poniedziałek, 14 lipca 2014

(82) 8. Prawda & Skutki

A więc idź i spełniaj swoje marzenia. Mną się nie przejmuj i tak będę cię kochać wiecznie.” - Laura Marano

*Oczami Rossa*
Nie miałem pojęcia jak mogę powiedzieć Lau o wszystkim, jak wyznać jej całą prawdę, która tak we mnie siedziała i powoli usypiała me zmysły. Brakowało mi słów by móc to wszystko opisać. Teraz gdy stała tak przede mną bez słowa czekając na wyjaśnienia próbowałem otworzyć usta i zacząć mówić. - Wyjeżdżam... chyba. - Wymruczałem w końcu i spuściłem głowę. Laura podeszła do mnie i podniosła moją głowę tak abym spojrzał w jej oczy.
- Jak to wyjeżdżasz? Gdzie? Kiedy? Po co? - Zadała serię pytań nie ściągając ze mnie wzroku nawet na sekundę.
- Znaczy... nie wiem czy wyjeżdżam. To nie jest pewne, bo... mam wybór. - Szatynka nic nie mówiła tylko wzrokiem zachęcała mnie do dalszych wyjaśnień. Wziąłem głęboki oddech. - Dostałem propozycję podjęcia nauki w wyższej uczelni muzycznej – najlepszej w całych Stanach. - Zacząłem. - Pan Patrick Adams – dyrektor owej placówki oferuje mi 4 – letnie studia całkowicie przez niego sfinansowane. To dla mnie szansa, ale nie wiem co zrobić. Nie chcę tu zostawiać rodziny, przyjaciół, ciebie. - Dodałem.
- A gdzie jest ta szkoła? - Zapytała nadal ze zdziwieniem w oczach.
- No i widzisz... tu właśnie jest problem, bo w Nowym Jorku. - Odpowiedziałem i posmutniałem. - Chciałbym tam pojechać i się kształcić, ale tu mam wszystko. Tu się wychowałem. Nie chcę tego zostawiać na ponad 4 lata, bo chyba za bardzo bym tęsknił. - Powiedziałem.
- Kiedy byś wyjechał? - Zapytała Lau ponownie.
- Jeszcze przed końcem lutego. Mam czas z decyzją do 31 stycznia. - Rzekłem.
- Ross... kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej, a więc jedź. Spełnij swoje marzenia, ja poczekam na ciebie choćby wieczność. Będziemy codziennie pisać, rozmawiać przez telefon czy skype, a gdy będę mogła przyjadę do ciebie. - Powiedziała, pocałowała mnie w policzek i przytuliła się do mnie jak do misia.
- Jesteś tego pewna? - Zapytałem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Znów mnie przytuliła. Razem udaliśmy się do mojego domu, a tam wyjaśniłem wszystko całej reszcie. Bardzo cieszyli się z mojej decyzji. Będę za nimi wszystkimi tęsknił, ale jak na razie korzystam z tego, że jeszcze tu jestem. Powiedziałem panu Patrickowi, że się zgadzam i poszedłem spać, bo tego dnia byłem wyjątkowo zmęczony.

*Oczami Laury.*
Siedziałam właśnie na parapecie w swoim pokoju. Ross już poszedł spać, wywnioskowałam to ze zgaszonego światła w jego pokoju. Patrzyłam w gwiazdy i myślałam. - "On wyjeżdża – tak bardzo będę za nim tęsknić. Nie zobaczymy się 4 lata, dla mnie będzie to jak wieczność, ale mimo wszystko będę się starać odwiedzać go kiedy tylko będę mogła. Przez 4 lata na pewno znajdzie się dłuższa chwila, no ale... muszę też podjąć leczenie. Muszę iść jutro do doktora i zapytać go o szczegóły. Wierzę, że dam radę i wyjdę z tego, jednak wolę nikomu nic nie mówić." - Siedziałam tak gdy nagle poczułam, że dzwoni mi telefon. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i odebrałam połączenie. - Czego chcesz, Cody? - Zapytałam z pretensjami przez słuchawkę.
- Ciebie maleńka. - Odpowiedział mi.
- A tak na serio? - Zapytałam znudzona całą tą sytuacją.
- Mała, wróć do mnie. Kocham cię. - Powiedział głosem, który uważał za uwodzicielski. Tak mnie denerwował swoją głupią gadką. Wiem, że nie mówi poważnie. Nigdy mnie nie kochał i teraz na pewno też nie. Z resztą ja też go nie kochałam, nie kocham i nigdy nie pokocham. Kocham tylko Rossa i nikt tego nie zmieni.
- Odwal się ode mnie, Cody. I tak wiem, że to twoja kolejna gierka. - Wygarnęłam mu.
- Nie, no co ty. Żadna gierka. Ja tylko... - Nie dokończył, bo się rozłączyłam. Cicho westchnęłam i położyłam się na łóżku. Swoje ciało przykryłam kołdrą, a głowę położyłam na poduszce. Nawet nie zauważyłam jak zasnęłam.

<Następnego dnia.>
- Aaaaaaaa!!!! - Ten krzyk zbudził każdego mieszkańca domu rodziny Lynch. To Ross krzyczał z łazienki. Wszyscy biegiem znaleźli się w łazience, w której blondyn przed chwilą brał prysznic. Zastali tam brązowookiego stojącego na środku pomieszczenia w ubraniu. Wszystko byłoby ok gdyby nie to, że nastolatek miał różowe włosy. - Kto to zrobił? - Zapytał zdenerwowany Ross. Wszyscy prócz niego spojrzeli na Cody'ego. On po chwili to dostrzegł.
- No co? To nie byłem ja. - Powiedział, jednak każdy miał wrażenie, że kłamie.
- A więc kto? - Zapytał Riker i splótł ręce na klacie. On również nie wierzył w prawdziwość słów Christiana.
- A może Rydel. Ona przecież ma różową farbę do włosów, a wczoraj byłaś zła na Rossa, bo ci kupił złą odżywkę do włosów. - Zwrócił się w połowie do reszty, a w połowie do blondynki.
- Co? To są oszczerstwa. On mnie potem przeprosił i poszedł kupić właściwą, a ty nie próbuj się wymigać Christian, każdy wie, że to twoja sprawka. - Powiedziała zdenerwowana.
- Ha, chyba śnisz. - Powiedział lekceważąco.
- Kurde, miej facet jaja i się w końcu przyznaj. - Wtrącił się Rocky. Cody już miał się odezwać, ale przerwał im Ross.
- Dobra, dajcie spokój. Jakoś to się da zmyć, nic się przecież nie stało. Jest już po sprawie, a teraz wyjdźcie stąd proszę. - Powiedział, a wszyscy, aby się nie kłócić wyszli w pokoju czystości.
- I tak wiem, że to ty. - Powiedział Rik do Cody'ego.
- Tak, tak, jasne, jasne, ale dowodów na mnie nie macie, więc jestem czysty. - Powiedział udając świętego i wyszedł z domu Lynchów.
- Uhhhh, ale ten gość mnie wpienia. - Powiedział najstarszy z rodzeństwa.
- Tja, mnie też. - Dodał Rocky, a każdy przyznał mu rację.
- Ej, ludzie. Trzeba zdobyć na niego dowody. - Powiedziała Rydel.
- Jak chcesz to zrobić? - Zapytał jej chłopak.
- Normalnie. - Rzekła wymijająco i pociągnęła Ella w stronę drzwi, bo mieli iść właśnie na randkę. Rodzice rodzeństwa także udali się na randkę, więc dom był pod opieką Rikera.
- No, panowie, co robimy? - Zapytał Rik siedając na kanapie.
- Ja to bym sobie coś obejrzał. - Rzekł Ryland, a Rocky przyznał mu rację.
- Ok to wy coś wybierzcie, a ja pójdę zobaczyć co z Rossem.
- Ok. - Odpowiedzieli razem i po chwili Rikera już nie było w salonie. Wszedł po schodach i udał się do łazienki Rossa. Cicho zapukał, jednak na tyle głośno, by siedzący w środku chłopak to usłyszał.
- Proszę. - Usłyszał w odpowiedzi i ostrożnie złapał za klamkę po czym wszedł do środka. - Hej Riker. - Przywitał się młodszy brat.
- Elo młody. Jak tam z fryzurą?
- A już lepiej. Farba schodzi. - Uśmiechnął się, a Riker mu odpowiedział tym samym.
- To dobrze, wiesz, że to Cody, prawda?
- Rik, nie zaczynaj znowu. To nie on i tyle.
- Serio w to wierzysz? Sam mówiłeś jeszcze niedawno, że byłby do czegoś takiego zdolny.
- Riker, przestań. Nie ma dowodów, że to on, więc nie będę go obciążał.
- Jak sobie chcesz, ale jesteś dla niego za dobry.
- Tak, tak. Możemy zmienić temat?
- Dobrze, wczoraj dzwoniłem do organizatora naszej trasy koncertowej i powiedziałem, że z powodu twoich studiów nie może się ona odbyć.
- Serio? Ehhh, przez te studia wszystko się niszczy. - Po tych słowach blondyn posmutniał.
- Nie, to nieprawda, przecież wiesz. Dzięki studiom będzie ci łatwiej stać się kimś, od dziecka o tym marzyłeś, zapomniałeś? A jeśli nie w tym roku to za te 4 lata odbędzie się nasza trasa, one w przeciwieństwie do studiów nie uciekną.
- Czyli twoim zdaniem dobrze zrobiłem zgadzając się?
- Zrobiłeś bardzo dobrze. - Powiedział i przytulił młodszego brata. - Jestem z ciebie taki dumny. - Szepnął mu do ucha i poklepał po plecach. Potem wyszedł z łazienki i wrócił do rodzeństwa. W trójkę zaczęli oglądać horror pt. "Piła 5".

<Tymczasem u Laury.>
Dziewczyna od rana była na nogach. Posprzątała w pokoju, wykonała poranną toaletę i przebrała się. Zjadła śniadanie i żegnając się z rodziną udała się do lekarza, u którego się niedawno badała. - Dzień dobry, panie doktorze. - Powiedziała nieśmiało gdy weszła do gabinetu.
- Laura... witaj. - Odpowiedział jej mężczyzna i  uśmiechnął się do nastolatki, a ona odwzajemniła jego gest.
- Doktorze, wyjdę z tego? - Zapytała prosto z mostu.
- Nigdy nie ma stu procentowej pewności, ale z twoją odpornością jest 85% szans, że tak. - Pocieszył ją mężczyzna.
- Dobrze, a więc co mam robić?
- Zostaniesz u nas na obserwacji na noc, zrobimy ci parę badań i zobaczymy co dalej.
- Dobrze. Powiedziała i udała się do oddzielnej sali. Tam przebrana w szpitalną piżamę przykryła się kołdrą i czekała na dalsze rozwinięcie się sytuacji.

*W następnym rozdziale.*
Lekarze po zbadaniu dziewczyny są w szoku. Nie spodziewali się, że jej sytuacja aż tak się rozwinie. Co zszokowało lekarzy? Jakie są wyniki powtórnych badań? Odpowiedzi szukajcie w 9 rozdziale 3 sezonu opowiadania.
PREMIERA JESZCZE W LIPCU.

**********
Ta dam, no i w końcu jest po ponad miesiącu oczekiwania. Jesteście tu jeszcze? Nie wiem czy rozdział się wam spodoba, pisany był na szybko, więc sama nie umiem go ocenić. Jak myślicie, co będzie dalej:? Jak to wszystko się potoczy? A tak w ogóle to jak mam mijają wakacje? Wyjechaliście gdzieś? Macie plany by wyjechać?
Całuski ;* Marta Lynch

niedziela, 8 czerwca 2014

(81) 7. Nocowanie & Podejrzenia

Możesz mydlić nam oczy, ale ze mną ci tak łatwo nie pójdzie. Wiem, że to ty i zdobędę na to dowody.” - Rydel Lynch.

*Oczami narratora*
Wszyscy przybyli do domu nie wierzyli własnym oczom. Przed nimi stał nie kto inny jak Cody. - Dzieci, Cody będzie mieszkał z nami przed kilka tygodni, bo u niego w domu trwa remont, a skoro wy się z nim przyjaźnicie to pomyślałam, że go przygarniemy na ten czas. - Powiedziała Stormie do swoich dzieci. Wszystkim jak na zawołanie kopary opadły, jednakże tylko Ross nie był zdziwiony owym faktem. On jako jedyny podszedł do chłopaka i przybił z nim piątkę. - Ross, Cody będzie spał w twoim pokoju. Jego rzeczy już tam są. - Zwróciła się do nastolatka mama.
- Dobrze, mamo. - Odpowiedział. - Cody, chodź, lepiej będzie jak pójdziemy już spać. - Powiedział i ziewnął, a Christian udał się za nim do pokoju. Blondyn poszedł się myć i po kilku minutach oboje zgasili światło i poszli spać - Ross na podłodze, a Cody na łóżku blondyna.

Ten sen był inny niż wszystkie. Nie było w nim nic specjalnego i szczególnego, ale jednak coś sprawiło, że dostał on miano niezwykłego i jedynego w swoim rodzaju. Cała akcja snu przebiegała w białym pokoju. Wszystko tam było w tym kolorze, meble, ściany, dekoracje, wszystko. Ross stał na samym jego środku i nie mógł nic zrobić. Jakaś siła odśrodkowa nie pozwalała mu wykonać żadnego, nawet najmniejszego ruchu. Wnet pojawiła się postać w kolorze czerni. Idealnie kontrastowała ona z panującą tam bielą. Podeszła do blondyna. - Widzę, że nie jesteś do końca szczęśliwy. Nie wierzysz w zmianę Cody'ego. - Powiedziała i pogłaskała Rossa po włosach.
- Wierzę. Powiedział, że się zmienił, a ja mu ufam. - Odpowiedział blondyn, jednak zabrzmiało to tak jakby kłamał. On sam poczuł się jakby kłamał, ale starał się to ukryć. Postać zmierzyła go wzrokiem i cicho się zaśmiała.
- Kochany, kogo ty próbujesz oszukać? Mnie czy siebie? Wiesz jacy są ludzie, sam mówiłeś jeszcze niedawno, że tacy jak Cody nigdy się nie zmieniają. Wiem, że mu nie wybaczyłeś do końca. Jakaś część ciebie nadal mu nie ufa, nie wierzy w jego zmianę. Słusznie, bo on się wcale nie zmienił. Kolejny raz cię okłamał tylko po to, aby zbliżyć się do twojego życia i w pewnym momencie zabrać ci wszystko co masz. Nie ufaj mu, nie warto. W przeciwnym razie popełnisz największy błąd w swoim życiu. - Rzekła i zniknęła, a Ross się obudził........

^Następnego dnia^
*Oczami Laury*
Lekarz dał mi dwa dni na spakowanie się i powrót do szpitala w celu podjęcia dalszego leczenia. Chcę się leczyć, bo wiem, że wyzdrowieję, wierzę w to. Mimo wszystko nie chcę, aby Ross się dowiedział o mojej chorobie. Gdy zobaczyłam wyniki całe moje życie przeleciało mi przed oczyma, każda chwila z Rossem i nie tylko. On tak wiele dla mnie znaczy. Nie chce go stracić przez jakąś chorobę. Będąc już w domu spakowałam swoje najpotrzebniejsze rzeczy do torby i postawiłam ją przed drzwiami wejściowymi, a sama udałam się do Rossa. - Hejka, kochanie. - Przywitałam się z nim próbując ukryć, że coś się dzieje.
- Siemaneczko, misiu. - Odpowiedział i pocałował mnie w usta. - Dawno się nie widzieliśmy. - Powiedział.
- Kilka godzin. - Rzekłam i weschnęłam.
- Wiem, ale dla mnie to i tak było jak wieczność. - Ach, a on jak zawsze słodki.
- Dla mnie też. - Powiedziałam i wtuliłam się w niego jak w misia. Będę za nim tęsknić. W szpitalu będę musiała spędzić miesiąc, ale jak wszystko dobrze pójdzie to tylko miesiąc.
- Lau... - Zaczął, ale chyba bał się skończyć.
- Tak? - Próbowałam go ośmielić.
- Zostaniesz na próbie? - Zapytał.
- Jasne. - Odpowiedziałam i udaliśmy się do sali prób trzymając się za ręce. Byli tam już wszyscy. Zespół zajął swoje miejsca i zaczęli grać. Tylko Ross wydawał się być nieobecny tego dnia. W ogóle nie mógł wbić się w rytm i skupić na śpiewaniu. Mylił słowa i melodie, był ewidentnie czymś rozkojarzony. W pewnym momencie Rydel dała znak rodzeństwu i chłopakowi, aby przestali grać.
- Ross, co się dzieje? Jesteś czymś mocno rozkojarzony. Co się stało? - Zapytała blondynka widocznie zmartwiona zachowaniem młodszego brata. Ross tylko stał na środku pomieszczenia ze spuszczoną głową i patrzył w jeden punkt na podłodze. Cały czas milczał i nic nie mówił. Widać było, że coś go gryzie. Nie wytrzymałam już tego żalu i wstałam.
- Ross, cokolwiek się stało wiedz, że jesteśmy przy tobie i cię wspieramy. - Powiedziałam i pogłaskałam go po policzku.
- Masz zimne ręce. - Powiedział i spojrzał mi w oczy. - I blada jesteś cała. Źle się czujesz? - Zapytał z troską zapominając zupełnie o sobie. On za dużo myśli o innych. Powinien czasem pomyśleć o sobie.
- Nic mi nie jest. Zimno mi było dzisiaj i się nie wyspałam więc wiesz... Ale nie zmieniaj tematu. Co się stało? - Wyjaśniłam kłamiąc i zapytałam kładąc nacisk na każde kolejne słowo.
- Nic mi nie jest. Odczepcie się ode mnie, kurde. - Powiedział i wybiegł w sali prób. Ja pobiegłam za nim, ale w połowie drogi go zgubiłam. Chciałam mu pomóc, ale teraz mam już pewność. Z Rossem coś jest, coś mu się na bank stało i trzeba się dowiedzieć o co chodzi. Po jakiś 40 minutach usłyszałam, że mój telefon zaczyna dzwonić. Zobaczyłam na wyświetlaczu, że to Ross. Odebrałam bez najmniejszego zawahania. - Laura, możemy się spotkać w tym parku co zawsze za 10 minut? - Zapytał.
- Jasne. - Odpowiedziałam i się rozłączyłam. Szybko udałam się w umówione miejsce. Chłopak już tam czekał. Był ewidentnie czymś zdenerwowany. Usiedliśmy na jednej z ławek. - Chciałeś pogadać, co jest? - Zaczęłam rozmowę.
- Lau, ja... - Zaczął, ale na chwilę wstrzymał oddech. Widać było, że nie wiedział jak mi to powiedzieć. To było dla niego trudne. Próbowałam go ośmielić uśmiechając się co odwzajemnił. - Nie jest mi łatwo o tym mówić, ale musisz wiedzieć, że.... - Zaczął, ale to co usłyszałam totalnie zwaliło mnie z nóg. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.

*W następnym rozdziale*
Wiele się wydarzy gdy Laura dowie się prawdy. Co takiego powiedział jej Ross? Czy i ona będzie z nim szczera i powie o swojej chorobie? Odpowiedzi znajdziecie w 8 rozdziale 3 sezonu.
PREMIERA JUŻ NIEDŁUGO.

*********
Witam, witam i o wrażenia pytam. ;*** Wiem, że rozdziałek krótki, ale to dlatego, że nie udało mi się nic więcej wyskrobać. Z tymi rozdziałami będzie tak tylko do końca roku szkolnego. Jak na razie muszę wszystko zdać itp, bo to ostatni dzwonek. Obiecuję, że jak tylko zaczną się wakacje to coś wstawię, bo będę miała na to więcej czasu i mam nadzieję, że zacznę tamtą drugą historię o Austinie i Ally.
Całuski ;*** Marta Lynch.

sobota, 10 maja 2014

One shot "Nigdy nie mów nigdy."

Była sobie 16 - letnia dziewczyna imieniem Laura Marano. Była to urocza, niska szatynka o brązowych oczach. Miała ona najlepszego przyjaciela - Rossa Lyncha. Był to wysoki blondyn o pięknych brązowych oczach. Połączyła ich pasja - miłość do muzyki, a może nawet do siebie. Kto wie? Rozumieli się bez słów, a ich przyjaźń trwała przez lata. Uwielbiali się razem wygłupiać i pisać do późnej nocy. Każdy mówił, że do siebie pasują, ale oni tak nie uważali. Może i mieli takie same charaktery, zainteresowania i w wyglądzie byli podobni, ale nigdy nie pomyśleli nawet, że mogliby kiedyś być razem. Było tak przynajmniej do pewnego dnia. Wtedy wszystko zmieniło się już na zawsze. Laura siedziała w swoim pokoju i jak co dzień pisała z Rossem. Ich rozmowa niczym nie różniła się od poprzednich, poleciały serduszka i czułe słówka, ale w pewnej chwili chłopak napisał coś co złamało dziewczynie serce, choć jeszcze o tym nie wiedziała. 
"Słuchaj, zakochałem się. Wcześniej to wypierałem, ale teraz już wiem, że było to błędem. Jestem zakochany na zabój." 
Laura, gdy to przeczytała poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Nie wiedziała dlaczego, ale zaczęła płakać z bólem i rozpaczą. Napisała, że to świetnie i musi kończyć po czym z żalem rzuciła się na łóżko. Przypomniały jej się wszystkie chwile spędzone z Rossem, to uczucie jak się przytulali, jak go zauważała, jak z nim pisała. To było wręcz nie do opisania. Przed oczami wciąż miała sceny z ich wspólnych spotkań i wyjść we dwoje lub w większym towarzystwie. W tej chwili wszystko stało się jasne - dziewczyna zakochała się na zabój w swoim najlepszym przyjacielu. Przestraszyła się. Jej największym strachem była utrata tego chłopaka, który znaczył dla niej cholernie dużo, zniszczenie tej mocnej więzi przez to uczucie, które w tej chwili nazwała "głupim". Płakała całą noc, najbardziej bała się spojrzeć chłopakowi w oczy, powstrzymać łzy i powiedzieć, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Bała się tego, że nie da rady i zniszczy wszystko wyznając prawdę. Postanowiła jednak kłamać, okłamywać chłopaka i samą siebie. W końcu uważała to za najlepsze wyjście i jedyny sposób, aby go nie stracić.
Następnego dnia, dziewczyna od rana unikała chłopaka, nie chciała spojrzeć w jego hipnotyzujące ją brązowe oczy. Nie chciała też, aby zauważył, że coś się dzieje, więc w ogóle z nim nawet nie miała kontaktu wzrokowego. Udawało jej się to do zakończenia lekcji. Dziewczyna szybko wyszła ze szkoły i szła w kierunku swojego domu. On od początku wiedział, że coś jest nie tak, ale za każdym razem jak chciał podejść ona uciekała i udawała, że go nie zna. Chciał wiedzieć o co chodzi, czuł, że to coś poważnego, bo Laura nigdy się tak nie zachowywała. Poszedł, więc za nią. Dogonił ją po kilku minutach, złapał delikatnie za biodra i odwrócił w swoim kierunku, po czym spojrzał jej głęboko w oczy. - Co się stało? Czemu się tak zachowujesz? - Zapytał, ale nie otrzymał odpowiedzi.
- Jak? - Zapytała po kilku minutach ciszy.
- Unikasz mnie, nie rozmawiasz, nie patrzysz, udajesz, że mnie nie znasz. O co chodzi? - Rzekł ze zmartwieniem.
- To wszystko zniszczy. Nie chcę tego. Nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni. Zbyt wiele dla mnie znaczy, ona jak i ty. - Powiedziała po chwili, a pojedyncza łza spłynęła po jej delikatnym poliku. Lynch starł ją opuszkiem palca i kontynuował.
- Nie ma takiej siły, która zniszczy naszą przyjaźń. Nie pozwolę na to. - Dziewczyna już wiedziała co zrobić. Musiała powiedzieć chłopakowi prawdę, przecież na nią zasługiwał. Nie chciała go stracić, ale uważała, że zasłużył na szczerość. Wzięła głęboki wdech i wyrwała się z objęć chłopaka.
- Ty nic nie rozumiesz!!! - Wykrzyczała mu prosto w twarz. - Kocham cię, ale ty kochasz inną. Nie chcę niszczyć tego, ale jak widać nie ma innego wyjścia. Cześć. - Dokończyła i odwróciła się do chłopaka plecami. Znów kilka pojedynczych łez spłynęło po jej delikatnej skórze. Blondyn nie dał za wygraną i gwałtownie odwrócił ją z powrotem łapiąc za nadgarstki. Od razu wpił się w jej usta z miłością i pożądaniem. Ona na początku zdezorientowana, po chwili odwzajemniła pocałunek. On czuł do niej to samo i gdy się oderwali powiedział jej te magiczne słowa „Kocham cię.”.......... I żyli długo i szczęśliwie........

Morał z tego taki: „Nigdy nie okłamuj samego siebie, bo to tylko sprawia, że przestajesz ufać innym.”


*************
Joł, joł, joł. :D Mam dla was one shot'a, bo jak na razie to jedyne co udało mi się napisać. Podoba wam się? Rozdział się piszę, powoli, ale mimo wszystko. Od teraz tak mogę zapełniać przerwy pomiędzy rozdziałami, co wy na to? Podoba się wam owa idea?
 
Całuski ;*** Marta Lynch.

czwartek, 3 kwietnia 2014

(80) 6. Wyniki badań & Szok

Wiedziałam, że jest źle, ale nie wiedziałam, że aż tak. Straciłam wszystko, czego od zawsze pragnęłam, przez te głupie wyniki.” - Laura Marano.

*Oczami narratora.*
Ten dzień z pozoru wydawał się być jednym z lepszych, ale nie dla Laury i Rossa. On poprzedniego dnia stracił głos i nie wiedział co zrobić, aby go odzyskać, a przecież już dzisiaj miał się odbyć koncert R5, a ją poprzedniego dnia zawieźli do szpitala i po zrobieniu jej szczegółowych badań oczekiwali na ich wyniki, które miały zdiagnozować jej dolegliwości. Szatynka od 5 rano leżała w sali segregacji i starała się być cierpliwa. Rodzice siedzieli razem z nią. Chcieli dzwonić po Rossa, ale Laura im zabroniła mówiąc, że sama to zrobi w odpowiednim momencie. - Wy też idźcie do domu, poradzę sobie. - Zwróciła się do rodziców.
- Kochanie, nie zostawimy cię tutaj. - Powiedział ojciec dziewczyny.
- Jedźcie do domu. Jestem już dorosła, poradzę sobie. - Nadal próbowała postawić na swoim. W końcu po kilku minutach przekonała małżeństwo do powrotu do domu. Po kilku minutach w sali pojawił się lekarz i pokazał nastolatce wyniki badań. - Ale to przecież niemożliwe, to musi być jakaś pomyłka. - Powiedziała, mając w oczach łzy.
- To żadna pomyłka pani Marano, bardzo mi przykro, ale niestety jest pani chora na białaczkę, ale spokojnie, zrobimy co w naszej mocy, aby była pani zdrowa. - Powiedział lekarz, jednak to wcale nie pocieszyło szatynki. Wyszedł z sali segregacji, a dziewczyna schowała twarz w poduszkę i zaczęła gorzko płakać. - Co teraz będzie? Ross mnie zostawi, bo przecież nikt nie będzie z chorą dziewczyną. - Powiedziała płacząc. Całe jej dotychczasowe życie w tym momencie przeszło jej przed oczyma. Przypomniała się jej każda chwila spędzona z Rossem. Jej największym strachem było to, że on ją zostawi, a nie samo oblicze tej choroby. Zakazała lekarzowi cokolwiek mówić rodzicom i przyjaciołom, a ten jako, że jest ona pełnoletnia, musiał się zgodzić na jej warunki. W tym samym czasie niczego nieświadomy Ross szedł wraz z zespołem na plac, na którym miał się odbyć wyczekiwany przez wszystkich festiwal. Głos mu jeszcze nie powrócił, ale mimo to zespół zdecydował się wystąpić. Postanowili, że w razie czego, Ross będzie tylko grał, a oni będą śpiewać i grać. W kulisach za sceną byli już o 12, a koncert miał się zacząć o 14. Ross musiał odpoczywać, aby były większe szanse na odzyskanie jego głosu, ale niestety, tak się nie stało. Minuty mijały, a z głosem Rossa nie było nawet o mały procencik lepiej.
- Panie i panowie, przed wami zespół R5. - Powiedział w końcu kierujący całą uroczystością. Zespół wszedł na scenę, a Ross był chyba najbardziej zestresowany. Zajęli swoje miejsca i gdy mieli już zacząć grać, nagle ten sam głos powiedział. - R5, może dacie teraz Rossowi solówkę, tak dawno nie śpiewał sam. - Zaproponował, a to wszystko to był pomysł Cody'ego, który stał pod sceną i rozmawiał z kierownikiem, który okazał się być jego krewnym. Chciał, aby Ross ośmieszył się publicznie. Tłum zaczął skandować imię blondyna, a ten nie wiedział co zrobić.
- Wie pan, Ross.... - Zaczęła Rydel, ale Ross przerwał jej ruchem ręki. Wziął do rąk gitarę i stanął na samym środku sceny, a przed sobą postawił mikrofon. - Ross, co ty......? - Zaczęła blondynka, ale tym razem przerwał jej Cody.
- Kochana, Ross wie co robi. - Powiedział i uśmiechnął się do niej cwaniaczko.
- Tyyy. Nienawidzę cię, chcesz żeby się ośmieszył publicznie, prawda? - Powiedziała.
- Co? Nie, ależ skąd? - Powiedział i odszedł w idealne miejsce do obserwowania klęski Rossa Lyncha na żywo. Blondyn zaczął powoli grać, aż robił to coraz pewniejszy siebie. Jego rodzeństwo stało z boku i obserwowało wszystko z wielkim strachem w oczach, obawiali się tego co się teraz stanie. Przecież Ross stracił głos. Do końca życia, wszyscy by się z niego śmiali. Brązowooki nadal grał, a gdy był już coraz bliżej momentu, w którym powinien zacząć śpiewać, stało się coś dziwnego. Ross rzucił gitarę do swojego brata – Rocky'ego, a sam spojrzał na realizatora dźwięku i puścił mu oczko, a ten puścił muzykę. Po chwili z ust Rossa wydobyły się słowa piosenki. On sam był w szoku, że udało mu się zaśpiewać, a już nie wspomnę o jego rodzeństwu i Cody'm, któremu szczęka opadła aż do samej podłogi z wrażenia. Gdy reszta zespołu się otrząsnęła, podeszli do swoich instrumentów i zaczęli na nich grać. Zaśpiewali piosenki ze swojej najnowszej płyty i wszyscy bawili się tam świetnie. Jednak nagłe uzdrowienie Rossa to nie był koniec niespodzianek dla niego i jego rodziny. Gdy R5 po swoim koncercie na festiwalu wchodzili do garderoby, jeden z mężczyzn podszedł do Rossa i się przedstawił.
- Witaj, jestem Patrick Adams i jestem dyrektorem najlepszej uczelni wyższej z wydziałem muzycznym w USA. Wasz koncert był niezwykły, ale najbardziej podobał mi się twój wokal. On jest idealny do naszej uczelni. Chciałbym ci zaproponować stypendium abyś mógł się u nas kształcić w kierunku muzyki. Zgadzasz się do nas dołączyć? - Powiedział, a ta propozycja momentalnie zwaliła Rossa z nóg. To dla niego życiowa szansa, ale jeszcze nie wiedział o najgorszym. Przecież, aby osiągnąć jakikolwiek sukces trzeba wiele poświęcić i wielu się wyrzec i tak było i w tym przypadku. - Stypendium obejmuje opłacenie wszystkiego, 4-letnie studia, więc jest to zupełnie darmowe jak dla ciebie. - Dodał po chwili. Blondyn patrzył na mężczyznę ze zdziwieniem i zaskoczeniem w oczach. Z jednej strony jeszcze w to nie dowierzał, a z drugiej nie wiedział co odpowiedzieć. Gdy już miał coś powiedzieć, mężczyzna wziął głos za niego. - Uczelnia jest w Nowym Jorku, więc musiałbyś wyjechać i najlepiej jeszcze przed końcem lutego. - Rzekł i właśnie to sprawiło, że decyzja Rossa zmieniła się o 180 stopni.
- „To dla mnie wielka szansa i zapewne jedyna w życiu, ale nie mogę się zgodzić. Mam tutaj rodzinę, przyjaciół, Laurę.” - Pomyślał i już miał to powiedzieć, gdy znów przerwał mu dyrektor owej uczelni.
- Wiem, że masz tutaj rodzinę i przyjaciół, ale pomyśl co mógłbyś robić po tych 4 latach nauki w naszej uczelni. Twoja szansa na zapamiętanie cię do końca życia, a nawet dłużej wzrosłaby diametralnie. Nikt już nigdy by o tobie nie zapomniał i mógłbyś spełniać swoje marzenia bez obawy, że nikt tego nie doceni. Wiem, że o tym marzysz, bo zawsze w wywiadach podkreślasz jak ważne jest dążenie do spełnienia marzeń i realizowanie swoich celów. Nie karzę ci odpowiadać teraz, ale wiedz, że masz czas do 31 stycznia z decyzją, bo chcę wiedzieć czy szykować dla ciebie miejsce czy przeznaczyć je dla kogoś innego. To mój numer telefonu i jak już się zdecydujesz to dzwoń śmiało. Jak masz pytania to też dzwoń. - Wręczył chłopakowi wizytówkę i odszedł bez słowa. Brązowooki schował ją do kieszeni i jakby nic się nie stało udał się do garderoby, w której to przebrał się i zajął miejsce na widowni obok swojego rodzeństwa. Wszyscy bawili się tam świetnie, tylko Ross dawał wrażenie przybitego i tak było, bo nie wiedział co wybrać. Przed nim było najtrudniejsze pytanie w życiu 'Wyjechać czy zostać?', a on nie miał pojęcia jaka jest na nie odpowiedź, która mogłaby mu pomóc. Gdy ktoś zapytał 'Co się stało?' on zawsze odpowiadał, że nic tylko jest zmęczony. Festiwal skończył się około 24:00. Rodzeństwo spakowało swoje instrumenty i ubrania i pojechali samochodem do domu. Riker, który prowadził wyjął klucze ze stacyjki i razem z rodzeństwem i Ell'em wziął klamoty. Weszli do domu, zapalili światło i wszystkim poza Rosssem torby spadły z wrażenia po tym kogo zobaczyli w swoim domu.

*W następnym rozdziale*

Tajemniczy gość zostaje u rodziny Lynch na dłuższy czas. Tylko Ross się z tego cieszy i zaprasza chłopaka do swojego pokoju. Kim jest tajemniczy gość? Czy pozostali go zaakceptują? Co doprowadziło do tego, że nastolatek u nich zamieszkał? Odpowiedzi poznacie w następnym rozdziale 3 sezonu tego opowiadania.
PREMIERA JUŻ WKRÓTCE.

*************
YEAH! W końcu coś wstawiłam!!!! Cieszycie się kochani? Ja bardzo. Wena mi jeszcze jako tako nie wróciła, ale udało mi się coś napisać. Podoba się? Następny rozdział nie wiem kiedy będzie, musicie być cierpliwi, ale tak będzie do wolnego, bo wtedy będę miała więcej czasu na pisanie i takie tam. Postanowiłam zmienić swoje życie, więc i rozdziały będą mam nadzieję częściej.
Całuski ;*** Marta Lynch.

niedziela, 23 lutego 2014

News !!!!!

Witajcie, mam dla was newsa. Założyłam nowego bloga. mam już napisanych kilka rozdziałów, ale zacznę go prowadzić dopiero gdy ta historia się skończy. Jakby co zapraszam:
http://ausllymoimtlenem.blogspot.com/
Całuski :-* Marta Lynch.

poniedziałek, 17 lutego 2014

(79) 5. Utrata głosu & Wizyta.

Musisz się wyleczyć, bo inaczej nici z naszego koncertu. Przecież jesteś na głównym wokalu. Bez ciebie koncert nie może się odbyć.” - Rydel Lynch.

*Oczami narratora.*
Nastał kolejny piękny dzień w Los Angeles. Minęło już kilka dni od ostatnich wydarzeń. Jutro miał nastać ważny dla wszystkich dzień. Miał się bowiem odbyć coroczny Festiwal Muzyki w Los Angeles. R5 już od samego rana przygotowywało się do występu. Wcześniej uznali, że Ross będzie śpiewał wszystkie piosenki, bo jako jedyny ma odpowiedni głos, a oni będą służyć za chórki. Chłopak kilka dni wcześniej umówił swoją dziewczynę – Laurę z kolegą swojego ojca, który jest lekarzem na wizytę, która miała się odbyć dzisiejszego dnia. Dziewczyna nie chciała, aby chłopak z nią jechał choć ten nalegał. Uznała, że woli najpierw się dowiedzieć co z nią jest, a dopiero potem powiedzieć o wszystkim Rossowi. Około godziny 10 u progu drzwi rodziny Lynch pojawił się Cody Christian. Ross wpuścił go do środka i razem przeszli do pokoju prób. Chłopak usiadł na jednym z krzesełek i patrzył jak gra zespół. Przyjaciele zagrali kilka piosenek, które oczywiście śpiewał Ross. W pewnej chwili poczuł się spragniony. - Pójdę się napić. - Powiedział.
- Pójdę z tobą. - Dodał Cody i razem udali się do kuchni. Ross sobie zrobił sok wiśniowy, który pomaga przy śpiewaniu, a Cody'emu i reszcie multiwitaminę. Różnica w kolorze tych cieczy tylko pomogła Cody'emu. Gdy Ross poszedł po tackę na szklanki, chłopak wyciągnął z kieszeni jakąś saszetkę, otworzył ją i wsypał jej zawartość do szklanki z napojem Rossa, po czym wszystko dokładnie wymieszał. Po chwili wrócił blondyn z tacką i razem ruszyli na górę.
- Jesteśmy. - Powiedział Ross i rozdał wszystkim po szklance, a sam wziął swoją i wypił jej zawartość, a Cody w głębi duszy triumfował gdy blondyn wziął ostatniego łyka. - Ok, możemy grać. - Dodał brązowooki. Wszyscy zajęli swoje miejsca i zaczęli grać. W końcu dało się też usłyszeć głos Rossa, który na początku był spokojny, a potem coraz wyższy. W końcu trafił na najwyższą nutę, ale niestety zafałszował co mu się nigdy nie zdarza. Po chwili powtórzył to, ale bez skutku, Ross stracił głos dzień przed występem.
- Ross, co się stało? - Zapytał Cody z udawanym współczuciem. Tak naprawdę w głębi duszy cieszył się z kolejnego nieszczęścia Rossa.
- On stracił głos, nie widzisz? Jak ślepy jesteś to idź do okulisty. - Powiedział zdenerwowany Riker.
- Riker spokojnie. - Powiedział Rocky. - On nie jest tego wart. - Dodał.
- Właśnie, mamy tu większy problem. Ross stracił głos. - Potwierdził Ellington.
- Ross.... - Zaczęła Delly i podeszła do chłopaka. - Musisz się z tego wyleczyć, bo inaczej nici z naszego koncertu. Przecież jesteś na głównym wokalu. Bez ciebie koncert nie może się odbyć. - Powiedziała i przytuliła chłopaka, a ten odwzajemnił jej gest. Na migi powiedział wszystkim, że ich bardzo przeprasza i udał się do swojego pokoju, a Cody zadowolony jak zawsze udał się do swojego domu. Ross czuł, że wszystkich zawiódł, swoich rodziców, rodzeństwo, przyjaciół i fanów, którzy tak bardzo czekali na ich koncert. Choć to nie była jego wina, uważał, że tak jest. Usiadł na łóżku i wyciągnął spod niego pudełko, po czym ściągnął jego wieczko i wyciągnął z niego zdjęcia. Na każdym z nich był młodszy Ross i jego rodzina. Były one jeszcze z czasów jak śpiewali w piwnicy, a potem w wesołym miasteczku. Rossowi od razu zrobiło się miło na sercu gdy przypomniał sobie te wszystkie lata z muzyką. Przypomniał mu się także dzień, w którym po raz pierwszy poszedł do akademii tańca, gdzie zapisał się w wieku 5 lat. Tego dnia towarzyszył mu wielki stres, bo owa szkoła przyjmowała tylko osoby spełniające określone wymogi. Poziom w niej był wysoki, ale dzięki swoim umiejętnością, Ross zrobił olbrzymie wrażenie na jurorach i mógł się zacząć kształcić w owej placówce. Po dziś dzień wspomina tamto wydarzenie. Każdego ranka gdy się budzi uświadamia sobie, że muzyka to całe jego życie i nie przeżyłby bez niej nawet godziny. Teraz gdy stracił głos, bał się, że potem wszyscy będą wytykać jego rodzinę i przyjaciół palcami, bo on nie mógł zaśpiewać na Festiwalu Muzyki w Los Angeles. Wszystkie zdjęcia schował do pudełka gdy nagle usłyszał dźwięk sms'a. Wziął telefon do rąk i odczytał ową wiadomość, która była od jego przyjaciela Caluma.

Dziękuję ci bardzo Ross, że doradziłeś mi oświadczyć się Raini. Zgodziła się. Chcielibyśmy abyście z Laurą byli naszymi świadkowymi. Zgadzasz się? Planujemy się pobrać jeszcze przed końcem stycznia, więc nie ma zbyt wiele czasu.”

Ross niezwłocznie mu odpisał, że się zgadza tylko nie wie co z Laurą, ale z nią o tym pogada i da mu znać. Ten mu tylko odpisał któtkie „OK” i na tym skończyła się ta refleksja. - Ross, tutaj jesteś. Wszędzie cię szukałam. - Powiedziała Rydel wchodząc do pokoju młodszego brata. - Masz tu herbatkę z ziołami. Podobno pomaga w gojeniu się strun głosowych, więc wypij, a potem się połóż i prześpij, a jutro się zobaczy jaki będzie twój głos. - Ross jej na migi podziękował i wykonał polecenia starszej siostry. Po wypiciu owej substancji położył się spać z nadzieją, że jutro będzie lepiej.

<Tymczasem w domu rodziny Marano.>
Laura właśnie się ubierała, bo za kilka minut wychodziła na spotkanie z panem doktorem Adamem Voice, u którego miała umówioną wizytę. Chciała iść tam sama, więc odmawiała gdy Ross i Vanessa zaproponowali jej, że z nią pójdą. Gdyby tylko mała Marano wiedziała co ją czeka. Ubrała się w fioletowe rurki, biało-czarną koszulkę na ramiączkach w poziome paski, a do tego dobrała różowe baleriny i czarną skórzaną kurtkę. Była już gotowa, więc zarzuciła torbę na ramię i pożegnawszy się z rodziną, opuściła rodzinny dom. Udała się do szpitala i była tam po 40 minutach. W poczekalni czekała 10 minut, aż lekarz w końcu ją przyjął. - Witaj Laura, Ross mi o tobie dużo opowiadał. - Powiedział mężczyzna. - To co się z tobą dzieje? - Zapytał, a Laura usiadła na prost niego.
- Panie doktorze, bo to jest tak, że ja od kilku dni wymiotuję, kręci mi się w głowie, nie chcę nic jeść, humor mi się zmienia kilka razy na minutę i ostatnio też trochę przytyłam. - Wyjaśniła.
- Hmm, dobrze. Połóż się proszę na łóżku i podwiń koszulkę. - Nakazał lekarz. Dziewczyna wykonała jego polecenie, a ten zrobił jej UZG. - Dobrze, powiedz mi, czy myślałaś ostatnio o macierzyństwie? - Zapytał po zakończeniu badań.
- Ostatnio trochę tak. Niedawno miałam sen, w którym była pani będąca w ciąży i pchała przed sobą wózek dziecięcy, ale on był pusty. - Powiedziała. - Panie doktorze, co to może znaczyć? - Zapytała przestraszona.
- Wiesz, w ciąży nie jesteś, bo badania by to wykazały, ale skoro masz takie objawy i myślisz dużo o macierzyństwie, to znaczy, że masz urojoną ciążę. - Powiedział. - Słyszałaś o tym? - Zapytał.
- Coś obiło mi się o uszy. Ale podobno mają to tylko kobiety, które bardzo pragną dziecka.
- Owszem, ale wszystko może w tych czasach się zdarzyć. - Powiedział. - Może gdzieś w głębi duszy pragniesz mieć dziecko i twój organizm tak się zachowuje. - Dodał. - Musisz przestać się wszystkim stresować i odpocząć. Najlepiej nie myśl o ciąży i macierzyństwie, a jak to nie pomoże to pod koniec miesiąca zgłoś się do mnie. - Doradził, a dziewczyna podziękowała mu, pożegnała się z nim i opuściła szpital. Wracała do domu okrężną drogą, bo chciała dotlenić swój organizm.
- Laura, Laura, zaczekaj!!! - Krzyczał ktoś z oddali. Dziewczyna odwróciła się w stronę owego głosu i ujrzała przed sobą Cody'ego.
- Po co mnie wołasz? - Zapytała oschle. Cody nic nie odpowiedział tylko pociągnął szatynkę za rękę i prowadził w nieznanym dla niej kierunku. Puścił ją dopiero gdy znaleźli się w odludnej części parku. Stanął przed nią i zaczął się do niej zbliżać.
- Ross stracił głos, więc nie wiadomo czy wystąpi jutro na Festiwalu Muzyki w Los Angeles. - Powiedział i pogłaskał Laurę po policzku. - Są na to marne szanse. - Dodał i jeszcze bardziej zbliżył się do dziewczyny. Przytwierdził ją do ściany, a jej ręce trzymał uniemożliwiając jej ucieczkę. Jeszcze bardziej się do niej zbliżył, a dziewczyna próbowała się za wszelką cenę uwolnić, jednak nic jej to nie dało. Cody był od niej o wiele silniejszy. Christian już miał pocałować brązowooką, ale ta korzystając z jego nieuwagi, z całej swojej siły nadepnęła na stopę chłopaka swoim obcasem od buta. Ten syknął z bólu i złapał za bolącą część ciała. Laura w tym czasie zdążyła mu dać w twarz z liścia i uciec z tamtego miejsca. Biegła ile tylko miała sił w nogach, co nie było dla niej łatwą czynnością, ponieważ miała na stopach 5 cm szpilki. Po kilkunastu minutach dobiegła pod dom swojego chłopaka. Podeszła do drzwi i miała już zadzwonić dzwonkiem, gdy nagle usłyszała dźwięk sms'a. Odblokowała telefon i przeczytała ową wiadomość, której nadawcą był Cody.

Nie powiesz mu tego, bo wiesz, że on ma teraz ważniejsze sprawy na głowie, tak jak utrata głosu. Z resztą tylko spróbuj, a zrobię wszystko abyście nie byli już razem. Raz mi się przecież udało.”

Dziewczyna nic mu nie odpisała tylko schowała telefon do kieszeni. Bardzo chciała powiedzieć o wszystkim Rossowi, ale za bardzo bała się tego, że przez to go straci. Powoli wycofała się z chodnika przed ich domem i weszła do swojego mieszkania. Już od progu przywitała ją rodzina i zaczęła zasypywać pytaniami. - Wszystko w porządku? Co powiedział lekarz? - Zapytała dziewczynę mama. Ona chciała już coś odpowiedzieć, ale nagle zrobiło jej się niedobrze i pobladła. Zaczęło się jej kręcić w głowie i zemdlała, ale dzięki zwinnemu refleksowi jej ojca, dziewczyna upadła w jego ramiona. - Jedziemy do szpitala. - Powiedziała Ellen Marano i razem z mężem zaniosła Laurę do samochodu. Vanessie kazali zostać w domu i wszystkiego pilnować. Po kilku minutach samochód odjechał, a nikt nie wiedział co się dzieje. Jednak już za chwilę wszystko miało się wyjaśnić.

*W następnym rozdziale.*

Laura jest poddana szczegółowym badaniom. Wkrótce wszystko staje się jasne, jednak jest to dla Laury wielki szok. W tym samym czasie R5 próbuje wszystkiego, aby Ross odzyskał głos. Co wykażą wyniki badań Laury? Czy to dobra, czy zła nowina? Czy Ross odzyska głos i R5 wystąpi na Festiwalu Muzyki w Los Angeles? Odpowiedzi na te pytania szukajcie w 6 rozdziale 3 sezonu.
PREMIERA JESZCZE NIE UZGODNIONA. 

************
Witajcie znów. Dawno mnie tu nie było. Pamiętacie mnie jeszcze? Mam nadzieję, że tak. Dodaję rozdział, który napisałam dawno, ale jakoś nie mogłam go znaleźć. Następnego jeszcze nie mam bo wena mi nadal nie wróciła. Nie wiem kiedy go wstawię i wgl napiszę, ale musicie być cierpliwi. Mam teraz trochę problemów i nie mam głowy myśleć o blogu. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Całuski :*** Marta Lynch.

niedziela, 2 lutego 2014

Przeprosiny

Witajcie kochani,
Piszę tą notke z tableta, bo nie mam przy sobie laptopa. Dzisiaj niestety nie będzie rozdzialu bo brat zabral mi kompa nawet mnie nie uprzedzajac. Wiem ze rzadko je wstawiam ale ostatnio coś dziwnego się ze mną dzieje. Nie umiem sie nawet skupić na lekcji, ale nie mam pojecia czemu. Musicie mnie zrozumieć, bo serio nie jest mi latwo. Stracilam pasję do pisania i wszystkiego co kochałam.  Nawet do życia. Nie wiem czemu tak jest, ale proszę,  wybaczcie mi.
Caluski :* Marta Lynch.

niedziela, 26 stycznia 2014

(78) 4. Zmienny nastrój & Obawa.

"Wraz z dzisiejszym pojawieniem się tego chłopaka, zaczęli się bać, że przez niego Ross się od nich oddali i będzie podobnie jak wcześniej.” - Marta Lynch.

*Oczami narratora.*
Następnego dnia Ross wstał o 4:00, a to tylko dlatego, że śnił mu się sen inny niż wszystkie. Było w nim coś magicznego, a jednocześnie tajemniczego. Śniła mu się bowiem scena na wzór zdarzenia z przyszłości.
„Ross Lynch ma już kilkadziesiąt lat. Jest szczęśliwym mężem i kochającym ojcem. Niedawno wziął ślub ze swoją ukochaną – Laurą Marano, z którą ma uroczą córeczkę Roxanne w skrócie Roxi. Bardzo je obie kocha i nie wyobraża sobie żeby mogłoby ich kiedykolwiek zabraknąć. W trójkę mieszkają w wielkim domu, które codziennie odwiedza rodzina chłopaka i dziewczyny. Wszystko już jest idealne, ale tylko dla nich. Wszystko się zmienia gdy......”
W tej chwili owy sen został przerwany w nienajlepszy sposób. Rocky, który chciał zrobić reszcie kawał, podłączył gitarę elektryczną do włączonych głośników i zagrał na niej melodię na full. Wszyscy od razu wstali jak oparzeni i zeszli zdenerwowani na dół. - Rocky! Co ty najlepszego wyprawiasz?! - Krzyknęła zdenerwowana Rydel.
- Pogięło cię, czy co?! - Dodał równie zdenerwowany Riker.
- Chciałem tylko abyście szybciej wstali. - Wyjaśnił zmieszany Rocky i uśmiechnął się sztucznie. Ross zszedł po schodach i podszedł do swojego brata. Dziwne było dla innych to, że on jako jedyny nie był zły na brata.
- Rocky, a jaki jest prawdziwy powód twojego zachowania? - Zapytał brązowooki zwany Rossem.
- Ross, on przecież chciał nas zdenerwować. - Powiedział Riker będąc nadal bardzo wkurzonym.
- Rocky, nam możesz powiedzieć wszystko, przecież wiesz. Jest 4:00, nie zrobiłeś tego żeby nas zdenerwować tylko abyśmy zwrócili na ciebie uwagę, nieprawdaż? - Objaśnił Ross, a Rocky aż wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Każde słowo jego młodszego brata zgadzało się w jego obecnym tokiem myślenia.
- Czemu sądzisz, że chciałem w ten sposób zwrócić waszą uwagę? - Zapytał szatyn patrząc młodszemu bratu w oczy.
- Ja to po prostu wiem, Rocky. - Wyznał chłopakowi. - A teraz mów co zaprząta twoją głowę. - Rozkazał blondyn, a chłopak wyjaśnił mu wszystko od początku do końca.
- Po prostu boję się tego koncertu, bo to podobno dla nas wielka szansa, której nie możemy zmarnować. Podobno ma tam być jakiś łowca talentów, który prowadzi wpływową wytwórnię płytową w USA. - Wyznał po czym spuścił ze smutkiem głowę nie chcąc patrzeć komukolwiek w oczy. Ross za to spojrzał porozumiewawczo na rodzinę i wzrokiem nakazał im, aby usiedli obok nich i spróbowali pocieszyć Rocky'ego. Oni oczywiście wykonali jego prośbę i przytulili szatyna.
- Nie martw się Rocky. Ten koncert jest jak wszystkie nasze dotychczasowe występy. Jeśli będziemy się przejmować, nic nam nie wyjdzie. Szansa jak każda i trzeba z niej skorzystać, bo potem możemy tego żałować. Jeśli nie on to będzie kolejny właściciel wytwórni płytowej, któremu spodoba się nasza muzyka, zobaczysz. - Doradził mu Ross, a Rocky nic nie powiedział tylko go przytulił.
- Dziękuję, Ross. Za wszystko. Dziękuję, że jesteś. - Wyznał i poklepał młodszego brata po plecach.
- Nie ma za co. - Odpowiedział blondyn i przybił z braćmi i siostrą piątki. Potem zjedli w spokoju śniadanie, a gdy zegarek wskazał 10:00 przeszli do pokoju prób i zaczęli ćwiczyć. Dzisiaj Ross nie musiał iść do szkoły ponieważ pani dyrektor ogłosiła, że przez kilka dni szkoła będzie zamknięta z przyczyn technicznych. Blondyna bardzo cieszyła owa nowina, bo mógł w spokoju poćwiczyć z zespołem i przygotować się do koncertu na „Festiwalu Piosenki w Los Angeles”, od którego podobno dużo zależało. Najpierw zagrali LOUD, a potem jeszcze kilka najnowszych singli. Wszystko było świetnie do momentu gdy próg domu Lynchów nie przekroczył pewien chłopak imieniem Cody.
- Ja przyszedłem do Rossa. - Powiedział Strormie i za jej pozwoleniem udał się w kierunku sali prób. - Witaj Ross, przyjacielu. - Powiedział widząc całą grupę. Blondyn do niego podszedł i przybili sobie piątki. - Może pójdziemy razem na dzisiejszy mecz hokejowy. - Zaproponował.
- To świetny pomysł, wyszalejemy się i spędzimy razem czas. - Powiedział Riker nie kryjąc swojej euforii i razem z innymi udał się w stronę drzwi wyjściowych.
- Ale.. - Zaczął Cody. - Nie obraźcie się, ale chciałem tam iść z Rossem, bo mam tylko dwa bilety. - Ogłosił blondyn, a reszcie zrobiło się przykro, bo oni też chcieli iść na mecz hokeja, a tymczasem okazuje się, że Cody Christian zabiera im Rossa.
- Ok, to chodźmy. - Powiedział Ross i porwał Christiana ze sobą. Obaj wyszli z domu Lynchów i udali się do miejsca, w którym miał się odbyć mecz hokeja.

<Tymczasem w domu rodziny Marano.>
Laura siedziała w swoim pokoju, bo od rana co chwilę zmieniał się jej humor i była wiecznie głodna. Nikt nie wiedział co jest tego powodem, nawet ona sama. W pewnej chwili nastolatka weszła do łazienki ochlapała się letnią wodą. Potem wytarła swoją twarz ręcznikiem, podeszła do lustra i zaczęła się malować. Gdy skończyła, jeszcze raz stanęła przy lutrze, ale tym razem bokiem i podwinęła bluzkę. Robiła tak co jakiś czas, bo nie chciała zbytnio przytyć. Dzisiaj zauważyła coś dziwnego, jej brzuch był troszkę większy niż zazwyczaj, a przecież każdy wie, że Laura jest szczupłą dziewczyną. - Może idź do lekarza. - Powiedziała Vanessa, która nagle pojawiła się z uchylonych drzwiach. Jej nagłe przybycie tak przestraszyło młodszą dziewczynę, że o mało co się nie przewróciła.
- Czemu? - Zapytała Laura i schowała brzuch.
- Bo może jesteś chora. Ciągle jesteś głodna, zmieniają ci się nastroje, często boli cię brzuch i wymiotujesz, to mogę być objawy poważnej choroby. Lepiej idź do lekarza. - Doradziła Vanessa.
- Masz rację, ale teraz mnie żaden lekarz nie przyjmie. Musiałabym czekać na wizytę w długiej kolejce. - Zauważyła szatynka i wyszła z łazienki, a starsza dziewczyna udała się za nią.
- Mówiłaś o tym Rossowi? - Zapytała Vanessa.
- Mówiłam mu, ale teraz myśli, że już nic mi nie jest, bo potem powiedziałam, że wszystko w porządku. - Powiedziała i usiadła na łóżku w swoim pokoju. Gdy jej telefon nagle zaczął wibrować, wzięła go do rąk i odblokowała ekran. Okazało się, że była to wiadomość sms od Rydel. Napisała Laurze, że jak będzie miała czas to niech do niej zadzwoni, więc dziewczyna to zrobiła włączając na głośny, aby Vanessa także mogła wszystko usłyszeć.
- Jak dobrze, że tak szybko zadzwoniłaś, Laura. - Powiedziała Rydel po odebraniu połączenia.
- Co się stało? - Zapytała Vanessa zamiast Laury.
- Chodzi o Rossa. On dzisiaj poszedł z Cody'm na mecz hokejowy, ale boimy się, że on go nam zabierze. - Wyznała blondynka.
- Czemu tak sądzicie? - Zapytała Laura.
- Sama nie wiem, Cody mógł się wcale nie zmienić i teraz może chcieć żeby Ross nas zostawił dla niego. - Wyżaliła się z łamiącym się głosem dziewczyna.
- Delly, spokojnie. Przecież Ross was nigdy nie zawiódł. Wie jaki był Cody, bo znają się od małego. Wiem, że mimo wszystko jest do niego zdystansowany, bo wszyscy wiemy jak Ross traktuje ludzi, którym jeszcze nie do końca ufa. Nie martw się na zapas, dobrze? - Doradziła jej starsza z sióstr.
- Masz rację Van, dzięki. - Powiedziała i się rozłączyła, a Vanessa usiadła obok swojej młodszej siostry.
- Wiem, że teraz boisz się o to samo co rodzina Rossa. Chodź tu. - Powiedziała i przytuliła dziewczynę. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Dodała i jeszcze mocniej ją przytuliła.

<Tymczasem u Rossa.>
Mecz hokejowy właśnie się skończył, a Ross wracał właśnie do domu. - Ross, Ross, zaczekaj! - Zawołał go nagle ktoś z oddali. Chłopak się odwrócił i ujrzał przed sobą Caluma zmierzającego w jego kierunku. - Widziałem jak wychodziłeś z lodowiska, więc chciałem cie dogonić, bo muszę ci coś powiedzieć. Znajdziesz dla mnie chwilkę? - Powiedział Calum.
- Jasne, o co chodzi? - Zapytał Ross. Przyjaciele ruszyli z miejsca, a w tym czasie rudzielec opowiadał wszystko brązowookiemu.
- Chcę oświadczyć się Raini. - Wyznał chłopak.
- To fantastycznie, ale po twoim głosie i tym, że mnie szukałeś wnioskuję, że się boisz to zrobić, czy się nie mylę? - Kolejny raz Ross trafił bezbłędnie.
- Tak, nie wiem co mam robić, bo ja naprawdę ją kocham.
- Ok, rozumiem, ale lepiej mi odpowiedz. Boisz się jej oświadczyć, czy tego, że może ci odmówić?
- Yyyy.... tego, że mi odmówi. - Odpowiedział ze wstydem w głosie.
- Przecież ona cię kocha. Jestem pewny, że się zgodzi bez wahania.
- Serio tak uważasz?
- Tak, a teraz idź do niej i się jej oświadcz. - Powiedział i popchnął swojego przyjaciela w stronę domu wspomnianej dziewczyny, a sam udał się pod dom Laury. Zadzwonił dzwonkiem i już po chwili ujrzał przed sobą swoją ukochaną.
- Cześć, kochanie. - Przywitał się i pocałował wybrankę swego serca w policzek.
- Witaj, wejdź. - Powiedziała i wpuściła chłopaka do środka. - Rodziców i Vanessy nie ma, bo pojechali pozałatwiać jakieś ważne sprawy. - Wyjaśniła chłopakowi i zaprowadziła go do swojego pokoju. Tam usiedli na łóżku i bez słowa się przytulili. - Ross. - Zaczęła dziewczyna, a chłopak spojrzał jej w oczy. - Zastanawiałeś się kiedyś co będzie z nami gdy szkoła się skończy, a my pójdziemy na studia? - Zapytała szatynka z przejęciem w głosie. Tak naprawdę bała się, że gdy szkoła się skończy ich drogi się rozejdą i już się nie spotkają.
- Laura, wiedz, że cię kocham i cokolwiek się stanie, nie rozstaniemy się. W dniu zakończenia szkoły, skończymy kolejny etap w swoim życiu, ale jednocześnie zaczniemy nowy i to wspólnie. - Powiedział według dziewczyny najromantyczniej na świecie.
- Jak dobrze, że cię mam. - Powiedziała wzruszona.
- Masz i zawsze będziesz miała, już ja o to zadbam. - Dodał i ją czule pocałował, a dziewczyna odwzajemniła jego gest. Całowali się kilka może nawet kilkanaście sekund. Nie liczyli tego, bo byli zbyt zajęci sobą żeby liczyć jak długo się całują. W tym pocałunku było dużo namiętności i pożądania, ale także miłości i pragnienia wzajemnej bliskości. Ross powoli zaczął obniżać się wraz ze swoją ukochaną, aż ta znalazła się na pościeli, a on kilka milimetrów nad nią. Nadal się całowali, ale w pewnej chwili Laura przerwała tą romantyczną scenę.
- Wybacz Ross, ale nie mogę. Jestem ostatnio trochę obolała, rozumiesz? - Powiedziała patrząc mu w oczy.
- Od kiedy tak masz? - Zapytał z wyczuwalną troską w głosie.
- Od niedawna, Nessa namawiała mnie abym poszła z tym do lekarza, ale teraz nie ma wolnych terminów.
- Znajomy mojego taty jest lekarzem, więc mogę ci u niego załatwić wizytę.
- Serio? Zrobiłbyś to dla mnie?
- Dla ciebie wszystko, kochanie. - Powiedział i ją pocałował, a ona to odwzajemniła. - Dzisiaj do niego zadzwonię i ci napiszę kiedy ma wolne terminy. - Dodał.
- Dobrze, dziękuję ci bardzo, Rossy. - Podziękowała i przytuliła uroczego blondyna. Jeszcze jakiś czas porozmawiali, a Ross przez cały ten czas przytulał młodą Marano i ją pocieszał. Po 19:00 wyszedł z domu dziewczyny i wrócił do siebie, bo chciał, aby szatynka odpoczęła. Umył się i przebrany w piżamę położył się w łóżku. Przykrył się kołdrą i nawet nie zauważył jak znalazł się w objęciach Morfeusza.

*W następnym rozdziale.*

Ross umawia Laurę z kolegą swojego taty, który jest lekarzem, na wizytę. Gdy mija kilka dni, zespół R5 ma próbę, jednak Ross niespodziewanie traci głos. W tym samym czasie Laura jest u lekarza i ma badania. Czy Ross wyzdrowieje do koncertu na „Festiwalu w Los Angeles”, który jest następnego dnia? Co wykażą badania Laury? Czy to coś poważnego? Dowiecie się wszystkiego czytając następny rozdział.
PREMIERA JUŻ 2.02.14.

**********
Hejka, to znowu ja. Tęskniliście.? Hehe, mam nadzieję, że tak, bo ja tęskniłam. Wybaczcie, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale na serio nie mam czasu, aby robić to częściej. Z moją psychiką nie jest ostatnio najlepiej, przez problemy straciłam nawet pasję do pisania i czas na to, ale spokojnie. Pasja mi powróciła i będę pisać i pisać. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. 
Całuski :** Marta Lynch.

sobota, 18 stycznia 2014

(77) 3. Choroba & troska.

Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale wiem, że to na sto procent jest coś poważnego.” - Laura Marano.

*Oczami Laury.*
Następnego dnia rano wstałam o 6:00, ponieważ dzisiaj jest pierwszy dzień szkoły po naszym świątecznym wolnym. Jeszcze o tym nie wiecie, ale w tym roku uczymy się tylko do 31 stycznia, bo jest to nasz ostatni rok w tej szkole. Chciałam już podejść do szafy z ubraniami, ale nagle zrobiło mi się niedobrze i nie zważając na nic wbiegłam do toalety, a tam zwymiotowałam. Czułam się potwornie, bolał mnie brzuch oraz kręciło mi się w głowie. - Lauruniu, co się dzieje? - Usłyszałam ciepły matczyny głos za swoimi plecami.
- Źle się dzisiaj czuję, mamo. - Odpowiedziałam i stanęłam przed nią. Rodzicielka dotknęła moje czoło ręką, po czym spojrzała na mnie z powagą.
- Masz gorączkę, połóż się w łóżku, a ja zadzwonię do szkoły i powiem, że cię dzisiaj nie będzie. - Rozkazała, a ja posłusznie wykonałam jej polecenie. Ułożyłam się wygodnie w łóżku i przykryłam swoje ciało kołdrą. Czułam się naprawdę fatalnie, zupełnie tak jakby coś w środku mojego ciała chciało mi pokazać, że istnieje. Nigdy się tak nie czułam.
- Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, ale wiem, że to na sto procent jest coś poważnego. - Powiedziałam sama do siebie, po czym położyłam głowę na poduszce. Powoli przymknęłam oczy, aż wreszcie po wielkiej walce z bólem, udało mi się zasnąć. Obudziły mnie dopiero przedzierające się przez źle zasłoniętą roletę, promienie słoneczne. Powoli podniosłam ociężałe powieki i ujrzałam nad sobą Rossa. - Co ty tutaj robisz? - Zapytałam zdziwiona.
- Nie było cię dzisiaj w szkole, więc zacząłem się martwić. - Wyjaśnił i pocałował mnie w czoło. - Jesteś rozpalona. - Zauważył. - Co się dzieje? - Dodał.
- Nic takiego, tylko boli mnie głowa i brzuch. - Powiedział łapiąc się za bolące miejsca.
- Powinnaś iść z tym do lekarza. Nie jestem jakimś ekspertem w tej dziedzinie, ale wiem, że twoje objawy nie są bez przyczyny. - Przekonywał mnie, a ja sama gdy tylko spojrzałam w te jego cudne brązowe oczy, momentalnie zgodziłam się na wszystko.
- Masz rację. - Przytaknęłam. - Ale zrobię to jak trochę mi się poprawi, bo teraz nie mam nawet siły wstać. - Dodałam, a Ross jakby czytał w moich myślach i położył się obok mnie i przytulił do siebie. - Ty zawsze wiesz czego chcę. - Powiedziałam.
- Jesteś miłością mojego życia, więc muszę o tobie wiedzieć wszystko. - Odpowiedział, a ja spojrzałam mu w oczy.
- Serio wiesz o mnie wszystko? - Zapytałam nie do końca w to wierząc.
- Oczywiście, wiem, że śpiewasz po prysznicem piosenki mojego zespołu. Wiem, że za każdym razem gdy oglądasz „Titanica”, płaczesz. Wiem, że kiedyś nie wierzyłaś w miłość oraz to, że boisz się gdy w czasie nocnej burzy gaśnie światło, a ty jesteś sama w domu. Znam cię na wylot, a wiesz czemu? Bo cię kocham. - Powiedział i mnie pocałował. Czułam, że wszystkie bóle i mdłości opuszczają całe moje ciało, dzięki temu pocałunkowi od mojego ukochanego. Nie chciałam przerywać tej magicznej i jedynej w swoim rodzaju, chwili, ale wszystko co fajne, kiedyś się kończy. Tak samo było z pocałunkiem. Po kilkunastu sekundach się od siebie oderwaliśmy i spojrzeliśmy prosto w oczy.
- Ja też. - Powiedziałam po chwili.
- Co ty też? - Zapytał blondyn nie wiedząc o co mi chodzi.
- Też cię kocham. - Powiedziałam i się do niego promiennie uśmiechnęłam. On od razu odpowiedział mi tym samym.
- Cieszę się. - Powiedział i mnie przytulił. Nagle zmorzył mnie sen i zasnęłam w jego ramionach. Czułam się przy nim tak bezpiecznie i zarazem dobrze.
„Siedzę na kocu na łące pełnej kwiatów i drzew. Za mną siedzi Ross i opasa mnie swoimi silnymi ramionami. Jednak nie wyglądam tak jak codziennie. Co się we mnie zmieniło? Otóż jestem w ciąży. Razem z moim ukochanym blondynem spodziewamy się dziecka, które będzie owocem naszej wzajemnej i wiecznej miłości. Nagle jakiś głos odezwał się znikąd. - Twoje życie oraz twoich najbliższych już niedługo zmieni się na zawsze. - Powiedział owy głos.
- Co masz na myśli? - Zapytałam.
- Sama zobaczysz. - Odpowiedział.”
Nagle poczułam, że się budzę. Podniosłam swoje powieki i ujrzałam nad sobą uśmiechającego się do mnie Rossa. Może to dziwne, ale w tej chwili wszystkie bóle uleciały ze mnie niczym wiatr. Poczułam za to wielki głód.
- Głodna jestem. - Powiedziałam.
- A na co masz ochotę? - Zapytał.
- Na jakieś duże danie.
- Ok, już ci je robię. - Odpowiedział i wyszedł. Wrócił po kilku minutach z talerzem pełnym naleśników polanych sosem malinowym. Posiłek zjadłam z wielkim apetytem. Potem, gdy mój stan się polepszył, przepisałam od Rossa lekcje z przedmiotów, na których piszemy całkiem dużo oraz, przy jego pomocy, nauczyłam się układu tanecznego, który zaczęli dzisiaj ćwiczyć. Gdy skończyliśmy, była już 21:00. - Mam do ciebie małe pytanie. - Zaczął Rossa, a ja spojrzałam na niego, aby kontynuował. - Czy chciałabyś jechać ze mną i R5 w trasę koncertową po Europie? - Zapytał.
- Jasne. - Powiedziałam i z tego ogarniającego mnie szczęścia, przytuliłam go z całych swoich sił. Po kilku minutach się pożegnaliśmy, a ja po umyciu się poszłam spać. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i przykryłam swoje ciało kołdrą. Zanim położyłam głowę na poduszce, usłyszałam dźwięk sms'a. Ściągnęłam telefon z szafki nocnej i odblokowałam ekran. Zauważyłam, że mam jedną nieprzeczytaną wiadomość. Kliknęłam na nią i przed moimi oczami pojawił się tekst, którego nadawcą był mój ukochany Rossy.

Noc bez ciebie będzie dla mnie jak wieczność. Mam nadzieję, że jutro się spotkamy, a teraz śpij dobrze moja kochana. Kocham cię.
Twój Rossy.”
Nie wiem jak on to robi, że zawsze umie poprawić mi humor. Po prostu w Rossie jest coś takiego, że będąc przy nim nie umiem zaznać smutku. Uwielbiam jego czuły dotyk i słowa, jakimi się do mnie zwraca. Kocham jego przepiękne brązowe oczy i zawsze świetnie ułożoną fryzurę. Kocham go całego i za wszystko. Szczęśliwa położyłam głowę na poduszce i momentalnie znalazłam się w objęciach Morfeusza śniąc o mojej wspólnej przyszłości z Rossem.

*W następnym rozdziale.*

Laura czuje się już lepiej, ale ciągle jest głodna i kilkanaście razy w ciągu godziny zmienia się jej nastrój. W tym samym czasie Ross ma próbę z zespołem, ale gdy pojawia się Cody, blondyn zaczyna spędzać z nim więcej czasu niż z resztą, przez co R5 staje się o niego zazdrosne. Czy zazdrość jest słuszna? Czy tym razem Ross zostawi rodzinę i przyjaciół dla Cody'ego? Co się dzieje z Laurą? Jakie będzie miało to skutki? Odpowiedzi poznacie czytając następny rozdział.
NASTĘPNY ROZDZIAŁ JUŻ 26.01.14.

**********
Witajcie, dzisiaj krótko, bo muszę lecieć, a rozdział wstawiam na szybko. Mam nadzieję, że wam się podoba. Teraz będę je wstawia co 7-8 dni, bo wcześniej się nie wyrabiam.
Całuski :* Marta Lynch.

sobota, 11 stycznia 2014

(76) 2. Próba & Niekomfortowa wizyta.

"Musimy się wziąć ostro do pracy jeśli chcemy osiągnąć absolutną perfekcję.” - Ross Lynch.

*Oczami Rossa.*
Moja rodzina i rodzina Laury przyjechała równo o 18:00. Jak tylko weszli do domu usiedliśmy wspólnie do stołu i zaczęliśmy jeść kolację przygotowaną przeze mnie. Nawet Laurze się już zdążyło poprawić. Zjedliśmy posiłek ciągle przy tym rozmawiając i się śmiejąc. Moja mama nawet zaproponowała państwu Marano, aby zostali u nas do wieczora. Ja za to z R5, Laurą i Vanessą przeszliśmy do sali prób. Dziewczyny się wygodnie rozsiadły, a my stanęliśmy przy instrumentach i zaczęliśmy grać, a potem także śpiewać. Najpierw było to „Forget About You” potem „Loud”, „Pass Me By”, a na sam koniec zaśpiewaliśmy „One Last Dance” oraz „If I Can't Be With You”. Musiało wyjść nam całkiem nieźle, bo dziewczyny, aż biły nam brawo i piszczały gdy skończyliśmy. Gdy wychodziliśmy z sali, złapałem Laurę z ramię i pociągnąłem w swoją stronę tak żebyśmy zostali sami w pomieszczeniu. Po chwili wszyscy wyszli, więc spojrzałem szatynce prosto w jej śliczne brązowe oczy. - Czy ma piękna księżniczka zechciałaby ze swoim księciem udać się na romantyczną wieczerzę? - Powiedziałam jak książę ze średniowiecza, a Laura aż się zaśmiała.
- Och mój książę, czy to znaczy, że zapraszasz mnie na randkę? - Zapytała podobnym tonem.
- Ależ oczywiście najdroższa. - Odpowiedziałem jej. Widziałem, że z ledwością powstrzymuje się od śmiechu.
- To chętnie dotrzymam ci towarzystwa tego wieczoru. - Powiedziała i się szeroko uśmiechnęła. Ja oczywiście uczyniłem to samo.
- To chodźmy zacna niewiasto. - Powiedziałem i objąłem ją ramieniem, a ona mnie w tali i zeszliśmy na dół do reszty. Weszliśmy do jadalni, gdzie obecnie przebywali wszyscy mieszkańcy tego domu oraz nasi goście. - Pozwolą państwo, że zabiorę państwa córkę na spacer? - Zwróciłem się do państwa Marano.
- Ależ oczywiście Ross. - Powiedziała pani Ellen. - Ale najpierw chcielibyśmy z tobą porozmawiać na osobności, dobrze? - Dodała.
- Oczywiście. - Odpowiedziałem i puściwszy Laurę udałem się z rodzicami mojej dziewczyny do ogrodu. - Coś się stało? - Zapytałem nie wiedząc czy mam się bać, czy śmiać.
- Nie bój się, po prostu chcieliśmy z tobą porozmawiać na temat Laury. - Wyjaśnił pan Damiano. Spojrzałem na niego wzrokiem, aby kontynuował, więc on tak uczynił. - To dobra dziewczyna i miała wielkie szczęście, że trafiła akurat na takiego chłopaka jak ty. Musisz jednak wiedzieć, że nie wytrzyma bez ciebie ani jednego dnia. - Dokończył.
- Co mam przez to rozumieć? - Zapytałem.
- To ty nic nie wiesz o waszej trasie koncertowej po Europie? - Zapytała zdziwiona pani Ellen.
- Nie. - Odpowiedziałem. - Nikt mi o tym nie powiedział. - Dodałem.
- Aha, bo to pewnie miała być niespodzianka. - Powiedział pan Marano.
- Chodzi państwu o to abym ją ze sobą wziął, prawda? - Powiedziałem rozbawiony zaistniałą sytuacją.
- Skąd o tym wiesz? Ty chyba czytasz w naszych myślach. - Zauważyła pani Ellen.
- Po prostu wiem co sam bym uczynił. - Poinformowałem ich. - Gdybym się tylko o tym dowiedział, od razu bym zaproponował to Laurze, ale proszę jej nic nie mówić, to ma być niespodzianka. - Dodałem.
- Oczywiście, masz nasze słowo. - Utwierdził pan Marano. - A teraz idź do Laury, bo pewnie się niecierpliwi. - Dodał. Ja oczywiście wykonałem jego polecenie i już po chwili znajdowałem się obok wybranki mojego serca. Wyszliśmy z domu i udaliśmy się w stronę parku, który był dla nas jednym z najważniejszych miejsc.

*Oczami narratora.*
Ross i Laura szli do parku obejmując się czule, cały czas się śmiejąc i wygłupiając. Po kilku minutach para doszła do parku i usiadła na jednej z ławek, która znajdowała się pod dużym drzewem. - Pamiętasz co tutaj zdarzyło kilka lat wcześniej? - Zapytał Ross swoją dziewczynę.
- Jak mogłabym nie pamiętać dnia, w którym moje życie zmieniło się na zawsze? - Rzekła. - To właśnie tutaj się poznaliśmy. - Dodała, a para zaczęła sobie przypominać wspomniane wydarzenie.
„Piętnastoletni wysoki blondyn o imieniu Ross szedł właśnie parkiem, bo chwilę wcześniej zauważył jak jego dziewczyna – Amanda pocałowała Cody'ego – największego wroga chłopaka. W pewnej chwili usłyszał cichy płacz dziewczyny, więc spojrzał w kierunku owego szlochu. Dostrzegł tam bezbronną dziewczynę, która siedziała skulona na ławce pod drzewem. Blondyn bez zastanowienia, podszedł do niej i się do niej dosiadł. - Ej, nie płacz już, żaden chłopak nie jest wart twoich łez. - Powiedział domyślając się, że to przez chłopaka dziewczyna płacze. Pogłaskał ją pocieszająco po ramieniu, a ta podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Kim jesteś? - Zapytała, a chłopak się do niej uśmiechnął co odwzajemniła.
- Nazywam się Ross Lynch, a ty? - Zapytał.
- Laura Marano, miło mi. - Odpowiedziała ocierając mokre oczy chusteczką.
- Mi również. - Nastolatkowie wstali z ławki i udali się do kawiarni. Tam ciągle rozmawiając, zaprzyjaźnili się ze sobą.”
Ross spojrzał swojej wybrance prosto w oczy i zaczął się do niej zbliżać, ona oczywiście uczyniła to samo. Już po kilku sekundach para złączyła się w pocałunku pełnym miłości i namiętności. Oboje pragnęli siebie każdą najmniejszą cząstką swojego ciała.

<Tymczasem w domu Lynchów.>
- Wasz syn Ross to prawdziwy skarb. - Powiedziała Ellen gdy razem z mężem pili kawę z państwem Lynch. - Dba o Laurę jak mało kto. - Dodała.
- Tak, Laura jest jego oczkiem w głowie. Nikomu nie pozwoli jej skrzywdzić. - Zauważyła Stormie pijąc kawę. - Czasem wydaje mi się, że to właśnie on jest bardziej dojrzały niż my wszyscy w tym domu razem wzięci. - Dodała.
- Tak, to fakt. Ja też gdy z nim rozmawiam, czasem nie wiem o co mu chodzi, bo mówi takie mądre zdania. - Powiedział Mark. Nagle ktoś zapukał do drzwi. - Otworzę. - Powiedział i podszedł do nich. Po chwili ujrzał przed sobą Cody'ego.
- Dzień dobry, proszę pana, jest Ross? - Zapytał.
- Nie, nie ma go, bo wyszedł niedawno z Laurą, a coś mu przekazać? - Zapytał wyraźnie zdziwiony całą tą sytuacją Mark. Tak naprawdę Cody był dla niego ostatnią osobą, która mogłaby się pojawić w ich domu po tych wszystkich kłamstwach i sekretach.
- Nie dziękuję, chciałbym z nim porozmawiać osobiście. - Odpowiedział i w tej chwili obok nich pojawił się Ross wraz z Laurą.
- Cześć, Cody. Myślałem, że jesteś teraz w Nowym Jorku. - Powiedział blondyn i przybił z chłopakiem piątkę na powitanie. W tym czasie zdążyła się tam zebrać cała rodzina chłopaka i Laury oraz Ellington. Wszyscy byli zdziwieni widokiem jaki zastali. Ross i Cody – od dzieciństwa najwięksi wrogowie, teraz są najlepszymi przyjaciółmi? To było co najmniej dziwne, szczególnie dla kogoś, kto zna ich historię, ale nie wie co było dalej.
- Wróciłem 20 minut temu i chciałem ci coś powiedzieć, na osobności. - Wyjaśnił Christian podkreślając dwa ostatnie słowa.
- Ross, czy my o czymś nie wiemy? - Zapytała się zdziwiona Rydel. - Od kiedy ty i Cody się przyjaźnicie? - Dodała.
- Od sylwestra, to długa historia. - Odpowiedział brązowooki i zaprowadził Cody'ego do swojego pokoju. - Co się stało? - Zapytał gdy byli już w pomieszczeniu.
- Chodzi o to, że mam do ciebie prośbę. Będę ci za wdzięczny do końca życia. - Wyjaśnił Cody.
- Jaka to prośba? - Zapytał Ross.
- Porozmawiałbyś ze swoim zespołem i przekonałbyś ich, abyście zabrali mnie w trasę koncertową po Europie? Oczywiście jeśli nie chcesz, nie musisz. - Poprosił.
- Coś się stało, że mnie o to prosisz?
- Nie, tylko chciałbym, abyśmy dzięki temu umocnili nasze więzy przyjaźni. - Wyjaśnił.
- Ok, porozmawiam z nimi, ale niczego nie obiecuję.
- Dziękuj ci bardzo.
- Spoko, zobaczę co da się zrobić.
- Dzięki, dzięki. dzięki, ratujesz mi życie, Ross. - Powiedział uradowany i wybiegł z jego pokoju, a potem z domu. Blondyn za to zszedł na dół do swojej rodziny i przyjaciół.
- Co takiego chciał Cody? - Zapytał Riker.
- Chciał, abym poprosił was o zabranie go z nami w trasę. - Powiedział.
- Skąd o niej wiesz? Przecież to miała być niespodzianka. - Zapytał Rocky.
- Mam swoje sposoby. - Odpowiedział.
- Jeśli serio chcesz to Cody może jechać z nami. - Powiedziała Delly.
- To super. - Odpowiedział blondyn i wyszedł do ogrodu gdzie siedziała jego dziewczyna.

*W następnym rozdziale.*

Laura zaczyna się czuć źle, boli ją brzuch i kręci się jej w głowie, zdarza się jej także zwymiotować. Przez swój stan samopoczucia nie idzie pierwszego dnia do szkoły, co powoduje, że Ross zaczyna się o nią martwić. Czy choroba Laury to coś poważnego? Co jest jej główną przyczyną? Czy dziewczyna pójdzie z tym do lekarza? Odpowiedzi znajdziecie w następnym rozdziale.
PREMIERA JUŻ 18.01.14.

************
Witajcie, wybaczcie, że wczoraj nie było rozdziału, ale na prawdę nie miałam czasu. Teraz to moje ostatnie 10 min na wstawienie rozdziału, bo zaraz jadę do dziadków i wrócę dopiero jutro wieczorem. Następny dopiero w następną sobotę, bo ten tydzień jest ostatnim, w którym wystawiają u mnie oceny więc jest dużo sprawdzianów, a ja muszę się uczyć.
Całuski :* Marta Lynch.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Kolejne polecenie

Witajcie, dzisiaj ciągle polecam jakieś blogi. Hehe, ale mi to pasuje.
Polecam wam teraz bloga mojej koleżanki z klasy o 1D. Wpadajcie na niego, bo jest super.
http://onedirectionimaginy1369.blogspot.com/
Całuski :* Marta Lynch.


Polecam

Witajcie, znowu. Hehe.
Mam wam do polecenia blog mojej koleżanki Mrs.Lynch. Jest super i osobiście bardzo go polecam.
http://ross-and-laura-love-story.blogspot.com/
Całuski :* Marta Lynch.

Super blog

Witajcie.
Mam dla was superowego bloga mojej przyjaciółki. Sama pomagałam jej go założyć i serdecznie was na niego zapraszam.
http://blogjakmarzenie.blogspot.com/

Całuski :* Marta Lynch.

niedziela, 5 stycznia 2014

(75) 1. Pobudka & Zmiany.

Ta noc była dowodem naszej miłości, jeśli chodzi o mnie, to jej nie żałuję.” - Ross Lynch.

*Oczami Laury.*
Pierwszego stycznia obudziłam się z uśmiechem na ustach, a to dlatego, że przed oczami wciąż miałam ostatnią noc spędzoną z Rossem. Cieszę się, że już wszystko między nami się poukładało i jeszcze wczoraj, och, było tak magicznie. Wręcz brakuje słów do opisania tego jak się wtedy czułam. Powoli otworzyłam ociężałe powieki i poczułam, że przytulam się do Rossa. - Cześć, kochanie. - Powiedział gdy zobaczył, że już nie śpię.
- Witaj, mój książę z bajki. - Odpowiedziałam i go pocałowałam, a on bez wahania, odwzajemnił mój gest.
- Jak się spało mojej księżniczce? - Zapytał uśmiechając się promiennie.
- Świetnie, a to dlatego, że był przy mnie mój ukochany książę. - Odpowiedziałam i zrobiłam to samo co on.
- A wczorajsze wydarzenie? Bolało? - Jaki on jest troskliwy.
- Ależ skąd? Byłeś taki delikatny, że nawet nic nie poczułam. - Przekonałam go, a on w odpowiedzi pokazał mi szereg swoich śnieżnobiałych zębów. - Było magicznie, nigdy nie zapomnę tej magicznej nocy, w której stałam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. - Dodałam.
- A ja najszczęśliwszym chłopakiem. - Dokończył i pocałował mnie w czoło. Kocham go, tak bardzo go kocham. Aż brakuje mi do tego słów. - Zrobię nam śniadanie, ok? - Zapytał nagle.
- Dobrze, ale szybko wracaj. - Odpowiedziałam.
- Ok. - Powiedział rozbawiony. Szybko się ubrał i wyszedł z pokoju. Ja za to owinęłam się kocem i weszłam do łazienki. W pewnej chwili zrobiło mi się niedobrze i zwymiotowałam do muszli klozetowej.
- „Ale mnie boli brzuch.” - Pomyślałam i złapałam wspomniane miejsce. Nie czułam się najlepiej, sama nie wiem czemu. - „Może to dlatego, że wczoraj nie jadłam kolacji.” - Pomyślałam.
- Laura, wszystko w porządku?! - Zapytał nagle Ross stojący za drzwiami.
- Jasne, chciałam się tylko przebrać. - Odpowiedziałam naginając trochę prawdę.
- Tylko, że twoje ubrania są tutaj. - Odpowiedział, a mnie zatkało. Jak mogłam zapomnieć o ubraniach? Usłyszałam tylko jak Ross się śmieje ze mnie. Nie miałam innego wyjścia, więc wzięłam koszulę blondyna, która wisiała na wieszaku i założyłam ją na siebie. Sięgała mi do ud, ale nie wstydzę się tak chodzić przy Rossie. Poprawiłam fryzurę, wzięłam koc i spłukałam toaletę, po czym wyszłam z łazienki mojego kochanego blondaska. Od razu ujrzałam przed sobą właściciela noszonej przeze mnie koszuli. Gdy mnie zobaczył, tylko się uśmiechnął.
- Już nosisz moje ubrania? Nie za wcześnie na to? - Zażartował. Ja tylko figlarnie przewróciłam oczami i podeszłam do niego.
- Nie chciało mi się przychodzić po ubrania. - Powiedziałam.
- Aha. - Odpowiedział. Razem usiedliśmy na łóżku i zaczęliśmy konsumować zrobione przez Rossa pyszne śniadanie – jajecznicę. Potem zeszliśmy do salonu i włączyliśmy film pod tytułem „Świąteczna miłość”. W tym czasie Ross przykrył mnie kocem, bo widocznie zauważył, że robi mi się zimno. Ja za to z czułością i miłością wtuliłam się do niego i wsłuchiwałam się w bicie jego serca. Ten piękny dźwięk zawsze mnie uspokajał i zawsze w nocy gdy miałam koszmary, pomagał zasnąć. Od razu przypomniało mi się wczorajsze wydarzenie, które sprawiło, że poczułam się jak w niebie. - O czym myślisz, kochanie? - Zapytał nagle Ross wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- O naszym wspólnym sylwestrze. - Odpowiedziałam patrząc mu w oczy i uśmiechnęłam się do niego. On od razu odwzajemnił mój gest.
- Ta noc była dowodem naszej miłości, jeśli chodzi o mnie, to jej nie żałuję. - Powiedział jak prawdziwy romantyk. - Cieszę się, że znów jesteśmy razem po tym co się wydarzyło. - Dodał.
- Tak, ja też. - Odpowiedziałam. - Kocham cię. - Dodałam.
- Ja też cię kocham. - Powiedział pokazując mi szereg swoich śnieżnobiałych zębów. Spojrzeliśmy sobie w oczy i zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Nasze usta dzieliły już tylko milimetry, jednak ja nie wytrzymałam już ani chwili dłużej i z miłością oraz pożądaniem wpiłam się w usta mojego ukochanego. On od razu odwzajemnił mój gest z podwójną siłą. Po chwili posadził mnie sobie na kolanach i nadal się całując, wyłącz pilotem telewizor. Przyciągnął mnie do siebie i objął w tali swoimi silnymi ramionami. Czułam się bezpiecznie w jego czułych objęciach. Tak naprawdę, dopiero drugi raz od dość długiego czasu okazujemy sobie tyle czułości co teraz i jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwa, bo kocham go najbardziej na świecie i to właśnie z nim chcę spędzić resztę swojego życia. Mam nadzieję, że on także tak uważa. Całowaliśmy się jeszcze kilka minut aż do momentu gdy w naszych płucach zabrakło powietrza, więc skończyliśmy się całować. Położyłam się na kanapie, a głowę położyłam na kolanach mojego chłopaka. Przykryłam się kocem i przymrużyłam lekko oczy, jednak nie zasnęłam. Czułam jak Ross odgarnia mi włosy za ucho i opuszkami palców głaszcze mnie po policzku. Czułam wtedy przyjemny dreszcz przechodzący przez całe moje ciało. - Kocham dotyk twojej skóry, twój piękny uśmiech i twe cudne brązowe oczy. Kocham cię całą. - Powiedział jak prawdziwy romantyk. Ja nic mu nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się promiennie, co on odwzajemnił. - Może to dziwne, bo mamy dopiero po 19 lat, ale ja czuję, że jesteś miłością mojego życia i to właśnie z tobą chcę je spędzić. - Wyznał patrząc mi w oczy. Nie powiem, byłam zdziwiona jego słowami, nawet bardzo. Nie sądziłam, że może mi coś takiego powiedzieć, ale w głębi duszy, ucieszyły mnie.
- Ja też tak sądzę. - Odpowiedziałam mu, a ten pocałował mnie w czoło. Potem jeszcze chwilę poleżeliśmy, a gdy zegarek wskazywał 12:30, poszłam się myć i w czasie gdy Ross sprzątał, ja zdążyłam się ubrać i umalować. Po ostatnich poprawkach, zeszłam na dół i pomogłam Rossowi ogarnąć jakoś dom. W pewnej chwili zrobiło się niedobrze i kręciło mi się w głowie oraz zaczął boleć mnie brzuch, więc powoli usiadłam na kanapie i czekałam aż to minie.
- Laura, co się stało? - Zapytał Ross z troską w głosie widząc mój stan. - Jesteś blada jak ściana, co cię boli? - Dodał.
- Brzuch i kręci mi się w głowie. - Powiedziałam, jednak sprawiało mi to wielki trud.
- Spokojnie, zajmę się tobą. - Powiedział, po czym wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Delikatnie położył mnie tam na swoim łóżku i przykrył kocem. Położył dłoń na moim czole i sprawdził tym samym czy mam gorączkę. - Rzeczywiście, masz gorączkę. - Powiedział. - To może być coś poważnego, więc lepiej będzie jak zadzwonię po lekarza. - Dodał.
- Nie. - Powiedziałam. - Pewnie dzisiaj przestanie mnie boleć, więc nie dzwoń. - Dodałam próbując go przekonać.
- Ok, skoro tego chcesz, ale jeśli jutro będzie tak samo to osobiście zawiozę cię do lekarza, zrozumiano? - Powiedział na co ja w odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową. Pokazałam mu gestem ręki, aby położył się obok mnie, a on tak uczynił. Wtuliłam się w niego, a on objął mnie ramieniem. Od razu poczułam się odrobinę lepiej. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w krainie morfeusza otulona jego ramionami.

*Oczami Rossa.*
Nim się spostrzegłem, Laura już spała. W sumie się jej nie dziwię, bo ja pewnie też byłbym zmęczony gdyby bolała mnie głowa i brzuch. Ciekawe co jej jest. Mam tylko nadzieję, że to nic poważnego, bo nie przeżyję jeśli jej się coś stanie. Spojrzałem na nią czując ogromny przypływ euforii. - „Jest taka piękna kiedy śpi.” - Pomyślałem. - Mam szczęście, że cię mam. - Szepnąłem i pocałowałem ją w czoło tak, aby się nie zbudziła. Powoli się podniosłem, aby nie obudzić mojej ukochanej, a swoje ciało zastąpiłem poduszką. Na paluszkach opuściłem pokój i zamknąłem za sobą drzwi. Zszedłem na dół i przeszedłem do ogrodu. Tam usiadłem na huśtawce i huśtając się do tyłu i do przodu, myślałem nad swoim życiem. Nagle zacząłem śpiewać piosenkę, której słowa same nasuwały mi się na język.
Między Tobą a mną świetlny rok
A może tylko wciąż krok
Między nami przestrzeń pełna ciał
A wszystkie jakby bez par

Inny świat niż ten
Czeka na nas, wiem
Gwiazda tu w dół
Spada dziś znów
Może on wraz z nią

Samotni tak pośród gwiazd
I choć mija czas my co dnia trwamy tu w próżni tej
Samotni lecz dzisiaj świat
Znów zbliża nas i trzyma wciąż razem ze sobą tak

Otchłań pustki, lecz w niej ciągły ruch
Stąd szansa spotkań ciał dwóch
Chociaż każde wiedzie orbit szlak
Los zmienia czasem ten ład

Inny świat niż ten
Czeka na nas, wiem
Gwiazda tu w dół
Spada dziś znów
Może on wraz z nią

Samotni tak pośród gwiazd
I choć mija czas my co dnia trwamy tu w próżni tej
Samotni lecz dzisiaj świat
Znów zbliża nas i trzyma wciąż razem ze sobą tak

Tajemnica praw
Które regulują wciąż świat
Efekt działań sił
Których nie rozumie już nikt
Nałożenie fal
Przyciąganie ciał
Trajektorii splot
Tylko jeden krok

A my trwamy tu w próżni tej
Samotni lecz dzisiaj świat
Znów zbliża nas i trzyma wciąż razem ze sobą tak
Samotni tak pośród gwiazd
I choć mija czas my co dnia trwamy tu w próżni tej
Samotni lecz dzisiaj świat
Znów zbliża nas i trzyma wciąż razem ze sobą tak.”

Gdy skończyłem, zadzwonił do mnie telefon. - „To Riker.” - Pomyślałem patrząc na wyświetlacz komórki. Niezwłocznie nacisnąłem zieloną słuchawkę. - Co tam, Riker? - Zapytałem najstarszego brata.
- Cześć Ross, my już wracamy, więc pewnie będziemy gdzieś tak o 18:00. Po za tym mam dla ciebie mega newsa. - Powiedział blondyn.
- Jakiego? - Zapytałem nie ukrywając mojego zaciekawienia.
- Ryland zorganizował nam koncert na „Festiwalu Muzyki w Los Angeles”. - Powiedział akcentując nazwę owego przedsięwzięcia.
- To super, a kiedy on jest? - Zapytałem.
- 10 stycznia, więc mamy bardzo mało czasu na przygotowania. Jak tylko wrócimy, bierzemy się ostro do pracy. - Zakomunikował.
- Ok. - Odpowiedziałem. - Do zobaczenia o 18. - Dodałem.
- Pa. - Rzekł i się rozłączył. Ja za to znów usiadłem na huśtawce i tym razem patrzyłem w przestrzeń. Nie miałem nawet pojęcia, że moje życie nie długo będzie miało szansę się zmienić.

*W następnym rozdziale.*
Rodzina Lynchów i Marano wraca z podróży. R5 od razu bierze się do pracy i zaczynają próby do koncertu. W tym samym czasie w ich domu są rodzice Laury i Vanessy oraz one same. Nagle w drzwiach pojawia się Cody. Jak reszta zareaguje na niespodziewanego gościa? Czy będą się cieszyć z jego towarzystwa? Czy sam Cody będzie chciał ich przeprosić? Tego wszystkiego dowiecie się w następnym rozdziale.
PREMIERA JUŻ 10.01.14.

**********
Tak jak obiecałam, jest dzisiaj premiera 3 sezonu. Nadal się zastanawiam czy będzie on ostatnim czy jeszcze nie, bo nie jestem co do tego w 100% pewno, ale wszystko się okaże później. Podoba wam się? Piszcie swoje opinie, bo to one pomagają mi w dalszym pisaniu. Kolejny rozdział dopiero 10, ponieważ teraz mam dużo nauki i obowiązków.

Całuski :-* Marta Lynch.