„Wracamy
do naszego miasta, ale ja wciąż mam pewne obawy co do mojego
powtarzającego się snu.” - Ross Lynch.
*Oczami narratora.*
Dziś jest ostatni dzień pobytu
rodziny Lynch, Laury i Ell'a u pani Rose w Paryżu. Dzisiaj o 19:00
mają samolot powrotny do LA, ale jak na razie cieszą się wspólnie
spędzonym czasem. Rossowi każdej nocy śni się ten sam sen, w
którym jest Laura i Cody. Nie ma pojęcia co on może oznaczać, ale
nie chce o nim nikomu mówić, aby go nie martwić. Po śniadaniu
zrobionym przez Rossa wszyscy poszli do swoich pokoi, aby się w
spokoju spakować. Ross robił to najdłużej, bo po całym pokoju
szukał swoich rysunków i tekstów piosenek. Miał je ukryte w
różnych miejscach, ale tak, że tylko on mógł je znaleźć. Po
kilku minutach poszukiwań, wszystkie papiery włożył do dwóch
odpowiednich, przeznaczonych do tego, teczek i schował je na dnie
swojej walizki, którą postawił przy wejściu do pokoju. Sam zszedł
po schodach, ale zamiast dołączyć do rodziny rzucił tylko. -
Zaraz wracam. - i nawet nie czekając na odpowiedź wyszedł z domu.
Poszedł tam gdzie zawsze, czyli na polankę nieopodal miasta.
Chociaż Paryż należy do niemałych miast droga w wybrane miejsce
zajęła mu 10 minut. Stanął na środku łąki i powiedział sam do
siebie. - Co ten powtarzający się sen może oznaczać? - Wcale nie
był zdziwiony, że nie uzyskał odpowiedzi zwrotnej.
*Tymczasem w domu pani Rose.*
W tym miejscu panował totalny chaos.
Rocky gonił Ryland'a, bo ten zabrał mu jego ulubiony grzebień do
włosów. Riker próbował ich uspokoić biegnąc za nimi. Ell i
Delly wygłupiali się, a pani Rose i rodzice tych rozbrykanych
owieczek „wymieniali poglądy” na temat jakieś nieistotnej
błahostki. Tylko Laura siedziała na schodach i przyglądała się
całemu temu zdarzeniu w zupełnej ciszy. Akurat dzisiaj nie miała
najmniejszej ochoty na spędzanie czasu w tego typu sposób. Od
wyjścia Rossa dręczyły ją pytania co może się z nim dziać. -
„Od jakiegoś czasu wychodzi z domu i wraca po kilku godzinach, a w
nocy budzi się z takim krzykiem, że nikt poza nim i mną nikt go
nie słyszy.” - Pomyślała. Bała się o niego i to bardzo. Sama
doskonale wie, że Ross nie należy do osób, które mówią komuś
innemu, że dzieje się z nimi coś złego. Jedną z takich sytuacji
był moment, w którym Ross pocieszał Laurę gdy ta dowiedziała
się, że jej chłopak ją zdradza, w dodatku robił to z jego
dziewczyną. Widać było wtedy, że chłopak cierpiał bardziej niż
ona, ale on utwierdzał wszystkich w przekonaniu, że tak nie jest.
Każdy powinien podziwiać takiego chłopaka, dla którego liczy się
szczęście innych. Laura pogrążona w swoich filozoficznych
przemyśleniach nawet nie zauważyła, że temat jej refleksji
przekroczył właśnie próg domu. Z pozoru może się to wydawać
niemożliwe, bo szatynka ciągle patrzyła nieprzytomnie na drzwi
wejściowe, ale w stanie intensywnych przemyśleń można nawet fali
tsunami nie zauważyć. Rossowi widocznie rzuciło się w oczy, że
jego ukochaną ewidentnie coś męczy, więc bez chwili zwłoki
wszedł po schodach i łapiąc dziewczynę za rękę zaprowadził ją
do swojego pokoju. Ona z kolei nie wiedziała co jest powodem takiego
zachowania chłopaka. Gdy byli już w pokoju blondyna, dziewczyna
usiadła na łóżku, a on sam podsunął sobie krzesło, aby móc
siedzieć do niej twarzą w twarz. - Co się dzieje Laura? - Zapytał
blondyn patrząc jej w oczy. Ona tylko spojrzała na niego z
politowaniem i powiedziała.
- To raczej ja powinnam cię o to
zapytać.
- Ale o co ci chodzi?
- Odkąd tu jesteśmy wychodzisz z domu
i wracasz po kilku godzinach. W nocy słyszę jak krzyczysz przez
sen. Proszę, powiedz mi co się z tobą dzieje. - Chłopak był w
niemałym szoku, że dziewczyna słyszy wszystko co dzieje się u
niego w nocy. Owszem zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że
dziewczyna może to wszystko słyszeć, ale nigdy mu o tym nie
mówiła, więc uznał, że nie ma sprawy. W głowie na szybko
próbował znaleźć jakąś sensowną i racjonalną wymówkę, bo
przecież nie mógł szatynce powiedzieć całej prawdy. Bo co niby
miał powiedzieć, że krzyczy, bo co noc miewa ten sam sen, w którym
go zdradza, a wychodzi z domu, bo tylko na polanie za miastem może w
spokoju pomyśleć i tam w tajemnicy przed wszystkimi tworzy piosenki
i rysuje? Nie, taka opcja, choć zdecydowanie lepsza i rozsądniejsza,
jego zdaniem nie wchodziła w grę. Nie chciał mówić Laurze, ani
nikomu innemu o swoich sekretach. Po kilku sekundach odpowiedział,
jednak pierwszym czym wpadło mu do głowy.
- W nocy miewam koszmary, ale to nie
ważne, a z domu wychodzę, bo to właśnie poza domem mogę
zapomnieć o moich problemach związanych właśnie z tymi
koszmarami. - W sumie blondyn zataił tylko jakiś kawałek prawdy, a
tak naprawdę to większość powiedział. Laura popatrzyła na niego
z pokorą i po chwili go przytuliła, a on odwzajemnił ten gest. - A
to za co? - Zapytał brązowooki.
- Bo cieszę się, że mi o tym
powiedziałeś.
- Nalegałaś to
powiedziałem. - Ross i Laura jeszcze chwilę porozmawiali, ale potem
przeszło do bitwy na poduszki. Skończyło się na tym, że Ross
leżał na Laurze podpierając się rękami.
- I co teraz zrobisz? - Zapytała
zaciekawiona szatynka.
- Nie wiem, a co proponujesz? - Zapytał
pół żartem, pół serio. Po chwili oboje się uśmiechnęli. Po
kilku sekundach Ross zbliżył twarz do swojej wybranki, ale w pewnym
momencie zatrzymał się. Laura nie mogła już dłużej czekać,
więc bez chwili zwłoki wpiła się w usta swojego ukochanego.
Pocałunek ten był namiętny i czuły, jednak wszystko co dobre
kiedyś się kończy. Tą jakże romantyczną chwilę przerwały
krzyki dochodzące z kuchni. Ross i Laura zaprzestali się całować
i biegiem popędzili do kuchni. Widok, który tam zastali sprawiał,
że ledwo co powstrzymywali się od śmiechu. Ryland i Rocky biegali
po pomieszczeniu i przerażeni krzyczeli „POMOCY!”. Do ich
zachowania w dużej mierze przyczynił się Riker, który stał przy
kuchence i bezskutecznie próbował zapanować nad wydobywającym się
ogniem z patelni, a stało się tak ponieważ chciał zrobić makaron
na podwieczorek, ale jednak gotowanie to nie jego pasja. Rossowi
zrobiło się żal braci, więc krzyknął. - Cisza! - Gdy Rocky i
Ryland się uspokoili, blondyn podszedł do najstarszego brata i
wyłączył kuchenkę, a następnie włożył patelnie z zwęglonym
jedzeniem do zlewu i zalał zimną wodą. Po wykonanej czynności
zwrócił się do braci. - Następnym razem jak będziecie chcieli
coś do jedzenia to powiedzcie to komuś kto się zna na kuchni, a
nie o mało co domu nie spaliliście, jasne?
- Jak słońce. - Odpowiedzieli niczym
chór grecki.
- Ok, skoro już tu jestem to
powiedzcie co chcecie do jedzenia.
- Chciałem zrobić makaron, ale teraz
jest nam wszystko jedno. - Powiedział Riker w imieniu wszystkich.
- Dobrze, to idźcie i zapytajcie się
reszty czy też są głodni. - Chłopacy wyszli z kuchni, a Ross
wziął się za robienie podwieczorku. Postanowił, że zrobi muffiny z pomarańczą. Wstawił do piekarnika 20 sztuk, bo akurat wszyscy
byli głodni. Po 30 minutach wszystko było już gotowe i Ross
rozdawał wszystkim po dwie babeczki na talerzykach. Wszyscy, poza
Rossem, zjedli posiłek rozmawiając. On patrzył nieprzytomnie w
jeden punkt na ścianie i myślami był zupełnie gdzie indziej.
Ciągle wracały do niego wspomnienia z Cody'm w roli głównej.
Przypominało mu się jak każda jego dziewczyna całowała
Christiana zanim on sam zdążył to zrobić, jednak z Laurą jest
inaczej. Jej uczucie do blondyna nie jest takie płytkie jak u jej
poprzedniczek, kocha go nad życie i nie może bez niego żyć, ale
czy to wystarczy? Czy jej głębokie uczucie prędzej czy później
nie zmieni osoby, którą je darzy? Od czasu tego snu, w którym
dziewczyna go zdradziła blondyn nie myśli racjonalnie, co prawda
nie było to prawdziwe zdarzenie, ale wolał mieć się na baczności.
Najbardziej obawia się tego, że ten sen może okazać się prawdą.
Myślał tak przez jakiś czas i nawet, z pozoru, nie miał pojęcia,
że tuż za nim stoi Rocky i myśli nad tym jak zabrać swojemu
młodszemu bratu babeczkę, która jeszcze mu została. Ross
powiedział tylko. - To, że cię nie widzę nie znaczy, że nie
wiem, że za mną stoisz, więc nawet nie próbuj patrzeć na moją
babeczkę, jasne Rocky? - Ten nie wiedział co ma zrobić, tak samo
jak inni był zszokowany tym co właśnie się stało.
- Ale.... ale skąd wiedziałeś, że
to ja? - Zapytał nadal zszokowany szatyn.
- Pierwsza zasada, – Zaczął wstając
i odwracając się do brata. - mnie nie zaskoczysz. - Dokończył.
- Serio?
- Tak. - Żeby to sprawdzić Ryland
podbiegł do niego od tyłu z ręką zaciśniętą w pięść i już
mu zostało 10 centymetrów od ręki Rossa, gdy ten niespodziewanie
się odwrócił i złapał jego pięść w otwartą dłoń, zacisnął
i przerzucił go przez ramie tak, że ten upadł bezpiecznie na
kanapie w pomieszczeniu. - Mówiłem, mnie nie da się zaskoczyć. -
powiedział Ross i puścił rękę Rylanda. Wszyscy patrzyli na
blondyna z szokiem w oczach, on natomiast był zadowolony i z
uśmiechem na ustach zaniósł talerz do kuchni, a sam udał się do
swojego pokoju. Jego rodzina nie wie, że Ross, ten z pozoru zwykły
chłopak, ma bardzo dużo wspólnego ze sztukami walki. Gdy miał
dziewięć lat w tajemnicy zaczął trenować karate. Był najlepszym
uczniem swojego ówczesnego sensei'a Ryana, więc nic dziwnego, że w
czasie 1,5 roku zdobył czarny pas trzeciego stopnia i posiadł
wiedzę i umiejętności z innych sztuk walki m. in. teakwondo, czy
jujutsu. Bardzo zależało mu na tym sporcie, bo oprócz muzyki to
właśnie sztuki walki pozwalały mu być sobą. Musiał, jednak
zrezygnować z tej dyscypliny, a to wszystko przez jedno wydarzenie,
które już na zawsze zostawiło po sobie ślad na jego psychice.
Tego właśnie dnia miał zawody z karate, oczywiście był na
prowadzeniu, co nie podobało się konkurencyjnemu dojo „Czarne
Smoki”. Zawody te skończyły się zwycięstwem dojo, w którym
uczył się mały Ross i to właśnie dzięki niemu wygrali. Po
powrocie do ich dojo zastali tam pusty budynek, jednak na drzwiach
była kartka.
„Zwrócimy
wam wasz sprzęt jeśli z waszego dojo odejdzie Ross Lynch.”
Ross nie chciał, aby przez niego jego ulubione miejsce
zbankrutowało, więc postanowił, że odejdzie. Była to dla niego
chyba najtrudniejsza decyzja w życiu, ale nie podjął jej dla
siebie, zrobił to dla osób, które chciały się uczyć w tym samym
dojo co on. Potem wrócił do swojego normalnego życia i dla
zapomnienia próbował zatracić się w innych rzeczach. Po jakimś
czasie znalazł swoją nową pasję – rysowanie, ale na sztuki
walki na zawsze pozostawił miejsce w swoim sercu. Czasami myślami
powraca do tamtego dnia, ale zawsze na samo wspomnienie pojedyncza
łza spływa po jego policzku. Tak samo było i dzisiaj, jednak, aby
polepszyć swój nastrój wyjął szybko z walizki swój śpiewnik i
zaczął swoje uczucia przelewać na papier. Pisząc różnego
rodzaju piosenki wykorzystywał w nich swoje uczucia. Nawet jeśli
miał olbrzymiego doła, piosenki te chociaż w jakimś najmniejszym stopniu poprawiały mu humor.
„Złe myśli
wracają do mnie jak bumerang,
A ja po prostu
szczęśliwy być chcę.
Pragnę zapomnieć o
tym co złe i znów stanąć na polu z napisem „START”,
Aby móc przekonać
się jak to jest szczęśliwym być.
Chcę po prostu
zapomnieć i już nie mieć złych wspomnień......” *
Siedział na kanapie w swoim pokoju jeszcze jakieś 20 minut, aż
usłyszał głos rodziców. - Dzieci schodźcie na dół, zaraz
wychodzimy. - W czasie kilkunastu sekund wszyscy byli już na dole z
bagażami. Pożegnali się z ciocią Rose, wyszli z jej domku i udali
się w stronę lotniska. Dotarli tam w przeciągu 30 minut. Usiedli w
poczekalni i czekali aż zacznie się odprawa. Po kilku minutach
usłyszeli głos mówiący.
- Odprawa do samolotu M – 123 lecącego do Los Angeles właśnie
się rozpoczęła. Zapraszam na pokład. - Nasi bohaterowie weszli na
pokład samolotu i już po 10 minutach siedzieli na swoich miejscach. Były
same podwójne fotele, więc dobrali się w pary. Ross siedział z
Laurą, Rydel z Ell'em, Mark ze Stormie, Riker z Rylandem, a Rocky,
jako, że nie miał swojej pary musiał siedzieć ze starszą panią,
która pomyliła go ze swoim wnukiem i cały czas szczypała go w policzek. Laura była zmęczona,
więc wtuliła się w Rossa i położyła głowę na jego ramieniu, a
następnie zasnęła. On z kolei założył na uszy słuchawki i
wsłuchując się w rytm piosenek myślał i patrzył na widok za
oknem.
- Wracamy do naszego miasta, ale ja wciąż
mam pewne obawy co do mojego powtarzającego się snu. - Przeszło mu
przez głowę. Spojrzał jeszcze na Laurę. - Jaka ona jest piękna.
- Pomyślał i kładąc głowę na głowie swojej dziewczyny pogrążył
się w głębokim śnie. Wszystkich obudził dopiero głos
stewardessy.
- Drodzy pasażerowie, za pięć minut
wylądujemy. - Wszyscy już po kilku minutach wysiedli z samolotu i
ruszyli do swoich domów. Jako, że dom Lynchów był pierwszy,
najpierw weszli do niego. Ross zostawił tam bagaż i zaproponował
Laurze, że ją odprowadzi do domu. Razem z nimi szedł też Ell, ale
on szybko się z nimi pożegnał, bo jego dom był tylko dwa domy
dalej od Lynchów. W czasie całej drogi, Ross i Laura rozmawiali na
wszystkie możliwe tematy. Nasunęła im się nawet kwestia balu.
Dzisiaj jest czwartek, więc impreza ta jest jutro o 19:00. Ross i
Laura są dobrze przygotowani na ten wieczór, mają już kupione
wszystko co trzeba. Ross odprowadził Laurę, a sam udał się w
przeciwną stronę niż jego dom, a zrobił tak ponieważ chciał się
przejść i przy okazji pomyśleć. Pewnie was to dziwi dlaczego Ross
tyle myśli. To dlatego, że nasz blondynek nie lubi nieprzemyślanych
decyzji. Woli wiedzieć, że coś do końca przemyślał niż podjąć
zbyt pochopną decyzję, a potem jej żałować. Brązowooki jeszcze
przez jakiś czas chodził po mieście aż w końcu postanowił wejść
do galerii handlowej. Chwilę potem pożałował tej decyzji gdyż
zobaczył, że w owym centrum handlowym otworzyli właśnie nowe dojo
„Złote Lwy”. To właśnie tam Ross uczył się karate za młodu. Jakiś
czas po jego odejściu dojo to zbankrutowało, więc musiało zostać
zamknięte, ale teraz dali senei'owi drugą i zarazem ostatnią szansę i mógł je znowu
utworzyć. Ross po chwili namysłu wszedł do środka i aż zachciało
mu się płakać. Wszystkie sprzęty, dekoracje, puchary były takie
same jak przed odejściem blondyna. - „Nic tu się nie zmieniło.” -
Pomyślał chłopak. Podszedł do ściany ze zdjęciami i zobaczył
siebie jak był mały. Na ten widok poczuł, że jego powieki robią
się wilgotne, opanował się jednak zanim po jego policzkach spłynął
potok łez. Nagle pojawił się za nim sensei Ryan Starr, Ross mimo
to, że mężczysna był za nim widział go kątem oka. Pan Starr był wysokim
mężczyzną, ale nie wyższym od Rossa, o jasnej karnacji. Miał
ciemnobrązowe oczy i czarne włosy. Z wyglądu wydawał się być
mężczyzną po trzydziestce i rzeczywiście tak było, miał 35 lat.
Po chwili powiedział do Rossa.
- Jeszcze 8 lat temu był moim
najlepszym uczniem. Jako pierwszy i ostatni w przeciągu zaledwie 1,5
roku awansował na czarny pas trzeciego stopnia i posiadł wiedzę
innych sztuk walki. Niestety po zawodach, które wygraliśmy, przez
konkurencyjne dojo musiał odejść. Ja nie chciałem tego, ale on
się upierał, jednak mimo wszystko nie mam mu tego za złe ponieważ
zrobił to dla innych uczniów, a to jest prawdziwa lojalność. -
Blondynowi po słowach mężczyzny zrobiło się bardzo przykro.
Zawsze żałował tej decyzji, a teraz po tym monologu żałował jej
sto razy bardziej niż przedtem. Gwałtownie odwrócił się do pana
Ryana i powiedział.
- A co by pan zrobił gdyby tu wrócił?
- Sam nie wierzył w to co właśnie wyszło z jego ust, ale co się
stało się nie odstanie.
- To niemożliwe, ale gdyby tak się
stało, przyjąłbym go z otwartymi ramionami........ Ok, nie mówmy
już o nim, a o tobie, chcesz się tutaj zapisać? - Blondyn sam nie
wiedział co ma zrobić. Owszem, powrót do karate był jego
marzeniem, ale nigdy nie miał dość odwagi, aby to zrobić. Nie
wiedział czy się zgodzić, czy nie. Po chwili namysłu odpowiedział
jednak.
- Tak. - Blondyn poczuł ulgę i wiedział, że dobrze
postąpił zgadzając się.
- Dobrze, najpierw musisz wypełnić
ten wniosek. - Mężczyzna podał mu papiery, a Ross zaczął je
wypełniać. Po chwili chłopak oddał je sensei'owi, a temu o mało
co oczy nie wyszły z orbit. Żeby się upewnić spojrzał na zdjęcie
jego byłego najlepszego ucznia i porównał je ze stojącym przed
nim Rossem. On z kolei był zmieszany całą tą sytuacją. Po chwili
porównywania, Ryan powiedział. - To ty Ross? - On tylko przytaknął
głową, a ten mówił dalej. - Myślałem, że już nigdy cię nie
spotkam, zmieniłeś się.
- Dziękuję. - Tylko to zdołał
powiedzieć.
- Twoja rodzina nadal nic nie wie o twoim zamiłowaniu do sztuk
walki?
- Nie. Nigdy im o tym nie powiedziałem.
- A masz jeszcze pas?
- Oczywiście, zatrzymałem go na
pamiątkę.
- Ok, to ja cię już nie będę tutaj
przetrzymywał. Jutro o 16:00 jest trening, dostaniesz na nim kimono
i poznasz innych uczniów, a teraz zmykaj, innym razem opowiesz mi o
tym co się z tobą działo.
- Ok. - Odpowiedział brązowooki i
zadowolony wrócił do domu. Był zmęczony po podróży i jeszcze
dzisiejszych przeżyciach, więc zaraz po kolacji, umył się i
przebrany w piżamę wskoczył do łóżka. Pomimo wczesnej pory
zasnął błyskawicznie z szerokim uśmiechem na ustach.
* - Fragment piosenki napisanej przeze mnie.
********
I jak, podoba wam się? Sama nie wiem, ale rozdział ten chyba wyszedł całkiem długi. Ostatnio dużo myślałam nad tym co będę robiła po zakończeniu tego bloga i zaraz wstawię ankietę, w której będziecie mogli głosować, aby pomóc mi podjąć decyzję. Mam nadzieję, że mi pomożecie.
Uwielbiam tą piosenkę, szczególnie w ich wykonaniu. Chociaż jest krótka, daje przekaz.
Całuski ;-* Marta Lynch.
Super!!!! Fajnie, że taki długi. Trochę mało raury ale jakoś przeżyje :P
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać co będzie dalej :)
Mam nadzieję że szybko dodasz nexta <3
Wieeeeeeeeeeeesz? Rozdzial cudny ale mam takie male uwagi... po pierwsze malo fajnych scenek z Raura a po drugie i najwazniejsze to to ze robisz z Ross'a takiego mieczaka i bekse.... nie zeby cos bo kocham i ubustwiam twojego bloga , ale bez przesady, to co piszesz to takie nie podobne do Ross'a... wymienilas zywiolowego,pelnego energii, spontanicznego chlopaka na BEKSE :/ ale ciul w to... kocham tego bloga... i wgle no poprostu super :)
OdpowiedzUsuńps. Czekam na next... i prosze Cie zrob wiecej Laury, zbliz ich jakos bu Ross ufal Laurze :)
co ? nie możesz przestac pisac tego bloga !! prosze pisz ile sie da!!
OdpowiedzUsuńi dodawaj co dzień prooosze
Rozdział bardzo fajny :-D zgadzam sie z innymi dał trochę więcej Raury i więcej Rossa który jest taki jak w prawdziwym życiu. Bierze sie bo rozdział jest długi i jeszcze raz bardzo fajny
OdpowiedzUsuńSuper blog bardzo mi sie podoba i nie wyobrażam sobie żebyś przestała go pisać
OdpowiedzUsuńJedna tylko sprawa też chodzę na karate i wiem że to nie możliwe zdobyć czrny pas w ciągu 1, 5 a co dopiero czrny pas trzeciego stopnia
Rozdział świetny ale nierób nam wszystkim tego i pisz dalej bloga proooooooooooszę !!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńwlaśnie byłabyś bez serca jakbys przeształa pisac
Usuńkochamy Cię !!!