„Obiecaj
mi jedno – nigdy mnie nie opuścisz i nie przestaniesz kochać.”
- Ross Lynch.
*Oczami Rossa.*
„Idę sobie spokojnie parkiem w LA, a
tu nagle widzę w oddali Laurę, lecz ona nie jest sama. Jest w
towarzystwie...... Cody'ego? Ale on przecież mieszka w innym
mieście, więc skąd mógł się wziąć w Los Angeles? Chłopak
zaczyna się do szatynki zbliżać, a ona robi to samo. Wkrótce
między nimi następuje pocałunek. Najgorsze w tym wszystkim jest
to, że oni dobrze wiedzą, że ich obserwuję, a mimo to nadal się
całują. W końcu brązowooka do mnie podchodzi i mówi. - Myślałeś,
że cię kocham? Że jesteś dla mnie wszystkim? Myliłeś się,
teraz kocham Cody'ego. - Dziewczyna i chłopak znikają, a ja zostaję
sam. Nagle jakiś głos mówi.
- Jeśli myślisz, że twoje życie już
zawsze będzie takie piękne i kolorowe, jesteś w wielkim błędzie.
Nic nie trwa wiecznie.” - W tej chwili się obudziłem. Co ten sen
może oznaczać? Czy to jakiś znak? I czemu pojawił się w tym
wszystkim Cody? Pewnie zastanawiacie się kim jest Cody. Już wam to
wszystko wyjaśniam, otóż ja i Cody od zawsze za sobą nie
przepadaliśmy. To on zawsze rozkochiwał w sobie i zabierał mi
każdą moją dziewczynę nim ją pocałowałem. Dlatego nie miałem
szansy na ten pierwszy pocałunek, dopiero przy Laurze było inaczej.
Cody nie zabrał mi tylko Mai, ale zrobił to Avan, więc tak
naprawdę nie zabrał mi tylko Laury, ale co będzie jak on nas
znajdzie i ona będzie jego kolejną ofiarą? Moje uczucie do Laury
jest zupełnie inne niż do moich wcześniejszych dziewczyn, jest o
wiele silniejsze. Dlatego najbardziej cierpiałbym gdyby Cody zabrał
mi ją, rodzinę oraz przyjaciół. Oni są dla mnie wszystkim. -
„Ale teraz nie pora na użalanie się nad swoim życiem tylko pora
wstać z wyrka, przygotować śniadanie i udawać, że nic takiego
się nie stało.” - Pomyślałem i tak zrobiłem, wstałem z łóżka,
wziąłem szybki prysznic i przebrany udałem się do kuchni. Jest
6:00, a o tej porze wszyscy jeszcze śpią, nawet w LA to ja wstaję
najszybciej, może dlatego nazywają mnie „rannym ptaszkiem”.
Wszedłem do kuchni i wziąłem się za przygotowywanie posiłku.
Moim dzisiejszym specjałem były naleśniki, bo jak wam wiadomo
wczoraj obiecałem cioci robić je codziennie w czasie naszego pobytu
w Paryżu. Po 35 minutach wyczerpującej pracy 30 naleśników z
owocami było już gotowych. Ułożyłem je tak samo jak poprzedniego
dnia i tym razem postanowiłem obudzić każdego z osobna. Wszedłem
na górę i pierwszy w kolejności był tymczasowy pokój Rikera i
Ell'a. Wszedłem do nich i powiedziałem głosem lokaja. - Panowie
śniadanie gotowe, więc zapraszam do jadalni. - Chłopacy od razu
wstali z łóżek i popędzili we wskazanym przeze mnie kierunku.
Wyszedłem z ich pokoju i wszedłem do pomieszczenia obok, był to
pokój Rydel. Stanąłem na środku pokoju i rzekłem. - Pani
ulubione naleśniki z owocami i cukrem pudrem właśnie zostały
podane do stołu. - Dziewczyna wstała z łóżka i wyszła bez
słowa, dziwne. W dalszym budzeniu szło tak samo, tylko często
zmieniałem swoją gadkę. Gdy wszyscy byli już na dole wszedłem na
drugie piętro i zapukałem do pokoju Laury, jednak ona nie
otwierała. - „Pewnie śpi.” - Pomyślałem i pewnym krokiem
wszedłem do pomieszczenia. Podszedłem bliżej jej łóżka i
nachylając się nad śpiącą dziewczyną powiedziałem. -
Królewskie śniadanie gotowe. - Po czym szeroko się uśmiechnąłem.
Dziewczyna wstała z łóżka i tak samo jak ja się uśmiechnęła.
Po chwili zeszła na śniadanie. Ja za to wszedłem jeszcze do mojego
tymczasowego pokoju i wziąłem z niego mój szkicownik z ołówkiem
i kredkami oraz śpiewnik z długopisem. Czuję, że mam dzisiaj
natchnienie, więc muszę tylko gdzieś w spokoju usiąść i przelać
moje myśli na papier. Wszystko schowałem do plecaka i założyłem
go na plecy, a sam wziąłem w rękę deskorolkę, którą na wszelki
wypadek zabrałem z „miasta aniołów”. Zszedłem na dół gdzie
akurat była moja ciocia i rodzice. - Jadę się przewietrzyć, kupić
coś? - Powiedziałem.
- Nie synku, ale właściwie to czemu
nagle tak wzięło się na samotne wyjście? - Zapytał mój tata.
- Sam nie wiem, muszę się dotlenić i
pozbierać myśli. - Odpowiedziałem.
- Ok, tylko uważaj na siebie i nie
wracaj zbyt późno. - Powiedziała mama.
- Ok, to pa.
- Pa. - Powiedzieli wszyscy, a ja
wyszedłem z domu. Jadąc na deskorolce kierowałem się w doskonale
znane mi miejsce. Zawsze tam przychodziłem gdy miałem doła, albo
po prostu, tak jak dzisiaj, chciałem w spokoju tworzyć.
*Tymczasem w domu ciociu Lynch. (Oczami
narratora.)*
- Wasz syn zawsze taki jest? - Zapytała
pani Rose popijając herbatę.
- Jaki? - Zapytała Stormie.
- No, taki tajemniczy. - Odpowiedziała
jej kobieta.
- Tak, z resztą sama pamiętasz jak w
czasie pobytów u ciebie, Ross często wychodził z domu i gdzieś
znikał. - Wyjaśnił Mark.
- Tak, zawsze wychodził smutny i
zdołowany, a wracał zadowolony i uśmiechnięty.
- Właśnie, czasami wydaje mi się, że
on jest najbardziej dojrzały z całej piątki naszych rozbrykanych
owieczek. - Powiedziała Stormie.
- Masz rację kochanie, on zawsze był
inny niż reszta. - Potwierdził jej mąż.
- Ciekawe co jest tego powodem. - Znów
odezwała się Rose.
- Właśnie. - Powiedziało małżeństwo,
jednak na tym skończyła się ich rozmowa.
*U Rossa. (Jego oczami.)*
Wreszcie dojechałem na miejsce. Była
to mała polanka nieopodal miasta. Przez te wszystkie lata wcale się
nie zmieniła. Usiadłem sobie wygodnie na zielonej trawce i zacząłem
rysować. Cieszę się, że jest coś dzięki czemu mogę wyrazić
moje uczucia, wiadomo, że są to dwie rzeczy – muzyka i sztuka. Są
to dwie z moich wielu pasji, o tej drugiej nie wie nawet moja
rodzina. Oni wiedza tylko o muzyce, gotowaniu i sporcie, ale o
reszcie nie mają zielonego pojęcia, a ja nawet się z tego cieszę. Nie żebym nie miał do nich zaufania
czy coś w tym rodzaju, ale po prostu wolę tą informację zostawić
dla siebie. Po dłuższej chwili miałem już gotowy jeden rysunek.
Potem następny i jeszcze kolejny. Na każdym z nich była ta łąka,
na której się obecnie znajduję. Już trochę zmęczony rysowaniem
włożyłem szkicownik i akcesoria do plecaka i wyjąłem mój
śpiewnik z długopisem. Często zapisuję w nim moje myśli, ale
tych piosenek też nikomu nie pokazuję, bo te, które piszą Riker i
Rocky są sto razy lepsze, a moje nie nadają się nawet do śpiewania
solowego, a co dopiero zespołowego. Jednak przy napisaniu
odpowiedniej piosenki potrzeba więcej czasu niż w rysowaniu. Ja
jednak w związku z tym, że miałem tak zwane „FLOU” napisałem
piosenkę już po 10 minutach.
„Przez ten jeden
głupi sen wszystkie złe wspomnienia do mnie wracają.
Przypominam sobie
ile bólu w swym życiu doznałem.
Czuję wtedy smutek,
bo to wszystko przez jednego człowieka, który zabrał mi wszystko.
To on za każdym
razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
To on za każdym
razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
Przez ten jeden
głupi sen wszystkie złe wspomnienia do mnie wracają.
Przypominam sobie
ile bólu w swym życiu doznałem.
Przypominają mi się
te wszystkie dziewczyny, które przez niego mnie zdradziły.
Przez ten jeden
głupi sen wszystkie złe wspomnienia do mnie wracają.
Przypominam sobie
ile bólu w swym życiu doznałem.
Czuję wtedy smutek,
bo to wszystko przez jednego człowieka, który zabrał mi wszystko.
To on za każdym
razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
To on za każdym
razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
Przez ten jeden
głupi sen wszystkie złe wspomnienia do mnie wracają.
Przypominam sobie
ile bólu w swym życiu doznałem.
Czuję wtedy smutek,
bo to wszystko przez jednego człowieka, który zabrał mi wszystko.
To on za każdym
razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.
To on za każdym
razem sprawiał, że tak bardzo cierpiałem.”*
Nie była ona najlepsza, ale dzięki niej poczułem się lepiej, bo
chociaż w czasie gdy ją pisałem przypomniał mi się dzisiejszy
sen, czułem w sercu ulgę. Spojrzałem na zegarek. - „Już 15:30!”
- Wykrzyczałem w myślach. - „Jak ten czas szybko leci.” -
Pomyślałem. Wstałem z zielonej trawy i pojechałem na deskorolce z
powrotem do domu. Gdy przekroczyłem próg drzwi wejściowych
zauważyłem, że wszyscy siedzą w jadalni. - „Pewnie jedzą
obiad.” - Pomyślałem i wszedłem na górę. Zostawiłem
deskorolkę i plecak w pokoju i dołączyłem do mojej rodziny w
jadalni.
- Witaj Ross. - Zaczęła ciocia Rose. - Weź sobie odgrzej obiad i
siadaj z nami. - Ja wykonałem jej polecenie i udałem się do
kuchni. Wyjąłem z lodówki ziemniaki i paluszki rybne i wstawiłem
je do mikrofalówki. Nagle poczułem, że ktoś mnie od tyłu
przytula, wiedziałem, że to Laura. Odwróciłem się w jej stronę.
- Gdzie byłeś cały dzień? - Zapytała.
- W takim moim tajemniczym miejscu, zawsze podczas pobytu u cioci tam
chodzę, aby w samotności... - W tym momencie urwałem, bo nawet
Laurze nie chciałem zdradzać moich prawdziwych powodów
przychodzenia tam.
- Aby w samotności co robić? -
Zapytała zaciekawiona brązowooka.
- Pomyśleć. - Odpowiedziałem. W
sumie to nie kłamałem, bo przychodzę na tą łąkę także w celu
odpoczynku.
- Aha. - Na szczęście Laura nie
zadawała kolejnych pytań. Po chwili rozmowy wyjąłem z mikrofali
wcześniej wstawione tam danie i poszedłem z nim do jadalni.
Usiadłem obok rodziców i cioci, którzy prowadzili zawziętą
konwersację na jakiś tam temat, sam nie wiem o czym mówili, bo ich
nie słuchałem. Nikogo nie słuchałem, tylko pogrążyłem się w
swoich myślach. Znalazłem się w zupełnie innym świecie, z dala
od rodziny. Przez cały dzisiejszy dzień próbowałem zapomnieć o
tym śnie z Cody'm, ale czegokolwiek bym nie zrobił moje myśli
wciąż wracają w to samo miejsce. Od tego wszystkiego zaczyna mnie
już boleć głowa. - Ross. - Usłyszałem jakiś głos. - Ross. -
Znów go usłyszałem, ale tym razem był dwa razy głośniejszy. Po
chwili zreflektowałem się, że owy głos należy do Laury.
Gwałtownie zszedłem na ziemię.
- Tak? - Powiedziałem. - Wybacz, zamyśliłem się.
- I to nawet bardzo, bo nawet nie
tknąłeś obiadu. - Powiedziała ciocia.
- Wybacz ciociu, ale jestem po prostu
zmęczony, pójdę się położyć, a obiad zjem później.
- Dobrze. - Odpowiedziała, a ja
wszedłem na górę do swojego pokoju i położyłem się. Po chwili
zasnąłem, ale znów śnił mi się ten sam sen co poprzedniej nocy.
Tym razem obudziłem się z wielkim krzykiem, ale na szczęście nikt
tego nie słyszał. Szybko wziąłem z szafki nocnej telefon i
napisałem do Laury SMS'a, bo nie miałem siły, aby zejść do niej
na dół. - „Laura, proszę cię przyjdź szybko do mojego
pokoju, bo muszę z tobą porozmawiać. Proszę, to bardzo ważne.”
-
Dziewczyna nic nie odpisała tylko już po pięciu minutach pojawiła
się obok mnie.
- To, o czym chciałeś ze mną
porozmawiać? - Zapytała na wstępie.
- Kochasz mnie? - Zapytałem, ale
szatynka chyba nie do końca wiedziała jaki jest cel tego pytania. W
końcu jednak odpowiedziała.
- Oczywiście, że tak, a co?
- To nie pytaj o nic więcej
tylko obiecaj mi jedno – nigdy
mnie nie opuścisz i nie przestaniesz kochać.
- Obiecuję. -
Odpowiedziała, a ja ją przytuliłem. Ona odwzajemniła mój gest.
Potem jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a gdy Laura wyszła poszedłem
spać. Tym razem nie śnił mi się żaden koszmar.
*******
Hej, hej i jest nowy rozdział. Wybaczcie, że o późniejszej godzinie niż zwykle, ale musiałam dokończyć pisać kolejny rozdział 2 sezonu i po prostu byłam zmęczona. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie i rozdział wam się podoba. Przy okazji życzę wam miłego weekendu, chociaż wy będziecie mieli szansę przez te dwa dni odpocząć, bo ja muszę iść jutro na 10:00 do szkoły i słychać jakiś zbędnych wykładów.
Całuski ;-* Marta Lynch.
P. S. Zaraz na stronę "Kontakt" dodam nazwę na moim nowym instagramie, jakbyście chcieli mnie odwiedzić.
Hej , rozdział CUDOWNY , CZEKAM NA NEXTA <333 ZAPRASZAM DO MNIE :
OdpowiedzUsuńhttp://milosna-historia-lily-i-rossa-r5.blogspot.com/
Hej rozdział świetny jak zawsze. Muszę ci powiedzieć że w przyszłości jak byś zmieniała tylko imiona i nazwy własne to mogła byś wydać to opowiadanie jako książkę. Dzięki że czytasz mojego bloga. Kasia S.
OdpowiedzUsuńRozdział genialny dzięki, że piszesz tego bloga i oczywiście czekam na NEXT.
OdpowiedzUsuńRozdział cudny. <333 Ross ślicznie maluje. :D Mam nadzieję, że Laura go nie zostawi, bo jak tak to zacznę ryczeć. ;c Czekam na next.
OdpowiedzUsuń~Jo vuu. ^^