piątek, 25 marca 2016

(102) 28. Ucieczka & Szok

*Narrator*
Przestraszony napastnik sprawdził puls leżącego chłopaka, jednak go nie wyczuł. Nie chcąc odpowiadać za jego śmierć szybko posprzątał miejsce zbrodni, aby nie było nigdzie jego DNA po czym niepostrzeżenie opuścił dom Lynchów. Ross leżał tam początkowo nieprzytomny. Kałuża krwi powiększała się z każdą sekundą, a jego bezwładne ciało robiło się coraz zimniejsze i bledsze. Czy to właśnie oznaczało koniec? Czy jego jakże krótki żywot właśnie dobiegł końca? Tak po prostu, bez żadnej zapowiedzi miał umrzeć w jakże młodym wieku?
- Ross, jesteśmy! - Krzyknęła rodzina Lynch, na której czele szedł Riker. Przyszli do domu kilkanaście minut po całym zdarzeniu. Nikt im nie odpowiedział, więc pomyśleli, że blondyna po prostu nie ma w domu. Wkroczyli wolno i zajęli miejsca w salonie. Stormie i Mark usiedli na kanapie, a obok nich Rydel i Ellington. Na oparciu usiadł Rocky, a Ryland na jednym z dwóch wolnych foteli obok sofy.
- Pójdę coś zjeść. - Poinformował Riker i wszedł do kuchni. Aż go zatkało gdy zobaczył Rossa w kałuży krwi. - Rocky, dzwoń po pogotowie! - Krzyknął najstarszy i rzucił się w stronę poszkodowanego. Wyczuł puls. Odetchnął z ulgą i wziął z ziemi szmatkę po czym ucisnął nią ranę z tyłu głowy.
- Ale o co...? - Zapytał Rocky wchodząc do kuchni, jednak nie dokończył pytania widząc ciało. Szybko sięgnął po telefon i zadzwonił po pogotowie. Po chwili do kuchni weszła pozostała część rodziny oraz Ellington.
- Ross, nie! - Krzyczała zapłakana Rydel i chciała podbiec do umierającego brata, jednak jej chłopak w ostatniej chwili złapał ją w talii silnymi ramionami i przyciągnął do siebie.
- Spokojnie, wyjdzie z tego. - Wyszeptał jej do ucha i wyprowadził z pomieszczenia, aby nie widziała tej strasznej sceny i próbował ją uspokoić w jej pokoju przytulając mocno do siebie. Mark to samo zrobił z płaczącą Stormie. Ryland z kolei czekał przed domem na przyjazd karetki, a Rocky pomagał Rikerowi zatamować krwawienie.
Po 5 minutach przyjechał ambulans, a najmłodszy zaprowadził ratowników na miejsce tragedii. Trzech mężczyzn szybko przeniosło nieprzytomnego chłopaka na nosze i podążyło w stronę karetki. Wszystkim obecnym w domu towarzyszył strach, cisza i niemoc.
*Laura*
Gdy się obudziłam usłyszałam hałas na zewnątrz. Zaciekawiona wstałam i spojrzałam przez uchylone okno co się dzieje. Przed domem Lynchów stała karetka.
- Ross – Pomyślałam pospiesznie i szybko zbiegłam na dół po schodach. Wybiegłam na dwór i zatrzymałam się na chwilę. To był on. Ratownicy wnosili do ambulansu mojego narzeczonego. Wyglądał jak śmierć – blady, posiniaczony, z bandażem na głowie. Zapłakana zaczęłam do niego biec, jednak nagle coś mnie powstrzymało. Odwróciłam się, a tam stał blady Ryland i trzymał mnie za biodra lekko unosząc nad ziemią.
- Puść mnie! - Krzyknęłam i starałam się wyrwać.
- Jesteś w ciąży, nie możesz tam iść. - Powiedział młody i miał rację. Uspokoiłam się, więc postawił mnie z powrotem na ziemi.
- Co z nim? - Zapytałam zapłakana.
- Stracił przytomność. Nie będę cię okłamywać, on może z tego nie wyjść. - Uświadomił mi rzecz oczywistą, ale tak bardzo straszliwą. Nie chciałam żeby odszedł. Nie teraz, nie gdy jestem w ciąży. Za bardzo go kocham. Spojrzałam na odjeżdżającą na sygnale karetkę i przytuliłam się mocno do Rylanda po czym zaczęłam płakać jak nigdy w życiu.
- To nie może się tak skończyć. On nie może odejść. - Mówiłam dławiąc się własnymi łzami.
- Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że z tego wyjdzie. - Starał się pocieszyć mnie szatyn i pogłaskał po głowie.
- Co się właściwie stało? - Zapytałam oddalając się od przyjaciela i wycierając łzy o sukienkę.
- To nie był wypadek. - Powiedział Riker pojawiając się obok nas i pokazując nam worek z kawałkiem tkaniny nienależącej do nikogo z rodziny. - Policja już jedzie. - Dodał.
- Cody. - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Co? - Zapytał Ryland dotykając mojego ramienia.
- Groził mu. Mówił, że jeszcze go zniszczy. - Wyjaśniłam chłopakom przypominając sobie wydarzenia sprzed kilku godzin.
- Musisz to powiedzieć policji. - Powiedział Riker i zaprowadził mnie z Rylandem do domu gdzie posadzili mnie na kanapie i przykryli kocem.
- Dobrze się czujesz? - Zapytała Rydel, która przyszła z Ellingtonem za rękę i usiadła obok mnie.
- Z ciążą wszystko dobrze. Staram się nie stresować. - Odrzekłam i poprawiłam koc.
- Może śpij dzisiaj ze mną. - Zaproponowała, a ja po dłuższej chwili się zgodziłam. Nie chciałam być tej nocy sama. Bałam się, że nawiedzą mnie koszmary z Rossem w roli głównej i nie będę umiała sobie z tym poradzić. Rydel w razie czego zadeklarowała się mi pomóc i pocieszyć.
*Narrator*
>SZPITAL<
Nieprzytomnego Rossa szybko przetransportowano do szpitala i przewieziono na jedną z sal. Lekarz, którego przydzielił mu ordynator zbadał go dokładnie i zatamował krwawienie.
- Znasz numer do kogoś z jego rodziny? - Zapytał jednego z ratowników.
- Tak - Odpowiedział mu. - Do ojca. - Dodał pospiesznie.
- Zadzwoń i powiedz, aby przyjechał wraz z matką do szpitala, jak najszybciej. - rozkazał z grobową miną, a ratownik szybko wyszedł i wykonał polecenie.
<Kilka minut później>
- Co z nim panie doktorze? - zapytała rodzicielka Rossa gdy tylko dostrzegła lekarza.
- Proszę usiąść - powiedział, a zmartwieni rodzice zajęli miejsca na wprost mężczyzny. - Państwa syn jest w bardzo ciężkim stanie, jednak stabilnym. Obecnie przebywa w śpiączce i przykro mi to mówić, ale w każdej chwili może umrzeć. - Wyjaśnił z kamiennym spokojem, a kobieta zalała się łzami. Jej mąż próbował ją uspokoić, jednak na marne. - Pozostaje nam już tylko czekać. - Dodał mężczyzna całkowicie dobijając tym rodziców blondyna.
- Czekać? Jesteście lekarzami, zróbcie coś! On nie może umrzeć! Ma całe życie przed sobą! Rozumie pan to czy nie? - Wykrzyczał wręcz wywrócony z równowagi Mark i stanął na równe nogi.
- Spokojnie, proszę pana. Rozumiem, że jest pan zdenerwowany, ale pańskie nerwy w niczym nam tu nie pomogą, a panu synowi już w szczególności. - Uspokajał go medyk.
- Pan doktor ma rację, kochanie. Czy możemy do niego wejść? - Przemówiła blondynka łapiąc męża za rękę i patrząc na lekarza.
- Nie jest to dobry pomysł. Proszę przyjść jutro. - Odpowiedział i podszedł do drzwi.
- Do widzenia. - Powiedziało małżeństwo.
- Do widzenia. – Odrzekł i każdy udał się w swoją stronę.
- Boję się. - Powiedziała Stormie opuszczając szpital.
- Ja też się boję. - Rzekł Mark. - Cholernie. - Dodał po chwili. Pozostało im tylko czekać i mieć nadzieję, że Ross się wybudzi, ale co jeśli nie? Co jeśli po prostu jego mózg przestanie pracować, a serce stanie w miejscu i nie będzie już odwrotu? Pozostaną tylko łzy, wspomnienia oraz poczucie winy? Przecież nie ma dla rodzica nic gorszego niż pochować własne dziecko. Nie, nie można było tak myśleć. Ross będzie żył. Musi żyć, ma milion jeden, a może i nawet o wiele więcej powodów by nie odchodzić z tego świata. To jeszcze nie ten czas... Być może, jeszcze nie ten.

Małżeństwo wróciło do domu z posępnymi twarzami. Nie mieli dobrych wieści, a dzieci siedzące w salonie i rozmawiające z policją wyczuły to z ich zachowania. Spojrzeli na nich pytająco, jednak nic więcej nie dało się wyczytać z ich min.
- Witam, komisarz Blue. Czy z państwa domu coś zginęło? - Powiedział czarnoskóry wysoki mężczyzna w policyjnym mundurze. Trzymał w rękach długopis i notes.
- N... nie... chyba nie. - Odpowiedziała Stormie ledwo powstrzymując się od łez. Czuła, że kręci się jej w głowie, więc kurczowo trzymała rękę męża, aby nie upaść. Powoli wzięła kilka oddechów, by uspokoić przyspieszone bicie serca.
- Państwo wybaczą, ale muszę o to zapytać. Gdzie państwo byli w czasie, gdy doszło do tej tragedii? - Zapytał pan Blue.
- Byliśmy z dziećmi u dziadków za miastem. Ross też miał jechać, ale powiedział wczoraj, że umówił się ze swoją narzeczoną. Gdy wróciliśmy Riker znalazł go w kuchni. - Wyjaśnił Mark i objął żonę ramieniem, aby ją uspokoić.
- Dobrze, skontaktujemy się z państwem gdy dowiemy się czegoś więcej. - Powiedział komisarz i schował notes do kieszeni. - Daryl, chodź. - Powiedział do Azjaty, który skończył właśnie przesłuchiwać roztrzęsioną Laurę. Oboje podeszli po chwili do drzwi. - Do widzenia. - Powiedział łapiąc klamkę.
- Do widzenia. - Odpowiedziała im rodzina. Policjanci wyszli, a rodzina usiadła w salonie na kanapie i fotelach. Rodzicie opowiedzieli im wszystko z najmniejszymi szczegółami.
- Musimy cierpliwie czekać. Ross to silny chłopak, da sobie radę. - Powiedziała zmartwiona Rydel przytulając do siebie drżącą Laurę.
- Rydel ma rację, musimy żyć jak wcześniej. Ross by tego chciał. - Zgodził się Mark, choć te słowa ledwo przeszły mu przez gardło.

- Idźcie do swoich pokoi i odpocznijcie. - Powiedziała Stormie, a dzieci wykonały jej polecenie. Każdy martwił się o Rossa, jednak obiecali sobie, że postarają się żyć normalnie. Mieli przed sobą najtrudniejsze zadanie w życiu, ale z miłości chcieli je wykonać. Dalszy dzień minął im spokojnie i na szczęście udało im się zasnąć spokojnie. No może nie wszystkim...
**************
Tam, tam, tam, poproszę o werble. Jak wam się podoba rozdziałek? Ach, myśleliście, że kończę bloga? Nic z tych rzeczy, jeszcze nie nastał jego czas. Chcę go zakończyć w wielkim stylu, ale to odrębny temat. Piszcie swoje opinie na temat nowej części. Jeśli chcecie to piszcie jakże jak waszym zdaniem to powinno się skończyć lub podejrzenia co do tego jaki będzie epilog.
Madame Lynch

10 komentarzy:

  1. Super rozdział :*
    Tylko spróbuj aby Ross nie przeżył, to nwm co ci zrb ;)
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny < 3
    Lepiej , żeby Ross przeżył, bo jak nie to Codiego własno ręcznie zabije lub kogoś innego, bo nie wiem kto to był.
    Czekam na nexta!
    Pozdrawiam :*
    Twoja Czekoladka ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekawa kto go uderzył.Mam nadzieję, że Rossy przeżyje i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny :D
    Z niecierpliwością czekam na nexta :)
    Zapraszam cię także do mnie:
    raura-juststayalive.blogspot.com
    raura-last-to-know.blogspot.com
    Może zostaniesz na dłużej...? :P

    OdpowiedzUsuń
  5. To było boskie ❤ oby Ross przeżył bo wtedy sama tego nie przeżyje :D

    OdpowiedzUsuń
  6. To było boskie ❤ oby Ross przeżył bo wtedy sama tego nie przeżyje :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy next?????!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział.Czytam ten blog dopiero teraz ale jest naprawdę super.Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy będzie kolejny rozdział? Dużo czasu już minęło a rozdziału nie ma. Jestem zawiedziona.Bardzo.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na waszej opinii, więc pozostawcie po sobie ślad w formie komentarza. ;-)