“Czas
nie leczy wszystkich ran, on tylko przyzwyczaja nas do bólu.” -
Ross Lynch.
*Oczami narratora.*
- O mój boże, Laura. Coś ty
najlepszego zrobiła? - Powiedziała pani Ellen widząc swoją córkę
całą we krwi. Sprawdziła jej tętno. - Żyje. - Odetchnęła z
ulgą. - Damiano, dzwoń na pogotowie. - Rozkazała mężowi, a ten
pospiesznie wybrał numer alarmowy. - Lauruniu, czemu? Czemu to
zrobiłaś? - Zapytała kobieta klękając obok dziewczyny.
- Chyba znam odpowiedź. - Powiedział
pan Marano czytając jeden z listów, który był zaadresowany do
nich. Gdy skończył, podał go żonie, a ta gdy tylko go
przeczytała, przeżyła szok. Oboje nie sądzili, że Laura tak
postąpi. Po chwili przyjechali ratownicy i zabrali Laurę na noszach
do karetki. Damiano i Ellen cały czas przy niej czuwali.
- Przepraszam, ale w karetce jest
miejsce tylko dla jednej osoby. - Poinformował ich jeden z
ratowników.
- Ellen, ty z nią jedź. Ja zaniosę
Rossowi list, który Laura mu napisała i dojadę do ciebie. -
Powiedział Damiano.
- Dobrze, kochanie. - Odpowiedziała
kobieta i weszła do karetki. Zamknęły się za nią drzwi i już po
chwili ambulans odjechał na sygnale do najbliższego szpitala. Pan
Marano otarł łzę spływającą po jego policzku i szybkim krokiem
podszedł do domu rodziny Lynch. Zadzwonił dzwonkiem i już po
chwili w drzwiach znalazł się Ross, który jak co dzień od
zerwania z Laurą był smutny.
- Pan Marano? Co pan tutaj robi? -
Zapytał widocznie zdziwiony blondyn.
- Chciałem ci przekazać list, który
Laura napisała do ciebie. Teraz wiozą ją do szpitala na 13
Street 12. Powinieneś
o tym wiedzieć. - Odpowiedział i wręczył zaskoczonemu chłopakowi
kopertę. - A teraz wybacz, ale muszę do niej jechać. - Powiedział
i wyszedł, a Ross nadal zaskoczony całą tą sytuacją, nie
wiedział co zrobić. Spojrzał szybko w stronę salonu, gdzie
siedział Cody, Ell i pozostała rodzina Lynch. Zrobiło mu się na
samą myśl smutno i wyszedł do ogrodu na tyłach domu, aby w
spokoju przeczytać list. Usiadł na huśtawce przywiązanej do
gałęzi drzewa i drżącą ręką otworzył kopertę. Wyjął z niej
kartkę i zaczął czytać zamieszczony na niej tekst.
Kochany
Ross!
Pewnie
zgodnie z moją prośbą dostałeś ten list od moich rodziców.
Zastanawiasz się pewnie co kierowało mną gdy podcinałam sobie
żyły, albo w ogóle cię to nie interesuje. Jednak w imię tego co
jeszcze tak nie dawno nas łączyło, chciałam, abyś wiedział, że
nigdy nie przestałam cię kochać. Wiem, że zdradzając cię
popełniłam największy i już nieodwracalny błąd na świecie, ale
pisząc ten list nadal czułam, że jesteś miłością mojego życia.
Za każdym razem gdy patrzyłam jak cierpisz, serce mi się krajało
i właśnie dlatego nie wytrzymałam. Życzę ci szczęścia z Olivią
i choć wiem, że już mnie nie kochasz, chciałabym, abyś choć od
czasu do czasu o mnie pomyślał.
Kocham
cię, Laura.
Podczas czytania tego krótkiego,
aczkolwiek pełnego uczuć listu, Ross miał w oczach łzy. - Coś ty
najlepszego zrobiła? - Szepnął z żalem do siebie, po czym bez
chwili zwłoki zerwał się z miejsca i popędził do szpitala, w
którym powinna być Laura. Chłopak, choć bardzo cierpiał po jej
zdradzie nadal ją kochał najbardziej na świecie i doskonale zdawał
sobie z tego sprawę. Mimo wszystko próbował sobie wmówić, że to
uczucie w nim umarło. W szpitalu był po kilku minutach. W recepcji
dowiedział się, że Laura leży w sali 214 na drugim piętrze i nie
jest z nią najlepiej. Szybko wbiegł po schodach i już po chwili
znalazł się przy wskazanym miejscu. Przed salą zobaczył wyraźnie
załamanych rodziców dziewczyny. - Co z Laurą? - Zapytał siadając
obok nich.
- Ross? Co ty tu robisz? - Zapytała
Ellen, nie ukrywając swojego zdziwienia.
- Przyszedłem, aby porozmawiać z
Laurą, ale lepiej niech mi państwo powiedzą co z nią.
- Jeszcze nic nie wiemy. - Poinformował
pan Damiano, jednak w tej chwili z sali Laury wyszedł jeden z
lakarzy. - Panie doktorze, co z nią? - Zapytał mężczyzna w
imieniu wszystkich.
- Nie jest z nią najlepiej, straciła
bardzo dużo krwi i konieczna będzie transfuzja. - Zakomunikował
doktor Daniels.
- Transfuzja? Ale jest jeden problem,
nasza córka ma grupę 0 RH minus, a żadne z nas takiej nie ma. -
Powiedział pan Marano ze smutkiem.
- Ja mam taką grupę, mogę jej pomóc.
- Rzekł nawet bez chwili zastanowienia blondyn. W tej chwili nie
myślał o tym co Laura mu zrobiła, myślał tylko o tym, aby ją
uratować i sprawić, aby chociaż ona cieszyła się życiem.
- Ross, serio to zrobisz, po tym co ci
zrobiła?
- Teraz nie liczy się to co zrobiła,
tylko to, aby przeżyła. - Powiedział dumnie i udał się z
lekarzem do oddzielnej sali, a której pobrali mu krew. Zadowolony
wrócił na poprzednie miejsce i czekał na kolejne wieści. Po kilku
minutach z sali wyszedł ten sam lekarz i powiedział, że szatynka
się budzi i wejść do niej mogą jej rodzice.
*Oczami Laura.*
Nagle zobaczyłam, że jestem w jakimś
białym pokoju podłączona do kilkunastu maszyn. Jednak szybko się
zreflektowałam, że ku mojemu rozczarowaniu wcale nie umarłam. W
pewnym momencie do sali, w której leżałam weszli moi rodzice. -
Witaj Laura. - Zaczęła moja mama. - Ale nas przestraszyłaś. -
Dokończyła.
- I co z tego, nie zasłużyłam, aby
żyć. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. - Powiedziałam, a
oni zamilkli, ale tylko na kilka sekund.
- To może dasz szansę temu kto
uratował ci życie. - Powiedział mój tata, a po chwili w sali
pojawił się zmieszany...... Ross?
- Ross? - Zapytałam zdziwiona. -
Dlaczego to zrobiłeś? - Dokończyłam. Moi rodzice wyszli z sali, a
Ross usiadł na krawędzi łóżka z mojej lewej trony.
- Bo chcę ci pomóc. - Rzekł z
współczuciem w oczach.
- Nie zasługuję na pomoc, ani na to
by żyć. - Mruknęłam.
- Poważnie? Czytałem twój list, ale
powiedz mi czemu to zrobiłaś? Czemu chciałaś się zabić?
- Bo wiem, że ty i Olivia jesteście
parą. Po prostu nie mogłam tego znieść.
- Ja i Liv nie jesteśmy parą. A jeśli
chciałaś się zabić z takiego błachego powodu to.... - W tej
chwili mu przerwałam.
- Ale ty nie wiesz co ja czuję. Przez
swoją głupotę straciłam osobę, którą kochałam najbardziej na
świecie – ciebie. Zmieniłam się, aby zapomnieć o poczuciu winy,
ale ja nie potrafię, rozumiesz? Z każdym następnym dniem i nocą
to uczucie rośnie, a ja nic nie mogę z tym zrobić.
- Uważasz, że nie wiem co czujesz?
Mylisz się, wiem doskonale co czuje osoba, która straciła
najważniejszą osobę w swoim życiu. Na własnej skórze
przekonałem się, jak bardzo można cierpieć, gdy straci się
rodzinę, przyjaciół i dziewczynę przez kłamstwa jednej osoby.
Cody każdego następnego dnia coraz bardziej mnie zastępuje i nie
mam w nikim wsparcia. Owszem, mam Olivię i Leo, ale oni mają też
swoje własne życie i problemy. Jednak dzięki tobie dowiedziałem
się jednej, ale ważnej rzeczy, czas
nie leczy wszystkich ran, on tylko przyzwyczaja nas do bólu. Teraz
nie mów mi, że nie wiem co czujesz, bo to ty nie masz pojęcia co
ja mogę czuć przez cały ten czas. - Wygarnął mi, a ja poczułam
ukłucie w sercu oraz wstyd. Przez cały ten czas patrzyłam tylko na
co ja czuję i miałam, za przeproszeniem, gdzieś uczucia innych, w
tym Rossa.
- Przepraszam. - Mruknęłam, a chłopak
spojrzał mi w oczy. Widziałam z nich szczerość zmieszaną z
troską i współczuciem.
- Nic nie szkodzi, ale obiecaj mi
jedno.
- Co takiego?
- Że już nigdy nie będziesz chciała
popełnić samobójstwa.
- Dobrze, obiecuję. - Powiedziałam i
poprawiłam swoją szpitalną kołdrę.
- Laura? - Powiedział, a ja podniosłam
głowę, patrząc tym samym w jego cudne czekoladowe oczy. - To co
napisałaś w tym liście, było prawdą?
- Najszczerszą, wiem, że straciłeś
do mnie zaufanie, ale chciałabym je za wszelką cenę odbudować,
jeśli tylko dasz mi taką szansę.
- To nie jest dla mnie takie łatwe.
Rozum mówi, abym nie ryzykował.
- A serce?
- Tego nie wiem, ale musisz dać mi
trochę czasu. Ja po prostu nie umiem od tak o wszystkim zapomnieć i
znów się z tobą przyjaźnić.
- Ok, rozumiem cię doskonale. -
Jeszcze kilka godzin pogadaliśmy jak za starych dobrych czasów, ale
czułam, że Ross próbuje wziąć mnie na dystans. W sumie nie
dziwię mu się, sama na jego miejscu postąpiłabym tak samo.
Okazało się, że muszę zostać na noc na obserwacji, więc Ross i
moi rodzice opuścili szpital, a ja poszłam spać. Nawet nie
zauważyłam kiedy znalazłam się w krainie morfeusza.
*Oczami narratora.*
„Pewna siedemnastolatka imieniem
Laura siedzi w parku na ławce pod drzewem. W pewnej chwili podchodzi
do niej blondyn w tym samym wieku co ona, o imieniu Ross. Dziewczyna
mówi mu dlaczego zachowywała się tak, a nie inaczej i wyznając mu
miłość, zamyka oczy. Chłopak nie czekając ani chwili dłużej z
miłością i czułością wpija się w usta szatynki, a ona
odwzajemnia ten gest.” - W tej chwili Ross i Laura się obudzili.
Choć byli w dwóch różnych miejscach, śnił im się ten sam sen,
który był wspomnieniem. Dla nas może to jeden z tych zwykłych i
nic nieznaczących snów, ale dla Rossa znaczył on bardzo dużo.
Zdał sobie bowiem sprawę, że pomimo tego co zrobiła Laura, nadal
kocha ją najbardziej na świecie. Przez cały ten czas próbował za
wszelką cenę zapomnieć o tym uczuciu, ale przecież prawdziwej
miłości nigdy się nie zapomina, nieprawdaż? Ten sen zmienił
wszystko, do tego stopnia, że Ross podjął ważną decyzję, że
wybaczy Laurze wszystko i znów będą razem.
*W
następnym rozdziale.*
Ross idzie
do szpitala z zamiarem wybaczenia Laurze zdrady. Jednak gdy widzi, że
ktoś u niej jest ma pewne wątpliwości. Kto przyjdzie do Laury? Czy
Ross wybaczy dziewczynie zdradę? Odpowiedzi znajdziecie w 24
rozdziale.
Premiera Już 10.11.13.
*********
Welcome, this is me. Heh. Podoba wam się rozdział? Spodziewaliście się takiego obrotu akcji? Uwierzcie mi, jeszcze dużo będzie się działo w ich życiu, nim odnajdą prawdziwe szczęście (nie powiedziane, że wspólne). Zdradzę wam, że napisałam już dawno 2 sezon i będzie tam miało miejsce jeszcze wiele zdarzeń.
Całuski ;-* Marta Lynch.
Awww,ale Rossy słodki,daj nexta szybko dostaje drgawek.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper czekam na next
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Ross :3 a pewnie do Laury przyjdzie, za przeproszeniem ta świnia - Cody -_- xD Czekam na next :*
OdpowiedzUsuńoby nie przyszedl do niej Cody -,- ten ziom jest psychiczny o.O i mam nadzieje ze pomiedzy Laura i Rossem bedzie OK :) swietnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńRozdział boski!!!.Z resztą jak zwykle.Twój blog był pierwszym blogiem na jako wpadłam!Zaje@@@@ie piszesz ;***
OdpowiedzUsuńWpadnij http://ross-and-laura-love-story.blogspot.com/
Prosze niech ross będzie z laurą i niech do siebie wrócą
OdpowiedzUsuńBłagam niech ross będzie z laurą
OdpowiedzUsuńNareszcie , czekam na next *^▁^*
OdpowiedzUsuńrossandlauraforever.blogspot.com
czekam na next, jestem bardzo ciekawa:)
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial az sie poplakalam mysle ze laura znoeu spotka sie z codym i ross jej nie wybaczy. Czekam na next chyba juz jestem uzalezniona od tego bloga:-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdzial. Tylko zeby czasem rossowi nie przydzlo do glowy samobojstwo bo maja yaka samom grupe krwi i tak sie beda ratowac na wzajem:-):-):-):-):-)
OdpowiedzUsuńSuper , czekam na next xdd
OdpowiedzUsuńrozdział super jak zwykle
OdpowiedzUsuńzaczelam czytac twojego bloga na wakacjach i nie mogę sie od niego oderwać dodawaj czesciej posty prooooosze
czekam na next
:D
Super !!!!!!!!!!!!!!!! i dzięki za końcówkę bo się popłakałam :) czekam na next :) ale nie zmieniaj planów i połącz RAURĘ :D !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPewnie głupek Cody mam nadzieje ze będą juz razem czekam na next
OdpowiedzUsuńPliss niech ross będzie z laurą a i możesz zmienić specjalnie dla mnie scenariusz i spowodować by cody wpadł no nie wiem np. Pod auto xD PLISS PLISSSS
OdpowiedzUsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńeee no kiedy w końcu next.
OdpowiedzUsuń