"Wraz z
dzisiejszym pojawieniem się tego chłopaka, zaczęli się bać, że
przez niego Ross się od nich oddali i będzie podobnie jak
wcześniej.” - Marta Lynch.
*Oczami narratora.*
Następnego dnia Ross wstał o 4:00, a
to tylko dlatego, że śnił mu się sen inny niż wszystkie. Było w
nim coś magicznego, a jednocześnie tajemniczego. Śniła mu się
bowiem scena na wzór zdarzenia z przyszłości.
„Ross Lynch ma już kilkadziesiąt lat.
Jest szczęśliwym mężem i kochającym ojcem. Niedawno wziął ślub
ze swoją ukochaną – Laurą Marano, z którą ma uroczą córeczkę
Roxanne w skrócie Roxi. Bardzo je obie kocha i nie wyobraża sobie
żeby mogłoby ich kiedykolwiek zabraknąć. W trójkę mieszkają w
wielkim domu, które codziennie odwiedza rodzina chłopaka i
dziewczyny. Wszystko już jest idealne, ale tylko dla nich. Wszystko
się zmienia gdy......”
W tej chwili owy sen został przerwany
w nienajlepszy sposób. Rocky, który chciał zrobić reszcie kawał,
podłączył gitarę elektryczną do włączonych głośników i
zagrał na niej melodię na full. Wszyscy od razu wstali jak oparzeni
i zeszli zdenerwowani na dół. - Rocky! Co ty najlepszego
wyprawiasz?! - Krzyknęła zdenerwowana Rydel.
- Pogięło cię, czy co?! - Dodał
równie zdenerwowany Riker.
- Chciałem tylko abyście szybciej
wstali. - Wyjaśnił zmieszany Rocky i uśmiechnął się sztucznie.
Ross zszedł po schodach i podszedł do swojego brata. Dziwne było
dla innych to, że on jako jedyny nie był zły na brata.
- Rocky, a jaki jest prawdziwy powód
twojego zachowania? - Zapytał brązowooki zwany Rossem.
- Ross, on przecież chciał nas
zdenerwować. - Powiedział Riker będąc nadal bardzo wkurzonym.
- Rocky, nam możesz powiedzieć
wszystko, przecież wiesz. Jest 4:00, nie zrobiłeś tego żeby nas
zdenerwować tylko abyśmy zwrócili na ciebie uwagę, nieprawdaż? -
Objaśnił Ross, a Rocky aż wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Każde
słowo jego młodszego brata zgadzało się w jego obecnym tokiem
myślenia.
- Czemu sądzisz, że chciałem w ten
sposób zwrócić waszą uwagę? - Zapytał szatyn patrząc młodszemu
bratu w oczy.
- Ja to po prostu wiem, Rocky. - Wyznał
chłopakowi. - A teraz mów co zaprząta twoją głowę. - Rozkazał
blondyn, a chłopak wyjaśnił mu wszystko od początku do końca.
- Po prostu boję się tego koncertu,
bo to podobno dla nas wielka szansa, której nie możemy zmarnować.
Podobno ma tam być jakiś łowca talentów, który prowadzi wpływową
wytwórnię płytową w USA. - Wyznał po czym spuścił ze smutkiem
głowę nie chcąc patrzeć komukolwiek w oczy. Ross za to spojrzał
porozumiewawczo na rodzinę i wzrokiem nakazał im, aby usiedli obok
nich i spróbowali pocieszyć Rocky'ego. Oni oczywiście wykonali
jego prośbę i przytulili szatyna.
- Nie martw się Rocky. Ten koncert
jest jak wszystkie nasze dotychczasowe występy. Jeśli będziemy się
przejmować, nic nam nie wyjdzie. Szansa jak każda i trzeba z niej
skorzystać, bo potem możemy tego żałować. Jeśli nie on to
będzie kolejny właściciel wytwórni płytowej, któremu spodoba
się nasza muzyka, zobaczysz. - Doradził mu Ross, a Rocky nic nie powiedział
tylko go przytulił.
- Dziękuję, Ross. Za wszystko.
Dziękuję, że jesteś. - Wyznał i poklepał młodszego brata po
plecach.
- Nie ma za co. - Odpowiedział blondyn
i przybił z braćmi i siostrą piątki. Potem zjedli w spokoju
śniadanie, a gdy zegarek wskazał 10:00 przeszli do pokoju prób i
zaczęli ćwiczyć. Dzisiaj Ross nie musiał iść do szkoły
ponieważ pani dyrektor ogłosiła, że przez kilka dni szkoła będzie
zamknięta z przyczyn technicznych. Blondyna bardzo cieszyła owa
nowina, bo mógł w spokoju poćwiczyć z zespołem i przygotować
się do koncertu na „Festiwalu Piosenki w Los Angeles”, od
którego podobno dużo zależało. Najpierw zagrali LOUD, a potem
jeszcze kilka najnowszych singli. Wszystko było świetnie do momentu
gdy próg domu Lynchów nie przekroczył pewien chłopak imieniem
Cody.
- Ja przyszedłem do Rossa. -
Powiedział Strormie i za jej pozwoleniem udał się w kierunku sali
prób. - Witaj Ross, przyjacielu. - Powiedział widząc całą grupę.
Blondyn do niego podszedł i przybili sobie piątki. - Może
pójdziemy razem na dzisiejszy mecz hokejowy. - Zaproponował.
- To świetny pomysł, wyszalejemy się
i spędzimy razem czas. - Powiedział Riker nie kryjąc swojej
euforii i razem z innymi udał się w stronę drzwi wyjściowych.
- Ale.. - Zaczął Cody. - Nie obraźcie
się, ale chciałem tam iść z Rossem, bo mam tylko dwa bilety. -
Ogłosił blondyn, a reszcie zrobiło się przykro, bo oni też
chcieli iść na mecz hokeja, a tymczasem okazuje się, że Cody
Christian zabiera im Rossa.
- Ok, to chodźmy. - Powiedział Ross i
porwał Christiana ze sobą. Obaj wyszli z domu Lynchów i udali się
do miejsca, w którym miał się odbyć mecz hokeja.
<Tymczasem w domu rodziny Marano.>
Laura siedziała w swoim pokoju, bo od
rana co chwilę zmieniał się jej humor i była wiecznie głodna.
Nikt nie wiedział co jest tego powodem, nawet ona sama. W pewnej
chwili nastolatka weszła do łazienki ochlapała się letnią wodą.
Potem wytarła swoją twarz ręcznikiem, podeszła do lustra i
zaczęła się malować. Gdy skończyła, jeszcze raz stanęła przy
lutrze, ale tym razem bokiem i podwinęła bluzkę. Robiła tak co
jakiś czas, bo nie chciała zbytnio przytyć. Dzisiaj zauważyła
coś dziwnego, jej brzuch był troszkę większy niż zazwyczaj, a
przecież każdy wie, że Laura jest szczupłą dziewczyną. - Może
idź do lekarza. - Powiedziała Vanessa, która nagle pojawiła się
z uchylonych drzwiach. Jej nagłe przybycie tak przestraszyło
młodszą dziewczynę, że o mało co się nie przewróciła.
- Czemu? - Zapytała Laura i schowała
brzuch.
- Bo może jesteś chora. Ciągle
jesteś głodna, zmieniają ci się nastroje, często boli cię
brzuch i wymiotujesz, to mogę być objawy poważnej choroby. Lepiej
idź do lekarza. - Doradziła Vanessa.
- Masz rację, ale teraz mnie żaden
lekarz nie przyjmie. Musiałabym czekać na wizytę w długiej
kolejce. - Zauważyła szatynka i wyszła z łazienki, a starsza
dziewczyna udała się za nią.
- Mówiłaś o tym Rossowi? - Zapytała
Vanessa.
- Mówiłam mu, ale teraz myśli, że
już nic mi nie jest, bo potem powiedziałam, że wszystko w porządku.
- Powiedziała i usiadła na łóżku w swoim pokoju. Gdy jej telefon
nagle zaczął wibrować, wzięła go do rąk i odblokowała ekran.
Okazało się, że była to wiadomość sms od Rydel. Napisała
Laurze, że jak będzie miała czas to niech do niej zadzwoni, więc
dziewczyna to zrobiła włączając na głośny, aby Vanessa także
mogła wszystko usłyszeć.
- Jak dobrze, że tak szybko
zadzwoniłaś, Laura. - Powiedziała Rydel po odebraniu połączenia.
- Co się stało? - Zapytała Vanessa
zamiast Laury.
- Chodzi o Rossa. On dzisiaj poszedł z
Cody'm na mecz hokejowy, ale boimy się, że on go nam zabierze. -
Wyznała blondynka.
- Czemu tak sądzicie? - Zapytała
Laura.
- Sama nie wiem, Cody mógł się wcale
nie zmienić i teraz może chcieć żeby Ross nas zostawił dla
niego. - Wyżaliła się z łamiącym się głosem dziewczyna.
- Delly, spokojnie. Przecież Ross was
nigdy nie zawiódł. Wie jaki był Cody, bo znają się od małego.
Wiem, że mimo wszystko jest do niego zdystansowany, bo wszyscy wiemy
jak Ross traktuje ludzi, którym jeszcze nie do końca ufa. Nie martw
się na zapas, dobrze? - Doradziła jej starsza z sióstr.
- Masz rację Van, dzięki. -
Powiedziała i się rozłączyła, a Vanessa usiadła obok swojej
młodszej siostry.
- Wiem, że teraz boisz się o to samo
co rodzina Rossa. Chodź tu. - Powiedziała i przytuliła dziewczynę.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Dodała i jeszcze mocniej ją
przytuliła.
<Tymczasem u Rossa.>
Mecz hokejowy właśnie się skończył,
a Ross wracał właśnie do domu. - Ross, Ross, zaczekaj! - Zawołał
go nagle ktoś z oddali. Chłopak się odwrócił i ujrzał przed
sobą Caluma zmierzającego w jego kierunku. - Widziałem jak
wychodziłeś z lodowiska, więc chciałem cie dogonić, bo muszę ci
coś powiedzieć. Znajdziesz dla mnie chwilkę? - Powiedział Calum.
- Jasne, o co chodzi? - Zapytał Ross.
Przyjaciele ruszyli z miejsca, a w tym czasie rudzielec opowiadał
wszystko brązowookiemu.
- Chcę oświadczyć się Raini. -
Wyznał chłopak.
- To fantastycznie, ale po twoim głosie
i tym, że mnie szukałeś wnioskuję, że się boisz to zrobić,
czy się nie mylę? - Kolejny raz Ross trafił bezbłędnie.
- Tak, nie wiem co mam robić, bo ja
naprawdę ją kocham.
- Ok, rozumiem, ale lepiej mi
odpowiedz. Boisz się jej oświadczyć, czy tego, że może ci
odmówić?
- Yyyy.... tego, że mi odmówi. -
Odpowiedział ze wstydem w głosie.
- Przecież ona cię kocha. Jestem
pewny, że się zgodzi bez wahania.
- Serio tak uważasz?
- Tak, a teraz idź do niej i się jej
oświadcz. - Powiedział i popchnął swojego przyjaciela w stronę
domu wspomnianej dziewczyny, a sam udał się pod dom Laury.
Zadzwonił dzwonkiem i już po chwili ujrzał przed sobą swoją
ukochaną.
- Cześć, kochanie. - Przywitał się
i pocałował wybrankę swego serca w policzek.
- Witaj, wejdź. - Powiedziała i
wpuściła chłopaka do środka. - Rodziców i Vanessy nie ma, bo
pojechali pozałatwiać jakieś ważne sprawy. - Wyjaśniła
chłopakowi i zaprowadziła go do swojego pokoju. Tam usiedli na
łóżku i bez słowa się przytulili. - Ross. - Zaczęła
dziewczyna, a chłopak spojrzał jej w oczy. - Zastanawiałeś się
kiedyś co będzie z nami gdy szkoła się skończy, a my pójdziemy
na studia? - Zapytała szatynka z przejęciem w głosie. Tak naprawdę
bała się, że gdy szkoła się skończy ich drogi się rozejdą i
już się nie spotkają.
- Laura, wiedz, że cię kocham i
cokolwiek się stanie, nie rozstaniemy się. W dniu zakończenia
szkoły, skończymy kolejny etap w swoim życiu, ale jednocześnie
zaczniemy nowy i to wspólnie. - Powiedział według dziewczyny
najromantyczniej na świecie.
- Jak dobrze, że cię mam. -
Powiedziała wzruszona.
- Masz i zawsze będziesz miała, już
ja o to zadbam. - Dodał i ją czule pocałował, a dziewczyna
odwzajemniła jego gest. Całowali się kilka może nawet kilkanaście
sekund. Nie liczyli tego, bo byli zbyt zajęci sobą żeby liczyć
jak długo się całują. W tym pocałunku było dużo namiętności
i pożądania, ale także miłości i pragnienia wzajemnej bliskości.
Ross powoli zaczął obniżać się wraz ze swoją ukochaną, aż ta
znalazła się na pościeli, a on kilka milimetrów nad nią. Nadal
się całowali, ale w pewnej chwili Laura przerwała tą romantyczną
scenę.
- Wybacz Ross, ale nie mogę. Jestem
ostatnio trochę obolała, rozumiesz? - Powiedziała patrząc mu w
oczy.
- Od kiedy tak masz? - Zapytał z
wyczuwalną troską w głosie.
- Od niedawna, Nessa namawiała mnie
abym poszła z tym do lekarza, ale teraz nie ma wolnych terminów.
- Znajomy mojego taty jest lekarzem,
więc mogę ci u niego załatwić wizytę.
- Serio? Zrobiłbyś to dla mnie?
- Dla ciebie wszystko, kochanie. -
Powiedział i ją pocałował, a ona to odwzajemniła. - Dzisiaj do
niego zadzwonię i ci napiszę kiedy ma wolne terminy. - Dodał.
- Dobrze, dziękuję ci bardzo, Rossy.
- Podziękowała i przytuliła uroczego blondyna. Jeszcze jakiś czas
porozmawiali, a Ross przez cały ten czas przytulał młodą Marano i
ją pocieszał. Po 19:00 wyszedł z domu dziewczyny i wrócił do
siebie, bo chciał, aby szatynka odpoczęła. Umył się i przebrany
w piżamę położył się w łóżku. Przykrył się kołdrą i
nawet nie zauważył jak znalazł się w objęciach Morfeusza.
*W
następnym rozdziale.*
Ross umawia
Laurę z kolegą swojego taty, który jest lekarzem, na wizytę. Gdy
mija kilka dni, zespół R5 ma próbę, jednak Ross niespodziewanie
traci głos. W tym samym czasie Laura jest u lekarza i ma badania.
Czy Ross wyzdrowieje do koncertu na „Festiwalu w Los Angeles”,
który jest następnego dnia? Co wykażą badania Laury? Czy to coś
poważnego? Dowiecie się wszystkiego czytając następny rozdział.
PREMIERA JUŻ 2.02.14.
**********
Hejka, to znowu ja. Tęskniliście.? Hehe, mam nadzieję, że tak, bo ja tęskniłam. Wybaczcie, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale na serio nie mam czasu, aby robić to częściej. Z moją psychiką nie jest ostatnio najlepiej, przez problemy straciłam nawet pasję do pisania i czas na to, ale spokojnie. Pasja mi powróciła i będę pisać i pisać. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Hejka, to znowu ja. Tęskniliście.? Hehe, mam nadzieję, że tak, bo ja tęskniłam. Wybaczcie, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale na serio nie mam czasu, aby robić to częściej. Z moją psychiką nie jest ostatnio najlepiej, przez problemy straciłam nawet pasję do pisania i czas na to, ale spokojnie. Pasja mi powróciła i będę pisać i pisać. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Całuski :** Marta Lynch.