poniedziałek, 30 listopada 2015

(95) 21. Cała prawda & Rozwiązanie

*Narrator*
Laura obudziła się dopiero po 30 minutach od utracenia przytomności. Z początku nie wiedziała gdzie się znajduje, ale szybko zreflektowała się, że jest to szpital. Od razu zaczęła sobie przypominać co się właściwie stało. Pamiętała wszystko, nagły ból brzucha, zawroty głowy i utrata przytomności. Nadal nie czuła się za dobrze, ale mimo to poprawiła szpitalną kołdrę i usiadła na łóżku. Po chwili do sali wszedł lekarz. - Pani Marano, dobrze, że odzyskała pani przytomność. Dobrze się pani czuje? - Zapytał doktor stając koło łóżka.
- Już lepiej, panie doktorze. - Powiedziała nastolatka i poprawiła szpitalną kołdrę.
- Pamięta pani co się stało?
- Tak, byłam z przyjaciółmi na zakupach i idąc parkiem nagle się słabo poczułam i zemdlałam. - Streściła pokrótce brązowowłosa.
- Dobrze. Mam dla pani pewną wiadomość. Ale musi mi pani najpierw odpowiedzieć na pytanie.
- Dobrze, proszę więc pytać.
- Wymiotowała pani ostatnio i była głodniejsza niż zwykle?
- Tak, ale co to może znaczyć panie doktorze?
- Znaczy to tyle, że jest pani w 1 tygodniu ciąży. - Poinformował ją lekarz i wyszedł z sali. Dziewczyna była szoku. W ciąży? Nigdy wcześniej nie zastanawiała się nad potomkami. Wiedziała, że ma jeszcze na to czas. A tymczasem zaszła w ciąże? Laura odkryła nakrycie łóżka i odsłoniła swój brzuch. Delikatnie go pogłaskała po czym westchnęła. Znów przykryła się kołdrą i przytuliła się do niej. Następnie położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Choć nie była zmęczona, zasnęła błyskawicznie. Obudziła się dopiero gdy do sali wszedł lekarz. - Ja tylko na chwilę, myślałem, że pani nie śpi. - Tłumaczył się mężczyzna.
- Coś się stało? - Zapytała niepewnie.
- Nie, ależ skąd? Mam tylko wypis dla pani. - Powiedział i wręczył Marano kartkę. - Proszę się zgłosić do mnie za 3 tygodnie. Wtedy będę mógł wykonać niezbędne badania. - Powiedział.
- Dobrze, dziękuję. - Odpowiedziała dziewczyna i powoli wstała udając się z rzeczami do łazienki. Ubrała tą samą bluzę co wcześniej tylko zamiast jeansów włożyła na siebie czarne kupione wcześniej leginsy. Było jej tak o wiele wygodniej. Nowe ubrania wpakowała do torby, którą kupiła zostawiając tylko 2 reklamówki z butami. Poprawiła fryzurę i wyszła z ubikacji. Na korytarzu zastała nadal czekających Rydel i Ellingtona. Dziewczyna, gdy tylko spostrzegła szatynkę, zerwała się z miejsca i podbiegłszy do niej mocno przytuliła, co nastolatka szybko odwzajemniła. Po chwili podszedł do nich Ratliff i przytulił obie dziewczyny.
- Boże, już się obawiałam, że coś ci się stanie. Ross nigdy by mi tego nie wybaczył. - Powiedziała blondynka mając w oczach łzy.
- Spokojnie Delly, już jest dobrze. - Odpowiedziała dziewczyna. - Możecie mnie odprowadzić do domu? Muszę się zdrzemnąć. - Dodała.
- To może przyjdziesz co nas? - Zaproponował Ell.
- Dziękuję, ale nie. Zmęczona jestem i potrzebuję ciszy i spokoju. - Powiedziała i poszła w stronę drzwi. Para po chwili do niej dołączyła. Laura przez całą drogę milczała. Rydellington chcieli już coś powiedzieć, ale uznali, że jest zmęczona i pewnie dlatego nic nie mówi. Młoda Marano cały czas myślała o maleńkiej istocie, która powoli w niej rosła. Zastanawiała się jak powiedzieć to Rossowi, bo przecież musiał wiedzieć. Obiecała mu, że nigdy więcej go nie okłamie. Zaczęło do niej docierać dlaczego od tygodnia chodziła głodna, przytyła, mdlała i miała wahania nastroju. To wszystko, bo była w ciąży. Wiedziała, że teraz będzie częściej miewała poranne mdłości, będzie osłabiona i z miesiąca na miesiąc coraz więcej ważyła. Nim się spostrzegła doszła do domu. Pożegnała się z przyjaciółmi i weszła do domu. Pozostali mieszkańcy zdążyli już wrócić z zakupów. Laura bez słowa pobiegła na górę i zamknęła się w pokoju. Rzeczy rzuciła w kąt pomieszczenia. Nawet bez przebierania się wskoczyła do łóżka i momentalnie zasnęła.
<Tymczasem u Rossa>
Prawie najmłodszy Lynch siedział w swoim pokoju. Niedawno wrócił z galerii handlowej. Był tam nie bez przyczyny. Od dawna polował na pewien prezent dla swojej wybranki aż w końcu udało mu się go pozyskać. Nie był najtańszy, ale dla niego nie liczyła się gotówka tylko uśmiech na twarzy ukochanej. Schował go głęboko w szafie, bo chciał go dać w odpowiednim momencie. Istotnie ważną rzeczą było również dla niego, aby nikt tego nie znalazł. Zamknął dobrze mebel i wyszedł z pokoju. Po chwili znalazł się w kuchni. Ponieważ był głodny, zrobił sobie kanapki i przygotował zieloną herbatę z maliną. Z tym daniem udał się do salonu. Był sam w pomieszczeniu. Spokojnie usiadł na kanapie i zaczął spożywać posiłek kiedy nagle do pokoju wbiegł Rocky i Ratliff.
- Ross jedz to szybko, za 5 minut mamy próbę. - Powiedział uradowany Rocky.
- Już idę. - Powiedział. Przyjaciele zeszli do sali prób, a Ross szybko zjadł posiłek i jeszcze szybciej wypił napój. Już po kilku minutach znalazł się w pomieszczeniu i wziął do ręki gitarę. Wszyscy stanęli przed mikrofonami i grając na sprzętach zaczęli śpiewać. Próba trwała dość długo, bo oprócz śpiewania zespół omawiał także sprawy nadchodzącej trasy koncertowej. Doszli do wniosku, że skoro Ross nigdzie nie wyjeżdża dobrym pomysłem będzie pojechać w kolejną trasę. Ustalili, że już jutro ją ogłoszą, a odbędzie się za miesiąc. Wszystko mieli już doskonale zaplanowane – miasta jakie odwiedzą, daty koncertów. Wszystko udało im się załatwić w przeciągu pół dnia. Ross w końcu zrobił się senny, więc wszedł się umyć i w piżamie poszedł spać. Po chwili zasnął.
**************
Rozdział jako tako się klei. Co myślicie? Jak bardzo słaby jest? Pewnie się tego spodziewaliście nieprawdaż? Zapraszam was ciepło do komentowania.
Madame Lynch

(94) 20. Dziwne zachowanie & Niewiedza

*Laura*
Dzień po ślubie wszyscy odprowadziliśmy nasze małżeństwo na lotnisko, bo stamtąd wybierają się na Hawaje na miesiąc miodowy. Gdy odlecieli wróciliśmy do domów. Dopiero późnym wieczorem ok. 22 znalazłam się umyta we własnym łóżku. Położyłam się i spokojnie zasnęłam. Jednakże w środku nocy zbudził mnie ogromny ból brzucha. Zrobiło mi się strasznie niedobrze, więc szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Tam zwymiotowałam. Czułam się potwornie. Bolał mnie brzuch, głowa i do tego jeszcze wymiotowałam. - „Może się czymś zatrułam.” - Pomyślałam. - „Albo zaszkodziła mi zbyt duża ilość jedzenia.” - Przeszło mi przez myśl. Gdy wymioty ustąpiły spłukałam wodę i wróciłam po cichu do pokoju zgarniając po drodze miskę w razie ewentualnych nawrotów wymiotów. Gdy położyłam się do łóżka zreflektowałam się, że jest 6:25, a wydawało mi się, że jest dopiero grubo po północy. Położyłam głowę na poduszce i przykrywszy się kołdrą zamknęłam oczy. Po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza. Obudziłam się dopiero o 10:00. Spojrzałam na telefon, a tam 1 nieodebrany sms. Szybko weszłam w aplikacje sms'ową i odczytałam wiadomość.
- „Lau, pojechaliśmy po zakupy. Chcieliśmy cię wziąć ze sobą, ale jeszcze spałaś. Miałaś miskę przy łóżku, więc pewnie w nocy wymiotowałaś. Weź może idź z tym do lekarza, bo to może być coś poważnego. Miłego dnia, córeczko.” - Napisała moja mama. Wiem, że z tym wymiotowaniem to nic takiego, więc po co mam iść i tracić czas u lekarza, skoro wiem, że powiedziałby to samo co ja? Zrobię sobie ciepłą ziołową herbatę, zjem śniadanie i na pewno samo przejdzie. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Weszłam do kuchni i przygotowałam napój oraz jajecznicę. W końcu usiadłam przy stole i szybko skonsumowałam posiłek oraz wypiłam herbatę. Przez te poranne wymioty byłam wykończona, więc też byłam głodna. Zjadłam jeszcze 2 tosty z serem i kawałek pizzy z lodówki. Gdy się już najadłam wróciłam do pokoju i przebrałam się w ubrania na wyjście, bo umówiłam się z Rydel i jej chłopakiem do kawiarni. Miał iść z nami też Ross, ale musiał odebrać jakieś ważne papiery. Postanowiłam ubrać się w zwykłą szarą bluzę z nadrukiem i czarne rurki. Do tego dopasowałam białe krótkie converse i czarne solarki. Włosy związałam w dobieranego warkocza z tyłu głowy i zrobiłam małe czarne kreski pod oczami. Spojrzałam na zegarek, trzeba było już wychodzić, więc schowałam do kieszeni telefon, portfel i chusteczki. Wyszłam z domu i zamknęłam go na klucz, po czym schowałam je do kieszeni spodni. Spokojnym krokiem podążyłam w stronę umówionej kawiarni. Nosiła ona nazwę Starbuck. Picie było tam nie do opisania. Uwielbiam spotykać się tam ze znajomymi. To idealne miejsce do rozmów i spotkań. Gdy byłam już przed drzwiami kawiarni, dostrzegłam przez witrynę Ella i Rydel. Weszłam do środka i podeszłam do nich.
- Hej. - Powiedziałam. Oboje wstali. Rydel do mnie podeszła i przywitałyśmy się całusem w policzek. Tak samo było z Ellingtonem. Usiadłam na wprost pary i zamówiłam mój ulubiony napój, czyli frappucino. - Jak tam wam się układa? - Zapytałam ciekawa.
- A dobrze. - Opowiedziała Delly i się uśmiechnęła.
- Lepiej być nie mogło. - Dopowiedział Ratliff i objął swoją dziewczynę. Wyglądali razem tak słodko. Zupełnie jak ja i Ross. Szkoda, że go tutaj nie ma. Tęsknię za nim chociaż nie widziałam go zaledwie od wczoraj. Rozmawiałam z Rydellington o wielu sprawach. Poruszaliśmy wiele różnych tematów. Świetnie mi się z nimi rozmawiało. Na moment nie myślałam o Rossie. Gdy wszystko wypiliśmy, zapłaciliśmy z zamówienia, a ja pociągnęłam ich w stronę pobliskiej galerii handlowej, ponieważ nagle naszła mnie ochota na zakupy. Przyjaciele zgodzili się bez problemu. Rydel powiedziała nawet, że i tak miała przy okazji kupić sobie nowe buty i sukienkę. Całą trójką poszliśmy do najbliższego sklepu. Ellington usiadł na kanapie, bo jak twierdził nie chciał nic kupować. Jednak Rydel w końcu przekonała go żeby chociaż zobaczył co jest ciekawego. Nie myliła się, po chwili chłopak wszedł do przebieralni z kilkoma ubraniami. Mi bardzo spodobały się błękitne baletki i czarne koturny oraz czarna sukienka, zielone rurki, kwiecista luźna tunika i niebieska bluza. Poszłam do przebieralni i kolejno przymierzałam każdy z ciuchów. Co dziwne nie mogłam wejść w wybrane rurki. Ściągnęłam je i popatrzyłam na dolne kończyny i przejrzałam się w lustrze.
- Dziwne, kiedy ja przytyłam? - Powiedziałam do siebie i zaczęłam się zastanawiać. Po chwili doszło do mnie, że przecież ostatnio jem bardzo dużo i na pewno to się odbiło na mojej wadze. Tyle, że to nie moja wina, że jestem wiecznie głodna. - Od jutro muszę zacząć dbać o siebie. - Rzekłam cicho. Spodnie odłożyłam na krzesło, a przymierzyłam resztę. Po kilku minutach zdecydowałam się na dwie pary butów, kwiecistą tunikę i niebieską bluzę. Z wybranymi ubraniami wyszłam z przymierzalni i zauważyłam, że wyszli także moi przyjaciele. Odwiesiłam niepotrzebne ubrania i podeszłam do kasy zgarniając jeszcze czarne leginsy. Przy ladzie udało mi się jeszcze dorzucić świetną jasnobrązową dużą torbę, czarny lakier i złoty naszyjnik ze znakiem nieskończoności. Zapłaciłam za wszystko i trzymając w rękach torby czekałam na ławce przed sklepem na Rydellington.
- O widzę, że ktoś tu był na zakupach. - Powiedział jakiś głos z kpiną. W tej samej chwili ujrzałam przed sobą... Cody'ego.
- A ty nadal w L.A.? Czego ode mnie chcesz? - Powiedziałam zdenerwowana wstając.
- Od ciebie nic, po prostu uwielbiam wkurzać ludzi. - Zaśmiał się cwaniacko.
- Super, a teraz idź stąd. - Zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Cody bez słowa odszedł, nie wiedziałam jak mam to odebrać. Z jednej strony cieszyło mnie, że bez większej kłótni po prostu sobie poszedł, ale z drugiej obawiałam się, że może coś wymyślić, bo mimo wszystko wiedziałam, że do wielu jest zdolny. Moje myśli przerwali Rydel i Ellington, którzy wyszli ze sklepu. Ryd miała 4 torby, a jej ukochany 2. Ustaliliśmy, że pójdziemy odnieść zakupy do domów. Szliśmy spacerkiem przy ruchliwych ulicach Los Angeles. Nie śpieszyło nam się. Chcieliśmy nacieszyć się swoim towarzystwem. Ratliff wziął od Delly dwie torby i złapał za rękę. Para szła tuż obok mnie.
- Lu? - Zapytała nagle Rydel wychylając się zza swojego chłopaka. Spojrzałam na nią. - Co sobie ciekawego kupiłaś? - Dodała.
- Kwiecistą tunikę, niebieską bluzę, błękitne baletki, czarne koturny, czarne leginsy, czarny lakier, złoty naszyjnik i torbę. A wy? - Odpowiedziałam.
- Ja dwie sukienki, jedną niebieską, drugą różową, niebieskie szpilki, brązowe koturny, czarną torbę, jeansy i złotą tunikę. - Rzekła dumnie.
- A ja trzy koszule, dwie pary spodni i zegarek. - Powiedział Ellington i pocałował Rydel w policzek. Szliśmy właśnie parkiem. Rozkoszowałam się świeżym powietrzem. Czułam jak delikatne podmuchy wiatru lekko rozwiewają moje włosy. Uśmiech widniał na mojej twarzy, jednak w pewnej chwili nagle znikł. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Czułam jak nagle świat zaczyna wirować. Ostatnie co pamiętam to, że straciłam przytomność, a potem widziałam już tylko ciemność.
*Narrator*

Rydel i Ellington nagle spostrzegli, że z ich przyjaciółką nie dzieje się najlepiej. Ledwo szła i się chybotała. Już chcieli zapytać czy czuje się dobrze, kiedy nagle dziewczyna zemdlała. Ellington zdążył ją złapać i wziąć na ręce. Rydel chwyciła wszystkie ich torby i para udała się z dziewczyną do szpitala. Martwili się o Laurę i nie chcieli, by coś złego się jej stało. Już po dziesięciu minutach znaleźli się w placówce. Młoda Marano nadal nie odzyskiwała przytomności, więc lekarz postanowił przewieść ją na sale i jak najszybciej zrobić wszystkie potrzebne badania. Para natomiast niecierpliwie usiadła w poczekalni rejestrując nastolatkę. Ich zmartwienie rosło coraz bardziej, a najgorsze było dla nich to, że nie mogą być teraz przy niej i wspierać. Rydel wymyślała wszystkie najgorsze scenariusze m.in. o powrocie choroby, ale Ellington starał się ją uspokoić. Oboje wyczekiwali na ciąg dalszy sprawy.
**************
Witajcie, ale dawno mnie tu nie było. Przepraszam was, ale miałam ogromny zawrót głowy. W ogóle pamiętacie jeszcze o mnie? Mam dla został rekompensatę w formie dwóch rozdziałów. Kolejny za chwilkę. Co sądzicie o rozdziale? Podoba się? 
Madame Lynch