"Przez całe swoje życie myślisz, że kogoś kochasz, a tak naprawdę twoja prawdziwa miłość była od samego początku na wyciągnięcie ręki, ale ty tego nie umiałeś dostrzec."
*Oczami Rossa.*
Dziś jest 21 września, a dokładniej sobota. Pamiętam każdą sekundę tego dnia ponieważ to właśnie wtedy wydarzyła się rzecz, której nigdy nie zapomnę. To właśnie 21 września zmieniło się życie moje i moich przyjaciół. Był jak zwykle ciepły poranek w Kalifornii. Obudziłem się, jak zawsze w weekend, o 8:00. Nadal zaspany podszedłem do szafy i wybrałem z niej odpowiednie na ten dzień ubrania. Zdecydowałem się na czarne rurki i czerwoną koszulkę, a na to założyłem baseballówkę. Na stopy założyłem adidasy w kolorze koszulki. Potem udałem się na stołówkę, choć bardzo dawno tego nie robiłem, ponieważ zazwyczaj, chcąc uniknąć moich przyjaciół, jadałem na mieście. Wziąłem od kucharki danie i usiadłem do wolnego stolika w kącie. Kątem oka widziałem, że Laura, Calum i Raini siedzą przy oddzielnym stole i są tak pochłonięci rozmową, że nawet mnie nie zauważyli. Zrobiło mi się smutno na duszy. Już prawie przez dwa miesiące nie zamienili ze mną nawet słowa. Sam nie wiem o co im chodzi. Coś im zrobiłem? Powiedziałem coś źle? Nie wiem czemu ciągle się tak zachowują. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Laury, która nieoczekiwanie dosiadła się do stolika, przy którym siedziałem. - Dawno cię nie widziałam na stołówce. - W tym momencie w sercu poczułem ukłucie. "Jak ona może udawać, że nic się nie stało i tak po prostu się do mnie dosiadać. Przez poprzednie tygodnie moi przyjaciele się mną w ogóle nie interesowali, a teraz co? Mam udawać, że wcale mnie nie dotknęła ich postawa wobec mnie?" - Myślałem. Nic nie odpowiedziałem, tylko zająłem się swoim śniadaniem. Dziś podali nam sałatkę warzywną i sok pomidorowy. Osobiście wolę inne smaki, ale nie narzekam. Po chwili dosiedli się do nas także Calum i Raini, jak zwykle trzymający się za ręce. Siedziałem z nimi dziesięć minut ciągle milcząc. W pewnej chwili miałem dość i gdy śmiali się z jakieś śmiesznej sytuacji, korzystając z ich nieuwagi poszedłem szybko do pokoju, odnosząc wcześniej pusty talerz i szklankę. W swoim pokoju jednak nie usiedziałem zbyt długo, gdyż zaczęło mi się nudzić, więc z tej przyczyny wyszedłem z hotelu i udałem się w stronę miasta. Poszedłem do parku i usiadłem na mojej ulubionej ławce pod drzewem. W tej właśnie chwili myślałem o wielu trapiących mnie rzeczach. Główną ich częścią były sprawy związane z moimi przyjaciółmi, jeśli mogę ich tak nadal nazywać. Do hotelu wróciłem o 14.00, ale przed budynkiem zastałem Laurę. Było widać, że na kogoś czekała. Chciałem ją jakoś ominąć, ale nie dała mi na to nawet najmniejszej szansy. - Ross, musimy pogadać. - Nawet jej nie słuchałem tylko szedłem dalej. Ona jednak złapała mnie za rękę i zapytała. - Czemu taki jesteś? Unikasz nas i nic nie mówisz. - W tej chwili aż się we mnie zagotowało.
- Wy na serio nie wiecie o co mi chodzi?
- No, właśnie nie. Coś ci zrobiliśmy?
- Jeszcze się pytasz? Zrobiliście bardzo dużo złych rzeczy i powinniście widzieć o co mi chodzi.
- Ok, dobra. To może wyduś to z siebie i powiedz o co ci chodzi, bo mam już dosyć twojego milczenia. Po prostu..... - W tej chwili przerwałem jej.
- .... nikt z was nie pomógł mi gdy przeżywałem najgorsze chwile w moim życiu. Dodatkowo straciłem przyjaciół. To był zbyt duży ciężar, jak dla mnie. - W oczach Laury widziałem litość. Nie chciałem tego.
- Ross, wybacz. Dopiero teraz do mnie dotarło co przeżywałeś w tamtym czasie. Przepraszam.
- Laura, jedno słowo "przepraszam" nie zwróci mi od tak miesięcy bólu i cierpienia w samotności. Po za tym ty nic nie rozumiesz. Daj mi już spokój. - Odwróciłem się w inną stronę i zacząłem biec, jednak pech chciał, aby coś mi się stało. Gdy przebiegałem przez ulicę, nagle zza zakrętu wyjechał pędzący samochód i mnie potrącił. Nie miałem na to wpływu. Ostatnie co słyszałem i widziałem to Laurę, która nade mną klękała i wołała coś w stylu "Ross, błagam cię, nie zostawiaj mnie.", a potem zobaczyłem już tylko ciemność.
*Oczami Laury.*
Byłam przerażona widokiem Rossa leżącego na ziemi. Szybko, więc zadzwoniłam na pogotowie. Przyjechali po niecałych 3 minutach. Okazało się, że nie jest z nim najlepiej. Po wielu błaganiach, pozwolili mi z nimi pojechać. W szpitalu byłam zdenerwowana. Bałam się, że Rossowi może się coś stać i to przeze mnie. "To wszystko to moja wina." - Myślałam.
*Oczami Rossa.*
Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad tym jak umrę. Może to dlatego, że żyjąc w ciągłym biegu po prostu nie miałem na to czasu. Teraz jednak miałem na to całkiem dużo wolnego czasu. Nie wiedziałem, czy przed śmiercią będę cierpiał, czy może umrę naturalnie. Nie czułem teraz nic. Ogromny ból w lewej nodze zniknął gdzieś w oddali. W tej chwili, pierwszy raz od bardzo dawna, byłem.... szczęśliwy? Tak, to w stu procentach było szczęście. Teraz nie widziałem już ciemności tylko biały pokój wypełniony nicością. Potem zaczęły pojawiać się podobizny ludzi, których widziałem choć raz w życiu. Pojawiały się kolejno. Na samym końcu była Laura. W jej oczach widziałem żal i smutek. Nagle usłyszałem głos mówiący "Zajrzyj w głąb siebie, a zobaczysz kogo kochasz całym swoim sercem." Zdziwiło mnie to, ale pomyślałem, że zacznę nad tym rozmyślać gdy będę miał na to czas. W tej chwili ani w najbliższej przyszłości nie chciałem żegnać się z moim może samotnym, ale prawie szczęśliwym życiem.
*Oczami Laury.*
Siedziałam smutna w szpitalu przez 10 minut. Musiałam się komuś wyżalić, więc niezwłocznie zadzwoniłam do Vanessy. - Van, przyjedź do szpitala, proszę. - Powiedziałam jak tylko odebrała połączenie.
- A co się stało? - Odpowiedziała ze strachem w głosie.
- Ross.. on... miał wypadek. Błagam, zadzwoń też do jego rodzeństwa. Powinni o tym wiedzieć, bo ja nie dam rady. - Mówiłam ze łzami w oczach.
- O boże, za chwilę będę. - Tak jak moja siostra powiedziała, tak też zrobiła. Już po kilku minutach była w szpitalu i próbowała mnie pocieszyć. - Dzwoniłam do jego rodziny, postarają się być jak najszybciej, ale powiedz lepiej jak się czujesz.
- Fatalnie, Ross leży teraz na sali i jest operowany, a ja nic nie mogę zrobić. To wszystko moja wina.
- Laura, nie obwiniaj się, bo to nie ty zawiniłaś.
- A właśnie, że ja. Gdybym nie była egoistką to on nie wpadłby pod ten samochód.
- Laura, nawet tak nie mów..... Wiesz co myślę? - Pokiwałam przecząco głową. - Myślę, że to nie dlatego się smucisz, czujesz coś do niego i przyznaj to w końcu. Cierpisz, bo nie możesz być przy nim i powiedzieć mu co do niego czujesz.
- Nessa, ile razy ma ci mówić, że nic poza przyjaźnią do niego nie czuję? - Po tych słowach wstałam z krzesła i podeszłam do okna od sali, w której operowali właśnie Rossa. Spojrzałam na jego twarz. Pierwszy raz odkąd go znam wydawał się być taki bezbronny. Macie czasem tak, że całe życie wydaje wam się, że kogoś kochacie, a tak naprawdę, prawdziwa i jedyna miłość jest na wyciągnięcie ręki? Trzeba ją tylko umieć i chcieć dostrzec. Ja właśnie w tej chwili tak się czułam. Zdałam sobie sprawę z jednej, ale bardzo ważnej dla mnie rzeczy, iż ja Laura Marano oficjalnie przyznaję, że kocham Rossa Lyncha całym swoim sercem. Popełniłam największy błąd w moim życiu gdy nie zerwałam z Avanem pomimo tego, iż zakochałam się w Rossie. Nigdy sobie nie wybaczę jeśli Ross z tego nie wyjdzie. Więc jednak Vanessa miała rację, ja od zawsze kocham Rossa, a gdy wydawało mi się, że kocham Avana to było to tylko zwykłe jedno chwilowe zauroczenie. Nagle poczułam, że moje serce na nowo zapełnia się miłością, którą darzę tylko jedną osobę, Rossa. Czułam się świetnie i uśmiechnęłam się sama do siebie. Muszę mu to powiedzieć jak tylko wyjdzie z tego wszystkiego. Mam nadzieję, że mi wybaczy to, że nie wspierałam go gdy był w potrzebie. Nagle zobaczyłam w szybie odbicie podobizny mojej siostry. Teraz już wiedziałam co mam zrobić. - Od początku miałaś rację. Dopiero teraz to zauważyłam. - Powiedziałam cicho tak żeby usłyszała to tylko moja siostra.
- Miałam rację w jakiej sprawie? - Odwróciłam się do niej przodem i powiedziałam z pełnym przekonaniem.
- Masz rację, że zakochałam się w Rossie. Dopiero teraz zauważyłam fakt, iż przez cały ten czas miałaś rację.
- Laura tak się cieszę, że w końcu do tego doszłaś, chodź tu. - Przytuliła mnie, a ja odwzajemniłam jej gest. Po jakiś 10 minutach w szpitalu dało się zauważyć rodzeństwo Rossa i Ellingtona. Siedziałam na fotelu rozpromieniona jak nigdy, więc nic dziwnego, że każdy kto mnie mijał, dziwnie na mnie patrzył. W końcu Rydel zapytała.
- Laura co się stało, że jesteś taka rozpromieniona?
- To miłość tak na nią działa. - Powiedziała za mnie Vanessa.
- Serio Laura?
- Tak. Pierwszy raz w życiu zakochałam się naprawdę w kimś komu ufam i kimś kto nigdy mnie nie opuścił, chociaż ja opuściłam jego. Jestem szczęśliwa z tego powodu. - Wszyscy spojrzeli po sobie porozumiewawczo jakby wiedzieli o kim w tej chwili mówię.
- Musisz mu powiedzieć. - Powiedział Riker.
- Tak. Ross musi o tym wiedzieć. - Dodał Rocky i zaczął chichotać.
- A skąd wiecie, że to o niego chodzi?
- Bo wiedzieliśmy, że ten dzień prędzej czy później nadejdzie. - Wyjaśniła Rydel po czym szczęśliwa mnie przytuliła.
- Aha. - Potem siedzieliśmy w ciszy, aż do momentu przyjścia lekarza. - Panie doktorze, co z nim? - Zapytałam, jednak to co wszyscy usłyszeliśmy nie było w cale miłe.
*W następnym rozdziale.*
Ross nadal jest w szpitalu, ale nie jest z nim najlepiej. Laura jest przy nim cały czas wspierając go w tym ciężkim dla niego okresie.
******
Ta da, jest rozdział dodany przedpremierowo, a to dlatego, że nie poszłam dziś do szkoły i nie wiem czy jutro będę miała czas. Spodziewaliście się takiego obrotu akcji? Od razu wam mówię, że to jeszcze nie koniec nieszczęść Rossa, drugie będzie jeszcze gorsze, wierzcie mi. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba.
Do napisania <3
P.S. Mam do was małe pytanie, czy chcielibyście, aby był tak jakby drugi sezon mojego opowiadania? Byłby to ciąg dalszy. Odpowiedzi piszcie w komach.
*Oczami Rossa.*
Dziś jest 21 września, a dokładniej sobota. Pamiętam każdą sekundę tego dnia ponieważ to właśnie wtedy wydarzyła się rzecz, której nigdy nie zapomnę. To właśnie 21 września zmieniło się życie moje i moich przyjaciół. Był jak zwykle ciepły poranek w Kalifornii. Obudziłem się, jak zawsze w weekend, o 8:00. Nadal zaspany podszedłem do szafy i wybrałem z niej odpowiednie na ten dzień ubrania. Zdecydowałem się na czarne rurki i czerwoną koszulkę, a na to założyłem baseballówkę. Na stopy założyłem adidasy w kolorze koszulki. Potem udałem się na stołówkę, choć bardzo dawno tego nie robiłem, ponieważ zazwyczaj, chcąc uniknąć moich przyjaciół, jadałem na mieście. Wziąłem od kucharki danie i usiadłem do wolnego stolika w kącie. Kątem oka widziałem, że Laura, Calum i Raini siedzą przy oddzielnym stole i są tak pochłonięci rozmową, że nawet mnie nie zauważyli. Zrobiło mi się smutno na duszy. Już prawie przez dwa miesiące nie zamienili ze mną nawet słowa. Sam nie wiem o co im chodzi. Coś im zrobiłem? Powiedziałem coś źle? Nie wiem czemu ciągle się tak zachowują. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Laury, która nieoczekiwanie dosiadła się do stolika, przy którym siedziałem. - Dawno cię nie widziałam na stołówce. - W tym momencie w sercu poczułem ukłucie. "Jak ona może udawać, że nic się nie stało i tak po prostu się do mnie dosiadać. Przez poprzednie tygodnie moi przyjaciele się mną w ogóle nie interesowali, a teraz co? Mam udawać, że wcale mnie nie dotknęła ich postawa wobec mnie?" - Myślałem. Nic nie odpowiedziałem, tylko zająłem się swoim śniadaniem. Dziś podali nam sałatkę warzywną i sok pomidorowy. Osobiście wolę inne smaki, ale nie narzekam. Po chwili dosiedli się do nas także Calum i Raini, jak zwykle trzymający się za ręce. Siedziałem z nimi dziesięć minut ciągle milcząc. W pewnej chwili miałem dość i gdy śmiali się z jakieś śmiesznej sytuacji, korzystając z ich nieuwagi poszedłem szybko do pokoju, odnosząc wcześniej pusty talerz i szklankę. W swoim pokoju jednak nie usiedziałem zbyt długo, gdyż zaczęło mi się nudzić, więc z tej przyczyny wyszedłem z hotelu i udałem się w stronę miasta. Poszedłem do parku i usiadłem na mojej ulubionej ławce pod drzewem. W tej właśnie chwili myślałem o wielu trapiących mnie rzeczach. Główną ich częścią były sprawy związane z moimi przyjaciółmi, jeśli mogę ich tak nadal nazywać. Do hotelu wróciłem o 14.00, ale przed budynkiem zastałem Laurę. Było widać, że na kogoś czekała. Chciałem ją jakoś ominąć, ale nie dała mi na to nawet najmniejszej szansy. - Ross, musimy pogadać. - Nawet jej nie słuchałem tylko szedłem dalej. Ona jednak złapała mnie za rękę i zapytała. - Czemu taki jesteś? Unikasz nas i nic nie mówisz. - W tej chwili aż się we mnie zagotowało.
- Wy na serio nie wiecie o co mi chodzi?
- No, właśnie nie. Coś ci zrobiliśmy?
- Jeszcze się pytasz? Zrobiliście bardzo dużo złych rzeczy i powinniście widzieć o co mi chodzi.
- Ok, dobra. To może wyduś to z siebie i powiedz o co ci chodzi, bo mam już dosyć twojego milczenia. Po prostu..... - W tej chwili przerwałem jej.
- .... nikt z was nie pomógł mi gdy przeżywałem najgorsze chwile w moim życiu. Dodatkowo straciłem przyjaciół. To był zbyt duży ciężar, jak dla mnie. - W oczach Laury widziałem litość. Nie chciałem tego.
- Ross, wybacz. Dopiero teraz do mnie dotarło co przeżywałeś w tamtym czasie. Przepraszam.
- Laura, jedno słowo "przepraszam" nie zwróci mi od tak miesięcy bólu i cierpienia w samotności. Po za tym ty nic nie rozumiesz. Daj mi już spokój. - Odwróciłem się w inną stronę i zacząłem biec, jednak pech chciał, aby coś mi się stało. Gdy przebiegałem przez ulicę, nagle zza zakrętu wyjechał pędzący samochód i mnie potrącił. Nie miałem na to wpływu. Ostatnie co słyszałem i widziałem to Laurę, która nade mną klękała i wołała coś w stylu "Ross, błagam cię, nie zostawiaj mnie.", a potem zobaczyłem już tylko ciemność.
*Oczami Laury.*
Byłam przerażona widokiem Rossa leżącego na ziemi. Szybko, więc zadzwoniłam na pogotowie. Przyjechali po niecałych 3 minutach. Okazało się, że nie jest z nim najlepiej. Po wielu błaganiach, pozwolili mi z nimi pojechać. W szpitalu byłam zdenerwowana. Bałam się, że Rossowi może się coś stać i to przeze mnie. "To wszystko to moja wina." - Myślałam.
*Oczami Rossa.*
Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad tym jak umrę. Może to dlatego, że żyjąc w ciągłym biegu po prostu nie miałem na to czasu. Teraz jednak miałem na to całkiem dużo wolnego czasu. Nie wiedziałem, czy przed śmiercią będę cierpiał, czy może umrę naturalnie. Nie czułem teraz nic. Ogromny ból w lewej nodze zniknął gdzieś w oddali. W tej chwili, pierwszy raz od bardzo dawna, byłem.... szczęśliwy? Tak, to w stu procentach było szczęście. Teraz nie widziałem już ciemności tylko biały pokój wypełniony nicością. Potem zaczęły pojawiać się podobizny ludzi, których widziałem choć raz w życiu. Pojawiały się kolejno. Na samym końcu była Laura. W jej oczach widziałem żal i smutek. Nagle usłyszałem głos mówiący "Zajrzyj w głąb siebie, a zobaczysz kogo kochasz całym swoim sercem." Zdziwiło mnie to, ale pomyślałem, że zacznę nad tym rozmyślać gdy będę miał na to czas. W tej chwili ani w najbliższej przyszłości nie chciałem żegnać się z moim może samotnym, ale prawie szczęśliwym życiem.
*Oczami Laury.*
Siedziałam smutna w szpitalu przez 10 minut. Musiałam się komuś wyżalić, więc niezwłocznie zadzwoniłam do Vanessy. - Van, przyjedź do szpitala, proszę. - Powiedziałam jak tylko odebrała połączenie.
- A co się stało? - Odpowiedziała ze strachem w głosie.
- Ross.. on... miał wypadek. Błagam, zadzwoń też do jego rodzeństwa. Powinni o tym wiedzieć, bo ja nie dam rady. - Mówiłam ze łzami w oczach.
- O boże, za chwilę będę. - Tak jak moja siostra powiedziała, tak też zrobiła. Już po kilku minutach była w szpitalu i próbowała mnie pocieszyć. - Dzwoniłam do jego rodziny, postarają się być jak najszybciej, ale powiedz lepiej jak się czujesz.
- Fatalnie, Ross leży teraz na sali i jest operowany, a ja nic nie mogę zrobić. To wszystko moja wina.
- Laura, nie obwiniaj się, bo to nie ty zawiniłaś.
- A właśnie, że ja. Gdybym nie była egoistką to on nie wpadłby pod ten samochód.
- Laura, nawet tak nie mów..... Wiesz co myślę? - Pokiwałam przecząco głową. - Myślę, że to nie dlatego się smucisz, czujesz coś do niego i przyznaj to w końcu. Cierpisz, bo nie możesz być przy nim i powiedzieć mu co do niego czujesz.
- Nessa, ile razy ma ci mówić, że nic poza przyjaźnią do niego nie czuję? - Po tych słowach wstałam z krzesła i podeszłam do okna od sali, w której operowali właśnie Rossa. Spojrzałam na jego twarz. Pierwszy raz odkąd go znam wydawał się być taki bezbronny. Macie czasem tak, że całe życie wydaje wam się, że kogoś kochacie, a tak naprawdę, prawdziwa i jedyna miłość jest na wyciągnięcie ręki? Trzeba ją tylko umieć i chcieć dostrzec. Ja właśnie w tej chwili tak się czułam. Zdałam sobie sprawę z jednej, ale bardzo ważnej dla mnie rzeczy, iż ja Laura Marano oficjalnie przyznaję, że kocham Rossa Lyncha całym swoim sercem. Popełniłam największy błąd w moim życiu gdy nie zerwałam z Avanem pomimo tego, iż zakochałam się w Rossie. Nigdy sobie nie wybaczę jeśli Ross z tego nie wyjdzie. Więc jednak Vanessa miała rację, ja od zawsze kocham Rossa, a gdy wydawało mi się, że kocham Avana to było to tylko zwykłe jedno chwilowe zauroczenie. Nagle poczułam, że moje serce na nowo zapełnia się miłością, którą darzę tylko jedną osobę, Rossa. Czułam się świetnie i uśmiechnęłam się sama do siebie. Muszę mu to powiedzieć jak tylko wyjdzie z tego wszystkiego. Mam nadzieję, że mi wybaczy to, że nie wspierałam go gdy był w potrzebie. Nagle zobaczyłam w szybie odbicie podobizny mojej siostry. Teraz już wiedziałam co mam zrobić. - Od początku miałaś rację. Dopiero teraz to zauważyłam. - Powiedziałam cicho tak żeby usłyszała to tylko moja siostra.
- Miałam rację w jakiej sprawie? - Odwróciłam się do niej przodem i powiedziałam z pełnym przekonaniem.
- Masz rację, że zakochałam się w Rossie. Dopiero teraz zauważyłam fakt, iż przez cały ten czas miałaś rację.
- Laura tak się cieszę, że w końcu do tego doszłaś, chodź tu. - Przytuliła mnie, a ja odwzajemniłam jej gest. Po jakiś 10 minutach w szpitalu dało się zauważyć rodzeństwo Rossa i Ellingtona. Siedziałam na fotelu rozpromieniona jak nigdy, więc nic dziwnego, że każdy kto mnie mijał, dziwnie na mnie patrzył. W końcu Rydel zapytała.
- Laura co się stało, że jesteś taka rozpromieniona?
- To miłość tak na nią działa. - Powiedziała za mnie Vanessa.
- Serio Laura?
- Tak. Pierwszy raz w życiu zakochałam się naprawdę w kimś komu ufam i kimś kto nigdy mnie nie opuścił, chociaż ja opuściłam jego. Jestem szczęśliwa z tego powodu. - Wszyscy spojrzeli po sobie porozumiewawczo jakby wiedzieli o kim w tej chwili mówię.
- Musisz mu powiedzieć. - Powiedział Riker.
- Tak. Ross musi o tym wiedzieć. - Dodał Rocky i zaczął chichotać.
- A skąd wiecie, że to o niego chodzi?
- Bo wiedzieliśmy, że ten dzień prędzej czy później nadejdzie. - Wyjaśniła Rydel po czym szczęśliwa mnie przytuliła.
- Aha. - Potem siedzieliśmy w ciszy, aż do momentu przyjścia lekarza. - Panie doktorze, co z nim? - Zapytałam, jednak to co wszyscy usłyszeliśmy nie było w cale miłe.
*W następnym rozdziale.*
Ross nadal jest w szpitalu, ale nie jest z nim najlepiej. Laura jest przy nim cały czas wspierając go w tym ciężkim dla niego okresie.
******
Ta da, jest rozdział dodany przedpremierowo, a to dlatego, że nie poszłam dziś do szkoły i nie wiem czy jutro będę miała czas. Spodziewaliście się takiego obrotu akcji? Od razu wam mówię, że to jeszcze nie koniec nieszczęść Rossa, drugie będzie jeszcze gorsze, wierzcie mi. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba.
P.S. Mam do was małe pytanie, czy chcielibyście, aby był tak jakby drugi sezon mojego opowiadania? Byłby to ciąg dalszy. Odpowiedzi piszcie w komach.
SUUUPPPPERR CZEAM Z CIERPLIWOŚCIĄ NA NEXT . Mam nadzieje że Ross szybko wyjdzie z szpitala ! i bedzie z Laura <3. kiedy next ? ;***
OdpowiedzUsuńJasne, że chcemy żeby był jakby 2 sezon
OdpowiedzUsuńBoże, Ty chcesz go zabić? O_o xd Błagam niech on wyzdrowieje i wybaczy Laurze i pokocha ją <33
OdpowiedzUsuńI tak zrób drugi sezon :)
Nie zabijaj Rossa O_____O
OdpowiedzUsuńno i oczywiście, że zrób drugi sezon, też pytanie xD
Czekam na kolejny <3
Zajebisty. < 3
OdpowiedzUsuńJuż się boję co takiego wymyśliłaś. O.O
Czekam na Następny Rozdział!
Świetny76 rozdział.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że chcemy drugi sezon.
Czekam na next.
Pozdro-Crystal
Boski rozdział.
OdpowiedzUsuńMusisz zrobić 2 sezon.
Kiedy next?
WOW super! Ja chce 2 sezon!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Sorry, że nie dodałam koma na poprzednm rozdziale:( nie chciało mi się go oisać bo byłam na tablecie, a na nim jest głupio poprzestawiana klawiatura. Fajnie by było gdyby był 2 sezon a nawet żeby było ich milion...
OdpowiedzUsuńaaaa! nie rob nic Rossowi! jesli mu cos zrobisz to Cie znaje i pozalujezz ;D a co do rozdzialu to super!
OdpowiedzUsuńz tb się zgodzę. Nic mu nie rób!!!!!
UsuńRozdział jest cudowny. Popłakałam się. Błagam Cię niech Ross z tego wyjdzie, a co do 2 sezonu to oczywiście, że chcę!
OdpowiedzUsuńzajebisty!!!!!!!normalnie jak lukłam że jest nowy rozdział to od razu się uśmiechnęłam
OdpowiedzUsuńsUPER ALE NIE RÓB KRZYWDY ROSOWI :)
OdpowiedzUsuńJeju boje sie po tym co napisalas. Jeszcze wieksza krzywda?? Jak mozesz byc taka okrutna??!!:)
OdpowiedzUsuńDawaj nastepny!!!!!
To nieprawda? Tak czy siak jak czytam o tych ich pocałunkach to normalnie...
OdpowiedzUsuń2 SEZON OPOWIADANIA BYŁOBY ŚWIETNIE
OdpowiedzUsuńchcemy 2 sezon !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaaaaaa jezuuu ;-; potrafisz sprawić bym płakała XD ;-;;-;-;-;-;-;--;
OdpowiedzUsuńBoskie są twoje rozdziały. A tak przy okazji... uwielbiam tą piosenkę! Wszystko to jest super.
OdpowiedzUsuń