*Laura*
Obudził
mnie przeraźliwy dźwięk budzika, który informował, że pora
wstawać. Spojrzałam nieprzytomnym wzrokiem na zegarek – była
3:40, więc nacisnęłam na wyłącznik i weszłam z przygotowanymi
wczoraj rzeczami do łazienki. Zamknąwszy za sobą drzwi zrzuciłam
z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Czując jak smugi wody
oblewają moje ciało rozmarzyłam się o trasie R5. Przed oczami
miałam mnie i Rossa spacerujących ulicami Rzymu trzymając się za
ręce. Otulona ręcznikiem podeszłam do lustra i dwoma ruchami
machnęłam pod oczami czarne kreski. Do tego pomalowałam sobie
rzęsy czarnym tuszem do rzęs, pomalowałam powieki niebieskim
cieniem i usta musnęłam malinowym błyszczykiem. Następnie
wytarłam swoją wilgotną skórę puchowym ręcznikiem i
przebrałam się w przygotowane ciuchy. Miałam na sobie granatowe
jeansy, biały sweter oraz jeansową kurtkę. Od razy rozczesałam
sobie włosy i wyszłam ze szczotką z pokoju czystości. Przyrząd
do włosów schowałam do torby wraz z aparatem, o którym
poprzedniego dnia zupełnie zapomniałam. Byłam już prawie gotowa,
więc założyłam jeszcze drobną biżuterię i wyjęłam z szafy
moją czarną skórzaną kurtkę i położyłam ją na łóżku wraz
z torbami i walizkami. Na koniec szybko wyjęłam z szafy moje
czarno-niebieskie adidasy i szybkim ruchem założyłam je na stopy
oraz zawiązałam sznurówki. Zegarek wskazywał 4:00, więc Ross,
któremu wcześniejszego dnia dałam klucze do mieszkania, aby pomógł
mi z bagażami, powinien być lada moment. Usiadłam na fotelu obok
łóżka i poprawiłam fryzurę wpatrując się w drzwi i oczekując
pojawienia się w nich ukochanego. Już po chwili usłyszałam ciche
pukanie, na które odpowiedziałam krótkim „Proszę”. W ułamku
sekundy w pomieszczeniu pojawiła się postać bardzo dobrze mi
znana. Blondyn ubrany był w czarne rurki z dziurami na kolanach,
białą koszulę zapiętą 3/4 oraz czarną skórzaną kurtkę. Do
tego miał na stopach białe adidasy. Był przystojny, a jeszcze
dzięki temu uśmiechowi jakim mnie obdarzył poczułam, że tracę
grunt pod nogami.
-
Gotowa? - Zapytał podchodząc do mnie. Siedziałam na takiej
wysokości, że miałam centralnie na wysokości wzroku jego w
połowie odsłoniętą klatę. Nie szło się na niczym skupić, a
jeszcze spotęgował wszystko zapach perfum blondyna. Czułam, że
odlatuję. Skupiłam jednak wszystkie swoje siły i przeniosłam
wzrok na twarz nastolatka. Na szczęście udało mi się.
-
Tak. - Wydukałam tylko nie mogąc nic więcej rzec. Po prostu czułam
jakby wielka gula stanęła mi w gardle i przez to nie mogłam
wypowiedzieć choćby słowa. Zupełnie tak jak wtedy gdy odkryłam,
że kocham go nad życie.
-
To świetnie. - Powiedział całując mnie w usta na powitanie. -
Rocky i Riker już idą, więc pomogą mi z walizkami, a ty idź na
dół i wejdź do busa. My zaraz dołączymy. -Powiedział. Nie chciałam się
sprzeciwiać, więc wykonałam polecenie blondyna. Zgarnęłam z
łóżka torbę i kurtkę i zeszłam na dół witając się na
schodach z Rikerem i Rockym całując każdego z nich w policzek.
Takie już mieliśmy powitanie. Tylko z Rossem witałam się inaczej,
z wiadomych powodów. Po kilku minutach znalazłam się na powietrzu
i weszłam do pojazdu stojącego po drugiej stronie ulicy.
-
Hej. - Przywitałam siedzących w busie: Rydel, Ella, Rylanda i
państwo Lynch po czym zajęłam wolne miejsce obok Rydellington
najbliżej tyłu.
-
Witaj, Lau. - Odpowiedzieli mi niczym grecki chór. Po chwili na
dworze pojawili się pozostali i włożyli moje bagaże do bagażnika
po czym zajęli swoje miejsca. Ross usiadł obok mnie wręczając mi
klucze do mojego mieszkania, a jego bracia usiedli na samym początku.
Najstarszy z rodzeństwa zajął miejsce jako kierowca. Drzwi się
zamknęły, zapięliśmy pasy, a pojazd po chwili mknął ulicami Los
Angeles. Wtuliłam się w Rossa czując na policzkach jego skórę
oraz wdychając jednocześnie słodki zapach jego perfum. Ten objął
mnie ramieniem mocniej przytulając do siebie. Dzięki temu słyszałam
jak bije jego serce. Zamknęłam oczy, jednak nie odpłynęłam.
Zamiast tego myślałam o tym jak powiedzieć Rossowi, że zostanie
ojcem. Coraz bardziej ciążyła mi ta tajemnica. Wiele razy szukałam
sposobności, aby wyznać mu prawdę, ale za każdym razem nie
dawałam razy. Jednakże teraz definitywnie postanowiłam, że powiem
mu o wszystkim w czasie trasy. Dowie się prawdy, gdy tylko nadarzy
się dobra do tego chwila. Gdy będzie odpowiedni moment. Nim się
zreflektowałam zdążyliśmy dojechać do lotniska. Przed oczami
zobaczyłam wielką półprzezroczystą kopułę z napisem „Los
Angeles Airport”. Riker zaparkował tuż przy budynku, a my
odpięliśmy pasy. Po chwili pojawili się obok nas dwaj panowie,
którzy zapakowali nasze bagaże na specjalny samochód i pomknęli w
stronę pasa startowego. Ross pomógł mi wysiąść i razem z jego
rodziną weszliśmy do budynku. Od razu przeszliśmy na pas gdzie
wsiedliśmy do samolotu. Tamci panowie akurat skończyli wpakowywać
nasze rzeczy. Weszliśmy do szybowca i zajęliśmy wyznaczone
miejsca. Na samym początku siedziała pani Stormie z mężem. Zaraz
za nimi usadowili się Rocky, Riker oraz Ryland. Dalej siedziało
Rydellington, a na samym końcu oczywiście ja i Ross. Usiadłam od
strony okna, a następnie spojrzałam przez nie. Właśnie się
wzbiliśmy. Teraz widziałam nasze ukochane miasto z lotu ptaka. Było
piękne. Przyłożyłam twarz do okienka i zachwycałam się
widokiem. W pewnej chwili poczułam, że ktoś obejmuje mnie w pasie
i przyciąga do siebie. Był to rzecz jasna mój ukochany. Oddałam
mu się i po zaledwie sekundzie znalazłam w jego ciepłych, silnych
ramionach.
-
Czeka nas 18 godzin długiego lotu. - Powiedział, a ja spojrzałam
mu w oczy. Moje serce przyspieszyło, poczułam się jak księżniczka,
która po latach rozłąki znów zobaczyła swojego księcia. Oddałam
mu się bez reszty. Położyłam głowę na torsie nastolatka i
odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Młoda,
drobna nastolatka powoli otworzyła zaspane oczy, gdyż z błogiego snu
zbudziły ją promienie słoneczne urządzając taniec towarzyski na
jej bladej, zmęczonej twarzy. Dziewczyna powoli wstała z łóżka i
poprawiła swój długi warkocz energicznie zarzucając go na plecy.
Poprawiwszy pogniecioną piżamę weszła do łazienki i wzięła
długą, odprężającą kąpiel w wannie. Dopiero po godzinie wyszła
przebrana w świeższe ubranie i z kokiem na głowie. Zeszła
delikatnie stąpając po schodach bosymi stopami. Po chwili znalazła
się w kuchni i zjadła płatki z mlekiem. Gotowa założyła na nogi
klapki i opuściła posesję. Jej nogi wiedziały gdzie iść.
Automatycznie poprowadziły ją do domu naprzeciwko. Chciała bowiem
wyznać swojemu ukochanemu, że jest z nim w ciąży. Uznała, że
teraz jest idealny moment. Wiedziała, że w jego domu nie ma nikogo
poza nim, więc będzie łatwiej jej wszystko powiedzieć. Stanęła
przed drzwiami, jednak zawahała się. Długo zastanawiała się czy
jednak to zrobić. - Teraz albo nigdy. - Powiedziała w końcu pod
nosem podejmując szybką decyzję i bez zastanowienia drżącą ręką
nacisnęła dzwonek do drzwi. Po sekundzie w domu rozległ się
dobrze znany jej dźwięk, a chwilę potem w progu domu stanął nie
kto inny jak Ross. Był zaskoczony wizytą Laury o tak wczesnej porze
aczkolwiek bardzo się cieszył, że znów ją zobaczył. Ta nic nie
powiedziała tylko minęła go w progu i milcząc udała się do
salonu gdzie usiadła wygodnie na kanapie. Ross nadal zaskoczony
zamknął drzwi i uczynił to samo co ukochana zajmując miejsce obok
niej. Patrzył na nią przez cały czas czekając aż się odezwie,
jednak ona wciąż milczała patrząc w jeden martwy punkt na
ścianie przed nią. Blondynowi zaczęła ciążyć ta niezręczna cisza, jednak
milczał oczekując wyjaśnień.
-
Laura, możesz w końcu coś powiedzieć? - Powiedział po dłuższej
chwili. - Milczysz odkąd tu weszłaś, a ja nie lubię niezręcznej
ciszy, dobrze o tym wiesz. - Rzekł mając nadzieję, że dziewczyna
wyjaśni całe zajście, ta jednak milczała. Chłopak poddając się
wstał z kanapy i już chciał iść do kuchni kiedy stało się coś
zupełnie nieoczekiwanego.
-
Jestem w ciąży. - Powiedziała patrząc na plecy chłopaka i
spuściła głowę nie chcąc patrzeć w jego oczy. Blondyn odwrócił
się zszokowany i nie wiedział co powiedzieć. W swojej głowie
szukał jakichkolwiek sensownych zdań dobrze pasujących do
zaistniałem sytuacji, jednak nie mógł odpowiednio spleść słów.
Po chwili oprzytomniał i podszedł do dziewczyny. Przytulił ją i
robiąc głęboki, znaczący wdech otworzył usta wydobywając z
siebie głos...
W
tej chwili się obudziłam, było mi niezmiernie przykro, że
nastąpiło to akurat w tym momencie, ponieważ przez to nie
dowiedziałam się co było dalej. I zapewne nigdy się już nie
dowiem. Podniosłam lekko głowę i spojrzałam na Rossa. Spał
wyglądając tak słodko. - Zostaniesz tatą, Rossy. - Wyszeptałam
niemal niesłyszalnie patrząc jak jego długa blond grzywka upada mu
na opalone czoło. Po chwili oderwałam od niego wzrok i spojrzałam
przez okienko samolotowe. Znajdowaliśmy się gdzieś nad oceanem.
Wyciągnęłam z torby książkę i zaczęłam ją czytać co jakiś
czas podziwiając USG, które do niej włożyłam. Po chwili
znalazłam się w innym, wyimaginowanym, książkowym świecie.
*****
-
Ale tu jest pięknie. - Powiedziała Rydel rozglądając się wokoło
stojąc przed budynkiem lotniska. Przed 9-osobową grupą
rozpościerał się widok na Rzym.
-
Uwielbiam Włochy. - Rzekła Laura stając obok blondynki. - Są
najpiękniejsze na świecie. - Dodała.
-
Hotel jest niedaleko stąd, może się przejdziemy. - Zaproponował
Mark na co wszyscy się zgodzili. Ich bagaże właśnie odjechały
samochodem w stronę owego hotelu, więc ruszyli fotografując co
jakiś czas atrakcje, które ich jakoś szczególnie zainteresowały.
Wszystkie pary szły trzymając się za rękę. Tylko Riker, Rocky i
Ryland szli zupełnie samotnie, jednakże trzymali się w trójkę.
Do hotelu dotarli po pół godzinie. Miła recepcjonistka wręczyła
każdemu klucze i Lynchowie, Laura oraz Ratliff weszli na czwarte, a
zarazem najwyższe piętro budynku. Tam okazało się, że Mark
zarezerwował 3 pokoje. Jeden dla chłopaków, drugi dla dziewczyn, a
trzeci dla niego i jego żony. Każdy wszedł do przydzielonego sobie
pokoju, a tam czekały już na nich bagaże. W każdym pokoju były
dwie łazienki, a ponieważ Ross zaproponował Laurze zwiedzanie
Rzymu, dziewczyna szybko umyła się, przebrała i biorąc małą,
podręczną torebkę, w której miała telefon, portfel, chusteczki i
aparat, wyszła z pokoju. Po chwili dołączył do niej Ross i oboje
wyszli z hotelu. Zobaczyli m.in. Panteon, Plac Navona czy Schody
Hiszpańskie. Na sam koniec zostawili sobie Koloseum. Laura zrobiła
selfie jak się całują, po czym, gdy ten chciał iść dalej, zatrzymała go.
-
Ross... - Zaczęła nieśmiało przyciągając go do siebie. - Muszę
ci coś powiedzieć. - Rzekła, a blondyn skupił na niej całą
swoją uwagę. - Wiem, że to nie jest idealna chwila na to, ale
musisz wiedzieć, że... - Nie dane było jej jednak skończyć, gdyż
nagle rozległ się dźwięk telefonu. Była to komórka młodej
Marano. Vanessa do niej dzwoniła. Dziewczyna, choć lekko
niezadowolona, odebrała połączenie i odeszła kawałek od
chłopaka. - Van, co chcesz? - Zapytała z początku oschle, jednak
po chwili opanowała nieco ton.
-
Jak tam w Rzymie? - Zapytała nie zwracając uwagi na zdenerwowanie
siostry.
-
Dobrze, ale muszę kończyć, bo Ross musi iść na próbę. -
Powiedziała i nie czekając na odpowiedź po prostu się rozłączyła
po czym wróciła do Rossa. - Chodź. - Rzekła i pociągnęła go w
stronę hotelu. Była dopiero 12:35, a od wyjazdu z L.A. minął jeden
dzień. Po kilku minutach R5 i reszta zjedli obiad i udali się do
klubu, w którym mieli mieć dzisiaj występ. Dotarli tam dokładnie
o 15:00. Weszli na pustą jeszcze scenę w klubie i rozpoczęła się
próba. Laura usiadła z Rylandem naprzeciwko nich i nie spuszczała
wzroku ze swojego chłopaka. Gdy zespół śpiewał Smile, najmłodszy
Lynch objął przyjacielsko szatynkę ramieniem i uboje kołysali się
w rytm muzyki. Po chwili zaczęli także cicho śpiewać wygłupiając
się przy tym. Próba minęła im szybko i spokojnie, a ok. godziny
17 zaczęły się zbierać fani, którzy wykupili Meet&Greet.
Każdy zrobił sobie zdjęcie z zespołem i otrzymał worek z
prezentami od nich, a następnie ustawiał się powoli pod sceną.
Co niektórzy kupili sobie rzeczy z zespołem w sklepiku R5. Po
jakieś godzinie zespół pojawił się na scenie i pierwsi fani
zaczęli zadawać im pytania. Ross jedyny stał na scenie i nic nie
mówił. Grał za to solówkę na swojej gitarze elektrycznej będąc
jakby w transie. Jego wyraz twarzy nie mówił nic. Laura siedziała
za kulisami i patrzyła na niego próbując domyśleć się co myśli,
jednak bezskutecznie. Gdyby ktoś czytał mu w myślach bardzo by się
wzruszył, bowiem tematem jego refleksji była ważna dla niego osoba
– Laura. Podejmował wiele decyzji w myślach, jednak tuż przed
występem przestał myśleć i oddał się muzyce. Sala była pełna
wzdłuż i wszerz. R5 dali świetny koncert, emocji i śpiewów było
co niemiara. Ok. 23 skończył się koncert, więc R5 wrócili do
hotelu. Cała grupa umyła się i poszła spać bowiem następnego
dnia czekał ich wylot do kolejnego miasta na liście – Werony.
Zasnęli z uśmiechami na ustach śniąc o wielu rzeczach.
*************
W końcu udało mi się wstawić nowy rozdział. Jeszcze chwila, a będzie seteczka. Jak wam się podoba? Jak myślicie, co będzie dalej?
Madame Lynch
Świetny rozdział,jestem ciekawa czy Ross czasem nie usłyszał tego w samolocie, mam nadzieję, że się ucieszy, kiedy wreszcie się dowie.Czekam na next, dodaj szybko!!! <3
OdpowiedzUsuńWspaniały < 3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta!
Pozdrawiam :*
Twoja Czekoladka ♥
super rozdział już myślałam że już mu powie czekam na nexta <3
OdpowiedzUsuńPliska o next bo czadowo piszesz ;-)
OdpowiedzUsuńNo i niech Ross się w końcu dowie bo jestem mega ale to mega ciekawa jego reakcji
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńCiekawe kiedy Lau mu powie, że będzie ojcem.
Czekam na next ♡
Cudny!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
Buziaczki!
Zapraszam też do siebie.
Domagam się next'a!!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńNo Zliztuj się w końcu i dodają next
OdpowiedzUsuńBłagam!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDodaj w końcu
OdpowiedzUsuńJa jestem tak ciekawa dalszych losów
Ami