*Narrator*
Wreszcie nadszedł ten upragniony przez
wszystkich, a szczególnie parę narzeczonych, dzień – ślub Raini
i Caluma. To właśnie tego dnia panna Rodriguez stanie na
ślubnym kobiercu ze swoim narzeczonym i momentalnie stanie się
panią Worthy. Młoda para jest pewna swej miłości i wiedzą, że
chcą spędzić ze sobą resztę życia. Oczywiście ich przyjaciele
oraz rodzina wspierają parę w tych poczynaniach. Szczególnie Ross
i Laurą są do ich dyspozycji, bo w końcu są ich świadkami.
Raini zadbała jednak o to, by druhny miały jak najpiękniejsze
suknie, ale również by nie odwracały uwagi gości od siebie.
Uwielbiała bowiem być w centrum zainteresowania i czuć się jak
prawdziwa gwiazda. Zamówiła przyjaciółkom piękne błękitne
sukienki z przyczepionym różowym kwiatem do piersi. Każdej z nich
bardzo się podobały. Do tego pozwoliła im dodać buty i uczesanie
według własnego uznania. Dziewczyny jednak umówiły się, że
każda z nich założy czarne koturny. Do tego Laura rozpuściła
sobie włosy, a Rydel również je rozpuściła oraz wyprostowały. Vanessa z kolei związała włosy w eleganckiego
wysokiego koka. Każda z nich zrobiła sobie lekkie kreski i
dosłownie musnęła usta różową szminką. Dziewczyny siedziały
gotowe w małym pomieszczeniu do makijażu, a Raini była jeszcze nie
gotowa.
- Laura jak jesteś głodna to powiedz,
a załatwię ci żebyś zjadła tego konia co Raini i Calum nim pojadą
na wesele. - Zaśmiała się starsza Marano patrząc jak jej młodsza
siostra siedzi na fotelu i zjada jednego pączka za drugim.
- Właśnie. - Powiedziała Rydel. -
Zostaw miejsce na tort. - Dokończyła po czym, tak samo jak jej
starsza przyjaciółka, zaśmiała się.
- Nie wiem o co wam chodzi. Po prostu
głodna jestem, bo śniadania nie jadłam. - Powiedziała. Dziewczyny
tylko popatrzyły na nią z politowaniem po czym pociągnęły za
ręce w stronę wyjścia. W kościele o 12:00 byli już wszyscy.
Goście czekali tylko na parę młodą. Po chwili dało się dostrzec
Caluma. Chłopak pewnym krokiem podążył w kierunku ołtarza.
Stanął obok księdza i tak jak reszta oczekiwał na pojawienie się
panny młodej. Już po kilku chwilach na kościelnym korytarzy
pojawiła czarnowłosa w pięknej śnieżnobiałej długiej sukni ze
swoim tatą u boku. Calum wręcz nie mógł oderwać od niej wzroku.
Z resztą, nie był jedyny. Wszystkich gości oczarowała dotąd
niezauważalna uroda dziewczyny. Pan Rodriguez zaprowadził
córkę tuż pod same schody sceny. Tam rozstał się z nią i
usiadł w pierwszym rzędzie tuż obok swojej żony. Dziewczyna
natomiast podeszła do ołtarza i stanęła obok księdza. Para młoda
odwróciła się do siebie twarzą i dali znak księdzu, aby zaczął.
- Moi mili, zebraliśmy się tutaj, by
połączyć wieńcem małżeńskim pana Caluma Worthy i panią Raini
Rodriguez. Czy ty, Raini Rodriguez, bierzesz tego oto Caluma Worthy
za męża? - Zapytał biskup.
- Tak, biorę. - Odpowiedziała
dziewczyna.
- Czy ślubujesz mu miłość i
wierność oraz to, że nie opuścisz go aż do śmierci? - Zapytał
znów.
- Tak, ślubuję. - Odrzekła znów i
założyła rudzielcowi obrączkę na palec.
- Czy ty...? - Zwrócił się tym razem
do chłopaka. - Calumie Worthy, bierzesz tą oto Raini Rodriguez za żonę? -
Zapytał.
- Tak, biorę. - Odpowiedział,
spojrzał na dziewczynę po czym jego oczy z powrotem utkwiły w
księdzu.
- Czy ślubujesz jej miłość,
wierność i to, że nie opuścisz jej aż do śmierci? - Zapytał
biskup.
- Tak, ślubuję. - Odpowiedział i
założył czarnowłosej obrączkę na palec.
- Co bóg połączył człowiek niech
nie rozdziela. Jesteście teraz na kolejnej, zupełnie nowej drodze
życia, oby wam się wspólnie wiodło jeszcze lepiej niż osobno.
Ogłaszam was mężem i żoną, możesz pocałować pannę młodą. -
Wypowiedział ksiądz, a Worthy wykonał jego polecenia. Świeżo
upieczone małżeństwo na oczach wszystkich złączyło się w
czułym pocałunku, a w kościele rozległy się gromkie brawa. Wszystki wstali klaszcząc. Po
chwili z głośników poleciała muzyka z małżeństwo wyszło
trzymając się pod ramię z kościoła. W jego ślady poszli Ross z
Laurą, Rydel z Ellingtonem oraz Vanessa z Rikerem. Chwilę za nimi
wyszli również goście. Przed kościołem czekała na małżeństwo
i świadków wynajęta wcześnie bryczka z dwoma końmi. Cała ósemka
usiadła na siedzeniach i ruszyli w stronę wynajętego domu
weselnego. Pozostali goście wybrali się tam samochodami. Gdy
małżeństwo dojechało, w domu byli już wszyscy goście. Każdy
powitał ich brawami. Raini weszła na scenę i powitała wszystkich
po czym podziękowała za przybycie. Nie obyło się też bez
wyznania miłości mężowi. Po przemowie dziewczyna odwróciła się
i z krawędzi sceny rzuciła bukietem kwiatów, który wręczyli jej
wcześniej rodzice. Bukiet złapała Rydel, do której po chwili
podszedł Ellington i pocałował namiętnie. Od razu wszyscy goście
zaczęli się bawić. Pojedynczo każdy z nich wchodził i gratulował
parze. W końcu nadeszła chwila krojenia wielkiego tortu. Każdy
dostał kawałek i mógł usiąść przy nakrytym pięknie stole.
Raini i Calum usiedli razem ze swoimi rodzinami, Rydel z Ratliffem
rodzeństwem i Vanessą. Tylko Laura nie chciała do nich dołączyć
i usiadła przy oddzielnym stoliku na końcu sali. Zjadła tort z
apetytem, a że była jeszcze głodna to skosztowała również wielu
przygotowanych przekąsek. W pewnej chwili Ross się nią
zaniepokoił, więc podszedł do stolika i usiadł obok niej.
- Co tutaj tak sama siedzisz? - Zapytał
obejmując ją ramieniem, jednak ta tylko się od niego odsunęła strącając jego rękę. -
Co jest? - Zapytał zaskoczony.
- Nic. - Odpowiedziała na odczepnego z
domieszką sarkazmu, jednak blondyn to wyczuł.
- Proszę cię, powiedz. - Ciągnął
dalej.
- Ross nic się nie stało! - Krzyknęła
zdenerwowana i pośpiesznie wstała.
- Ale powiedz mi co ci jest. Inaczej
byś się tak nie zachowała. - Rzekł. - Lau... - Zaczął, złapał dziewiętnastolatkę za policzek i chciał pocałować, ale ta strząsnęła jego
rękę.
- Idź do swojej rodziny! Tam jest
twoje miejsce! Ja nie chcę z tobą gadać! - Krzyczała i
zdenerwowana pobiegła do łazienki. Ross z kolei stał w tym samym
miejscu jak słup soli nie mając pojęcia co zrobić. Próbował
szybko przeanalizować co mógł zrobić źle i o co dziewczyna może
mieć do niego pretensje. W głowie miał setki, może nawet tysiące
różnych pomysłów, ale zawsze z żadnego nic nie wynikało. Nie
miał więc pojęcia dlaczego jego dziewczyna ma do niego żal.
- Ross? Wszystko gra? - Zapytał
znajomy głos. Był to Ellington. - Widzieliśmy jak się
pokłóciliście. - Dodał.
- Nie, Ell nic nie gra. Chciałem z Lau
miło spędzić wesele, a tym czasem okazuje się, że ona nie chce ze
mną nawet rozmawiać, a ja nie mam pojęcia dlaczego. Nawet nie
powiedziała dlaczego tylko wygarnęła mi i wyszła. - Wyżalił się
przyjacielowi blondyn.
- No cóż, takie już są kobiety.
Czasem nie da się ich zrozumieć. - Pocieszał chłopaka przyjaciel.
- Może i racja. Mam nadzieję, że
szybko jej przejdzie.
- Na pewno. - Starszy poklepał
nastolatka po plecach i obaj wrócili do stołu. Cała 7 rozmawiała
o wszystkim i o niczym, jednak ze względu na Rossa woleli nie
poruszać tematu Laury, chociaż bardzo ich ciekawił powód jej
zachowania.
Tymczasem brązowowłosa 19-latka
siedziała w łazience i płakała. Wypłakiwała wszystkie żale.
Czuła złość na samą siebie za wygarnięcie Rossowi. Wcale tak
nie myślała, a nawet przeciwnie. Chciała z nim porozmawiać,
przytulać, całować. Chciała jego bliskości, ale w tamtej chwila
nie była sobą. Po chwili przestała płakać, poprawiła makijaż,
przebrała się i wróciła na salę w kwiecistej zwiewnej sukience.
Uśmiechnęła się i pewnym krokiem podążyła w kierunku swojego
ukochanego. Z głośników leciała akurat miłosna ballada, więc
nieco przyspieszyła kroku. - Mogę prosić pana do tańca? -
Zapytała siedzącego Lyncha. Ten odwrócił się do niej i spojrzał
w oczy. Gdy zreflektował się, że to jego dziewczyna momentalnie
wstał.
- A nie zrobisz już awantury bez
powodu? - Zapytał podejrzliwie.
- Nie, obiecuję. - Powiedziała i nie
czekając na reakcję blondyna pociągnęła go w stronę parkietu.
Zaplotła mu ręce wokół szyi, a ten złapał ją w talii i lekko
przyciągnął do siebie. Teraz para kołysała się w rytm
spokojnej muzyki przytulając się do siebie. - Ross, ja... - Zaczęła
i odsunęła się lekko swoją twarz na co ten spojrzał jej w oczy.
- przepraszam cię, nie chciałam tego powiedzieć. Chyba po prostu
mam zły dzień.Cały ten stres związany ze ślubem i w ogóle, chyba źle na mnie wpływa. - Powiedziała smutna i spuściła głowę. Blondyn
podniósł jej podbródek.
- Przeprosiny przyjęte. - Powiedział
i się uśmiechnął. Po chwili Laura uczyniła to samo. - Jesteś
piękna gdy się uśmiechasz. - Powiedział i pocałował dziewczynę
co oczywiście odwzajemniła. W tym samym czasie na scenę weszła
Rydel wraz z Rikerem, Rockym i Ellingtonem. Rocky i Riker grali na
gitarze, a Rydel i Ellington zaczęli śpiewać piosenkę dla
świeżego małżeństwa. Ross i Laura dobrze ją znali, więc
blondyn splótł ich ręce i pociągnął szatynkę w stronę sceny.
Objął ją i zaprowadził na scenę. Szybko udało mu się ją
przekonać, aby zaśpiewała z nimi. Po chwili w sali dało się
słyszeć śpiew całej szóstki. Widzowie, a szczególnie małżeństwo
byli zafascynowani występem i z rytmem poklaskiwali. Chyba nie było
osoby, której nie podobałby się występ. Wszyscy bawili się do
białego rana, więc śmiało można zaliczyć samo wesele jak i ślub do tych
udanych.
*****************
Witajcie, w końcu udało mi się dodać rozdział. Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że chociaż trochę przypadł wam do gustu. Zapraszam do komentowania.
P.S. Mam do was ogromną prośbę. Ma ktoś z was pomysł na temat felietonu? Potrzebuję na środę. Z góry dziękuję za propozycje.
Madame Lynch