyjdę po ciebie za trzy godziny, dobra?
- Dobrze, kochanie. - Ross pożegnał
się ze swoją ukochaną i wrócił do domu. Laury rodzice pozwolili
jej wyjechać. Ufali Rossowi, wiedzieli, że jest rozsądny. Z
przekonaniem państwa Lynch też nie było trudno. Od razu się
zgodzili. Dodatkowo okazało się, że R5 znów zacznie trasę.
Pomyśleli, że skoro Ross nigdzie nie wyjeżdża, nic nie stoi na
przeszkodzie, aby mogli koncertować. Para zakochanych nastolatków
po trzech godzinach spotkała się ponownie i już po chwili jechali
infiniti chłopaka w omówione wcześniej miejsce. Dotarli tam po kilkunastu
minutach. Był to drewniany domek za miastem położony tuż przy
jeziorze. Ross często tam jeździł z rodziną gdy był młodszy,
dlatego to miejsce dużo dla niego znaczyło. Teraz przywiózł tutaj
Laurę, bo chciał się z nią podzielić tym miejscem. Chciał żeby
było ono również ich miejscem. Kochał ją najbardziej na świecie
i nie wyobrażał sobie życia bez niej.
- Jak ci się podoba, kotku? - Zapytał
blondyn gdy znaleźli się w domku.
- Tu jest pięknie. - Powiedziała i
wtuliła się w ukochanego. Oboje poszli do sypialni i rozpakowali
swoje rzeczy. Dziewczynie zajęło to trochę dłużej, dlatego Ross
poszedł do kuchni i przygotował dla nich makaron spaghetti w sosie
serowym i do tego świeże brokuły. Laura gdy tylko uporała się z
rozpakowywaniem udała się do kuchni i podchodząc do swojego
ukochanego objęła go od tyłu w tali. Ten się do niej odwrócił
siadając na blacie i złapał jej ręce. Patrzyli sobie w oczy, ale
dziewczynie to nie wystarczało. Uwolniła dłonie z dłoni chłopaka
i oplotła mu ręce wokół szyi, a ten objął ją w tali i
przybliżył bliżej siebie. Pocałował dziewczynę namiętnie i
czule jednocześnie. Para całowała się dobrych kilka minut, ale
niestety musieli się od siebie oderwać, bo obiad się zagotował i
musieli już zasiąść do stołu. Tak też zrobili. Jedząc
rozmawiali o wszystkim, ale jednocześnie też o wszystkim. Nie obyło
się również bez śmiechów. - Kocham cię. - Powiedziała szatynka
gdy się trochę opanowała i spojrzała na blondyna.
- Ja też cię kocham, słońce. -
Odpowiedział i się szeroko uśmiechnął, co brązowooka
odwzajemniła. Patrzyli sobie w oczy z miłością i pożądaniem.
Oboje zapragnęli swojej bliskości każdą, nawet najmniejszą,
cząsteczką ciała. - Może pójdziemy na mostek? - Zaproponował. -
Niedługo będzie zachód słońca, a oboje wiemy, że to piękny
widok. - Dokończył i czekał na odpowiedź ukochanej.
- Jasne. - Odrzekła uradowana
propozycją. Oboje wstali od stołu. Posprzątali po sobie i udali
się na mostek biorąc wcześniej koc. Po chwili siedzieli już na
drewnianym mini molo. Siedzieli wtuleni w siebie mocząc stopy w
chłodnej wodzie. Było im teraz dobrze. Nagle poczuli, że cały
świat przestaje istnieć, byli tylko oni. Oboje doskonale wiedzieli,
że za żadne skarby nie zamieniliby tej chwili na żadną inną.
Było niesamowicie, można nawet powiedzieć, że idealnie.
Siedzieli tak kilka godzin w zupełnej ciszy, ale była to miła
cisza. Mimo wszystko czas upłynął dość szybko, więc w końcu
znaleźli się umyci w sypialni. Przykryli się kołdrą i wtuleni w
siebie zasnęli.
*******************
Hejka, rozdział dzisiaj taki jakiś krótki i nijaki, ale musiałam jakoś połączyć wątki. Następny rozdział w czwartek albo sobotę, jeszcze nie wiem. Jednakże jeśli będzie dużo komentarzy to bardziej mnie zmotywujecie! A tak z innej beczki... muszę wam się pochwalić, że moja drużyna na zawodach z piłki nożnej dzisiaj zdobyła 1 miejsce w mieście, więc w piątek jedziemy na powiaty. :D
Madame Lynch