niedziela, 7 lutego 2016

(99) 25. Lot & Zwiedzanie

*Laura*
Obudził mnie przeraźliwy dźwięk budzika, który informował, że pora wstawać. Spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem na zegarek – była 3:40, więc nacisnęłam na wyłącznik i weszłam z przygotowanymi wczoraj rzeczami do łazienki. Zamknąwszy za sobą drzwi zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Czując jak smugi wody oblewają moje ciało rozmarzyłam się o trasie R5. Przed oczami miałam mnie i Rossa spacerujących ulicami Rzymu trzymając się za ręce. Otulona ręcznikiem podeszłam do lustra i dwoma ruchami machnęłam pod oczami czarne kreski. Do tego pomalowałam sobie rzęsy czarnym tuszem do rzęs, pomalowałam powieki niebieskim cieniem i usta musnęłam malinowym błyszczykiem. Następnie wytarłam swoją wilgotną skórę puchowym ręcznikiem i przebrałam się w przygotowane ciuchy. Miałam na sobie granatowe jeansy, biały sweter oraz jeansową kurtkę. Od razy rozczesałam sobie włosy i wyszłam ze szczotką z pokoju czystości. Przyrząd do włosów schowałam do torby wraz z aparatem, o którym poprzedniego dnia zupełnie zapomniałam. Byłam już prawie gotowa, więc założyłam jeszcze drobną biżuterię i wyjęłam z szafy moją czarną skórzaną kurtkę i położyłam ją na łóżku wraz z torbami i walizkami. Na koniec szybko wyjęłam z szafy moje czarno-niebieskie adidasy i szybkim ruchem założyłam je na stopy oraz zawiązałam sznurówki. Zegarek wskazywał 4:00, więc Ross, któremu wcześniejszego dnia dałam klucze do mieszkania, aby pomógł mi z bagażami, powinien być lada moment. Usiadłam na fotelu obok łóżka i poprawiłam fryzurę wpatrując się w drzwi i oczekując pojawienia się w nich ukochanego. Już po chwili usłyszałam ciche pukanie, na które odpowiedziałam krótkim „Proszę”. W ułamku sekundy w pomieszczeniu pojawiła się postać bardzo dobrze mi znana. Blondyn ubrany był w czarne rurki z dziurami na kolanach, białą koszulę zapiętą 3/4 oraz czarną skórzaną kurtkę. Do tego miał na stopach białe adidasy. Był przystojny, a jeszcze dzięki temu uśmiechowi jakim mnie obdarzył poczułam, że tracę grunt pod nogami.
- Gotowa? - Zapytał podchodząc do mnie. Siedziałam na takiej wysokości, że miałam centralnie na wysokości wzroku jego w połowie odsłoniętą klatę. Nie szło się na niczym skupić, a jeszcze spotęgował wszystko zapach perfum blondyna. Czułam, że odlatuję. Skupiłam jednak wszystkie swoje siły i przeniosłam wzrok na twarz nastolatka. Na szczęście udało mi się.
- Tak. - Wydukałam tylko nie mogąc nic więcej rzec. Po prostu czułam jakby wielka gula stanęła mi w gardle i przez to nie mogłam wypowiedzieć choćby słowa. Zupełnie tak jak wtedy gdy odkryłam, że kocham go nad życie.
- To świetnie. - Powiedział całując mnie w usta na powitanie. - Rocky i Riker już idą, więc pomogą mi z walizkami, a ty idź na dół i wejdź do busa. My zaraz dołączymy. -Powiedział. Nie chciałam się sprzeciwiać, więc wykonałam polecenie blondyna. Zgarnęłam z łóżka torbę i kurtkę i zeszłam na dół witając się na schodach z Rikerem i Rockym całując każdego z nich w policzek. Takie już mieliśmy powitanie. Tylko z Rossem witałam się inaczej, z wiadomych powodów. Po kilku minutach znalazłam się na powietrzu i weszłam do pojazdu stojącego po drugiej stronie ulicy.
- Hej. - Przywitałam siedzących w busie: Rydel, Ella, Rylanda i państwo Lynch po czym zajęłam wolne miejsce obok Rydellington najbliżej tyłu.
- Witaj, Lau. - Odpowiedzieli mi niczym grecki chór. Po chwili na dworze pojawili się pozostali i włożyli moje bagaże do bagażnika po czym zajęli swoje miejsca. Ross usiadł obok mnie wręczając mi klucze do mojego mieszkania, a jego bracia usiedli na samym początku. Najstarszy z rodzeństwa zajął miejsce jako kierowca. Drzwi się zamknęły, zapięliśmy pasy, a pojazd po chwili mknął ulicami Los Angeles. Wtuliłam się w Rossa czując na policzkach jego skórę oraz wdychając jednocześnie słodki zapach jego perfum. Ten objął mnie ramieniem mocniej przytulając do siebie. Dzięki temu słyszałam jak bije jego serce. Zamknęłam oczy, jednak nie odpłynęłam. Zamiast tego myślałam o tym jak powiedzieć Rossowi, że zostanie ojcem. Coraz bardziej ciążyła mi ta tajemnica. Wiele razy szukałam sposobności, aby wyznać mu prawdę, ale za każdym razem nie dawałam razy. Jednakże teraz definitywnie postanowiłam, że powiem mu o wszystkim w czasie trasy. Dowie się prawdy, gdy tylko nadarzy się dobra do tego chwila. Gdy będzie odpowiedni moment. Nim się zreflektowałam zdążyliśmy dojechać do lotniska. Przed oczami zobaczyłam wielką półprzezroczystą kopułę z napisem „Los Angeles Airport”. Riker zaparkował tuż przy budynku, a my odpięliśmy pasy. Po chwili pojawili się obok nas dwaj panowie, którzy zapakowali nasze bagaże na specjalny samochód i pomknęli w stronę pasa startowego. Ross pomógł mi wysiąść i razem z jego rodziną weszliśmy do budynku. Od razu przeszliśmy na pas gdzie wsiedliśmy do samolotu. Tamci panowie akurat skończyli wpakowywać nasze rzeczy. Weszliśmy do szybowca i zajęliśmy wyznaczone miejsca. Na samym początku siedziała pani Stormie z mężem. Zaraz za nimi usadowili się Rocky, Riker oraz Ryland. Dalej siedziało Rydellington, a na samym końcu oczywiście ja i Ross. Usiadłam od strony okna, a następnie spojrzałam przez nie. Właśnie się wzbiliśmy. Teraz widziałam nasze ukochane miasto z lotu ptaka. Było piękne. Przyłożyłam twarz do okienka i zachwycałam się widokiem. W pewnej chwili poczułam, że ktoś obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Był to rzecz jasna mój ukochany. Oddałam mu się i po zaledwie sekundzie znalazłam w jego ciepłych, silnych ramionach.
- Czeka nas 18 godzin długiego lotu. - Powiedział, a ja spojrzałam mu w oczy. Moje serce przyspieszyło, poczułam się jak księżniczka, która po latach rozłąki znów zobaczyła swojego księcia. Oddałam mu się bez reszty. Położyłam głowę na torsie nastolatka i odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Młoda, drobna nastolatka powoli otworzyła zaspane oczy, gdyż z błogiego snu zbudziły ją promienie słoneczne urządzając taniec towarzyski na jej bladej, zmęczonej twarzy. Dziewczyna powoli wstała z łóżka i poprawiła swój długi warkocz energicznie zarzucając go na plecy. Poprawiwszy pogniecioną piżamę weszła do łazienki i wzięła długą, odprężającą kąpiel w wannie. Dopiero po godzinie wyszła przebrana w świeższe ubranie i z kokiem na głowie. Zeszła delikatnie stąpając po schodach bosymi stopami. Po chwili znalazła się w kuchni i zjadła płatki z mlekiem. Gotowa założyła na nogi klapki i opuściła posesję. Jej nogi wiedziały gdzie iść. Automatycznie poprowadziły ją do domu naprzeciwko. Chciała bowiem wyznać swojemu ukochanemu, że jest z nim w ciąży. Uznała, że teraz jest idealny moment. Wiedziała, że w jego domu nie ma nikogo poza nim, więc będzie łatwiej jej wszystko powiedzieć. Stanęła przed drzwiami, jednak zawahała się. Długo zastanawiała się czy jednak to zrobić. - Teraz albo nigdy. - Powiedziała w końcu pod nosem podejmując szybką decyzję i bez zastanowienia drżącą ręką nacisnęła dzwonek do drzwi. Po sekundzie w domu rozległ się dobrze znany jej dźwięk, a chwilę potem w progu domu stanął nie kto inny jak Ross. Był zaskoczony wizytą Laury o tak wczesnej porze aczkolwiek bardzo się cieszył, że znów ją zobaczył. Ta nic nie powiedziała tylko minęła go w progu i milcząc udała się do salonu gdzie usiadła wygodnie na kanapie. Ross nadal zaskoczony zamknął drzwi i uczynił to samo co ukochana zajmując miejsce obok niej. Patrzył na nią przez cały czas czekając aż się odezwie, jednak ona wciąż milczała patrząc w jeden martwy punkt na ścianie przed nią. Blondynowi zaczęła ciążyć ta niezręczna cisza, jednak milczał oczekując wyjaśnień.
- Laura, możesz w końcu coś powiedzieć? - Powiedział po dłuższej chwili. - Milczysz odkąd tu weszłaś, a ja nie lubię niezręcznej ciszy, dobrze o tym wiesz. - Rzekł mając nadzieję, że dziewczyna wyjaśni całe zajście, ta jednak milczała. Chłopak poddając się wstał z kanapy i już chciał iść do kuchni kiedy stało się coś zupełnie nieoczekiwanego.
- Jestem w ciąży. - Powiedziała patrząc na plecy chłopaka i spuściła głowę nie chcąc patrzeć w jego oczy. Blondyn odwrócił się zszokowany i nie wiedział co powiedzieć. W swojej głowie szukał jakichkolwiek sensownych zdań dobrze pasujących do zaistniałem sytuacji, jednak nie mógł odpowiednio spleść słów. Po chwili oprzytomniał i podszedł do dziewczyny. Przytulił ją i robiąc głęboki, znaczący wdech otworzył usta wydobywając z siebie głos...
W tej chwili się obudziłam, było mi niezmiernie przykro, że nastąpiło to akurat w tym momencie, ponieważ przez to nie dowiedziałam się co było dalej. I zapewne nigdy się już nie dowiem. Podniosłam lekko głowę i spojrzałam na Rossa. Spał wyglądając tak słodko. - Zostaniesz tatą, Rossy. - Wyszeptałam niemal niesłyszalnie patrząc jak jego długa blond grzywka upada mu na opalone czoło. Po chwili oderwałam od niego wzrok i spojrzałam przez okienko samolotowe. Znajdowaliśmy się gdzieś nad oceanem. Wyciągnęłam z torby książkę i zaczęłam ją czytać co jakiś czas podziwiając USG, które do niej włożyłam. Po chwili znalazłam się w innym, wyimaginowanym, książkowym świecie.

*****
- Ale tu jest pięknie. - Powiedziała Rydel rozglądając się wokoło stojąc przed budynkiem lotniska. Przed 9-osobową grupą rozpościerał się widok na Rzym.
- Uwielbiam Włochy. - Rzekła Laura stając obok blondynki. - Są najpiękniejsze na świecie. - Dodała.
- Hotel jest niedaleko stąd, może się przejdziemy. - Zaproponował Mark na co wszyscy się zgodzili. Ich bagaże właśnie odjechały samochodem w stronę owego hotelu, więc ruszyli fotografując co jakiś czas atrakcje, które ich jakoś szczególnie zainteresowały. Wszystkie pary szły trzymając się za rękę. Tylko Riker, Rocky i Ryland szli zupełnie samotnie, jednakże trzymali się w trójkę. Do hotelu dotarli po pół godzinie. Miła recepcjonistka wręczyła każdemu klucze i Lynchowie, Laura oraz Ratliff weszli na czwarte, a zarazem najwyższe piętro budynku. Tam okazało się, że Mark zarezerwował 3 pokoje. Jeden dla chłopaków, drugi dla dziewczyn, a trzeci dla niego i jego żony. Każdy wszedł do przydzielonego sobie pokoju, a tam czekały już na nich bagaże. W każdym pokoju były dwie łazienki, a ponieważ Ross zaproponował Laurze zwiedzanie Rzymu, dziewczyna szybko umyła się, przebrała i biorąc małą, podręczną torebkę, w której miała telefon, portfel, chusteczki i aparat, wyszła z pokoju. Po chwili dołączył do niej Ross i oboje wyszli z hotelu. Zobaczyli m.in. Panteon, Plac Navona czy Schody Hiszpańskie. Na sam koniec zostawili sobie Koloseum. Laura zrobiła selfie jak się całują, po czym, gdy ten chciał iść dalej, zatrzymała go.
- Ross... - Zaczęła nieśmiało przyciągając go do siebie. - Muszę ci coś powiedzieć. - Rzekła, a blondyn skupił na niej całą swoją uwagę. - Wiem, że to nie jest idealna chwila na to, ale musisz wiedzieć, że... - Nie dane było jej jednak skończyć, gdyż nagle rozległ się dźwięk telefonu. Była to komórka młodej Marano. Vanessa do niej dzwoniła. Dziewczyna, choć lekko niezadowolona, odebrała połączenie i odeszła kawałek od chłopaka. - Van, co chcesz? - Zapytała z początku oschle, jednak po chwili opanowała nieco ton.
- Jak tam w Rzymie? - Zapytała nie zwracając uwagi na zdenerwowanie siostry.
- Dobrze, ale muszę kończyć, bo Ross musi iść na próbę. - Powiedziała i nie czekając na odpowiedź po prostu się rozłączyła po czym wróciła do Rossa. - Chodź. - Rzekła i pociągnęła go w stronę hotelu. Była dopiero 12:35, a od wyjazdu z L.A. minął jeden dzień. Po kilku minutach R5 i reszta zjedli obiad i udali się do klubu, w którym mieli mieć dzisiaj występ. Dotarli tam dokładnie o 15:00. Weszli na pustą jeszcze scenę w klubie i rozpoczęła się próba. Laura usiadła z Rylandem naprzeciwko nich i nie spuszczała wzroku ze swojego chłopaka. Gdy zespół śpiewał Smile, najmłodszy Lynch objął przyjacielsko szatynkę ramieniem i uboje kołysali się w rytm muzyki. Po chwili zaczęli także cicho śpiewać wygłupiając się przy tym. Próba minęła im szybko i spokojnie, a ok. godziny 17 zaczęły się zbierać fani, którzy wykupili Meet&Greet. Każdy zrobił sobie zdjęcie z zespołem i otrzymał worek z prezentami od nich, a następnie ustawiał się powoli pod sceną. Co niektórzy kupili sobie rzeczy z zespołem w sklepiku R5. Po jakieś godzinie zespół pojawił się na scenie i pierwsi fani zaczęli zadawać im pytania. Ross jedyny stał na scenie i nic nie mówił. Grał za to solówkę na swojej gitarze elektrycznej będąc jakby w transie. Jego wyraz twarzy nie mówił nic. Laura siedziała za kulisami i patrzyła na niego próbując domyśleć się co myśli, jednak bezskutecznie. Gdyby ktoś czytał mu w myślach bardzo by się wzruszył, bowiem tematem jego refleksji była ważna dla niego osoba – Laura. Podejmował wiele decyzji w myślach, jednak tuż przed występem przestał myśleć i oddał się muzyce. Sala była pełna wzdłuż i wszerz. R5 dali świetny koncert, emocji i śpiewów było co niemiara. Ok. 23 skończył się koncert, więc R5 wrócili do hotelu. Cała grupa umyła się i poszła spać bowiem następnego dnia czekał ich wylot do kolejnego miasta na liście – Werony. Zasnęli z uśmiechami na ustach śniąc o wielu rzeczach.
*************
W końcu udało mi się wstawić nowy rozdział. Jeszcze chwila, a będzie seteczka. Jak wam się podoba? Jak myślicie, co będzie dalej?
Madame Lynch

10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział,jestem ciekawa czy Ross czasem nie usłyszał tego w samolocie, mam nadzieję, że się ucieszy, kiedy wreszcie się dowie.Czekam na next, dodaj szybko!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały < 3
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział już myślałam że już mu powie czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Pliska o next bo czadowo piszesz ;-)
    No i niech Ross się w końcu dowie bo jestem mega ale to mega ciekawa jego reakcji

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział :*
    Ciekawe kiedy Lau mu powie, że będzie ojcem.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny!
    Czekam na następny.
    Buziaczki!
    Zapraszam też do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Domagam się next'a!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. No Zliztuj się w końcu i dodają next

    OdpowiedzUsuń
  9. Błagam!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dodaj w końcu
    Ja jestem tak ciekawa dalszych losów
    Ami

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na waszej opinii, więc pozostawcie po sobie ślad w formie komentarza. ;-)