piątek, 13 września 2013

(43) 7. Tajemniczy sen & Powracające myśli.

Obiecaj mi jedno – nigdy mnie nie opuścisz i nie przestaniesz kochać.” - Ross Lynch.
*Oczami Rossa.*
„Idę sobie spokojnie parkiem w LA, a tu nagle widzę w oddali Laurę, lecz ona nie jest sama. Jest w towarzystwie...... Cody'ego? Ale on przecież mieszka w innym mieście, więc skąd mógł się wziąć w Los Angeles? Chłopak zaczyna się do szatynki zbliżać, a ona robi to samo. Wkrótce między nimi następuje pocałunek. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że oni dobrze wiedzą, że ich obserwuję, a mimo to nadal się całują. W końcu brązowooka do mnie podchodzi i mówi. - Myślałeś, że cię kocham? Że jesteś dla mnie wszystkim? Myliłeś się, teraz kocham Cody'ego. - Dziewczyna i chłopak znikają, a ja zostaję sam. Nagle jakiś głos mówi.
- Jeśli myślisz, że twoje życie już zawsze będzie takie piękne i kolorowe, jesteś w wielkim błędzie. Nic nie trwa wiecznie.” - W tej chwili się obudziłem. Co ten sen może oznaczać? Czy to jakiś znak? I czemu pojawił się w tym wszystkim Cody? Pewnie zastanawiacie się kim jest Cody. Już wam to wszystko wyjaśniam, otóż ja i Cody od zawsze za sobą nie przepadaliśmy. To on zawsze rozkochiwał w sobie i zabierał mi każdą moją dziewczynę nim ją pocałowałem. Dlatego nie miałem szansy na ten pierwszy pocałunek, dopiero przy Laurze było inaczej. Cody nie zabrał mi tylko Mai, ale zrobił to Avan, więc tak naprawdę nie zabrał mi tylko Laury, ale co będzie jak on nas znajdzie i ona będzie jego kolejną ofiarą? Moje uczucie do Laury jest zupełnie inne niż do moich wcześniejszych dziewczyn, jest o wiele silniejsze. Dlatego najbardziej cierpiałbym gdyby Cody zabrał mi ją, rodzinę oraz przyjaciół. Oni są dla mnie wszystkim. - „Ale teraz nie pora na użalanie się nad swoim życiem tylko pora wstać z wyrka, przygotować śniadanie i udawać, że nic takiego się nie stało.” - Pomyślałem i tak zrobiłem, wstałem z łóżka, wziąłem szybki prysznic i przebrany udałem się do kuchni. Jest 6:00, a o tej porze wszyscy jeszcze śpią, nawet w LA to ja wstaję najszybciej, może dlatego nazywają mnie „rannym ptaszkiem”. Wszedłem do kuchni i wziąłem się za przygotowywanie posiłku. Moim dzisiejszym specjałem były naleśniki, bo jak wam wiadomo wczoraj obiecałem cioci robić je codziennie w czasie naszego pobytu w Paryżu. Po 35 minutach wyczerpującej pracy 30 naleśników z owocami było już gotowych. Ułożyłem je tak samo jak poprzedniego dnia i tym razem postanowiłem obudzić każdego z osobna. Wszedłem na górę i pierwszy w kolejności był tymczasowy pokój Rikera i Ell'a. Wszedłem do nich i powiedziałem głosem lokaja. - Panowie śniadanie gotowe, więc zapraszam do jadalni. - Chłopacy od razu wstali z łóżek i popędzili we wskazanym przeze mnie kierunku. Wyszedłem z ich pokoju i wszedłem do pomieszczenia obok, był to pokój Rydel. Stanąłem na środku pokoju i rzekłem. - Pani ulubione naleśniki z owocami i cukrem pudrem właśnie zostały podane do stołu. - Dziewczyna wstała z łóżka i wyszła bez słowa, dziwne. W dalszym budzeniu szło tak samo, tylko często zmieniałem swoją gadkę. Gdy wszyscy byli już na dole wszedłem na drugie piętro i zapukałem do pokoju Laury, jednak ona nie otwierała. - „Pewnie śpi.” - Pomyślałem i pewnym krokiem wszedłem do pomieszczenia. Podszedłem bliżej jej łóżka i nachylając się nad śpiącą dziewczyną powiedziałem. - Królewskie śniadanie gotowe. - Po czym szeroko się uśmiechnąłem. Dziewczyna wstała z łóżka i tak samo jak ja się uśmiechnęła. Po chwili zeszła na śniadanie. Ja za to wszedłem jeszcze do mojego tymczasowego pokoju i wziąłem z niego mój szkicownik z ołówkiem i kredkami oraz śpiewnik z długopisem. Czuję, że mam dzisiaj natchnienie, więc muszę tylko gdzieś w spokoju usiąść i przelać moje myśli na papier. Wszystko schowałem do plecaka i założyłem go na plecy, a sam wziąłem w rękę deskorolkę, którą na wszelki wypadek zabrałem z „miasta aniołów”. Zszedłem na dół gdzie akurat była moja ciocia i rodzice. - Jadę się przewietrzyć, kupić coś? - Powiedziałem.
- Nie synku, ale właściwie to czemu nagle tak wzięło się na samotne wyjście? - Zapytał mój tata.
- Sam nie wiem, muszę się dotlenić i pozbierać myśli. - Odpowiedziałem.
- Ok, tylko uważaj na siebie i nie wracaj zbyt późno. - Powiedziała mama.
- Ok, to pa.
- Pa. - Powiedzieli wszyscy, a ja wyszedłem z domu. Jadąc na deskorolce kierowałem się w doskonale znane mi miejsce. Zawsze tam przychodziłem gdy miałem doła, albo po prostu, tak jak dzisiaj, chciałem w spokoju tworzyć.
*Tymczasem w domu ciociu Lynch. (Oczami narratora.)*
- Wasz syn zawsze taki jest? - Zapytała pani Rose popijając herbatę.
- Jaki? - Zapytała Stormie.
- No, taki tajemniczy. - Odpowiedziała jej kobieta.
- Tak, z resztą sama pamiętasz jak w czasie pobytów u ciebie, Ross często wychodził z domu i gdzieś znikał. - Wyjaśnił Mark.
- Tak, zawsze wychodził smutny i zdołowany, a wracał zadowolony i uśmiechnięty.
- Właśnie, czasami wydaje mi się, że on jest najbardziej dojrzały z całej piątki naszych rozbrykanych owieczek. - Powiedziała Stormie.
- Masz rację kochanie, on zawsze był inny niż reszta. - Potwierdził jej mąż.
- Ciekawe co jest tego powodem. - Znów odezwała się Rose.
- Właśnie. - Powiedziało małżeństwo, jednak na tym skończyła się ich rozmowa.
*U Rossa. (Jego oczami.)*
Wreszcie dojechałem na miejsce. Była to mała polanka nieopodal miasta. Przez te wszystkie lata wcale się nie zmieniła. Usiadłem sobie wygodnie na zielonej trawce i zacząłem rysować. Cieszę się, że jest coś dzięki czemu mogę wyrazić moje uczucia, wiadomo, że są to dwie rzeczy – muzyka i sztuka. Są to dwie z moich wielu pasji, o tej drugiej nie wie nawet moja rodzina. Oni wiedza tylko o muzyce, gotowaniu i sporcie, ale o reszcie nie mają zielonego pojęcia, a ja nawet się z tego cieszę. Nie żebym nie miał do nich zaufania czy coś w tym rodzaju, ale po prostu wolę tą informację zostawić dla siebie. Po dłuższej chwili miałem już gotowy jeden rysunek. Potem następny i jeszcze kolejny. Na każdym z nich była ta łąka, na której się obecnie znajduję. Już trochę zmęczony rysowaniem włożyłem szkicownik i akcesoria do plecaka i wyjąłem mój śpiewnik z długopisem. Często zapisuję w nim moje myśli, ale tych piosenek też nikomu nie pokazuję, bo te, które piszą Riker i Rocky są sto razy lepsze, a moje nie nadają się nawet do śpiewania solowego, a co dopiero zespołowego. Jednak przy napisaniu odpowiedniej piosenki potrzeba więcej czasu niż w rysowaniu. Ja jednak w związku z tym, że miałem tak zwane „FLOU” napisałem piosenkę już po 10 minutach.
Przez ten jeden głupi sen wszystkie złe wspomnienia do mnie wracają.
Przypominam sobie ile bólu w swym życiu doznałem.
Czuję wtedy smutek, bo to wszystko przez jednego człowieka, który zabrał mi wszystko.
To on za każdym razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
To on za każdym razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
Przez ten jeden głupi sen wszystkie złe wspomnienia do mnie wracają.
Przypominam sobie ile bólu w swym życiu doznałem.
Przypominają mi się te wszystkie dziewczyny, które przez niego mnie zdradziły.
Przez ten jeden głupi sen wszystkie złe wspomnienia do mnie wracają.
Przypominam sobie ile bólu w swym życiu doznałem.
Czuję wtedy smutek, bo to wszystko przez jednego człowieka, który zabrał mi wszystko.
To on za każdym razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
To on za każdym razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
Przez ten jeden głupi sen wszystkie złe wspomnienia do mnie wracają.
Przypominam sobie ile bólu w swym życiu doznałem.
Czuję wtedy smutek, bo to wszystko przez jednego człowieka, który zabrał mi wszystko.
To on za każdym razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
To on za każdym razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.”*
Nie była ona najlepsza, ale dzięki niej poczułem się lepiej, bo chociaż w czasie gdy ją pisałem przypomniał mi się dzisiejszy sen, czułem w sercu ulgę. Spojrzałem na zegarek. - „Już 15:30!” - Wykrzyczałem w myślach. - „Jak ten czas szybko leci.” - Pomyślałem. Wstałem z zielonej trawy i pojechałem na deskorolce z powrotem do domu. Gdy przekroczyłem próg drzwi wejściowych zauważyłem, że wszyscy siedzą w jadalni. - „Pewnie jedzą obiad.” - Pomyślałem i wszedłem na górę. Zostawiłem deskorolkę i plecak w pokoju i dołączyłem do mojej rodziny w jadalni.
- Witaj Ross. - Zaczęła ciocia Rose. - Weź sobie odgrzej obiad i siadaj z nami. - Ja wykonałem jej polecenie i udałem się do kuchni. Wyjąłem z lodówki ziemniaki i paluszki rybne i wstawiłem je do mikrofalówki. Nagle poczułem, że ktoś mnie od tyłu przytula, wiedziałem, że to Laura. Odwróciłem się w jej stronę. - Gdzie byłeś cały dzień? - Zapytała. 
- W takim moim tajemniczym miejscu, zawsze podczas pobytu u cioci tam chodzę, aby w samotności... - W tym momencie urwałem, bo nawet Laurze nie chciałem zdradzać moich prawdziwych powodów przychodzenia tam.
- Aby w samotności co robić? - Zapytała zaciekawiona brązowooka.
- Pomyśleć. - Odpowiedziałem. W sumie to nie kłamałem, bo przychodzę na tą łąkę także w celu odpoczynku.
- Aha. - Na szczęście Laura nie zadawała kolejnych pytań. Po chwili rozmowy wyjąłem z mikrofali wcześniej wstawione tam danie i poszedłem z nim do jadalni. Usiadłem obok rodziców i cioci, którzy prowadzili zawziętą konwersację na jakiś tam temat, sam nie wiem o czym mówili, bo ich nie słuchałem. Nikogo nie słuchałem, tylko pogrążyłem się w swoich myślach. Znalazłem się w zupełnie innym świecie, z dala od rodziny. Przez cały dzisiejszy dzień próbowałem zapomnieć o tym śnie z Cody'm, ale czegokolwiek bym nie zrobił moje myśli wciąż wracają w to samo miejsce. Od tego wszystkiego zaczyna mnie już boleć głowa. - Ross. - Usłyszałem jakiś głos. - Ross. - Znów go usłyszałem, ale tym razem był dwa razy głośniejszy. Po chwili zreflektowałem się, że owy głos należy do Laury. Gwałtownie zszedłem na ziemię.
- Tak? - Powiedziałem. - Wybacz, zamyśliłem się.
- I to nawet bardzo, bo nawet nie tknąłeś obiadu. - Powiedziała ciocia.
- Wybacz ciociu, ale jestem po prostu zmęczony, pójdę się położyć, a obiad zjem później.
- Dobrze. - Odpowiedziała, a ja wszedłem na górę do swojego pokoju i położyłem się. Po chwili zasnąłem, ale znów śnił mi się ten sam sen co poprzedniej nocy. Tym razem obudziłem się z wielkim krzykiem, ale na szczęście nikt tego nie słyszał. Szybko wziąłem z szafki nocnej telefon i napisałem do Laury SMS'a, bo nie miałem siły, aby zejść do niej na dół. - „Laura, proszę cię przyjdź szybko do mojego pokoju, bo muszę z tobą porozmawiać. Proszę, to bardzo ważne.” - Dziewczyna nic nie odpisała tylko już po pięciu minutach pojawiła się obok mnie.
- To, o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - Zapytała na wstępie.
- Kochasz mnie? - Zapytałem, ale szatynka chyba nie do końca wiedziała jaki jest cel tego pytania. W końcu jednak odpowiedziała.
- Oczywiście, że tak, a co?
- To nie pytaj o nic więcej tylko obiecaj mi jedno – nigdy mnie nie opuścisz i nie przestaniesz kochać.

- Obiecuję. - Odpowiedziała, a ja ją przytuliłem. Ona odwzajemniła mój gest. Potem jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a gdy Laura wyszła poszedłem spać. Tym razem nie śnił mi się żaden koszmar.
*******
Hej, hej i jest nowy rozdział. Wybaczcie, że o późniejszej godzinie niż zwykle, ale musiałam dokończyć pisać kolejny rozdział 2 sezonu i po prostu byłam zmęczona. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie i rozdział wam się podoba. Przy okazji życzę wam miłego weekendu, chociaż wy będziecie mieli szansę przez te dwa dni odpocząć, bo ja muszę iść jutro na 10:00 do szkoły i słychać jakiś zbędnych wykładów.
Całuski ;-* Marta Lynch.
P. S. Zaraz na stronę "Kontakt" dodam nazwę na moim nowym instagramie, jakbyście chcieli mnie odwiedzić.

4 komentarze:

  1. Hej , rozdział CUDOWNY , CZEKAM NA NEXTA <333 ZAPRASZAM DO MNIE :

    http://milosna-historia-lily-i-rossa-r5.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej rozdział świetny jak zawsze. Muszę ci powiedzieć że w przyszłości jak byś zmieniała tylko imiona i nazwy własne to mogła byś wydać to opowiadanie jako książkę. Dzięki że czytasz mojego bloga. Kasia S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział genialny dzięki, że piszesz tego bloga i oczywiście czekam na NEXT.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudny. <333 Ross ślicznie maluje. :D Mam nadzieję, że Laura go nie zostawi, bo jak tak to zacznę ryczeć. ;c Czekam na next.
    ~Jo vuu. ^^

    OdpowiedzUsuń

Bardzo zależy mi na waszej opinii, więc pozostawcie po sobie ślad w formie komentarza. ;-)