"To
miejsce jest jeszcze piękniejsze na żywo niż na zdjęciach i w
telewizji.” - Laura Marano.
*Oczami narratora.*
Następnego dnia Laura obudziła się o 8:00.
Szybko weszła do łazienki i wyciągnęła z torby ubrania, które
wczoraj sobie przygotowała. Ubrała się w nie i zadowolona zeszła
na dół. W kuchni zastała Rossa, który akurat kończył robić dla
nich śniadanie. Tym razem były to tosty. - Były wyborne. -
Powiedziała dziewczyna, gdy skończyła jeść.
- Dziękuję. - Odpowiedział blondyn. - Może
odprowadzę cię do domu. - Zaproponował.
- Ok. - Po tych słowach Laura weszła na górę
i zabrała swoją torbę, a następnie razem ruszyli w stronę jej
domu. Chłopak odprowadził dziewczynę do furtki i po dziesięciu
minutach rozmawiania zaczął wracać do domu. Laura weszła do domku
i już w progu naskoczyli na nią rodzice i starsza siostra.
- I jak było? - Zapytała pani Ellen.
- No opowiadaj. - Dopowiedziała Vanessa.
- Już, ale najpierw mam pytanie. - Powiedziała
i zwróciła się do swojego taty. - Tato, kiedy Ross zapytał się
ciebie, czy może mnie zabrać do Paryża?
- Wczoraj, jak z mamą byłyście na zakupach,
ale ty lepiej idź się spakować, w końcu o 16 masz lot. -
Odpowiedział.
- Ok. - Powiedziała i poszła do swojego
pokoju. Wyjęła z szafy walizkę i zaczęła chować do niej
potrzebne rzeczy. Pakowanie zajęło dziewczynie 1,5 godziny, a gdy
skończyła zmęczona opadła na łóżko i zasnęła. Obudziła się
po 40 minutach i wyjęła z komody torebkę i do niej także schowała
potrzebne rzeczy m. in. komórkę, pamiętnik z długopisem oraz
portfel i paszport. Następnie zajrzała jeszcze raz do szafy i w
pozostałych ubraniach zaczęła szukać stroju na podróż. Po
dwudziestu minutach szukania zdecydowała się na żółte rurki,
różową bluzkę z tęczą oraz buty w biało – czarne paski.
Szatynka spojrzała na zegarem, który wskazywał 12:00. - Mam
jeszcze 2,5 godziny do przyjścia Rossa. - Powiedziała sama do
siebie. Nie wiedząc co ze sobą zrobić Laura włączyła telewizor
i zaczęła oglądać jakiś serial. Skończyła gdy zegar wskazywał
13:55, więc szybko weszła do łazienki zabierając wcześniej
ubrania na podróż. Wskoczyła pod prysznic i już po chwili
krople letniej wody delikatnie spływały po jej ciele. Po dziesięciu
minutach kąpieli pod prysznicem wyszła spod niego i ubrała strój,
który wcześniej przyniosła do łazienki. Po wykonaniu tej
czynności usiadła przed lustrem i zaczęła sobie robić makijaż.
Usta pomalowała różowym błyszczykiem, a oczy podkreśliła czarną
kreską. Do tego włosy spięła w kucyk na boku. Na sam koniec
spryskała się perfumami o zapachu lawendy. Zadowolona z efektu
wyszła z pokoju czystości i chwytając do rąk torbę podróżną
oraz walizkę zeszła na dół. Walizkę postawiła obok drzwi
wejściowych, a sama udała się do kuchni. Zastała tam karteczkę
zaadresowaną do niej. Wzięła ją do rąk i zaczęła czytać
zamieszczony na niej tekst. - „Laura wybacz, ale musieliśmy
pilnie wyjechać, więc nie mieliśmy czasu się z tobą pożegnać,
ale obiecuję, że zadzwonię do ciebie wieczorem. Weź dodatkową
parę kluczy i zamknij dom. Baw się dobrze w Paryżu. Kocham cię,
mama.” - Dziewczyna wzięła z lodówki babeczkę z
nadzieniem malinowym i popiła ją herbatą owocową. Gdy skończyła,
usłyszała dzwonek do drzwi. - To już 14:30? - Zapytała samą
siebie. Spojrzała na zegarek, a ten ewidentnie wskazywał godzinę
14:30. Szybkim krokiem otworzyła drzwi, a za nimi oczywiście stał
Ross. - Cześć. - Powiedziała dziewczyna, a blondyn odpowiedział
jej tym samym. Brązowooka wzięła walizkę i wychodząc ze swoim
chłopakiem zamknęła drzwi na klucz. Na lotnisko szli trzymając
się za ręce. Dotarli tam po godzinie. Po dwudziestu minutach
czekania usiedli w samolocie na swoich miejscach. Laura wtuliła się
w siedzącego obok niej Rossa i odpłynęła w krainę snów. Blondyn
zrobił to samo. Obudziły go słowa stewardessy. – Szanowni
państwo jesteśmy już nad Paryżem i zaraz przystąpimy do
lądowania, proszę zapiąć pasy.
- Laura, obudź się, zaraz lądujemy. -
Powiedział blondyn lekko szturchając dziewczynę. Ona otworzyła
swoje powieki i wyjrzała przez okno w samolocie. Widok na zewnątrz
był piękny. W Paryżu w tej chwili była godzina 21:30, więc
miasto miłości było jeszcze piękniejsze niż w dzień. Wieża
Eiffla świecąca w nocy była nie do opisania. Widok tego miejsca
zrobił na Laurze ogromne wrażenie. - Podoba ci się to miasto? -
Zapytał głos za plecami dziewczyny, bez wątpienia należał on do
jej ukochanego. Dziewczyna odwróciła się i powiedziała patrząc
mu w oczy.
- Tu jest magicznie. To miejsce jest jeszcze
piękniejsze na żywo niż na zdjęciach i w telewizji.
- Cieszę się, że ci się podoba. -
Odpowiedział brązowooki i uśmiechnął się do szatynki. Ona
odpowiedziała mu tym samym. Po dziesięciu minutach byli już na
lotnisku. Odebrali swoje bagaże, a następnie udali się do domu
cioci Rossa. Chłopak objął swoją dziewczynę ramieniem, a ta
objęła go wokół talii. W tej właśnie pozycji szli. Pod domek
dotarli po 30 minutach. Budynek był duży, posiadał dwa piętra.
Ściany zewnętrzne były w kolorze jasnego beżu, a drzwi i ramy
okienne jasnego brązu. Dom był ogrodzony niedużym drewnianym
płotkiem. Ross wszedł do środka ciągnąc za sobą szatynkę. Gdy
byli w środku chłopak zamknął drzwi i krzyknął. - Jesteśmy! - Po
tych słowach z kuchni wybiegli rodzice blondyna i jakaś blondynka.
Jak się pewnie domyślacie była to jego ciocia.
- Ross, jak ja cię dawno nie widziałam. -
Powiedziała.
- Tak, ostatnio pięć lat temu. - Odpowiedział
chłopak.
- Jak ty wyrosłeś. - Powiedziała. - A ty to
pewnie Laura, dziewczyna mojego siostrzeńca. - Tym razem zwróciła
się do towarzyszki chłopaka.
- Tak proszę pani, miło mi panią poznać. -
Powiedziała brązowooka.
- Mi ciebie też, tyle o tobie słyszałam. Ok, pewnie jesteście
zmęczeni, więc zrobię wam kolację, a potem idźcie spać. - Jak
powiedziała tak zrobiła. Para zjadła posiłek, a gdy skończyli
Ross zaprowadził Laurę do jej tymczasowego pokoju. Znajdował się
on na samej górze, tuż obok pokoju blondyna i łazienki. Zakochani
pożegnali się ze sobą i weszli do pomieszczeń. Brązowooka poszła
się umyć i już po chwil spała sobie smacznie. Ross zrobił to
samo.
*Oczami Rossa.*
Rano obudziłem się o 6:00. Wziąłem szybki
prysznic i ubrany zszedłem na dół. Sprawdziłem czy ktoś się
obudził. - Super, wszyscy jeszcze śpią. - Powiedziałem sam
do siebie. Szybkim krokiem wszedłem do kuchni i zajrzałem do
lodówki. Wyjąłem z niej potrzebne składniki i wziąłem się za robienie ciasta. Po 30 minutach miałem gotowych 30 naleśników. W
jadalni rozłożyłem 10 talerzy i na każdy nałożyłem po 3
naleśniki. Dodatkowo położyłem na nich owoce i posypałem cukrem
pudrem. Rodzicom i cioci przygotowałem jeszcze po kawie, a nam
herbatę owocową. Napoje w szklankach postawiłem obok posiłków.
Zadowolony z efektu mojej ciężkiej pracy krzyknąłem –
Śniadanie! - i usiadłem na swoim krześle. Już po pięciu minutach
w jadalni pojawiła się Laura.
- Ten piękny zapach czuć aż u mnie. -
Powiedziała i siadając obok mnie zaczęła konsumować przygotowany
przeze mnie posiłek. Po chwili w jadalni pojawili się także moi
rodzice, a tuż za nimi moje rodzeństwo, Ell i ciocia.
- Co tak pięknie pachnie? - Zapytał siostra
mojego taty.
- Naleśniki Rossa. - Odpowiedzieli wszyscy greckim chórem, a ja uśmiechnąłem się.
- No proszę, wiedzę, że mamy kucharza w
rodzinie. - Odpowiedziała.
- I to uzdolnionego – Powiedziała Delly.
- „Uzdolnionego” mówisz. Zaraz zobaczę.
Dawno nie jadłam Amerykańskiego jedzenia i nie wiem czy.... - W tym
momencie wzięła kawałek do ust. - nie wezmę od ciebie przepisu. -
Dokończyła, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- Niestety ciociu. - Zacząłem. - Przepis jest
moją tajemnicą.
- No cóż, szkoda, ale musisz je robić
częściej.
- Spokojnie, dopóki tu jesteśmy będę je
robił codziennie.
- Mi to pasuje.
- Nam też. - Powiedzieli wszyscy. Po
śniadaniu zmyłem naczynia, a potem wszedłem na drugie piętro i
zapukałem do drzwi Laury.
- Proszę. - Usłyszałem za drzwiami jej
piękny głos, więc wszedłem. - O, cześć Ross. - Powiedziała i
mnie przytuliła.
- Laura co ty na to abyśmy za dziesięć minut
wyszli do miasta? Pokazałbym ci to miejsce. - Zapytałem.
- Jestem za. - Odpowiedziała.
- Ok, to za dziesięć minut po ciebie przyjdę,
tylko załóż jakiś płaszcz, bo może być zimno.
- Ok. - Po tych słowach wyszedłem z pokoju.
Wszedłem do swojego i zacząłem szukać w szafie stroju na
pokazywanie Laurze miasta.
*Oczami Laury.*
Od razu po wyjściu Rossa podeszłam do szafy i
szukałam w niej stroju na zwiedzanie miasta. Po pięciu minutach
znalazłam go, więc szybko weszłam go łazienki z się w niego
przebrałam. Po tej czynności zrobiłam sobie jeszcze szybki
makijaż. Zadowolona z efektu swojej pracy wyszłam z pokoju
czystości. Tam czekał już na mnie Ross. Razem ruszyliśmy na dół,
a potem wyszliśmy z domu udając się do centrum miasta. Ross
pokazał mi tyle cudownych miejsc np: Łuk Triumfalny, Muzeum Luwr,
ale na koniec zostawił, naszym zdaniem, najpiękniejsze miejsce w
stolicy Paryża, czyli wieżę Eiffla. Dotychczas widziałam ją tylko
na fotografiach i muszę przyznać, że nigdy bym nie pomyślała, że
ona jest aż taka wielka. Wjechaliśmy windą na samą górę i z
tarasu widokowego podziwialiśmy piękną panoramę miasta miłości.
- I jak? Podobają ci się te widoki? - Zapytał nagle Ross.
- Tu jest przepięknie. - Odpowiedziałam i się
do niego uśmiechnęłam. On odpowiedział mi tym samym. Spojrzeliśmy
sobie w oczy i po raz kolejny się pocałowaliśmy, jednak był to
nasz pierwszy pocałunek w takim mieście jak Paryż. Jak zawsze
czułam się magicznie. Gdy Ross jest przy mnie wszystko inne
przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, liczy się tylko i wyłącznie
on i ja. Całowaliśmy się 20 sekund, a potem postanowiliśmy się
już zbierać. W związku z tym, że ciocia Rossa nie mieszka zbyt
daleko od Wieży Eiffla, już po 30 minutach byliśmy w jej domu.
Wypiliśmy po kakao przyrządzonym przez nią. Po wypiciu napoju
poszłam się umyć i przebrana w piżamę szybko zasnęłam.
*Oczami Rossa.*
Umyłem się i przebrany w piżamę usiadłem
na łóżku. Nie chciało mi się jeszcze spać, więc wyjąłem mój
szkicownik oraz ołówek. Nikt tego nie wie, ale często sobie tak
rysuję, bo tak, podobnie jak muzyką, wyrażam to co czuję.
Oczywiście nie żebym miał jakiś specjalny talent, ale po prostu
to lubię. Po 10 minutach miałem już jeden rysunek i nie powiem,
był całkiem niezły. Potem był następny i już po godzinie
miałem narysowanych 5 rysunków. Niestety rysuję je dla siebie i
nigdy nikomu ich nie pokażę. Sam nie wiem czemu, może po prostu
chcę mieć jakąś tajemnicę przed resztą. Zadowolony i
zrelaksowany zgasiłem światło i poszedłem spać, jednak śnił mi
się koszmar.
******
I jest kolejny rozdział. Podoba wam się? Przepraszam, że tak późno, ale odrabianie lekcji jakoś mi się przedłużyło.
Całuski ;-* Marta Lynch.
A matko jaki cudowny ten rozdział!! *.* Był taki romantyczny.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwościa na next. Mam nadzieje że pojawi się jeszcze w tym tygodniu!! ;)
Boskooooooo :D kocham tego blogaaaa :D blagam jeszcze raz... jak juz musisz rozdzielic Rossa i Laure to rozdziel ich tylko na gora 2 opowiadania i potem znow ich polacz:D oni sa dla sb stworzeni... a wiec bladam nie rozdzielaj ich na dlugo :) i jeszcze raz rozdzial cudny :)
OdpowiedzUsuń~Ptysia ~
Rozdział jest świetny zresztą jak zawsze. Był taki romantyczny że aż się poryczałam. Dzięki że czytasz mojego bloga. Pozdrawiam Kasia S. Buziaki
OdpowiedzUsuńno no muze przyznac ze wyszedl ci fajnie jejku a te rysukin bardoz mi sie podbaly ciekawe kto je naryzowal
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, tak jak każdy. :D
OdpowiedzUsuńI proszę, nie rozdzielaj już Rossa i Laury. Oni są dla siebie stworzeni. <3
~Jo vuu. ^^