*Ross*
Obudziłem się, a przed oczami miałem
samą biel. Leżałem wśród mgły i patrzyłem w niekończącą się
przestrzeń. Czy to jest niebo? Czy ja właśnie umarłem? I
zostawiłem bliskich? Nie wiem. Próbowałem krzyczeć, lecz na
marne. Czułem się jak postać w niemym filmie – niby otwierałem
usta, ale nie mogłem nic powiedzieć. W okół panowała niczym
niezmącona i doprowadzająca do rozstroju żołądka cisza. Co to za
miejsce? Gdzie ja jestem? Nie potrafiłem się odnaleźć. Nawet
ruszyć nie dałem rady – jakby jakaś siła trzymała mnie za nogi
i umocowała do ziemi. Chciałem stąd uciec, znaleźć się we
własnym łóżku, z dala od tego wszystkiego. Z bezsilności upadłem
na ziemię i jak małe, karcone dziecko bojące się swojego oprawcy
schowałem twarz w dłonie i zamknąłem oczy. Policzyłem do
dziesięciu i w duchu modliłem się, aby to był tylko zły sen. Abym
po prostu się obudził i znalazł w innym miejscu.
Po chwili powoli się podniosłem i
odsłoniłem twarz. Otworzyłem oczy i poczułem, że śmiech wkradł się na moją twarz. Byłem w
domu. Stałem w salonie mojego kochanego domu, a przede mną
siedziała cała moja rodzina, Lau oraz Ell. - Wróciłem! -
Krzyknąłem uradowany, jednak oni jakby mnie nie usłyszeli. -
Jestem! - Powtórzyłem nieco głośniej, jednak i tym razem –
cisza. Bez zastanowienia usiadłem na kanapie obok Rylanda i
próbowałem zwrócić na siebie uwagę.
- Chyba czas zaplanować pogrzeb. -
Rzekła moja rodzicielka siadając na kanapie. Zaraz... jaki pogrzeb?
Kto umarł? - Ross zawsze marzył o małej uroczystości bez tłumu.
- Dodała po chwili. Czyli, że ja umarłem? Przecież jestem tutaj,
z nimi. Nie rozumiałem co się dzieje. Czułem się jak w jakimś
horrorze.
- Zgadzam się, nie potrzeba nam jakieś
wielkiej uroczystości pożegnalnej. Lepiej pożegnać się z nim w
małym gronie. - Odezwał się Ryland, którego trzymałem za ramię.
Jednakże miałem wrażenie, że nie ma pojęcia o moim istnieniu i
nie czuje ani trochę mojego dotyku. Poniekąd było mi przykro, bo
poczułem się olany. Po chwili wstałem i podszedłem do Laury.
Przejechałem dłonią po jej policzku, jednak ona nawet nie
zareagowała. Po chwili zdezorientowany usiadłem obok ukochanej i
objąłem ją ramieniem. Po kilku sekundach spojrzała w moją
stronę, jednak nie patrzyła mi w oczy. Nie widziała mnie, chociaż
byłem obok. W tej chwili pierwszy raz od początku tej chorej
sytuacji pomyślałem, że naprawdę umarłem. Odszedłem z tego
świata i tylko stoję pomiędzy światami oczekując na pociąg do
Nieba lub Piekła. Jednak, czy to prawda? Mimo wszystko wciąż nie
potrafiłem pojąć jak do tego wszystkiego doszło i czy faktycznie
jestem trupem. W tej chwili pomyślałem o szpitalu. O tym jak
ratowali mnie lekarze. O tym jak słyszałem rozmowy moich bliskich w
pokoju szpitalnym. Zamknąłem oczy przypominając sobie sceny ze
szpitala. Chciałem się tam znaleźć. Przypominając sobie wszystko
czułem jak rozmowy moich bliskich coraz bardziej milkną. W końcu
nie słyszałem żadnego z nich, jednak moje oczy nadal pozostawały
zamknięte. Po chwili jednak moje powieki otworzyły się. Byłem w
sali szpitalnej i widziałem moje ciało – blade, bezwładne i
bezbronne. Zupełnie samotny w pustej sali. Usiadłem przy własnym
ciele. Byłem zwykłą, niewidoczną dla nikogo duszą. Nie chciałem
odchodzić. Nie miałem prawa. Chciałem zostać, ale nie wiedziałem
jak i czy to w ogóle możliwe.
*Laura*
Nadal nie potrafię pojąć, że Rossa
już nie ma pomiędzy żywymi. Zawsze wyobrażałam sobie, że
umrzemy oboje, w podeszłym wieku, trzymając się za ręce i razem
nas pochowają w jednej trumnie. Nie mogę uwierzyć, że do tego
nigdy nie dojdzie. Bez Rossa to tak jakbym straciła znaczącą
połowę swojej duszy. Jakbym żyła na wpół świadoma. Wydaje mi
się, że nie załamałam się tylko dlatego, że niedługo na świat
przyjdzie mój syn. Jedyna pamiątka po Rossie, która będzie ze mną
do końca mych dni. W przeciwnym razie chyba już dawno dołączyłabym
do niego w niebie.
- Jak się czujesz Lau? - Zapytał
Riker wkładając głowę przez uchylone drzwi. Wyrwał mnie z
zamyślenia.
- Lepiej niż ostatnio. -
Odpowiedziałam i pokazałam gestem aby wszedł do środka. Ten
wykonał moje polecenie i usiadł na wprost mnie na parapecie. Oboje
siedzieliśmy w byłym pokoju Rossa milcząc.
- Wiem, że to przeżywasz. -
Powiedział po chwili klepiąc mnie po ramieniu.
- Dasz wiarę, że jeszcze kilka godzin
temu słyszeliśmy jego śmiech? Nie mogę uwierzyć, że go już nie
ma. Jest stanowczo za wcześnie. - Powiedziałam czując narastającą
w gardle gulę. Za wszelką cenę nie chciałam patrzeć blondynowi w
oczy. Bałam się, że zobaczy w nich przerażenie.
- Wiem Laura. - Rzekł po czym
przytulił mnie. Nie wzbraniałam się, tego właśnie potrzebowałam.
- Wiem. - Wyszeptał mi do ucha, a ja tylko mocniej wtuliłam się w
jego pierś. Wciągając zapach jego perfum przypomniał mi się
Ross. Jego cudowny zapach perfum od Betley'a, które zawsze
pozostawiał na mnie po każdym przytuleniu. Jego ciepłe dłonie,
które ujmowały moją twarz przed pocałunkiem. Jego delikatne
wargi, które z czułością stykały się z moimi. Gęste i puszyste
włosy, w których uwielbiałam topić dłonie. Okropnie za nim
tęsknię. Chciałabym żeby na był tu – zamiast Rikera i tulił
mnie do siebie z miłością i pożądaniem. Dzięki niemu nie
płakałabym teraz tylko z zainteresowaniem i uśmiechem badałabym
każdy element jego garderoby. Gdyby tylko dało się cofnąć
czas...
*Ross*
Nie wiem ile czasu minęło odkąd
znalazłem się w sali, ale byłem pewny, że co najmniej kilka
godzin. Wpatrywałem się w swoje martwe ciało i zastanawiałem się
czy jest możliwe abym z powrotem znalazł się pośród żywych.
Wciąż się dziwię czemu nie zabrali stąd mojego ciała, ale może
nie mają miejsca wśród trupów, a może... A może jest jeszcze
szansa.
- Co tam Ross? - Zagaiłem po chwili
nie wiedząc właściwie czemu mówię do własnego ciała. -
Niedługo pewnie cię stąd zabiorą. - Dodałem po chwili. - Czemu
odszedłeś w tym momencie? Dlaczego się poddałeś? Jesteś młody,
masz całe życie przed sobą, a ty tak po prostu odpuściłeś? Ja –
jako twoja dusza – się na to nie zgadzam. Nie możesz. Powinieneś
żyć, zostać ojcem. Byłeś gotowy zrezygnować z muzyki i
aktorstwa dla rodziny, więc dlaczego nie dali ci szansy? Nie dali
NAM szansy? - Wyrzuciłem własnemu ciału po czym zdenerwowany
wstałem. Nie wytrzymałem już dłużej. Po prostu podszedłem do
mojej twarzy z zamiarem spoliczkowania jej. Musiałem wyładować
frustracje, więc zamachnąłem się i wymierzyłem z otwartej, ledwo
widocznej dłoni, jednak moja ręka przeszła na wylot.
- Jestem tchórzem!! - Wykrzyczałem
sam nie wiedząc do kogo. - Tak bardzo chcę żyć! - Dodałem
głośniej niż poprzednio. Po tych słowach poczułem ból z tyłu
głowy zupełnie jakby ktoś mnie uderzył czymś twardym. Do tego czasu nie czułem żadnego dotyku i bólu, ale teraz jest inaczej.
Uczucie
było przeszywające. Po chwili poczułem jak świat wiruje i nie mam
pojęcia kiedy i na co, ale upadłem i chyba straciłem
przytomność...
<Jakiś czas później>
Sam nie wiem ile spałem, ale po
przebudzeniu zreflektowałem się, że śpię na łóżku przykryty
szpitalną kołdrą. Po chwili podniosłem się i rozejrzałem po
pokoju. Nigdzie nie było mojego ciała.
- „Pewnie je zabrali.” - Pomyślałem
po czym spuściłem nogi na podłogę i powoli wstałem, jednak nie
było to łatwe. Czułem jakbym zapomniał jak się chodzi i uczył
się tego teraz – od podstaw. Można by było mnie teraz pomylić z
zombie, bo chodziłem potykając się o własne nogi. Sam właściwie
nie wiem jak stanąłem na równe nogi i podparłem się o szafkę.
Wpatrywałem się w drzwi mrużąc co chwile oczy. Czułem jakbym
naprawdę obudził się po paru latach ze śpiączki i uczył się na
nowo funkcjonować.
W pewnej chwili usłyszałem dźwięk
przekręcanego klucza w zamku. Po chwili ktoś złapał za klamkę,
nacisnął ją i lekko pchnął drzwi. Po sekundzie zobaczyłem
młodą, niską kobietę o blond włosach. Była to pielęgniarka, a
na plakietce miała napisane „Ana”. Spojrzała w moją stronę i
nie wiedzieć czemu zamarła.
- O boże! - Krzyknęła i z wrażenia
upuściła metalową miseczkę. Miałem wrażenie, że z
rozdziawionymi ustami patrzyła się na mnie. Dopiero po chwili
zreflektowałem się, że to prawda. Kobieta przede mną patrzy na
mnie z przerażeniem jakby zobaczyła ducha. Co właściwie się stało?...
*****************
Jest i on - mam nadzieję, ze oczekiwany rozdział. Podoba wam się? Jeszcze przed wakacjami chciałam napisać i dodać epilog, aby zająć się nową historią - na wattpadzie. Macie jakieś propozycje na zakończenie? Piszcie śmiało. Nie pogardzę też słowem opinii w komentarzu.
Madame Lynch
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńNo masz szczęście.
Czekam na next <3
Taaakk!!! Czyli Ross jednak żyje???
OdpowiedzUsuńMusi żyć!!!
Yayyy!! ♡ ♡
Szybko dawaj next ^^
Super <3
OdpowiedzUsuńRycze! Super rozdział jeju już nie mogę się doczekać następnego! <3
OdpowiedzUsuń